„Robiłam karierę w korporacji. Zasuwałam non stop, aż w końcu klapki spadły mi z oczu i się zwolniłam”

kobieta z korporacji fot. Getty Images, Iparraguirre Recio
„Miałam służbowego notebooka, bo maile od szefa przychodziły nawet po północy, a także telefon, którego nie mogłam nigdy wyłączyć oraz świetne ciuchy kupowane online, bo nie miałam kiedy chodzić po sklepach. Czułam się dumna”.
/ 11.06.2024 13:15
kobieta z korporacji fot. Getty Images, Iparraguirre Recio

Gdy pojawiłam się na świecie 30 lat temu, mama i tata mieli już ułożony szczegółowy plan na moje dalsze losy: edukacja, kariera zawodowa, wspaniały mąż, liczna rodzina. Życie pełne radości i harmonii. W naszej rodzinnej miejscowości nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że mogłabym zamieszkać gdziekolwiek indziej. Moi bliscy od wielu pokoleń byli związani z tym zakątkiem.

Chciałam studiować

Jakieś piętnaście lat temu moi rodzice zaczęli w końcu pojmować, że z tych wszystkich wspaniałych zamiarów może nic nie wyjść. W naszych stronach likwidowano po kolei fabryki i zakłady, sporo osób straciło źródło utrzymania. Mieszkańców ubywało – młodzież uciekała do większych miejscowości, żeby szukać lepszego jutra.

Ja również miałam ochotę stamtąd wyjechać. Nieważne, jakim kosztem. Gdzieś tam był ogromny świat: modne butiki, dyskoteki, kina… Można było też znaleźć „czystą” robotę na osiem godzin dziennie.

U nas nie było lekko. Panie z koła gospodyń wiejskich raz na jakiś czas organizowały potańcówki w starej remizie. A poza tym harówa od rana do wieczora w polu. Wszędzie tylko syf, błoto i ubóstwo.

Skończyłam liceum ekonomiczne i zdecydowałam się pójść na studia. O dziennych mogłam jednak tylko pomarzyć. Rodzice nie mieli pieniędzy na opłacenie mi akademika czy danie kieszonkowego. Żeby dalej się edukować, musiałam znaleźć jakieś zajęcie. Rozpytywałam ludzi, szukałam i w końcu coś się trafiło.

Ciężko pracowałam

Udało mi się znaleźć pracę w zakładzie przetwórstwa owoców i warzyw. Ogarnęła mnie euforia, ponieważ miałam nadzieję, że zarobione pieniądze pozwolą mi sfinansować naukę w niepublicznej szkole wyższej w stolicy. Liczyłam też, że uda mi się zgromadzić jakieś oszczędności. Zdecydowałam się na studia z marketingu i zarządzania, bo w tamtym czasie panowało przekonanie, że to kierunek z perspektywami.

Zasuwałam jak mrówka. Nieraz po kilkanaście godzin na dobę. Wkładałam korniszony i papryki do słoików, obierałam i siekałam jabłka na mus do ciast. Od sterczenia przy taśmie odpadały mi nogi, a od soku z jabłek skóra na rękach się marszczyła.

Bywały takie dni, że nie mogłam się nawet wyprostować. Ręce mi puchły i okropnie swędziały, ale nie narzekałam, tylko zaciskałam zęby i robiłam swoje. Ciągle sobie powtarzałam, że bez tych pieniędzy, które co miesiąc dostaję, nie będę w stanie kontynuować nauki.

Co drugi weekend wsiadałam w autobus i jechałam na zajęcia. Piątek, sobota i niedziela to był dla mnie relaks. Siedziałam na wygodnym krzesełku, a moim jedynym zadaniem było uważać, notować i jak najwięcej zapamiętać. W porównaniu z tym, co musiałam robić w pracy i w domu, to był istny raj!

Po udanej obronie magisterki zdecydowałam, że czas na poważne zmiany. Przeprowadzka do stolicy, tym razem na dobre. Kiedy tylko wspomniałam o tym mamie, zaniemówiła z zaskoczenia.

Twardo obstawałam przy swoim

– Kochanie, co ci strzeliło do głowy? Przepadniesz w wielkim mieście, wśród ludzi, których nie znasz. Zostań z nami! Na pewno znajdziesz jakieś zatrudnienie na miejscu – próbowała mnie przekonać.

– Mamuś, wyjazd to jedyne wyjście. W naszym miasteczku nie mam perspektyw na przyszłość – odpowiedziałam stanowczo.

Popatrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.

– Nie zapomnij, że w każdej chwili możesz tu wrócić, gdyby było ci ciężko – powiedziała cicho, ale ja wiedziałam, że nie mam zamiaru tego zrobić.

W stolicy zamieszkałam razem z Kasią, dziewczyną z pobliskiej miejscowości. Ona już wiedziała, jak sobie radzić w warszawskich realiach.

– Nie daj się zwieść historiom o kosmicznych pensjach i masie wolnych etatów, które tylko czekają na kogoś takiego jak my. To bajki. Potrzebna ci będzie ogromna cierpliwość – ostrzegała mnie.

Trudno było mi uwierzyć w jej słowa. Miałam przeświadczenie, że przyszłość rysuje się w jasnych barwach, a los lada moment da mi możliwość, by się rozwijać. Niebawem okazało się jednak, że Kasia mówiła prawdę. Rozesłałam masę CV. Bez rezultatu. Wszyscy powtarzali jak mantrę: „Brak pani doświadczenia, jest pani zbyt młoda”.

Robiłam, co się dało

Pracowałam jako sprzątaczka, opiekunka do psów i niańka. Niestety, kasa, którą dostawałam, ledwo pokrywała rachunki i opłaty za studia. A co z resztą wydatków? Moje zaskórniaki znikały w mgnieniu oka. Z każdym dniem czułam się bardziej sfrustrowana i zniechęcona.

Podjęłam decyzję o wyjeździe z powrotem do rodzinnego miasta. Właśnie w momencie, gdy zamykałam walizkę, niespodziewanie usłyszałam, że istnieje możliwość ubiegania się o posadę w międzynarodowej korporacji. Przedsiębiorstwo prężnie się rozrastało i poszukiwało osób pełnych zapału, na początku kariery zawodowej.

– Na pewno ci się uda! – Kaśka nie kryła entuzjazmu.

Machnęłam jedynie dłonią, nawet nie planując udać się na rozmowę o pracę. Obawiałam się następnego zawodu, kolejnej klęski.

– Oszalałaś? Po co tyrałaś w zakładzie przetwórczym, po jakiego grzyba się uczyłaś? Żeby teraz się załamać? – irytowała się.

– Niestety nie podołam… Brakuje mi już energii… – odparłam wzdychając.

– Opowiadasz głupoty! Daj spokój z tym ciągłym użalaniem się. Ostrzegałam cię, że to nie będzie bułka z masłem. Jak sama sobie nie zaufasz, to nic z tego nie wyjdzie. Jesteś zaradna i bystra. Idź tam i zrób na nich wrażenie – przekonywała z zapałem.

W końcu mi się udało

Jej słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Zebrałam się w sobie i wyprostowałam dumnie. Na spotkanie maszerowałam z pełną determinacją. „Dam radę, teraz na sto procent mi się powiedzie” – powtarzałam w myślach przez całą drogę.

Udało mi się zdobyć tę robotę. Gdy tylko się o tym dowiedziałam, poczułam niesamowitą radość i satysfakcję. Byłam przeszczęśliwa, że los dał mi taką niepowtarzalną okazję. Wtedy też złożyłam sobie obietnicę, że za żadne skarby jej nie zaprzepaszczę.

Od samego początku w nowej pracy było ciężko. Zero taryfy ulgowej dla nowicjuszy! Niedługo po tym, jak zaczęłam, załapałam, że liczenie na siebie to podstawa, a koleżanki z pracy raczej mi nie pomogą. W tej firmie chodziło głównie o utrzymanie posady i wspinanie się po szczeblach kariery.

Musiałam nauczyć się zasad

Dziewczyny niby były dla mnie miłe, ale za moimi plecami obgadywały mnie. Jedynie Magda taka nie była. Nigdy nie zadzierała nosa. Pracowała tu już jakieś trzy lata i wszystkich dobrze znała.

– Gdyby pojawiły się jakieś niejasności, dawaj znać natychmiast. Postaram się pomóc – zadeklarowała po paru dniach.

Szybko się ze sobą zżyłyśmy. Zawsze mogłam liczyć na jej rady, a co istotne, ostrzegała mnie, kiedy chciałam postąpić niezgodnie z regułami. Na początku mojej kariery wyłączyłam komputer o siedemnastej i szykowałam się do wyjścia.

– Dokąd ty idziesz? Wracaj tu zaraz i odpalaj komputer – warknęła w moim kierunku.

– Co? Ale już po godzinach – odparłam zaskoczona, wskazując na zegarek.

– Dopóki szef nie wyjdzie, to jeszcze nie koniec roboty – stwierdziła.

Byłam z siebie dumna

Nigdy więcej nie zrobiłam podobnej omyłki. Kiedy minęło parę miesięcy, przestałam zwracać uwagę na to, ile czasu spędzam w biurze i jak często biorę dokumenty ze sobą do mieszkania.

Byłam dumna, że ja, dziewczyna z małej miejscowości, pracuję jak prawdziwa Europejka. Miałam służbowego notebooka, bo maile od szefa przychodziły nawet po północy, a także telefon, którego nie mogłam nigdy wyłączyć oraz świetne ciuchy kupowane online, bo nie miałam kiedy chodzić po sklepach. 

Dzięki wsparciu Magdy poznawałam tajniki radzenia sobie w trudnych sytuacjach, zyskiwałam coraz większą wiarę w siebie, zdobywałam nowe doświadczenia i… stopniowo traciłam z oczu fakt, że poza pracą jest jeszcze zwyczajne życie.

Brakowało mi czasu na relaksujący spacer po parku czy drobne przyjemności. Zamiast wybrać się do kina, zasiadałam przed komputerem, by zaplanować zadania na kolejny dzień. Kiedy zaczynałam podupadać na zdrowiu, łykałam garściami lekarstwa i na pół przytomna stawiałam się w biurze. Pędziłam jak chomik w kołowrotku, będąc przekonaną, że tak właśnie trzeba i że to jedyna właściwa ścieżka.

To mnie obudziło

Zaprosiłam Magdę do knajpki w pobliżu, żeby coś przekąsić. Niepokoiłam się o jej stan. Od paru dni zauważyłam u niej pewne zmiany. Gubiła się we własnych słowach, unikała rozmowy ze mną. Podczas tego lunchu zdecydowałam się ją przycisnąć i dowiedzieć, o co chodzi.

– Pokłóciłam się z Jackiem. Pewnie to koniec – wyznała mi.

– Serio? A o co poszło? – byłam w szoku.

Miałam okazję poznać faceta Magdy i doskonale zdawałam sobie sprawę, że dla niego liczyła się tylko ona.

– To w zasadzie moja wina… – zaczęła swoją historię. – Pamiętasz, jak jechałam do Wrocławia na tę prezentację? Siedziałam przez dwa tygodnie z nosem w komputerze, nigdzie nie wychodziłam, żeby wypaść jak najlepiej. Jacek ciągle do mnie wydzwaniał, próbował wyciągnąć na kawę czy gdziekolwiek, ale ja nie miałam czasu. W końcu przestałam od niego odbierać telefony. Irytowało mnie, że zawraca mi głowę, kiedy ja mam tyle roboty. No i przestał się w końcu odzywać. Okazało się, że w tym czasie zmarła jego mama.

– O rany, strasznie mi przykro z tego powodu – westchnęłam.

– A mnie przy nim nie było. Nie poszłam z nim na pogrzeb, nie powiedziałam mu nawet, że mu współczuję. Byłam totalnie zajęta swoją pracą. Co więcej, poczułam nawet radość, jak przestał się odzywać. Wreszcie miałam czas, żeby dokończyć prezentację.

– Czy ty słyszysz samą siebie? – byłam kompletnie zaskoczona, że tak szybko otrząsnęła się po tej stracie. Ba, nawet ją to cieszy!

– No więc posprzeczaliśmy się z Jackiem. Ale przecież nie ma tu miejsca na sentymenty. Takie jest życie!

Po naszej rozmowie nie zmrużyłam oka przez całą noc. Sporo rozmyślałam o słowach Magdy. A kolejnego dnia poszłam do szefa i zakomunikowałam, że się zwalniam. Nie mam zamiaru być jak ona. I to wszystko dla jakiegoś durnego awansu. Nie opłaca się…

Ula, 28 lat

Czytaj także:
„Pracowałam w luksusowym hotelu za granicą. Bogaci goście chętnie dawali napiwki, ale walczyli o każdego kotleta”
„Żona namówiła mnie na wyjazd do pracy za granicę. Wróciłem z portfelem wypchanym kasą, ale do pustego łóżka”
„Wstydzę się, że mamy mizerne pensje, a dzieci jedzą najtańsze parówki. Nie tak miało wyglądać moje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA