Aneta powtarzała, że pracując w Polsce, nigdy nie pozbędziemy się długów. Nie chciałem jechać do pracy za granicę, ale w końcu musiałem przyznać, że nie mamy innego wyjścia. Nasza sytuacja była opłakana, a nie uśmiechało mi się łatać zobowiązań kolejnymi kredytami. Co innego mogłem zrobić? Pojechałem i zarobiłem, ale przy okazji straciłem coś cenniejszego od pieniędzy.
Nie chciałem jechać
– Krzysiek, to świetny pomysł – starała się mnie przekonać. – Przecież siedząc tutaj na czterech literach i zarabiając marne grosze, nigdy nie wyjdziemy z tej spirali długów. A ja mam już dosyć dorabiania po godzinach w osiedlowym sklepie i użerania się z pijaczkami, którzy próbują wziąć mnie na litość i dostać coś na zeszyt.
– Tam też będziemy tyrać za marne grosze. Przecież to wyzyskiwacze. Gdyby dobrze płacili, nie musieliby szukać chętnych do zbierania truskawek wśród Polaków.
– Nie masz racji, kochany. Jeżeli już, to tam będziemy zarabiać marne eurocenty, które w Polsce są warte o wiele więcej, zwłaszcza przy obecnym kursie. Wszystko już sobie obliczyłam. Posiedzimy w Belgii przez trzy miesiące, a po powrocie będziemy w stanie spłacić większość naszego zadłużenia.
Ja nie byłem takim optymistą jak żona i miałem swoje argumenty.
Każdy miał swoje zdanie
– A pomyślałaś, co będzie, gdy wrócimy? Przecież oboje będziemy musieli rzucić pracę, więc zanim znajdziemy coś nowego, znów narobimy sobie długów.
– Nie musimy rzucać pracy. Rozmawiałam z Ewą. Bez problemu da mi bezpłatny urlop na czas wyjazdu. Ty też pogadaj z szefem. Jestem pewna, że jeżeli szczerze powiesz mu jaką mamy sytuację, zgodzi się na takie rozwiązanie.
– Dobrze, pomyślę o tym. Może być?
– Tylko nie ociągaj się z tym myśleniem, bo najdalej za trzy dni musimy dać wiążącą odpowiedź.
Naprawdę nie miałem ochoty na ten wyjazd. Wielu moich kolegów jeździło na saksy, więc z pierwszej ręki wiedziałem, co dzieje się w takich miejscach, jak to, do którego mieliśmy się udać. Bądźmy szczerzy, nasi rodacy nie znają umiaru. W wolnym czasie, zamiast odpoczywać ochoczo oddają się pijaństwu i awanturom, a gdy zgasną światła, baraki pracownicze podobno zmieniają się w Sodomę i Gomorę.
Nasłuchałem się też o warunkach, jakie zapewniają pracodawcy. Dla nich niewiele różnimy się od żywego inwentarza. Dadzą nam dach nad głową i zapleśniałe łóżko. Tak mielibyśmy mieszkać przez trzy miesiące?
Nie mieliśmy wyjścia
Z drugiej strony wiedziałem jednak, że to konieczne. Tonęliśmy w spirali długów i nie widzieliśmy innego wyjścia z tej sytuacji. To była moja wina. Jakieś trzy lata temu straciłem pracę i przez długi czas nie mogłem niczego znaleźć. Potrzeby nie malały, więc gdy zabrakło nam pieniędzy, zaczęliśmy pożyczać. Najpierw od rodziny i znajomych, a gdy nie byliśmy już w stanie oddawać w terminie, Aneta poszła do banku.
Najpierw wzięła jeden kredyt, później drugi. Raty rosły, więc propozycja konsultantki odnośnie konsolidacji z dodatkową gotówką na dowolny cel wydała się wyjątkowo kusząca. Kiedy dla banków staliśmy się niewypłacalnymi klientami, pozostały nam chwilówki. Pożyczkę łataliśmy pożyczką, aż w końcu znaleźliśmy się w opłakanej sytuacji.
Pracuję od półtora roku i jest lepiej niż bywało. Zobowiązania najczęściej regulujemy na czas, ale gdy wszystko zapłacimy, zostaje nam na chleb, pasztetową i najtańsze parówki. Nie możemy pozwolić sobie na żadną przyjemność. Dosłownie, bo już nie pamiętam, kiedy ostatnio kupiłem żonie jakiś drobiazg pod choinkę lub na urodziny. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy zabrałem ją do restauracji, nie wspominając już o wakacjach.
Zgodziłem się na wyjazd
Chcąc nie chcąc, musiałem się zgodzić. Poszedłem za radą Anety i zagrałem z szefem w otwarte karty. Powiedziałem wprost, że toniemy w długach i musimy na jakiś czas wyjechać. Zrobił to niezbyt chętnie, ale dał mi bezpłatny urlop.
– OK, zróbmy to – powiedziałem, gdy wróciłem z pracy.
– Cieszę się, że się zdecydowałeś – ulżyło jej. – Bo naprawdę nie chciałam jechać sama. W pojedynkę zarobiłabym dwa razy mniej, no i tęskniłabym za tobą.
– Pojechałabyś beze mnie?
– Gdybym musiała. Nie mogę siedzieć i biernie czekać na to, co będzie.
– Nadal nie jestem do końca przekonany do słuszności tej koncepcji, ale masz rację. Musimy coś zrobić, bo tak dłużej nie może być.
– Zobaczysz, trzy miesiące miną jak z bicza strzelił, a gdy wrócimy, odżyjemy.
Zarezerwowaliśmy bilety na autokar i kupiliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy. Nie było tego wiele. Głównie ubrania robocze i przeciwdeszczowe. Wyjechaliśmy trzy tygodnie później.
Warunki były fatalne
Gdy dotarliśmy na miejsce, przecierałem oczy z niedowierzania. Sporo nasłuchałem się o warunkach panujących za granicą, ale tego się nie spodziewałem. Mieliśmy mieszkać w starym kontenerze morskim zaadaptowanym do potrzeb noclegowych. Kuchnia znajdowała się w budynku głównym. Było w niej kilka lodówek i tylko dwie kuchenki, czyli jedna przypadała na kilkanaście osób. W koedukacyjnej łazience znajdowało się kilka toalet i kabin prysznicowych, utrzymanych w takim stanie, że szkoda gadać. „To tylko trzy miesiące” – pocieszałem się w myślach.
Nie miałem czasu narzekać, bo praca rozpoczynała się wcześnie rano i kończyła późnym popołudniem. I tak przez siedem dni w tygodniu. Miałem jednak sporo szczęścia. Zamiast do truskawek, zostałem przydzielony do prac gospodarczych, a to wiązało się z wyższą stawką. Odpowiadało mi to. W końcu właśnie po to był ten wyjazd – żeby zarobić i wrócić do Polski z pieniędzmi.
Kolega mnie przestrzegał
A towarzystwo? Cóż, pod tym względem było znacznie lepiej, niż się spodziewałem. Jasne, wśród nas nie zabrakło cwaniaczków, których ulubionym zajęciem było opróżnianie piwa na czas, ale większość osób była zupełnie normalna. Szczególnie polubiłem Piotrka, który był kimś w rodzaju mojego przełożonego. To prosty i szczery facet o wielkim sercu, a takich ludzi można dziś ze świecą szukać.
Pewnego dnia musieliśmy zająć się ustawianiem foliowych tuneli. Ja z Piotrkiem zacząłem z jednej strony, a dwóch pozostałych chłopaków ruszyło z drugiej.
– Skoro zostaliśmy sami – zaczął – to coś ci powiem. Tylko nie pogniewaj się na mnie, Krzysiu, że wtrącam nos w nieswoje sprawy.
– Na ciebie? W życiu! Mów, co ci leży na sercu.
– Moja żona i bratowa mówiły mi, że Łukaszek zaczaił się na twoją kobietę.
– Który Łukaszek?
– Ten blondynek figo-fago, co zjechał tu tydzień temu.
– Żartujesz? Ten małolat?
– Może i małolat, ale to pies na baby. Dziewczyny z truskawek gadają, że do każdej się przystawia, a najbardziej zawziął się na Anetę.
– E tam – zbyłem to machnięciem ręki. – Ufam żonie.
– Posłuchaj starszego i mądrzejszego. Od dwunastu lat tu przyjeżdżam i swoje już widziałem. Tutaj to niejedna rodzina się rozpadła. Ja nie wiem, jak to jest, ale ci, co zjeżdżają pierwszy raz, rozum w Polsce zostawiają. Myślą chyba, że tutaj im wszystko wolno i niczym nie napytają sobie biedy. Łyp na nią, Krzysiu. Żeby nie było tak, że do Polski wrócisz bez baby.
Piotrek miał rację
Przyznaję, słowa Piotrka trochę mnie zaniepokoiły, ale tylko na chwilę. Byłem przekonany, że Aneta nie przyprawi mi rogów. O ja naiwny! Dobrze, że nie położyłem za to ręki pod topór.
Powoli zbliżał się koniec naszego wyjazdu. To był deszczowy dzień. Lało jak z cebra, więc szef zlitował się nad ekipą od truskawek i pozwolił zejść im z pola. My jednak musieliśmy zrobić swoje, więc do naszego baraku wróciłem dopiero późnym popołudniem. Nie zastałem tam żony. Poszedłem do kuchni, ale tam też jej nie było.
– Nie wiesz, gdzie jest Aneta? – zapytałem Martę, dziewczynę, z którą pracowała.
– Chyba pojechała do sklepu – odpowiedziała niepewnym tonem, ale wtedy nie zwróciłem na to uwagi.
Przechodziłem obok baraku, w którym mieszkał Łukasz, ten bawidamek, przed którym ostrzegał mnie Piotrek. Ze środka dobiegł mnie śmiech Anety. Zapukałem i nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka. Zastałem ich leżących w łóżku. Nagich.
Nie miała wyrzutów sumienia
Zrobiłem dziką awanturę, aż zlecieli się wszyscy, którzy byli w pobliżu. Łukaszek śmiał mi się w twarz. To wyprowadziło mnie z równowagi. Musiałem zmazać mu ten uśmieszek z buźki. I zmazałem. Do końca życia zapamięta sobie, że nie tyka się cudzych żon.
Zaciągnąłem Anetę do baraku. Byłem wściekły, a jednocześnie chciało mi się ryczeć.
– Jak mogłaś przyprawić mi rogi?! – krzyczałem.
– Nie wiem. Po prostu stało się i już.
– I tylko tyle masz mi do powiedzenia?!
– A co jeszcze chcesz usłyszeć? Chciałam przespać się z nim i to zrobiłam.
– Pakuj się. Jutro stąd wyjeżdżamy.
– Ja zostaję – zaprotestowała.
– Mam w nosie, że zostały nam jeszcze dwa tygodnie. Wracamy do Polski wcześniej i nawet ze mną nie dyskutuj.
– Nie rozumiesz. Zostaję do końca sezonu. Rozmawiałam już o tym z szefem.
– Do końca sezonu? Chcesz tu siedzieć ze swoim gachem, tak?
– Mów co chcesz. I tak nie wracam z tobą.
– Więc może przyjedziesz chociaż na sprawę rozwodową?
– Może tak zrobię.
Została z kochankiem
Wróciłem do kraju sam. Aneta zadzwoniła do mnie trzy dni później. Gdy na wyświetlaczu zobaczyłem jej numer, myślałem, że zacznie błagać mnie o wybaczenie. Że przyzna się do błędu i powie, że wraca. Zamiast tego, powiedziała tylko, że uregulowała swoją część zobowiązań.
– Chcę być uczciwa wobec ciebie, więc wykonałam przelew.
– I co dalej? To już koniec?
– Krzysiek, nie wiem. Na razie zostaję tutaj. A jak wrócę... wtedy zobaczymy – dodała po dłuższej chwili milczenia.
– A wrócisz? Czy pojedziesz gdzieś z tym Łukaszkiem?
– Pa, Krzysiu. Dbaj o siebie – powiedziała i odłożyła słuchawkę.
Miałem przeczucie, że lepiej klepać starą biedę niż otwierać się na nową. Co z tego, że wróciłem z pieniędzmi, skoro nie ma przy mnie żony? Co mi po tym, że mogę spać spokojnie, skoro zasypiam sam, w pustym łóżku?
Krzysiek, 37 lat
Czytaj także: „Opiekowałam się kochankiem, gdy walczył o życie. Zamiast mi podziękować, wrócił szybko do żony”
„Myślałam, że na emeryturze umrę z nudów, a nie mam nawet czasu lepić pierogów. Teraz czuję, że żyję”
„Brat chciał wesela bez dzieci i problemów, a ja jestem samotną matką. Wściekł się, bo przyszłam z synem”