„Marek byłą żonę wychwalał jak świętą, a mnie traktował jak jej marną podróbę. Nie pomogło mi nawet zajście w ciążę”

Smutna mloda kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt
„Mówiłam mu, że mnie to dręczy. Zareagował dość gwałtownie. Była jego żoną przez 12 długich lat, a znali się od dziecka. Jak śmiałam oczekiwać, że z dnia na dzień wyrzuci ją z pamięci? Cisnęło mi się na usta, że to ona zdecydowała się go porzucić”.
/ 22.06.2024 19:00
Smutna mloda kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt

W Marku B. od zawsze dało się wyczuć nutę zagadkowości. Sprawiał wrażenie, jakby otaczał się niewidzialną barierą, chroniącą go przed płcią piękną i resztą świata.

Otaczała go aura tajemnicy

– Jego historia to dla nas wszystkich wielka niewiadoma – plotkowały dziewczyny. – Ale po nim widać, że ma za sobą trudne przeżycia. Od czasu do czasu błyśnie uśmiechem, powie coś miłego, ale pozostaje taki zamknięty w sobie...

Trudno mi sprecyzować dokładny moment, gdy to nastąpiło, ale zaprzyjaźniłam się z Markiem. Miałam talent do wprowadzania go w dobry nastrój, przy mnie mógł być sobą. W końcu zwierzył mi się ze swojej historii. Okazało się, że jeszcze parę lat temu Marek wiódł szczęśliwe życie jako mąż.

– Była moją drugą połówką – opowiadał o swojej byłej żonie, Marzenie. – Byliśmy nierozłączni od małego, przed nią nie było nikogo innego, byłem w niej szaleńczo zakochany.

Marek został sam z dnia na dzień, kiedy Marzena postanowiła go zostawić i odeszła, burząc ich dotychczasowe, wspólne życie. Powiedział mi jedynie tyle, że to wszystko przez niego. Całkowicie obwiniał się za to, co się stało i nie potrafił się z tym faktem pogodzić. Nie chciał mi jednak zdradzić, co takiego zrobił. Ale kiedy go spotkałam, ona od dłuższego czasu nie była już częścią jego życia, nie miał na palcu ślubnej obrączki, a jedyną panią B. w jego otoczeniu była jego sędziwa mama.

Marek podkreślał, że trzeba iść do przodu i nie warto ciągle rozpamiętywać tego, co już minęło. Dla niego Marzena to już zamknięty rozdział. Ja z kolei pragnęłam być przy nim tu i teraz, a także w nadchodzącym czasie.

Zaniósł jej kwiaty na urodziny

Gdy minęło parę miesięcy koleżeńskich pogawędek i swobodnych spotkań, pocałował mnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że właśnie rozpoczęło się coś, co na zawsze odmieni moją codzienność.

– Łączy nas coś niesamowitego, jest moją bratnią duszą – zwierzałam się kumpelom. – Jestem pewna, że Marek w końcu to dostrzeże.

– Chyba tylko jeden raz w życiu trafia się coś takiego – stwierdziły. – A on używa takich słów, mówiąc o Marzenie, więc…

Nie mam ochoty słuchać ani słowa o Marzenie! – obruszyłam się. – To już zamknięty rozdział, a on będzie musiał to zaakceptować!

Wychodziło na to, że pogodził się z sytuacją, przynajmniej tak twierdził. Mimo wszystko wciąż o niej rozmyślał i opowiadał. Jednak to nie było najgorsze.

Pewnego razu, gdy już razem mieszkaliśmy, spytałam go, jak wrócił późno:

– Gdzieś ty był?

Od razu przeczuwałam, że jego odpowiedź nie przypadnie mi do gustu.

Byłem u Marzeny – odparł, unikając mojego wzroku. – Dzisiaj ma urodziny, więc zaniosłem jej mały bukiecik. Przez długie lata w ten dzień przynosiłem jej kwiaty. Na początku zrywałem koniczyny i mlecze z trawnika, a potem...

– Dość tego, nie chcę tego słuchać! – weszłam mu w słowo. – Dobrze, jej urodziny, w porządku. Mam nadzieję tylko, że o moich też będziesz pamiętać – dodałam z przekąsem.

Pamiętał o mnie. Podarował mi fantastyczne, szafirowe kolczyki, które musiały sporo kosztować. Prezent bardzo mnie ucieszył, ale trzymałam język za zębami i ani słowem nie wspomniałam o bukiecie. Bo  żadnego bukietu nie było. Kwiaty chyba zawsze były zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Marzeny… Mnie jakoś nigdy żadnych nie wręczył.

Zdarzało mi się nawet być świadkiem ich rozmów. Zawsze po zmroku, gdy myślał, że już śpię. Wymykał się na taras i kulił się na krześle, naciągając kaptur na głowę. Nie mogłam dosłyszeć, o czym mówił, ale domyślałam się wszystkiego. Skąd ta pewność? Bo ilekroć potem wracał, sprawiał wrażenie nieobecnego, jakby był kimś zupełnie innym. Kładł się obok mnie na posłaniu, a ja miałam poczucie, że tej nocy wcale do mnie nie przynależy.

Napomknęłam, że mnie to dręczy

Zareagował niezwykle gwałtownie. Była jego małżonką przez dwanaście lat, znali się praktycznie od urodzenia. Jak śmiałam oczekiwać, że z dnia na dzień wyrzuci ją z pamięci? Miałam ochotę powiedzieć, że to ona podjęła tę decyzję i go opuściła, zostawiając go pogrążonego w smutku i cierpieniu, ale zdawałam sobie sprawę, co mi odrzeknie.

To ja zawiniłem! Pojmujesz to?! Nie, ty nigdy tego nie zrozumiesz...

Doszłam wtedy do wniosku, że nie ma sensu dalej walczyć. Z tak silnym poczuciem winy nie da się wygrać. Nie sposób tego wykorzenić z czyjegoś wnętrza. Przyjęłam zatem do wiadomości, że mój ukochany mężczyzna już na zawsze pozostanie w pewnym stopniu związany ze swoją eks. Pociechą było dla mnie to, że ona nie jest już częścią jego życia, a ja jestem. Teraz to ja jestem rozdającą w tej grze.

Być może od czasu do czasu ją odwiedzał, nie mam pojęcia w jakim celu, niewykluczone, że nadal zwierzał się jej po nocach, stojąc na balkonie, jednak to mnie uważał za swoją partnerkę. I nie miałam zamiaru pozwolić, żeby ktokolwiek odebrał mi tę wyjątkową rolę w jego życiu.

Przekonałam go, żeby spakował do kartonów i zaniósł do piwnicy te wszystkie albumy pełne ich starych fotek. Ależ się musiałam namęczyć, napłakać. Wreszcie jednak przyznał, że racja jest po mojej stronie – jednak trzymanie tych jego zdjęć obok tych naszych z wakacji w Grecji albo weekendu w Wilnie to jakieś kuriozum.

– No już, już, nie płacz kochanie, wiesz przecież, że teraz dla mnie się liczysz tylko ty jedna – rzucił, przyciskając mnie mocno do siebie. – Nigdy więcej nie wspomnę o niej w twojej obecności, daję ci słowo. Kocham cię, naprawdę.

Tak jak obiecał, nie wspominał przy mnie jej imienia. Mimo to zdawałam sobie sprawę, że dyskutuje na jej temat z bliskimi mu osobami – swoją mamą oraz kumplami, których szczerze mówiąc, bardzo nie lubiłam.

Pewnego razu jeden z jego koleżków stwierdził w mojej obecności:

– Tworzyli niesamowitą parę. Nikt z nas nie był w stanie pojąć tego, co się stało.

Niech to szlag! Ja doskonale potrafiłam to pojąć!

Nie ma wątpliwości, że to on zawinił, mimo iż nie zdradził mi szczegółów swojego przewinienia. Cokolwiek uczynił, skłoniło ją to do odejścia. W mailu wprost wskazała, że to jego wina. On jednak wciąż odczuwał przymus drążenia tej sprawy. Nie mam pojęcia, jak próbował ją przekonywać, ale miałam pewność, że to i tak nic nie da. Podjęła nieodwołalną decyzję.

To była jej decyzja i musiał w końcu zaakceptować ten fakt. Pewnego razu jednak zwierzył mi się ze wszystkiego i dotarło do mnie, dlaczego dręczyło go tak silne poczucie winy.

Próbowaliśmy zostać rodzicami – wyznał, gdy wyjątkowo zgodziłam się na rozmowę na „jej” temat. – Brała hormony, sporo przytyła… Współżycie służyło w zasadzie jednemu celowi: zapłodnieniu. Nawet nie wiesz, jaka to presja…

Słuchanie tego wszystkiego nie należało do najprzyjemniejszych, ale mimo to nie odzywałam się ani słowem. Zależało mi na tym, żeby dowiedzieć się, jak wyglądała cała sytuacja i wreszcie pozwolić mu zostawić tę sprawę za sobą. Pragnęłam, aby w końcu mógł się od tego uwolnić.

– Marzena naprawdę źle się czuła ze sobą, a do tego jeszcze hormony wywróciły jej charakter do góry nogami. Ciągle chodziła zdenerwowana, absolutnie wszystko działało jej na nerwy, darła się bez żadnego powodu. No i oczywiście musieliśmy współżyć, ale to było takie… takie odtwórcze… tak mało ludzkie… wykańczało mnie to od środka…

Aż w końcu wyznał mi, co się wtedy wydarzyło…

On oczywiście nie potrafił jej dochować wierności. Jak na złość, zdradził ją z młodziutką i atrakcyjną dziewczyną z sąsiedztwa. To nie był jednorazowy wyskok, tylko długi romans za plecami Marzeny. W końcu na jaw wyszło wszystko, kiedy nieszczęśnica dorwała się do wiadomości wysyłanych do tamtej panny. Odpisywał jej, jak pożąda jej ciała i jakie rzeczy chciałby z nią wyczyniać. Akurat wtedy Marzena była opuchnięta, zmagała się z chandrą i huśtawką nastrojów. Czuła się jak ostatnie zero, kompletnie pozbawiona kobiecości i wdzięku...

Oddała swoje piękno i kondycję, aby spełnić marzenie męża o potomstwie, a on w zamian zdradzał ją z gibką, wysoką panną, którą obsypywał pochwałami na temat jej sylwetki. W efekcie Marzena, z psychiką i tak nadwyrężoną przez wahania hormonalne, napisała tamtego maila i to położyło kres wszystkiemu. Choćby Marek nie wiadomo jak mocno żałował swojego postępku, przestał być już mężem Marzeny i nic nie było w stanie tego cofnąć. Tak zdecydowała.

Przez długi czas robiłam wszystko, żeby zdobyć jego serce i sprawić, by myślał tylko o mnie. Mimo to z każdym dniem coraz mocniej odczuwałam, że między nami wciąż jest jego była. Chociaż nigdy o niej nie mówił, to jednak miałam wrażenie, że jest przy nas cały czas. Dobrze wiedziałam, gdzie mogę ją spotkać, ale ani razu tam nie poszłam. I tak nie miałabym jej nic ciekawego do przekazania. Problem leżał w Marku, który wciąż był z nią związany, choć nieustannie powtarzał mi, że jestem dla niego najważniejsza i tylko mnie kocha.

Kiedy byliśmy z Markiem młodsi, temat dzieci nie był przez nas poruszany. Marzena była ode mnie sporo starsza, więc ta kwestia nie była dla nas istotna. Jednak w końcu nadszedł moment, gdy zaczęliśmy o tym rozmawiać. Marek się mi oświadczył i oboje pragnęliśmy zostać rodzicami. Liczyłam na to, że gdy już będziemy małżeństwem i urodzi się nam wymarzone maleństwo, w końcu uda mi się zrzucić Marzenę z piedestału, na którym stała w jego oczach. W końcu mogłam dać mu coś, czego ona nie była w stanie – stworzyć z nim prawdziwą, kochającą się rodzinę i zostać matką jego dzieci.

Musiała przegrać ze mną w tej sytuacji

Nigdy nie zapomnę momentu, gdy na teście ciążowym pojawiły się dwie kreseczki. Zrobiłam fotkę telefonem i od razu przesłałam ją mojemu ukochanemu. Marek oddzwonił błyskawicznie. Dosłownie skakał z radości!

Zostaniemy rodzicami! – krzyczał w euforii. – Ślub trzeba będzie zorganizować wcześniej! Jak nasz bobasek przyjdzie na świat, wszystko musi być po prostu idealne!

Również miałam takie przeczucie. Tamten dzień był dla mnie najwspanialszym momentem w całym moim życiu. Właściwie to głównie o poranek, gdyż jeszcze tego samego dnia, namówiona przez przyjaciółkę, zdecydowałam się ponowić badanie. Później zrobiłam test jeszcze dwukrotnie. Niestety okazało się, że początkowy rezultat był nieprawidłowy. Nie spodziewałam się dziecka. Pozostało mi jedynie przekazać tę wiadomość Markowi...

Niestety nie było go w mieszkaniu, a komórka milczała jak zaklęta. Spanikowana, że mógł udać się do matki, by podzielić się z nią radosną, aczkolwiek nieprawdziwą wiadomością, postanowiłam do niej zadzwonić. Mama podpowiedziała mi, że zapewne jest u Marzeny.

Zdecydowałam się tam pojechać, nie mogłam tego tak zostawić. Ujrzałam jego sylwetkę z oddali. Gdy podszłam bliżej, zauważyłam, że szeroki uśmiech gościł na jego twarzy, kiedy coś opowiadał. Domyśliłam się, że tematem byłam ja i nasze maleństwo. W tamtej chwili dotarło do mnie, że nigdy nie zajmę jej miejsca w jego sercu... Ona zawsze będzie dla niego kimś wyjątkowym, być może ważniejszym niż ja. O wszystkim, co dobre zawsze dowie się pierwsza, z nią będzie omawiał każdą życiową decyzję, łącznie z tą, czy stanę się jego żoną.

Później, dzień w dzień, on i cała reszta ludzi, którzy ją znali, staną się moimi sędziami. Będą snuć porównania między nami i dojdą do wniosku, że ona znacznie lepiej do niego pasowała. Że łączyła ich wyjątkowa więź, a ja jestem jedynie marną podróbką, która nigdy jej nie dorówna. Nawet gdy już będę jego żoną, matką wspólnych dzieci, on nadal będzie jeździł na jej grób z bukietem kwiatów w każde jej urodziny. A później – kto wie – może zabierze tam również nasze dzieci? Sięgnęłam do torby po notes i długopis. Kiedy odchodziłam, czułam ich za swoimi plecami. Tę niezwykłą więź między nimi, coś tak rzadkiego i wyjątkowego, jak sam kiedyś mi powiedział.

Może Marzena zdołała usłyszeć moje słowa?

Kartkę nabazgrałam w aucie, a potem zostawiłam ją na kuchennym blacie. Poinformowałam go na piśmie, że wynik badania okazał się nieprawidłowy i nie zostanę mamą. Żadnego wesela nie będzie, a ja wkrótce przyślę kogoś, żeby zabrał moje rzeczy. Bo mam serdecznie dosyć bycia wiecznie na drugim planie...

Z płaczem opuściłam jego mieszkanie, ale miałam pełną świadomość, że podjęłam jedyną słuszną decyzję. Byłam warta faceta, dla którego stanowiłabym wyjątkową osobę, kogoś, kto dostrzeże we mnie pokrewną duszę. W starciu z Marzeną byłam bez szans.

Niełatwo rywalizować z nieżyjącą kobietą, która w ludzkich wspomnieniach utrwaliła się jako uosobienie perfekcji. Nie sposób także wieść zwyczajne życie, kiedy nad wszystkim unosi się cień byłej małżonki. On przyćmił całą rzeczywistość i zrujnuje każdą kolejną relację tego faceta...

Gdy Marek był już z powrotem po wizycie na cmentarzu, próbował do mnie wydzwaniać bez przerwy. Zignorowałam jego połączenia. Powiedziałam cicho do siebie „zostawiam go tobie” i wtedy wyłączyłam telefon. Kto tam wie, a nuż Marzena przypadkowo usłyszała moje słowa? Miałam świadomość nadchodzącego cierpienia, ale wiedziałam też, że muszę przez to przebrnąć. Otrzymałam kwiaty od tajemniczego adoratora z okazji moich ostatnich urodzin. Pomyślałam wtedy, że to chyba dobry znak na nowy początek...

Krystyna, 31 lat

Czytaj także:
„Moja ciężarna żona nie liczy się z moim zdaniem i chce dać córce dziwaczne imię. Miała być Basia, a będzie Jessica”
„Mąż wolał grać w piłkę nożną, niż zajmować się dzieckiem. Mecze, strzelone bramki i karne, to był tylko początek”
„Brat rzucił żonę dla chciwej kobiety z kalafiorem zamiast mózgu. Wpycha mu łapy do portfela i czeka na drogie prezenty”

Redakcja poleca

REKLAMA