„Synowa wrobiła mojego syna w dzieciaka. Po 3 latach wszystko się wydało, wnuczka dla mnie >>umarła<<”

Kobieta, która straciła wnuczkę fot. Adobe Stock, New Africa
„Zrozumiałam, jak czuje się mężczyzna, który dowiaduje się, że nie jest ojcem dziecka, które uważał za swoje. Ja przeżywałam to samo. Miłość do Emilki walczyła ze świadomością, że tak naprawdę to zupełnie obce dziecko”.
/ 17.01.2022 12:45
Kobieta, która straciła wnuczkę fot. Adobe Stock, New Africa

Właściwie to byłam przekonana, że prędzej doczekamy się wnuków od córki niż od syna, więc kiedy Hubert powiedział, że będzie tatą, aż zaniemówiłam z wrażenia.

– Yyy… Mariola będzie mamą? – zapytałam w końcu głupio.

– No a kto? – roześmiał się. – Wiem, że krótko się znamy, ale tak się zdarzyło i w sumie się cieszę!

Rzeczywiście, nie zdążył mi jej jeszcze nawet przedstawić, tylko ze dwa razy wspomniał o niej w rozmowie.

– Zamierzacie się pobrać? – spytałam.

Hubert pokręcił głową. Ponoć oboje uznali zgodnie, że za krótko się znają, by podejmować decyzję o ślubie, a nie chcieli tego robić wyłącznie ze względu na dziecko. Byłam trochę rozczarowana, ale cóż, starsza córka nauczyła mnie, że dzisiaj młodzi żyją inaczej i lepiej się w to nie wtrącać.

Kiedy raz zapytałam Ulę, czy w ogóle zamierza wyjść za swojego wieloletniego partnera, fuknęła na mnie, że próbuję na nią wywierać presję. Pogodziłam się więc z tym, że żyła w nieformalnym związku, a teraz musiałam tak samo zachować się wobec Huberta.

Ula była zachwycona, że zostanie ciocią

– Będę zabierała malucha do Disneylandu i na wakacje! – Ekscytowała się, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon. – Mówię ci, mamo, będę rozpieszczać tego dzieciaka wręcz nieprzyzwoicie! No i strasznie się cieszę, że będziesz babcią. Bo wiesz, nie będziesz już na mnie wywierać presji.

I tak dowiedziałam się, że moja córka nie zamierza mieć dzieci i ogromnie jej ulżyło, że młodszy brat obdaruje mnie wnukiem. Było mi głupio pytać ją o powody tej decyzji, więc skupiłam się na pozytywach. Postanowiłam poznać Mariolę.

Dziewczyna syna była przesympatyczna. Słuchała moich rad, pokazała mi pierwsze zdjęcie z USG. Nim się obejrzałam, szukałyśmy wózka i dyskutowałyśmy o kolorach ścian w pokoju maleństwa. Kiedy okazało się, że to będzie dziewczynka, zaczęło się istne szaleństwo.

Mariola, Ula i ja kupowałyśmy malutkie sukienki, opaski i różowe kaftaniki, Hubert zamówił szablony z Małą Syrenką i sam ozdobił ściany pokoju córki. Godzinami wszyscy debatowaliśmy nad imieniem, aż w końcu stanęło na Emilce.

Przez ostatni trymestr ciąży niemal nieustannie towarzyszyłam Marioli. Jej rodzice mieszkali pod granicą ze Słowacją i mieli przyjechać dopiero po porodzie. To zatem ja jeździłam z nią na pobrania krwi, ja masowałam jej opuchnięte stopy i poszerzałam ubrania ciążowe.

Hubert w tym czasie pracował po czternaście godzin na dobę, żeby mieć więcej czasu, kiedy Emilka już się urodzi.

Dziecko było jak promyczek światła

Kiedy Mariola była w szpitalu, czekaliśmy na rozwiązanie we trójkę, bo Ula koniecznie chciała zobaczyć swoją bratanicę jak najszybciej.

– Też powinnaś się zdecydować, byłabyś świetną mamą – rzucił Hubert, ale ona tylko się roześmiała.

– Nie zamierzam być matką, ale będę najlepszą ciocią na świecie – zapewniła. – Może ty będziesz miał kolejne dziecko?

– Może – uśmiechnął się. – Jak dotąd całkiem mi się podoba.

Jeszcze bardziej spodobało mu się, kiedy wziął córeczkę na ręce. Opowiadał później, że to było jak zakochanie od pierwszego wejrzenia. Córka stała się centrum jego świata. Emilka była podobna do mamy, z ojca miała raczej niewiele.

Może upór i odstające uszy, jak lubiła żartować Mariola. Ale kolor oczu, włosów i ciemne, gęste jak na niemowlaka brwi niewątpliwie odziedziczyła ma mamie. Krótko mówiąc: była ciemnowłosa, ciemnooka i absolutnie piękna!

Zachwycałyśmy się nią z Ulą, która faktycznie bardzo zaangażowała się w „ciotkowanie”. Pierwsze urodziny Emilki obchodziliśmy w restauracji. Malutka wyglądała jak księżniczka! U nas w rodzinie, gdzie wszyscy zawsze byli jasnowłosi, takie dziecko o ciemnej karnacji i poważnym spojrzeniu czarnych oczu było wyjątkowe. Byłam dumna, że mam taką piękną wnuczkę o egzotycznej urodzie.

Przez pierwsze lata życia Emilki jej zdjęcia zapełniły niemal całe moje mieszkanie. Hubert pasjami fotografował córkę. Uwielbiałam, kiedy przychodziły do mnie sąsiadki i koleżanki, a ja mogłam pochwalić się moją wnusią.

Kiedy Emilka miała trzy lata, rodzice posłali ją do przedszkola. Zaklepałam sobie odbieranie jej dwa razy w tygodniu, żebym mogła spędzić z nią trochę czasu. Najchętniej odbierałabym ją codziennie, bo kochałam ten jej dziecięcy szczebiot, to ganianie za gołębiami i zasypianie u mnie na kolanach podczas czytania bajek. Czasami jechałyśmy odwiedzić ciocię Ulę w jej galerii sztuki. Córka zawsze cieszyła się na widok bratanicy. W jej biurze też stało kilka jej zdjęć.

Lubiłam sobie wyobrażać przyszłość Emilii

Jej pierwszą komunię, pójście do liceum, szykowanie się do studniówki, nawet ślub. Chciałam żyć jak najdłużej, żeby obserwować, jak dorasta, wybiera sobie drogę życiową, zawód, może męża. Wciąż była moją jedyną wnuczką, bo Ula była w tej kwestii wyjątkowo nieustępliwa, a Hubert i Mariola zrezygnowali ze ślubu i nie wspominali, by chcieli mieć więcej dzieci.

Czasami zastanawiałam się, czy ich związek dobrze się układa, ale syn był dość małomówny. Do momentu, kiedy przyszedł do mnie, niemal kompletnie pijany i oznajmił, że ma złe wieści.

– Co się stało? Coś z Emilką?– zapytałam zdenerwowana.

Usadziłam go przy stole i ignorując to, że ledwie bełkotał, a potem się rozpłakał, indagowałam dalej.

– Ona… ona…. – próbował coś powiedzieć, ale tylko coraz głośniej szlochał.

Przeraziłam się, że on i Mariola się rozstają. Albo coś stało się dziecku.

– Co: ona?! – ponagliłam go. – Wyrzuciła cię z domu? Pokłóciliście się?

– Ona… nie jest… moją córką…

W pierwszej chwili nie zrozumiałam sensu tych słów. Kto niby nie był jego córką? Mariola? Dopiero po chwili mój mózg dopuścił tę straszną wiadomość. Chodziło o Emilię…

– Jak to? Skąd wiesz? Co to za pomysł?! – zasypałam go pytaniami, czując, że cały mój świat się chwieje.

Okazało się, że Hubert przypadkiem na jakimś zjeździe spotkał dawną koleżankę Marioli. Mieli trochę czasu, więc ta koleżanka zaczęła mu pokazywać zdjęcia z „dawnych czasów”, na których była Mariola. Niestety, nie tylko ona.

– Facet wygląda jak Emilka – powiedział syn, nieco trzeźwiejszy po dwóch mocnych kawach, jakie w niego wmusiłam. – Zapytałem Beatę, no, tę koleżankę, co to za jeden i powiedziała, że to były Marioli… Podobno byli ze sobą z przerwami przez osiem lat, zrywali i wracali do siebie… Taka karuzela… Kiedy pokazałem jej zdjęcia Emilki, aż ją zatkało. Ona też to zobaczyła, mamo. Tego się nie da nie widzieć…

Hubert opowiedział, że kiedy wrócił do domu, pokazał Marioli zdjęcia, które przesłała mu ta Beata. Zapytał wprost, czy facet o urodzie hiszpańskiego macho jest biologicznym ojcem Emilii.

– Powiedziała, że nie była pewna, który z nas jest ojcem i kiedy okazało się, że jest w ciąży, bardzo chciała, żeby dziecko było moje… – Hubert dosłownie dławił się rozpaczą. – Ale ona nie jest moja. Emilka nie jest moją córką… Jest dzieckiem tamtego gościa… Zobacz, tu go masz.

Nie było sensu zaprzeczać. Emilia była zdjętą skórą z mężczyzny ze zdjęć. A Mariola nie zaprzeczyła, że się z nim przespała, kiedy już zaczęła chodzić z Hubertem. Zapytałam, co teraz.

– Nic. Nie mam już rodziny – odpowiedział głucho mój syn. – Mogę tu zostać na noc? Nie wrócę tam.

Kiedy syn zasnął, zadzwoniłam do Uli. Rozmawiałyśmy cztery godziny. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko prawda.

– Więc nie jesteśmy spokrewnione? Nie jestem jej ciocią? – jej głos drżał.

Najgorsze było to, że nie wiedziałam, co by mogło uratować sytuację. Czy chciałam, żeby Hubert wybaczył Marioli i został z nią i dzieckiem? Sama nie wiedziałam… Nagle zrozumiałam, jak czuje się mężczyzna, który dowiaduje się, że nie jest ojcem dziecka, które uważał za swoje. Ja przeżywałam to samo. Miłość do Emilki walczyła ze świadomością, że tak naprawdę to zupełnie obce dziecko.

Przywiązanie do niej było atakowane przez świadomość, że zostałam straszliwie oszukana. Gniew mieszał się z potwornym smutkiem i poczuciem straty. Tak naprawdę sama już nie wiedziałam, co czułam…

Patrzyłam na zdjęcia i płakałam z bezsilności i rozpaczy

Tak czy owak, to czego ja chciałam, nie miało najmniejszego znaczenia. To było życie Huberta i on podjął decyzję.

– Rozstaliśmy się – poinformował mnie zwięźle. – Nie chcę o tym rozmawiać.

Sprowadził się do mnie, Mariola została na jakiś czas w ich wynajętym mieszkaniu. Potem miała znaleźć inne. Syn był na nią wściekły. Kazał jej się wynosić tak daleko, żeby nie spotykali się przypadkiem.

Powiedział mi, że nie zniósłby widywania Emilii. Nie był w stanie wybaczyć Marioli, która przecież wiedziała o wszystkim, bo podobieństwo małej do jej biologicznego ojca było uderzające. Czuł się jak ostatni idiota, który zaufał kobiecie i w efekcie wychowywał i utrzymywał dziecko innego mężczyzny.

Najgorsze było to, że podczas awantury, jaka wybuchła, Mariola przyznała się, że spotykała się ze swoim eks przez cały czas trwania związku z Hubertem. Dwa miesiące później syn ponownie upił się do nieprzytomności. Tym razem powodem była wiadomość, że Mariola i Emilia zamieszkały z biologicznym ojcem małej.

Zupełnie jakby Hubert nie wychowywał tego dziecka od urodzenia, nie kochał go i nie szalał na jego punkcie. I… jakbym ja też nie istniała… Mną jednak nikt się nie przejmował. Kiedy dzieje się coś takiego, wszyscy myślą o dziecku i jego rodzicach. Ale brutalna prawda jest taka, że trzyletnie dziecko nie będzie pamiętać, z kim spędzało czas od urodzenia.

Matka wymaże z jego pamięci wszelkie wspomnienia o swoim partnerze, usunie jego zdjęcia, nie będzie o nim mówić, bo po co. Przecież dziecko właśnie zamieszkało ze swoim biologicznym ojcem. Będzie szczęśliwe. Ma prawdziwą rodzinę.

Ale co z nami? To pytanie zadawałam bez końca Uli, która też mocno przeżyła stratę Emilki. Naprawdę kochała tę dziewczynkę. Planowała zabranie jej do Disneylandu, przyszła do jej przedszkola, żeby opowiadać przedszkolakom o swojej pracy rzeźbiarki, wiedziałam, że miała w telefonie z tysiąc zdjęć małej.

Właśnie, zdjęcia… Płakałam, patrząc na nie, jakby Emilka umarła. To było głupie, bo przecież żyła, miała się świetnie i mieszkała ze swoim biologicznym tatą. To mnie trochę pocieszało, ale nie zmieniało faktu, że jej zniknięcie z mojego życia było tak bardzo bolesne.

Hubert po rozstaniu był w strasznym stanie. Nie wolno było przy nim rozmawiać o Marioli ani Emilii.
Skasował wszystkie ich zdjęcia, wiedziałam, że chciał, żebym ja też usunęła je z mieszkania.

– Dawno powinnaś to zrobić – warknął na mnie raz. – Po co trzymasz zdjęcia obcego dziecka? No?

Przyznałam mu rację i fotografie trafiły do pudła, a pudło do piwnicy. Nie umiałam ich wyrzucić, tak jak nie umiałam usunąć z pamięci wspomnień ciepłej główki ufnie przytulonej do mojego ramienia czy radosnej paplaniny o jaskółkach i robaczkach w drodze z przedszkola. Straszliwie tęskniłam za wybuchami śmiechu Emilii, kiedy wspólnie piekłyśmy świąteczne pierniczki.

Chcę go wspierać. Ale musiałam zrobić coś dla siebie

Kiedy od rozstania z Mariolą minęło już kilkanaście miesięcy, Hubert przedstawił mi nową dziewczynę. Spodobała mi się. Mam nadzieję, że to będzie coś poważnego. Chciałabym, żeby mieli dzieci, bardzo chcę znowu być dla kogoś babcią. Nie wywieram jednak presji, staram się wspierać syna, jak najlepiej umiem, bo przeżył osobisty dramat.

Dlatego też nigdy mu nie powiedziałam, że jakiś czas po jego odejściu od Marioli, pojechałam do ich starego mieszkania. Musiałam się pożegnać z Emilką.

– Babcia! – ucieszyła się malutka na mój widok. – Zrobiłam la ciebie serduśko z ciasta, ale zjadłam… – poinformowała mnie z uroczym poczuciem winy malującym się na buzi, a ja… rozpłakałam się.

Nie powiedziałam i nigdy nie powiem synowi, że wiem, dokąd się wyprowadziła Mariola. I że bywam tam co piątek. Ona potrzebuje opiekunki raz w tygodniu, a ja… kontaktu z Emilką. Nie mówię jej o Hubercie, czekamy, aż zapomni.

Absorbuje ją nowy tata i zacierają się wspomnienia o poprzednim. Mnie zna jako nianię, do której mówi się „babciu”. Oczywiście kiedyś przestanie potrzebować opiekunki i wtedy na dobre zniknę z jej życia. Ale wtedy będę przygotowana, jakoś to przeżyję.

Grunt, że to jeszcze nie teraz. Teraz wciąż mogę jej czytać bajki i układać do snu. Nie mogę tylko nikomu o tym powiedzieć. Niektórzy mają potajemne kochanki, prowadzą podwójne życie. Ja też mam swój sekret. Nie mogę nikomu go zdradzić, chociaż przecież nie robię nic złego… Ale cóż, czasem tak właśnie układa nam się życie.

Czytaj także:
„Zmarła żona mojego Artura była aniołem. Ludzie dawali mi do zrozumienia, że nigdy nie będę taka, jak ona”
„Facet miał wszystko: pieniądze, willę i piękną kobietę, a zapijał się z nieszczęścia i samotności. Wolałem swoją biedę”
„Ja i siostra skoczyłybyśmy za swoimi dziećmi w ogień. I co? Ja skończyłam jako darmowa gosposia, ona jako bankomat”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA