Torba była ciężka. Leżała na ławce przy przystanku, jakby czekała, aż ktoś się nią zainteresuje. Wokół nie było żywego ducha. Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś ukrytej kamerze. Zanim się zastanowiłam, już ją otworzyłam. W środku był laptop. Wyglądał na nowy.
Uniosłam klapę, a ekran odpowiedział mi komunikatem: „Wprowadź hasło”. Zamyśliłam się. „Hasło? To dla Marcina pestka” – pomyślałam, przypominając sobie kolegę, który potrafił poradzić sobie z każdym komputerem. Na pewno mi pomoże.
Był tam też notes. Szare kartki zapełnione drobnym pismem, jakieś rysunki. Z boku wsunięte zdjęcie – kobieta o kasztanowych włosach, stojąca obok dwóch małych chłopców. Uśmiechali się jak do kogoś bliskiego. Na odwrocie ktoś nakreślił imię: „Marta” i numer telefonu. Serce zabiło mi mocniej. To na pewno właścicielka. Schowałam wszystko i ruszyłam do domu.
Miałam dylemat
Minęły dwa dni. W tym czasie tłumaczyłam sobie, że ten laptop spadł mi jak z nieba. Na moim starym sprzęcie nie działało już prawie nic, a każda naprawa kosztowała więcej niż był wart.
– I co, będziesz się dalej bawić w uczciwą? – pytał Marcin, gdy opowiedziałam mu o znalezisku. – Jeśli już nie chcesz tego laptopa, sprzedaj go. Każdy by tak zrobił i nie miałby wyrzutów sumienia.
Spojrzałam na notes, który rzuciłam na biurko. To zdjęcie. Ta kobieta z synami.
– A może ona nie miała pieniędzy, żeby go kupić? Może zbierała na niego długo? Może jest jej potrzebny – pytałam sama siebie.
Tego wieczoru długo patrzyłam się na numer telefonu tej kobiety, zanim go w końcu wybrałam.
– Dzień dobry. Z tej strony Dorota W. Czy pani zgubiła coś wczoraj na przystanku? – spytałam, ledwo trzymając telefon w rękach.
Kobieta westchnęła głęboko.
– Tak… Laptopa. Całe moje życie zawodowe tam jest. Nie mam kopii, nie wiem, co zrobię… – jej głos drżał.
– Myślę, że go znalazłam – powiedziałam, przerywając jej. – Proszę go opisać.
Gdy podała szczegóły, wszystko się zgadzało. Umówiłyśmy się na spotkanie. Kiedy oddałam jej sprzęt, podziękowała mi i wcisnęła w rękę dwieście złotych.
– Nie trzeba – powiedziałam cicho i oddałam jej banknoty.
Potem trochę żałowałam, bo przecież miałabym chociaż na nową kurtkę.
Trochę żałowałam
Kilka miesięcy po całym wydarzeniu sprawa laptopa niemal zniknęła z mojej pamięci. Prawie, bo za każdym razem, gdy mój stary komputer zawieszał się w połowie pracy albo wyłączał bez ostrzeżenia, myślałam o tym nowiutkim sprzęcie, który oddałam. Znajomi, którzy wiedzieli, wcale nie pomagali.
– Wiesz, Dorota, nie obraź się, ale czasem jesteś za dobra dla innych – rzucił kiedyś Marcin. – Mogłaś go sprzedać albo oddać komuś, kto bardziej tego potrzebuje. Ty masz serce, a nie rozum – dodał, odstawiając mój złom z miną, jakby zaraz miał wybuchnąć.
Starałam się puszczać to mimo uszu, ale nie zawsze wychodziło.
To była zaskakująca propozycja
Pewnego czwartkowego wieczoru zadzwoniła Marta.
– Pani Doroto, mam nietypową sprawę – zaczęła z podekscytowaniem. – Moja koleżanka pracuje w telewizji. Robią program o ludziach, którzy znaleźli coś cennego i uczciwie to oddali. Od razu pomyślałam o pani! Co pani na to?
Zaskoczyło mnie to. Ja? W telewizji? Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Ale ja… ja nie jestem osobą, która się do tego nadaje – zaczęłam, próbując się wymigać. – Poza tym, no wie pani, kamery, stres, nie czuję się komfortowo...
Marta jednak nie dawała za wygraną.
– To nie na żywo. Chciałabym, żeby ludzie zobaczyli, że są jeszcze uczciwi ludzie na świecie. Proszę się zastanowić.
Nie wiedziałam, czemu się zgodziłam. Może dlatego, że Marta brzmiała tak szczerze?
Wystąpiłam w telewizji
Nagranie do programu było zaskakująco szybkie i, wbrew moim obawom, całkiem przyjemne. Ekipa telewizyjna okazała się sympatyczna, pytania były proste, a Marta uśmiechała się do mnie z boku, jakby chciała dodać mi odwagi. Miałam opowiedzieć tylko o tym, jak znalazłam laptop, a potem oddałam go właścicielce.
Kiedy skończyliśmy, myślałam, że to koniec historii. Wracając do domu, byłam nawet zadowolona. „Wyszło naturalnie. Może ktoś to obejrzy i zrozumie, że warto być uczciwym?” – rozmyślałam. Nie mówiłam nikomu o nagraniu, licząc, że ten drobny materiał przejdzie niezauważony. Bardzo się myliłam.
Rodzina mnie obsmarowała
Program wyemitowano tydzień później, w niedzielny wieczór. Zaczęło się od telefonu od kuzynki:
– Dorota, ty w telewizji?! Dlaczego nam nie powiedziałaś? – pytała, bardziej zdziwiona niż podekscytowana.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zadzwonił następny telefon, potem kolejny. I jeszcze jeden. Każdy bardziej przytłaczający niż poprzedni.
– Serio, laptop za pięć tysięcy i oddałaś go za darmo? Jesteś normalna? – wypaliła ciotka.
– Dorota, jak już cię tak wzięło na uczciwość, mogłaś oddać sprzęt mojemu synowi. Marzy o takim! – dodała druga kuzynka.
„Frajerka” – to był najłagodniejszy z epitetów, jaki usłyszałam tamtego wieczoru.
Siedziałam w kuchni, patrząc na ekran mojego ledwo działającego komputera, i zastanawiałam się, czy rzeczywiście świat tak bardzo się zmienił. Ale mimo wszystko czułam spokój. Cokolwiek mówili, mogłam spojrzeć w lustro i powiedzieć, że nie jestem złodziejką..
Dorota, 30 lat
Czytaj także: „Szwagierka zgrywała sierotkę, a mąż jej wierzył. Gdy oddał jej nasze oszczędności, wytargałam ją za kudły”
„Mąż tak zatracił się w bieganiu, że nie mogę za nim nadążyć. Nie zdziwię się jak z impetem wbiegnie zaraz innej do sypialni”
„Byłem dobrym ojcem, dopóki nie okazało się, że oczy córki nie są moje. Rok płaciłem za pampersy obcego dzieciaka”