Pewnego dnia nasza sąsiadka pani Hala zjawiła się u nas zapłakana z małym psiakiem na rękach. Błagała nas, byśmy odwieźli ją razem z czworonogiem do weterynarza. Mimo że miałam już plany na wieczór i byłam umówiona z koleżankami w klubie, nie potrafiłam jej odmówić.
Byłam nim całkowicie oczarowana
– Pani Halino, poczekam tu na panią – zwróciłam się sąsiadki, kiedy drzwi gabinetu weterynaryjnego otworzyły się i wyszedł z niego poprzedni pacjent.
– Och, dziękuję ci, skarbie – mina staruszki wyrażała bezbrzeżną wdzięczność. Natomiast ja ukradkiem zerkałam na atrakcyjnego weterynarza.
– Gdyby musiała pani jechać na wizytę kontrolną, to niech mi pani da znać, podwiozę panią – zaoferowałam, kiedy wróciłyśmy do domu.
Mama, słysząc te słowa, spojrzała na mnie ze zdziwieniem w oczach. Nie należę do osób skorych do pomocy. Niestety, wyprawa na kontrolne spotkanie u weterynarza nie przyniosła takiego efektu, na jaki liczyłam. Przystojniak zajmujący się zwierzakami kompletnie mnie ignorował. Był czuły wobec zwierząt i uprzejmy wobec ich opiekunów, ale traktował mnie tak samo jak resztę.
Pogrzebałam już nadzieje na nawiązanie choćby rozmowy, gdy któregoś niespodziewane natknęłam się na niego w galerii handlowej. Kręcił się po sklepie z ubraniami dla panów. Nie namyślając się długo, skierowałam swoje kroki w jego stronę.
– Dzień dobry, pamięta mnie pan?
Podrapał się w zamyśleniu po głowie. Wyglądając na nieco zdezorientowanego.
– Jakiś czas temu przywiozłam do pańskiego gabinetu moją sąsiadkę z małym pieskiem. To taka starsza kobieta – dodałam, widząc jego lekkie zmieszanie.
– Aaa, już sobie przypominam! Chodzi o tę panią z białym pudelkiem, zgadza się? – na jego twarzy zagościł promienny uśmiech. Przytaknęłam i wyciągnęłam dłoń, by się przedstawić.
– Mam na imię Kasia.
– Marek. Miło mi.
– Przyszedł pan uzupełnić garderobę? – drążyłam temat.
– No właśnie próbuję, ale jakoś kiepsko mi idzie. Nie przepadam za chodzeniem po sklepach.
Od razu wiedziałam, że to może być moja życiowa okazja. W kwestii robienia zakupów jestem prawdziwą ekspertką, dlatego bez problemu doradziłam mu w wyborze dwóch koszul i dobrałam do nich idealny krawat. Marek, chcąc mi podziękować za pomoc, zaprosił mnie do kawiarni na filiżankę aromatycznej kawy i pyszne ciastko. Minęła zaledwie godzina, a ja byłam nim całkowicie oczarowana. Opowiadałam mu o swoich studiach, koleżankach z roku, a także o naszych wspólnych przygodach podczas żeglowania po malowniczych jeziorach Mazur.
Wysłuchał uważnie wszystkiego, co do niego mówiłam, ale sam nie był zbyt rozmowny.
– Studia to dla mnie odległa przeszłość, mało co z nich pamiętam – odparł po dłuższej chwili.
– A może ty mi coś o sobie opowiesz? – zapytałam z nadzieją w głosie.
– Innym razem, bo teraz naprawdę muszę już lecieć. Wybacz.
„Przecież to stary facet”
Poczułam delikatne rozczarowanie, ale słowa „następnym razem” tchnęły we mnie optymizm na przyszłość. Wprawdzie nie dostałam od niego numeru telefonu, ale dysponowałam kontaktem do lecznicy. Byłam przekonana, że na pewno z niego skorzystam. Po paru dniach zdecydowałam się zadzwonić.
– Hej! Może wyskoczymy do klubu, o ile znajdziesz chwilę? – spytałam. – Planujemy wyjście ze znajomymi, fajnie by było, gdybyś wpadł i dołączył.
Po drugiej stronie słuchawki trwała grobowa cisza.
– Marek, słyszysz mnie? – zapytałam.
– Tak, jasne. Ale chyba już przestałem być fanem clubbingu.
Zaniemówiłam. Zaskoczyła mnie jego reakcja.
– Ale co powiesz na wizytę w teatrze? – dorzucił po chwili. – A później moglibyśmy iść coś zjeść – zrobił znaczącą pauzę.
Poczułam, jak kamień spada mi z serca.
– Pewnie! – nie wahałam się ani chwili.
Marzyłam, by ten wieczór upłynął nam razem, gdziekolwiek by to było. Liczyłam na to, że po wspólnym posiłku zaproponuje, żebym wpadła do niego, ale nic z tych rzeczy. Odstawił mnie pod same drzwi, złożył całusa na do widzenia i powiedział coś, co dało mi do myślenia.
– Kasiu, jesteś jeszcze taka młoda, nie mam pewności czy facet z przeszłością to ktoś, kogo potrzebujesz.
– Co masz na myśli?
– Opowiem ci o tym kiedy indziej.
Wkurzyłam się, kiedy to usłyszałam. Serio, kolejny raz?!
– Powiedz mi szczerze, jesteś żonaty? – zadałam mu bezpośrednie pytanie.
W odpowiedzi posłał mi jedynie uśmiech.
– Nie, nie jestem.
– To o co chodzi?
– Wyjaśnienie tego zajmie trochę czasu.
Zanim przyszło co do czego, prawie wszystko już wiedziałam. Powiedziałam o wszystkim najlepszej kumpeli, Weronice.
– Werka, chyba się zabujałam.
– No nie gadaj! Ekstra, dawaj konkrety. Kto to taki?
Kiedy zaczęłam opowiadać, na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, a oczy robiły się coraz szersze.
– Czemu tak się na mnie gapisz? Znasz go skądś?
– Trochę go znam – przytaknęła. – Mieszka na sąsiednim osiedlu. Ale przecież to stary facet.
– Jaki znowu stary? – poirytowałam się.
– Na bank jest od nas z dychę starszy. No i jeszcze jedno – zawahała się przez chwilę – podobno ma dwójkę dzieci.
– Dzieci? – nie dowierzałam własnym uszom. – A małżonkę również posiada?
Weronika zaprzeczyła ruchem głowy.
– Widać niewiele o nim wiesz – wymamrotała pod nosem. – Nie, żona nie żyje. Odeszła przy porodzie. Urodziła dwie córeczki, bliźniaczki. Teraz mają sześć lub siedem lat.
– I on zajmuje się nimi sam? – byłam w szoku.
– Owszem. Wspiera go teściowa lub jego mama. Nie znam szczegółów.
Marzyłam o facecie, który będzie ze mną imprezował
Kiedy kolejny raz się spotkaliśmy, Marek faktycznie opowiedział mi całą historię o swojej ukochanej małżonce i o tym, jak został sam z dwiema małymi córkami.
– Moja matka była dla mnie wielkim wsparciem, bez niej byłoby mi niezmiernie trudno. Kompletnie nie wiedziałem, jak poradzić sobie z opieką nad tak małymi dziećmi.
W ciszy przysłuchiwałam się temu, co mówił. Przemilczałam fakt, że Wera już coś mi napomknęła na ten temat. Na początku wahałam się między podziwem a przerażeniem. Dwójka całkiem małych brzdąców…? Miałam ledwie 24 lata i ani przez moment nie przyszło mi do głowy, żeby zostać matką. Marzyłam o facecie, który będzie miał dla mnie czas, który zabierze mnie na jakieś melanże i który będzie tylko mój.
– Musisz wiedzieć – kontynuował Marek – że Michasia i Małgosia są dla mnie wszystkim. Jeżeli chcesz kontynuować naszą relację… – urwał nagle, jakby obawiał się dokończyć myśl.
– W takim razie chyba powinniśmy się wszyscy razem spotkać – wyrwało mi się, zanim zdałam sobie sprawę z tego, co mówię i dlaczego to robię.
Szczerze mówiąc, niezbyt paliłam się do poznawania córeczek Marka ani do wspólnego spędzania czasu. Nie miałam pojęcia jak się zajmować dziećmi.
Debiut z bliźniaczkami raczej nie należał do udanych. Poszyliśmy do ogrodu zoologicznego. Pomysł wyszedł od Marka, który twierdził, że dziewczynki uwielbiają takie wyprawy. Może faktycznie za nimi przepadały, ale chyba wolałyby spędzić ten czas sam na sam z tatą. Patrzyły na mnie nieufnie, nie odzywając się ani słowem. Były identyczne. Nigdy nie odróżniłabym Małgosi od Michasi, gdyby nie kolorowe wstążki w ich warkoczykach. Michasia nosiła zielone, a Małgosia żółte.
Siostry ściskały tatę za ręce zupełnie jakby się obawiały, że za bardzo się do niego przysunę. Dopiero kiedy dostały lody poczuły się swobodniej i zaczęły rozmawiać. Opowiadały o lekcjach, przyjaciółkach ze szkoły, no i o ubraniach. Tu akurat znalazłyśmy wspólny temat.
– Tata kompletnie się na tym nie zna – poskarżyła się Michasia. – Zupełnie nie ma pojęcia, co teraz jest na topie. No i nienawidzi chodzić po sklepach. Moje kumpele z klasy są o wiele lepiej ubrane od nas.
– Absolutnie nie powinno tak być – parsknęłam śmiechem. – Uwielbiam robić zakupy. Jeżeli macie ochotę, wezmę was któregoś dnia ze sobą – zaoferowałam, mimo że zupełnie nie wiedziałam jak ubierają się siedmiolatki.
– O ile tatko da nam pozwolenie – Małgosia była trochę bardziej powściągliwa.
Tata został postawiony pod ścianą.
– Trzy baby na jednego faceta, to ja od razu kapituluję – jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, a dłonie powędrowały ku górze.
Kiedy podjęłam tę decyzję, nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji. Weekendowy wypad do sklepów z dwiema małymi dziewczynkami totalnie mnie wyczerpał. Ale zamiast się zniechęcić, poczułam do nich sympatię. Czas spędzony w ich towarzystwie sprawiał mi radość, a najlepiej czułam się, gdy byliśmy we czwórkę.
Spotykaliśmy się coraz częściej
Przeważnie odwiedzałam go w mieszkaniu, bo musiał opiekować się dziewczynkami. Jakoś naturalnie podzieliliśmy się tymi obowiązkami. Kiedy Marek przygotowywał posiłek, ja wspierałam Małgosię i Michasię w nauce, a innym razem role się odwracały. Gdy kończyliśmy jeść, szliśmy się razem na spacer albo graliśmy w planszówki. Widywałam swoich przyjaciół coraz rzadziej. Kiedy chcieliśmy spędzić czas we dwoje, jego matka zostawała z wnuczkami.
Nadchodziło lato, umówiliśmy się na wspólny urlop – czternaście dni na Mazurach. Potem dziadkowie mieli zabrać dzieci nad morze, a Marek i ja chcieliśmy spędzić wspólnie tydzień we Włoszech. Jeszcze przed naszym wyjazdem powiedziałam moim rodzicom o związku z Markiem. Byłam przygotowana na to, że nie będzie łatwo, ale nie spodziewałam się, że aż do tego stopnia.
– Córciu, chyba całkowicie ci odbiło?! Dojrzały facet po przejściach, samotny ojciec z dwójką dzieci na karku. Zupełnie nie zdajesz sobie sprawy, na co się porywasz – matka zamaszyście wymachiwała rękami, zupełnie jakby sądziła, że dzięki temu szybciej dotrze do mnie jej przekaz.
– Wcale nie ma aż tylu lat – nieśmiało zaprotestowałam.
– O ile jest starszy od ciebie? Osiem, a może nawet dziesięć lat?
Przytaknęłam ruchem głowy, ale tego nie dostrzegła.
– Kasiu, zdajesz sobie sprawę, że bierzesz na siebie odpowiedzialność za dwie dorastające dziewczynki? – kontynuowała mama. – Masz w ogóle jakiekolwiek doświadczenie w opiece nad dziećmi? Nie sądzę – sama udzieliła sobie odpowiedzi. – A czy wiesz, co oznacza wychowywanie nie swoich pociech? Nie masz o tym zielonego pojęcia.
– Ale przecież na razie nie planuję za niego wychodzić! – wykrzyknęłam ze łzami w oczach.
– Marysiu, daj już jej spokój – wtrącił się tata, który do tej pory przysłuchiwał się w milczeniu.
– Wy po prostu nie rozumiecie, że ja go naprawdę kocham – dodałam, ocierając łzy. – I jego córeczki też bardzo polubiłam.
Choć dyskusja dobiegła końca, byłam pewna, że nie udało mi się ich przekonać, a na pewno mamy. Chcieli jednak poznać Marka przed naszym wspólnym wyjazdem.
Umówiliśmy się z moimi rodzicami
Spotkanie upłynęło w przyjemnej atmosferze, ale nie wpłynęło to na zmianę nastawienia mojej mamy. Tak jak Wera, wciąż upierała się przy swoim zdaniu, że Marek i ja do siebie nie pasujemy. Gdy pytałam o powód, nie potrafiły udzielić konkretnej odpowiedzi. Letni wypoczynek spędziliśmy w uroczej miejscowości nad jeziorem Tałty. Dopisało nam szczęście, jeśli chodzi o pogodę. Czas dzieliliśmy między kąpiele słoneczne, pluskanie się w wodzie a wycieczki po okolicy.
Odniosłam wrażenie, że bliźniaczki darzyły mnie szczerą sympatią. Nie trzymały się już kurczowo dłoni taty, jak wcześniej, a zamiast tego hasały radośnie przed nami. Mimo to wciąż miałam problem z ich rozróżnieniem i gdyby tylko chciały, z łatwością mogłyby wprowadzić mnie w błąd. Kiedy odstawiliśmy je do domu dziadków, Michasia, z którą zawsze miałam lepszy kontakt, niespodziewanie wyszeptała mi do ucha na pożegnanie:
– Zdradzę ci tajemnicę, ale musisz mi przyrzec, że nie piśniesz ani słówka.
– Będę milczeć jak grób.
– Dajesz słowo?
– Daję.
– Nawet Małgosi albo tacie nie wspomnisz?
– Przysięgam – zapewniłam ponownie.
– Tata kupił dla ciebie pierścionek.
Zamurowało mnie. Kompletnie nie miałam pojęcia, jak zareagować na te słowa.
– Czy ty i tata weźmiecie ślub? – dociekała dziewczynka.
Teraz nie mogłam już milczeć. Musiałam coś powiedzieć.
– Sama nie wiem, kochanie.
– Bądź z nami – wyszeptała, przytulając się do mnie – tatuś cię kocha. My też .
Kiedy byliśmy w Wenecji Marek zdecydował się poprosić mnie o rękę.
Bez wahania powiedziałam „tak”. Nie wyobrażałam sobie innego scenariusza. Stara Kaśka, która nieustannie imprezowała, odeszła w niepamięć. Teraz liczyły się dla mnie zupełnie inne sprawy. Gdy tylko wróciliśmy do domu, spakowałam walizki i zamieszkałam z Markiem i dziewczynkami. Od razu rzuciliśmy się w wir przygotowań do ślubu, mimo iż bliscy uważali, że za bardzo się spieszymy. Moja mama też nie omieszkała dokuczyć mojemu narzeczonemu.
– Mam nadzieję, że Kasia nie rzuci studiowania, gdy zacznie się zajmować twoimi pociechami i gospodarstwem domowym.
– Proszę się nie przejmować – odparł bez emocji. – Jestem pewien, że do tego nie dojdzie.
– Odnoszę wrażenie, że twoja mama mnie nie trawi – powiedział późnym wieczorem, gdy dziewczynki smacznie spały w swoich łóżeczkach.
– Dla mnie liczy się tylko to, że cię kocham – powiedziałam cicho. – Ona nie musi cię lubić. Rok temu w ogóle bym nie pomyślała, że się zakocham i będę chciała wyjść za mąż. A co dopiero za mężczyznę, który ma dwójkę dzieci? Gdyby ktoś mi coś takiego powiedział, parsknęłabym śmiechem.
– Jeżeli masz wątpliwości, możemy to przełożyć na później.
– Nie bądź głupi, nie mam żadnych wątpliwości. Jestem tego pewna jak niczego innego na tym świecie. Jesteś dla mnie wszystkim, tak samo jak dziewczynki.
Kasia, 24 lata
Czytaj także:
„Siostra obraziła się, że na Komunię dałam za mało kasy jej synowi. Wypchana koperta była najważniejsza tego dnia”
„Kuzynka z rodziną wpadała do nas co tydzień na obiad. Gdy ją odwiedziliśmy, poczęstowała nas kawą”
„Zaczęłam rodzić w samochodzie, a pomagał mi obcy facet. Właśnie w takich okolicznościach poznałam przyszłego męża”