Damian od zawsze był moim oczkiem w głowie. Justyna miała lepszy kontakt z Marianem. Taka córeczka tatusia była z niej. To do ojca zwracała się z problemami i z nim siedziała nad sklejaniem samolotów. Dla mnie to było zupełnie niezrozumiałe. Tylko po całym domu walały się jakieś kartonowe kawałki, naklejki, śmigła z żywicy, kleje i inne ustrojstwo. Jednym słowem: bałagan, ale cóż. Na hobby męża człowiek nic nie poradzi.
Zresztą nie chciałam pozbawiać go zajęcia. W końcu to lepiej, gdy chłop siedzi w domu i namiętnie składa maszyny bojowe z czasów II wojny światowej, niż gdyby miał biegać po barach i nie daj Boże jeszcze mnie zdradzać.
Justyna z wyglądu była bardzo podobna do naszej rodziny. Też niewysoka, z zielonymi oczami i burzą ciemnych loków. Wypisz wymaluj: moja świętej pamięci mamusia z czasów młodości. W naszym rodzinnym albumie jest zdjęcie, na którym trudno byłoby odróżnić młodą babcię od wnuczki.
Damian jest bardziej podobny do rodziny Mariana. Wysoki brunet z niebieskimi oczami i muskularną sylwetką wyróżnia się na plus. Z tego mojego synka wyrósł prawdziwy przystojniak – o ile w ogóle matce pasuje tak się wyrażać o własnym dziecku.
Damian już w liceum miał powodzenie
W każdym razie zawsze to właśnie z nim miałam dobry kontakt. Często przybiegał do mnie ze swoimi szkolnymi problemami. To mnie prosił o zakup modnych butów, fajnej czapki czy wymarzonej kurtki. Później do mnie zwracał się z pytaniem o pieniądze na pizzę czy wyjście do kina.
– Mamuś, chciałbym zaprosić Kamę do tej nowej knajpki przy rynku. Ponoć podają tam świetną pizzę wegetariańską, a ona nie je mięsa – już na początku liceum robił do mnie te swoje słodkie oczka, a ja bez ociągania wyjmowałam z portfela pięćdziesiąt czy nawet sto złotych i wręczałam synkowi.
– Pewnie, o kobietę trzeba dbać. Dobrze, że z ciebie taki dżentelmen wyrasta – śmiałam się, bo tych randek moje dziecko miało coraz więcej.
W czasach szkolnych Damian spotykał się na poważnie bodaj z czterema dziewczynami. Przynajmniej tyle mi przedstawił. O tym, że i inne koleżanki z klasy robiły do niego maślane oczy, doskonale wiedziałam od nauczycielki matematyki. Danusia to moja kuzynka, która dyskretnie nadzorowała chłopaka.
– Ten wasz Damianek nie może opędzić się od dziewczyn. Sama ostatnio słyszałam, że na korytarzu nazywały go niezłym ciachem – Danka doskonale znała styl życia i odzywki młodzieży, których na co dzień bywała świadkiem.
Jasne, przy nauczycielach dzieciaki nie mówiły wszystkiego, ale nie dało się nie podsłuchać tego i owego. Moje dziecko miało duże powodzenie i byłam przekonana, że kiedyś przyprowadzi do domu prawdziwą piękność. Byłam pewna, że przyszła synowa będzie nie byle kim.
– Ta Aśka od Nowaków to do pięt Damiankowi nie dorasta. Ja nie wiem, co ten chłopak w niej widzi? Taka zaokrąglona i do tego ten zadarty nos. Nie chcę, żeby moje wnuki wdały się w jej rodzinę – doskonale pamiętam, jak niegdyś biadoliłam Dance.
– Bożenka, daj spokój. Przecież to tylko młodzieńcze zauroczenie. W przyszłym roku chłopak pójdzie na studia, pozna nowe dziewczyny i zapomni o koleżance ze szkolnej ławki – kuzynka była dobrej myśli. – A tak w ogóle, to ty lepiej jeszcze nie wspominaj o wnukach, żebyś nie zapeszyła. Chcesz już być babcią? – puściła do mnie oko, a ja uświadomiłam sobie, żeby rzeczywiście jakaś dziewucha nie zaszła w ciążę.
Wcale nie miałam jeszcze ochoty na bawienie maluchów. Ledwie przekroczyłam czterdziestkę i sama czułam się całkiem młoda. Po wyjeździe Damiana i Justyny na studia planowałam przeżywać drugą młodość z mężem, a nie niańczyć wnuki.
Syn wrócił po studiach do domu
I tak mijały kolejne lata. Dzieciaki wyjechały na studia, ja zapisałam się na zajęcia z tańca i odkryłam nowe hobby. Dużo czasu zaczęliśmy spędzać z Marianem. Wreszcie mieliśmy czas dla siebie. Na wyjścia do restauracji, kina czy teatru, spotkania ze znajomymi, basen, podróże. Czyli na wszystko to, na co kiedyś zwyczajnie brakowało nam doby w codziennym pośpiechu. Kto miał małe dzieci w domu, doskonale wie, o czym mówię.
Justyna po studiach wyjechała do Niemiec, gdzie zaczęła pracę jako pielęgniarka. Poznała też przyszłego męża. Hubert jest Polakiem, ale na razie nie planują powrotu do kraju. Jedyną wnuczkę widuję więc od święta.
Tymczasem Damian przez kolejne lata wcale nie myślał o ustatkowaniu się. Po studiach wrócił do domu i zaczął pracę w pobliskiej szkole jako nauczyciel WF-u. Z czasem jednak zrezygnował z nauczania i założył sklep ze sprzętem sportowym.
– Lubię dzieciaki, ale w budżetówce to nie są pieniądze. W szkole nigdy się nie dorobię – tłumaczył.
Naprawdę biznes mu się udał. Teraz oprócz sklepu w naszym mieście, prowadzi też sprzedaż przez internet. Dokładnie nie interesuję się jego zarobkami, ale wiem, że zaopatrują siłownie, kluby fitness i inne placówki w sprzęt, akcesoria i odzież.
Z odłożonych pieniędzy udało mu się przeprowadzić generalny remont naszego rodzinnego domu. Zrobił dobudówkę, zaadoptował też poddasze, tworząc oddzielne mieszkanie.
Marzyłam o pięknej synowej i wnukach
– No, teraz to już bym chciała wnuka – powiedziałam kiedyś podczas spotkania z Danką. – Pamiętasz, jak przed laty śmiałyśmy się, że jeszcze nie dorosłam do bycia babcią?
– Pewnie, że pamiętam. To było przed studniówką naszego Damianka. Ile to już lat minęło?
– Dwanaście – miałam to dobrze wyliczone. – Już najwyższy czas, żeby syn przyprowadził mi do domu śliczną synową. Za rok przechodzę na emeryturę, będę mieć czas pomóc przy wnukach. A on tylko ta praca i praca. Dawniej tyle dziewczyn się wokół niego kręciło. Aż się bałam, żeby któraś go nie upolowała za wcześniej. A tu trzydziestka na karku, a o żonie ani widu, ani słychu.
Słowa te wypowiedziałam chyba w niedobrą porę. Minęło bowiem zaledwie kilka dni, gdy Damian zapytał, czy w przyszłą niedzielę może kogoś zaprosić na obiad.
– To jakaś kobieta? Dawno się spotykacie? To coś poważnego? – zasypałam go pytaniami.
– Jakiś czas – uśmiechnął się tajemniczo.
– To dlaczego my z ojcem jeszcze jej nie poznaliśmy? A skąd ją znasz? – próbowałam podpytać, ale milczał jak grób.
W końcu udało mi się wyciągnąć z niego, że to jedna z klientek zamawiających u niego sprzęt do siłowni.
– Karolina prowadzi zajęcia fitness – wydusił.
Bardzo się ucieszyłam. Skoro to trenerka, to na pewno świetnie dogadają się z moim synem, który od dziecka kochał ruch i miał niemal hopla na punkcie sportu. Istniała duża szansa, że to coś poważniejszego i niedługo będę szykować się na ich wesele.
Przyprowadził do domu babę po 50.
Ależ się myliłam, snując wizje wiotkiej sportsmenki z wyrzeźbioną figurą i młodzieńczym entuzjazmem. Okazało się bowiem, że Karolina w ogóle nie przypomina dziewczyny z mojej wizji. Ba, jaka tam z niej dziewczyna. Syn przyprowadził do domu babę niemal w moim wieku. Owszem, jest smukła i zadbana, bo dużo ćwiczy, ale po twarzy doskonale widać, że to na pewno nie rówieśniczka Damiana.
Jakoś przetrzymałam ten niedzielny obiad. Od razu miałam ochotę zapytać się tego babska, ile ma lat, ale ostrzegawcze spojrzenia syna i męża mówiły, że na pewno obaj się na mnie obrażą, gdy zacznę awanturę. Rozmowa przy rosole, ziemniakach i schabowym w ogóle się nie kleiła. Do tego Karolina odmówiła deseru.
– Dziękuję, proszę pani, ale nie jem w ogóle cukru – powiedziała, gdy podałam moją popisową szarlotkę z bitą śmietaną.
Myślałby kto, że to studentka, która musi dbać o figurę. Też mi coś. I do tego jeszcze to jej „proszę pani”. Zupełnie jakby była nastolatką, którą mój syn przyprowadził na pierwsze spotkanie z przyszłymi teściami.
Dopiero, gdy Damian pojechał ją odwieźć, wybuchnęłam:
– Co ten chłopak sobie wyobraża? Co to w ogóle ma być? Skąd on wytrzasnął to babsko? – syczałam.
– Hmm, no zdaje się, że ta Karolina jest trochę starsza od niego – Marian, jak zwykle, starał się być zachowawczy.
– Trochę?! Przecież to moja rówieśniczka! – wykrzyczałam.
– Oj tam, nie przesadzaj – mąż zbagatelizował sprawę i nałożył sobie na talerzyk kolejną porcję szarlotki.
Do wieczora mnie wprost nosiło i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Syn doskonale przewidział moją reakcję, bo tego dnia w ogóle nie pojawił się w domu.
– Zobacz, Marian, został na noc u tego babska. Co ludzie powiedzą?
– A co mają powiedzieć? Przecież on skończył trzydzieści lat, nie jest nastolatkiem, który musi zgłaszać się w domu przed północą.
No i co się okazało? Ta Karolina ma pięćdziesiąt pięć lat. Tylko cztery mniej ode mnie. Owszem, pracuje na dużej siłowni, gdzie prowadzi zajęcia z fitness. Ale to jest aerobik i coś tam jeszcze dla seniorów. Trudno, żeby sześćdziesięciolatka ćwiczyła z młodymi. Sama doskonale widzę, że nie dotrzymuję im tempa.
Sąsiedzi już się z niego śmieją
A on udaje, że wszystko jest w porządku. Co temu mojemu synowi strzeliło do głowy? Młody, przystojny mężczyzna z ułożonym życiem zawodowym wziął się za starą babę. Zamiast poznać jakąś młodą dziewczynę, wziąć ślub i mieć dzieci, on twierdzi, że jest szczęśliwy z Karolą i na pewno jej nie zostawi.
Sąsiedzi już się z nas podśmiewają, bo młodzi ze swoim uczuciem się nie kryją. Tfu, młodzi, też mi coś. Taka z nich młoda para jak ze mnie królowa angielska. Nie mam pojęcia, co dalej robić. Pokłóciłam się z Damianem i zagroziłam, że więcej się do niego nie odezwę jak nie zostawi tej starej baby. To jednak nic nie dało. Zebrał swoje rzeczy i na razie przeniósł się do tej Karoliny.
Pozostaje mi jedynie wierzyć, że opatrzność nad nami czuwa i nie pozwoli, żeby moje dziecko szło na zmarnowanie. Może sam zauważy, że ta baba jest nie dla niego i się z nią rozstanie? Taką mam nadzieję, bo żadne rozsądne argumenty do niego nie trafiają.
Bożena, 59 lat
Czytaj także:
„Ojciec po śmierci mamy przygruchał sobie nową panienkę. Myślała, że złapała faceta z kasą, ale okrutnie się pomyliła”
„Przyszła teściowa złożyła mi propozycję nie do odrzucenia. Myślałam, że mnie testuje przed ślubem, ale myliłam się”
„Kolega zdradzał swoją żonę, a ja byłem w niej zakochany po uszy. Zamiast na lojalność, postawiłem na siebie”