„Znalazłam na przystanku laptopa i biłam się z myślami. Boleśnie przekonałam się, że w Polsce uczciwość nie popłaca”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, Iryna
„Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zadzwonił następny telefon, potem kolejny. I jeszcze jeden. Każdy bardziej przytłaczający niż poprzedni. – Serio, laptop za pięć tysięcy i oddałaś go za darmo? Jesteś normalna? – wypaliła ciotka”.
/ 26.11.2024 20:30
smutna kobieta fot. Adobe Stock, Iryna

Torba była ciężka. Leżała na ławce przy przystanku, jakby czekała, aż ktoś się nią zainteresuje. Wokół nie było żywego ducha. Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś ukrytej kamerze. Zanim się zastanowiłam, już ją otworzyłam. W środku był laptop. Wyglądał na nowy.
Uniosłam klapę, a ekran odpowiedział mi komunikatem: „Wprowadź hasło”. Zamyśliłam się. „Hasło? To dla Marcina pestka” – pomyślałam, przypominając sobie kolegę, który potrafił poradzić sobie z każdym komputerem. Na pewno mi pomoże.

Był tam też notes. Szare kartki zapełnione drobnym pismem, jakieś rysunki. Z boku wsunięte zdjęcie – kobieta o kasztanowych włosach, stojąca obok dwóch małych chłopców. Uśmiechali się jak do kogoś bliskiego. Na odwrocie ktoś nakreślił imię: „Marta” i numer telefonu. Serce zabiło mi mocniej. To na pewno właścicielka. Schowałam wszystko i ruszyłam do domu.

Miałam dylemat

Minęły dwa dni. W tym czasie tłumaczyłam sobie, że ten laptop spadł mi jak z nieba. Na moim starym sprzęcie nie działało już prawie nic, a każda naprawa kosztowała więcej niż był wart.

– I co, będziesz się dalej bawić w uczciwą? – pytał Marcin, gdy opowiedziałam mu o znalezisku. – Jeśli już nie chcesz tego laptopa, sprzedaj go. Każdy by tak zrobił i nie miałby wyrzutów sumienia.

Spojrzałam na notes, który rzuciłam na biurko. To zdjęcie. Ta kobieta z synami.

– A może ona nie miała pieniędzy, żeby go kupić? Może zbierała na niego długo? Może jest jej potrzebny – pytałam sama siebie.

Tego wieczoru długo patrzyłam się na numer telefonu tej kobiety, zanim go w końcu wybrałam.

– Dzień dobry. Z tej strony Dorota W. Czy pani zgubiła coś wczoraj na przystanku? – spytałam, ledwo trzymając telefon w rękach.

Kobieta westchnęła głęboko.

– Tak… Laptopa. Całe moje życie zawodowe tam jest. Nie mam kopii, nie wiem, co zrobię… – jej głos drżał.

– Myślę, że go znalazłam – powiedziałam, przerywając jej. – Proszę go opisać.

Gdy podała szczegóły, wszystko się zgadzało. Umówiłyśmy się na spotkanie. Kiedy oddałam jej sprzęt, podziękowała mi i wcisnęła w rękę dwieście złotych.

– Nie trzeba – powiedziałam cicho i oddałam jej banknoty.

Potem trochę żałowałam, bo przecież miałabym chociaż na nową kurtkę.

Trochę żałowałam

Kilka miesięcy po całym wydarzeniu sprawa laptopa niemal zniknęła z mojej pamięci. Prawie, bo za każdym razem, gdy mój stary komputer zawieszał się w połowie pracy albo wyłączał bez ostrzeżenia, myślałam o tym nowiutkim sprzęcie, który oddałam. Znajomi, którzy wiedzieli, wcale nie pomagali. 

– Wiesz, Dorota, nie obraź się, ale czasem jesteś za dobra dla innych – rzucił kiedyś Marcin. – Mogłaś go sprzedać albo oddać komuś, kto bardziej tego potrzebuje. Ty masz serce, a nie rozum – dodał, odstawiając mój złom z miną, jakby zaraz miał wybuchnąć. 
Starałam się puszczać to mimo uszu, ale nie zawsze wychodziło.

To była zaskakująca propozycja

Pewnego czwartkowego wieczoru zadzwoniła Marta. 

– Pani Doroto, mam nietypową sprawę – zaczęła z podekscytowaniem. – Moja koleżanka pracuje w telewizji. Robią program o ludziach, którzy znaleźli coś cennego i uczciwie to oddali. Od razu pomyślałam o pani! Co pani na to? 

Zaskoczyło mnie to. Ja? W telewizji? Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. 

– Ale ja… ja nie jestem osobą, która się do tego nadaje – zaczęłam, próbując się wymigać. – Poza tym, no wie pani, kamery, stres, nie czuję się komfortowo... 

Marta jednak nie dawała za wygraną.

– To nie na żywo. Chciałabym, żeby ludzie zobaczyli, że są jeszcze uczciwi ludzie na świecie. Proszę się zastanowić. 

Nie wiedziałam, czemu się zgodziłam. Może dlatego, że Marta brzmiała tak szczerze?

Wystąpiłam w telewizji

Nagranie do programu było zaskakująco szybkie i, wbrew moim obawom, całkiem przyjemne. Ekipa telewizyjna okazała się sympatyczna, pytania były proste, a Marta uśmiechała się do mnie z boku, jakby chciała dodać mi odwagi. Miałam opowiedzieć tylko o tym, jak znalazłam laptop, a potem oddałam go właścicielce. 

Kiedy skończyliśmy, myślałam, że to koniec historii. Wracając do domu, byłam nawet zadowolona. „Wyszło naturalnie. Może ktoś to obejrzy i zrozumie, że warto być uczciwym?” – rozmyślałam. Nie mówiłam nikomu o nagraniu, licząc, że ten drobny materiał przejdzie niezauważony. Bardzo się myliłam.

Rodzina mnie obsmarowała

Program wyemitowano tydzień później, w niedzielny wieczór. Zaczęło się od telefonu od kuzynki: 

– Dorota, ty w telewizji?! Dlaczego nam nie powiedziałaś? – pytała,  bardziej zdziwiona niż podekscytowana. 

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zadzwonił następny telefon, potem kolejny. I jeszcze jeden. Każdy bardziej przytłaczający niż poprzedni. 

– Serio, laptop za pięć tysięcy i oddałaś go za darmo? Jesteś normalna? – wypaliła ciotka. 

– Dorota, jak już cię tak wzięło na uczciwość, mogłaś oddać sprzęt mojemu synowi. Marzy o takim! – dodała druga kuzynka. 

„Frajerka” – to był najłagodniejszy z epitetów, jaki usłyszałam tamtego wieczoru.

Siedziałam w kuchni, patrząc na ekran mojego ledwo działającego komputera, i zastanawiałam się, czy rzeczywiście świat tak bardzo się zmienił. Ale mimo wszystko czułam spokój. Cokolwiek mówili, mogłam spojrzeć w lustro i powiedzieć, że nie jestem złodziejką..

Dorota, 30 lat

Czytaj także: „Szwagierka zgrywała sierotkę, a mąż jej wierzył. Gdy oddał jej nasze oszczędności, wytargałam ją za kudły”
„Mąż tak zatracił się w bieganiu, że nie mogę za nim nadążyć. Nie zdziwię się jak z impetem wbiegnie zaraz innej do sypialni”
„Byłem dobrym ojcem, dopóki nie okazało się, że oczy córki nie są moje. Rok płaciłem za pampersy obcego dzieciaka”

Redakcja poleca

REKLAMA