„Marzyłam o dużej rodzinie i mam 5 dzieci. Sąsiedzi śmieją się ze mnie za plecami, że przewijanie to moje hobby”

duża rodzina fot. Marzyłam o dużej rodzinie i mam 5 dzieci / Adobe Stock, fasli
„Nagle we własnym bloku poczułam się prawie jak trędowata. Te zwykle przyjazne, uśmiechnięte sąsiadki popatrywały na mnie jakoś tak spode łba, a kiedy szłam, rozmowy milkły. Nawet w obrębie naszego osiedla czułam się dziwnie obserwowana, jakby… prześladowana”.
/ 18.03.2025 14:30
duża rodzina fot. Marzyłam o dużej rodzinie i mam 5 dzieci / Adobe Stock, fasli

Kiedy Rafał, mój mąż, zaproponował, żebyśmy poszukali większego mieszkania, bardzo się ucieszyłam. Mieliśmy wtedy dwójkę dzieci, trzecie było w drodze, no i na naszych 45 metrach zaczynało się powoli robić trochę ciasno. Cieszyłam się, że mam takiego dojrzałego, kochanego męża, który wiedział, że nie możemy się tak cisnąć w nieskończoność. Podobnie jak ja, marzył o gromadce dzieci i kochającej rodzinie, którą zresztą staraliśmy się tworzyć, zapewniając dzieciakom maksimum ciepła, a przy okazji najlepszą opieką, na jaką było nas wspólnie stać.

Cieszyłam się na nowe mieszkanie

Wybraliśmy mieszkanie w nowym budownictwie, na spokojnym, zamkniętym osiedlu. Wydawało mi się, że w takim miejscu będzie bezpieczniej, przytulniej, w ogóle lepiej niż do tej pory. Lokal, na jaki ostatecznie się zdecydowaliśmy, miał ponad 70 metrów, cztery pokoje i spory balkon. Od razu zaczęłam planować, jak go urządzimy i czułam się naprawdę spełniona. W przeciwieństwie do Rafała, lubiłam zmiany i nie mogłam się doczekać, aż ta konkretna wejdzie w życie.

– Byle tylko mieszkało się tak samo dobrze jak wygląda – powiedział mi, gdy odbieraliśmy klucze.

Nie odpowiedziałam mu, tylko po prostu się w niego wtuliłam. Na miejscu zdziwiło mnie ciepłe przyjęcie sąsiadów. To był niski, trzypiętrowy blok, a wszyscy doskonale się znali – trochę jak wielka rodzina. Sąsiadki prędko zainteresowały się moją ciążą, dopytywały o płeć dziecka, rozpływały się nad Marcelkiem i Kasią, którzy też bardzo cieszyli się na nowy dom. Usłyszałam wiele porad wnętrzarskich, które pomogły w urządzeniu mieszkania dokładnie tak, jak mieliśmy na to ochotę i całą garść słów wsparcia.

Spodobało mi się to miejsce. Czułam się tam swobodnie i choć Rafał podchodził do tego bardzo sceptycznie, przekonany, że jak na jego gust ci wszyscy ludzie są trochę za bardzo wścibscy, byłam pełna entuzjazmu. Najbliżej chyba było mi do Patrycji z parteru. Byłyśmy w podobnym wieku i jakoś tak się złożyło, że miałyśmy mnóstwo wspólnych tematów. To ona pierwsza wyszła z propozycją wspólnej kawy.

Sąsiedzi wydawali się mili

– Znam taką cudowną kawiarenkę tu, na osiedlu – przekonywała. – Chodź, chodź. Spodoba ci się, Żanetko.

No i wybrałam się z nią, bo i dlaczego miałabym odmówić? Patrycja była sympatyczna, bardzo otwarta i lubiła słuchać.

– Długo ze sobą z Rafałem jesteście? – spytała, gdy usiadłyśmy przy kawie.

– No, będzie już pięć lat – przyznałam. – Mieszkaliśmy w centrum. Wiesz, dobry dojazd, blisko do sklepów, ale… no blok stary, taki rozpadający się, imprezy i awantury niemal codziennie.

– No, no, rozumiem – potaknęła. – Moja siostra mieszka w takim bloku, jeszcze z wielkiej płyty. Narzeka strasznie, ale nie mają na nic lepszego. No, wy to akurat mieliście szczęście, że pan Wiesiek tak szybko się musiał wyprowadzić, to i cenę spuścił za mieszkanie.

– Rzeczywiście – przyznałam, uśmiechając się lekko. – Było w okazyjnej cenie.

– Oby wam się dobrze mieszkało! – Odwzajemniła uśmiech, nim zaczęła mnie zasypywać kolejnymi pytaniami.

Polubiłam ją, naprawdę. I rzeczywiście, przez pierwsze dwa lata mieliśmy sielankę. Było milutko, sąsiadki ciągle zapraszały mnie na kawki, herbatki, a sąsiedzi podpytywali, czy w czymś nie pomóc. Urodziła się Julka, potem byłam w ciąży z Marysią. Kiedy jednak dowiedziałam się, że za kolejnych dziewięć miesięcy na świecie powitamy syna, Arka, wokół coś się popsuło.

Zaczęły się dziwne spojrzenia i szepty

Nagle we własnym bloku poczułam się prawie jak trędowata. Te zwykle przyjazne, uśmiechnięte sąsiadki popatrywały na mnie jakoś tak spode łba, a kiedy szłam, rozmowy milkły. Nawet w obrębie naszego osiedla czułam się dziwnie obserwowana, jakby… prześladowana. Z początku myślałam, że po prostu coś mi się uroiło, ale przy kolejnej rozmowie z Rafałem zwątpiłam. Zwłaszcza że to on ją rozpoczął.

– Nie wydaje ci się, że ludziom o coś chodzi? – spytał, przyglądając mi się uważnie. – Bo wiesz, zapytałem wczoraj Darka, wiesz, tego spod piątki, czy nie wybrałby się ze mną i z kumplami w piątek do baru, a on wiesz, tak się jakoś dziwnie zaczął wykręcać…

Może jakieś sprawy rodzinne? – zasugerowałam, choć od razu zakiełkował we mnie niepokój.

– Nie, to chyba nie to – mruknął. – Zwłaszcza że ostatnio mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią – przetarł twarz. – Nie wiem, może to ze zmęczenia, ale nawet dzieciaki się ostatnio skarżyły, że sąsiedzi są dla nich jacyś niemili.

Zbyłam to uśmiechem i nic więcej nie powiedziałam. A mimo to wiedziałam, że muszę to wszystko jakoś wytłumaczyć.

Patrycja mnie unikała

Uznałam, że najłatwiej będzie podpytać Patrycję – w końcu ona zawsze wszystko wiedziała jako pierwsza. Uświadomiłam sobie jednak, że jej też jakoś ostatnio nie spotykam. A może… Może świadomie mnie unikała? Szybko jednak doszłam do wniosku, że to już paranoja i postanowiłam złapać ją kiedyś na klatce.

– Patrycja? – zaczepiłam ją, gdy wychodziła z mieszkania. – Masz chwilkę?

Otworzyła usta, zrobiła niepewną minę, a wreszcie rzuciła pośpiesznie:

– Wiesz co, Żanetka? Ja już jestem spóźniona. Kiedy indziej, dobrze?

Puściłam ją, bo i co innego mogłam zrobić. Tyle tylko, że takie sytuacje powtarzały się kilkakrotnie w przeciągu następnego miesiąca. Wreszcie nie wytrzymałam i zastąpiłam jej drogę pod warzywniakiem.

– Patrycja, ja wiem, że coś jest na rzeczy – stwierdziłam stanowczo. – I nie wykręcisz się tym razem! Pamiętaj, że jestem w ciąży i nie będę cię gonić!

Popatrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, wyraźnie niezdecydowana. W końcu westchnęła ciężko, skrzywiła się i mruknęła:

– Chodź do kawiarni.

W końcu powiedziała mi, co jest grane

Nie powiem, żeby mnie uspokoiła, ale zgodziłam się z nią pójść. Zamówiła sobie jak zwykle cappuccino, ja wzięłam zieloną herbatę. Siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu, ale w końcu nie wytrzymałam:

– Patrycja, o co wszystkim chodzi? – spytałam. – Cały czas było dobrze, a nagle mam wrażenie, że wyrosło mi trzecie oko na czole! Nikt nie chce ze mną gadać, wszyscy szepczą, a jak o czymś gadają, urywają w pół słowa, jak tylko mnie widzą.

Machnęła ręką.

– A, to drobiazg taki.

– No nie wygląda mi to na drobiazg – prychnęłam.

Westchnęła ciężko.

– Nie bierz tego do siebie, ale… – przygryzła wargę. – Mówią, że jakaś wiatropylna jesteś.

Wytrzeszczyłam na nią oczy, a szczęka dosłownie mi opadła.

– Że co mówią? – nie dowierzałam.

Patrycja poruszyła się niespokojnie.

– No wiesz… Nie podoba im się, że macie tyle dzieciaków – uśmiechnęła się niepewnie, ale wyraźnie unikała mojego wzroku. – Gadają, że tobie byle co wystarczy, żebyś zaszła.

– Byle co? – nie wierzyłam w to, co słyszę. Po prostu nie mogłam pojąć, że komuś mogą przeszkadzać moje dzieci.

– Nie wszyscy też wierzą, że wiesz, Rafał jest ojcem każdego – ciągnęła, trochę już ośmielona. – O tym teraz to w ogóle nie są przekonani. Twierdzą, że musisz mieć kochanka, a on… on albo jest ślepy, albo ci na to pozwala.

Zmarszczyłam brwi.

– I ty w to wierzysz? – zapytałam, siląc się na spokojny ton.

Wzruszyła ramionami.

– Niby nie, ale… – Popatrzyła mi w oczy. – W końcu we wszystkim jest jakieś ziarenko prawdy, co nie?

Na tej rozmowie skończyła się moja przyjaźń z Patrycją. W ogóle miałam wrażenie, że wszystko w tym miejscu się skończyło. Kiedy opowiedziałam Rafałowi o tym, czego się dowiedziałam, dostał szału. Musiałam go uspokajać, żeby nie poszedł robić awantury każdemu w bloku.

Ostatecznie doszło do tego, że powoli zastanawiamy się nad kolejną wyprowadzką. Tyle tylko, że skąd pewność, że tym razem trafimy na normalnych sąsiadów? Że nikt nie przyczepi się do tego, jak żyjemy? No nie miałam pojęcia, że duża rodzina to grzech. Gdyby nie cudowni sąsiedzi, wciąż nie przyszłoby mi to do głowy.

Nie wiem, czy jeszcze wytrzymam w naszej obecnej „lokalizacji”. Zwłaszcza że teraz Rafał obdarza wszystkich takim spojrzeniem, że obchodzą nas jeszcze szerszym łukiem.

Żaneta, 31 lat

Czytaj także:
„Wszystko zaczęło się tamtej wiosny. Gdybym wtedy wiedziała, co mnie czeka, odwróciłabym się na pięcie i odeszła”
„Zrobiłam coś głupiego, bo mąż skąpił pieniędzy na wakacje. Jaką miał minę? Po prostu bezcenną”
„Wstyd mi za żonę, gdy tylko otwiera usta w towarzystwie. Ta kobieta zamiast się uczyć, na lekcjach robiła sobie drzemki”

Redakcja poleca

REKLAMA