– Słuchaj Jagoda, to już chyba ten moment – wymamrotałam trzęsącym się głosem, kiedy zauważyłam, że odeszły mi wody.
– Dobra, tylko bez nerwów – trudno powiedzieć, czy siostra kierowała te słowa do mnie, czy raczej sama próbowała się uspokoić. – Zaraz zadzwonię do Michała – oświadczyła, sięgając po komórkę.
Mój brat cioteczny pracował blisko mojego domu. Ustalił nawet z przełożonym, że może opuścić stanowisko pracy w dowolnej chwili, by zabrać mnie do szpitala na poród.
– Zaczyna się akcja – oznajmiła z uśmiechem na twarzy. – Pójdę po twoją torbę, a ty w tym czasie rozsiądź się wygodnie i spróbuj się odprężyć – dodała.
Spojrzałam na nią z powątpiewaniem. Odprężenie było ostatnią rzeczą, o jakiej mogłam myśleć w tamtym momencie. Strasznie się bałam! Kogo ona próbowała oszukać? Widziałam przecież wyraźnie, że sama jest blada jak kreda.
– Wszystko będzie okej, na pewno dobrze to rozegramy – powtarzałam sobie niczym zaklęcie, próbując zachować miarowy, spokojny oddech.
– Jak to miałeś stłuczkę? – dobiegł mnie zza ściany spanikowany głos mojej siostry, a po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. – Spokojnie? Chyba żartujesz! Marta zaczyna rodzić, ty mi tu gadasz o jakimś wypadku i że nie dotrzesz na czas, a ja mam być opanowana? – Jagoda już prawie krzyczała, a mnie owładnęła panika. – No dobra, będziemy czekać – rzuciła w końcu do telefonu i po chwili stanęła w drzwiach pokoju. – Niestety Michał miał stłuczkę, na szczęście nic mu się nie stało, ale z autem gorzej – oznajmiła powoli. – Ale jest też pozytywna informacja, dotrze do nas jego kumpel Paweł – uzupełniła.
– Co? Jaki Paweł? – zapytałam zaskoczona, bo sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
– Na pewno go kojarzysz. To przyjaciel Michała z roboty, od czasu do czasu wpada do nas w odwiedziny – odparła, a ja skrzywiłam się z niesmakiem.
Przez jednego faceta obrywa się wszystkim
Mgliście kojarzyłam, kim jest Paweł. To chyba ten wieczny kawalarz i imprezowicz. Gość dobijał do trzydziestki, ale wciąż szukał swojego miejsca w życiu, skacząc z jednej pracy do drugiej. Co chwila łapał się czegoś innego, a i dziewczyny zapewne też zmieniał jak rękawiczki.
Dawno temu chyba próbował gdzieś mnie zaprosić, ale wtedy spotykałam się z Jackiem, szanowanym wykładowcą matematyki i sądziłam, że odnalazłam swoją drugą połówkę. Ale potem Jacek pokazał swoją prawdziwą twarz i zwiał, gdy tylko dowiedział się, że jestem w ciąży. Nic dziwnego, że miałam takie, a nie inne zdanie na temat facetów. Pawła też to dotyczyło. Na samą myśl, że moje życie zależy teraz od niego, poczułam się fatalnie.
– Cudownie, urodzę dziecko w towarzystwie prawie nieznanego mi gościa, którego nawet nie lubię – wymamrotałam.
– Wolę, żeby to był Paweł niż jakiś obcy taksówkarz, nie narzekaj – rzuciła zirytowana Jagoda. – Wybacz – dorzuciła po chwili. – Jestem wkurzona na Michała, akurat dzisiaj musiał rozbić auto!
– Chłopy są bezużyteczne, dobrze to wiem – odparłam, przymykając powieki, gdy nadszedł kolejny skurcz, ale Jagoda nie odezwała się, bo usłyszałyśmy dźwięk dzwonka do drzwi.
– Izba przyjęć na porodówce, halo – usłyszałam Pawła.
„Super, przynajmniej on tryska humorem” – przeszło mi przez myśl z przekąsem.
– Dobra, widzę, że czas nas goni. Ruszajmy, księżniczko, bo ten maluch chyba nie ma zamiaru dłużej czekać – oznajmił pewnym głosem Paweł.
„A widzisz, w końcu znalazłeś swoją księżniczkę” – przeszło mi przez myśl, ale nie wypowiedziałam tego na głos. W sytuacji, w jakiej się znalazłam, wdawanie się w dyskusję nie było rozsądne. Mozolnie doszłam do auta. Paweł mnie asekurował, podczas gdy Jagoda, obładowana torbami, coraz bardziej zestresowana kręciła się w pobliżu.
Przyznam szczerze, że zdumiało mnie, jak szybko skurcze przybierały na sile. Gdzieś mi się obiło o uszy, że pierwszy poród nieraz ciągnie się godzinami, a tu czułam, że zaraz będzie po wszystkim. Jadąc autem, przymknęłam powieki i próbowałam wyrzucić z głowy ten ból, który raz po raz mnie przeszywał. Nie należało to do najprostszych zadań.
– Klara, już wkrótce się spotkamy, ale daj mamie dotrzeć do szpitala, wytrzymaj jeszcze odrobinę – mówiłam łagodnie, gładząc swój brzuch.
– Nie martwcie się, jesteście pod dobrą opieką – rzekł kojącym głosem Paweł.
Poczułam, jak krew się we mnie burzy.
– No pewnie, dokładnie to samo gadał jej tata – rzuciłam kąśliwie.
Paweł nie odezwał się ani słowem.
– Wybacz jej, ona przechodzi teraz ciężkie chwile. Na dodatek ten kretyn Jacek porzucił ją, kiedy zaszła w ciążę, bo doszedł do wniosku, że nie czuje się na siłach, by zostać tatą, potrafisz to sobie wyobrazić? – Jagoda aż kipiała ze złości i zdawałam sobie sprawę, że szybko jej to nie przejdzie. Gdy tylko poruszała temat mojego eks, momentalnie dawała upust swojej irytacji.
– Ten szanowany wykładowca? Mister perfekcyjny? – Paweł był w szoku.
– Mister perfekcyjny w rzeczywistości okazał się zwykłym, nieodpowiedzialnym mięczakiem. Ja to powtarzałam od dawna, ale gdzie tam, ona mnie nie słuchała – Jagoda zaczynała swój słowotok.
Nagle mój przeciągły krzyk przerwał jej wypowiedź, po czym nastała cisza. Paweł rzucił na mnie okiem, a następnie skierował wzrok przed siebie. Spojrzałam odruchowo w tym samym kierunku, a przez to, co ujrzałam, zalałam się łzami ze strachu. Na horyzoncie ciągnęła się nieskończenie długa kolejka samochodów, był korek. Mój płacz został przerwany przez tak silny skurcz, że zaczęłam wrzeszczeć.
– O Boże, chyba wyczuwam jej główkę – wysapałam przerażona.
– Też tak sądziłem – westchnął Paweł, nerwowo rozglądając się dookoła, a potem gwałtownie zjechał na pobocze.
– Dobra Marta, musimy działać. Twoja córeczka zaraz pojawi się na świecie, właśnie w tym miejscu – oznajmił, szeroko rozchylając drzwi auta.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Co? W samochodzie? Oszalałeś? Nie, dam radę, wytrzymam – zacisnęłam zęby z determinacją.
– To niemożliwe. Skurcze nachodzą cię jeden po drugim, a przed nami ogromne korki.
– Ale... zniszczymy tapicerkę! – Próbowałam go przekonać argumentem, na który każdy mężczyzna powinien się zgodzić.
– Guzik mnie obchodzi tapicerka – spojrzał mi prosto w oczy z powagą. – Jagoda, zadzwoń po karetkę, szybko! – polecił naszej przyjaciółce, która trzęsącą się dłonią sięgnęła po komórkę.
Jej twarz była blada jak ściana, bałam się, że lada moment straci przytomność.
– Słuchaj, to będzie cholernie boleć, ale poradzisz sobie. Masz, trzymaj to mocno – podał mi swoją bluzę. – Ja sprawdzę co z Klarą – bez ceregieli podwinął moją spódnicę, a ja odruchowo złączyłam uda.
– Marta, wyluzuj, wiem, że to nie są jakieś romantyczne warunki – usiłował zażartować, ale zgasiłam go spojrzeniem. – Skończyłem kurs ratownictwa medycznego, nawet trochę pracowałem w zawodzie. Zaopiekuję się wami, ale musisz mi zaufać. Nie masz innego wyjścia – oznajmił, a ja z rezygnacją uświadomiłam sobie, że ma rację.
– Na pewno masz ten kurs? – zapytałam tylko.
– Tak – zapewnił.
– Dobra – odparłam głośniej niż zamierzałam, bo ból znowu stał się nieznośny.
Usłyszałam głos Jagody rozmawiającej przez telefon z dyspozytorem karetki, ale wszystko zaczęło mi się rozmywać. Pozostałam tylko ja walcząca z bólem i łapiąca hausty powietrza. Byłam wsłuchana w kojący tembr głosu Pawła, pamiętam, że czułam ciepły dotyk jego dłoni. Niczym bezwolna lalka podporządkowałam się jego instrukcjom. W pewnym momencie do moich uszu doszedł dziecięcy płacz.
Minęła chwila, zanim uświadomiłam sobie, że to kwili moje maleństwo! Syrena ambulansu wyła gdzieś w tle, ale nie miało to już znaczenia...
Mogę polegać na Pawle – udowodnił mi to
Potem wydarzenia potoczyły się w zawrotnym tempie. Paweł szybko odciął pępowinę, a karetka zabrała do szpitala mnie, Klarę oraz Jagodę, która biedna straciła przytomność po całym zdarzeniu. Ku naszej wielkiej uldze, badania wykazały, że każda z nas cieszy się doskonałym zdrowiem.
Po porodzie czułam się totalnie wykończona, ale przepełniała mnie także ogromna radość. Wciąż miałam jednak wyrzuty sumienia, że nie podziękowałam Pawłowi za wszystko, co dla mnie zrobił. Postanowiłam, że nadrobię to, gdy tylko mnie wypiszą do domu. Okazało się jednak, że nie będę musiała tyle czekać. Już następnego dnia w progu mojej sali zobaczyłam piękny bukiet kwiatów.
– Cześć, księżniczki – dobiegł mnie dobrze znany głos.
– Cześć, Paweł – odparłam poruszona. – Nie miałam okazji ci podziękować – dodałam pospiesznie.
– Nie ma sprawy! To ja się cieszę, że mogłem towarzyszyć wam w tej wyjątkowej chwili – jego uśmiech wędrował ode mnie do pogrążonej we śnie Klary. – Kiedy was wypuszczają? – spytał.
– Za dwa dni.
– W takim razie służę pomocą – skłonił się lekko. – Podrzucę was do chaty.
– Paweł, jestem wdzięczna za propozycję, ale nie chcę nadużywać twojej dobroci – powiedziałam.
– Daj spokój. Muszę po prostu dbać o reputację facetów – oznajmił, udając poważny ton. – A tak poza tym, liczę na kawkę i miano ulubionego wujka tej małej księżniczki – dorzucił, uśmiechając się.
– W porządku, damy się podwieźć, poczęstujemy cię kawą, a jak tylko odzyskam energię, to nawet zaproszę cię na kawałek własnoręcznie upieczonego ciasta – zgodziłam się. – Co do tytułu ulubionego wujka, to musisz to jednak obgadać z kimś innym niż ze mną – dopowiedziałam, chichocząc.
Dziś Klara skończyła trzy lata. Paweł faktycznie stanął na wysokości zadania i uratował męską reputację. Myliłam się co do niego. Od zawsze mogłyśmy na nim polegać, bez względu na to czy Klara zmagała się z kolką, jakąś infekcją, czy potrzebowała nowego wózka albo rowerka na swoje trzecie urodziny. Tylko jedna rzecz nie poszła po jego myśli. Nie został ulubionym wujkiem małej.
– Tata, jest ekstra! – Klara zapiszczała z radości, kiedy Paweł postawił przed nią różowy pojazd, który kupił zaledwie kilka dni wcześniej.
Kiedy na niego zerknęłam, uderzyła mnie myśl, jakim ogromnym szczęściem było to, że Michałowi udało się skasować to auto. Mój mąż spojrzał na mnie i od razu zdawałam sobie sprawę, że doszedł do identycznego wniosku.
Czytaj także:
„Miał być ślub i piękne życie, a jest dziecko mojego narzeczonego z kochanką. Wydało się miesiąc przed weselem”
„Koleżanka wparowała na babskie spotkanie z dzieciakiem. Zamiast od plotek, uszy puchły mi od płaczu i wrzasków”
„Marzę o egzotycznych wakacjach, a stać mnie co najwyżej na weekend w Radomiu. Moja wypłata to ponury żart”