„Moja ciężarna żona nie liczy się z moim zdaniem i chce dać córce dziwaczne imię. Miała być Basia, a będzie Jessica”

para czekająca na dziecko fot. iStock by Getty Images, Jacobs Stock Photography
„– Nie zgodzę się na żadne z imion, które zaproponowałaś, a na dokumentach w urzędzie stanu cywilnego musimy podpisać się oboje. Ja tego nie zrobię. Nie pozwolę na to, żeby przez twoje dziwaczne pomysły i pragnienie oryginalności nasza córka cierpiała przez całe życie – powiedziałem stanowczo”.
/ 17.06.2024 20:00
para czekająca na dziecko fot. iStock by Getty Images, Jacobs Stock Photography

Wiem, że nie należy stresować kobiet, które spodziewają się dziecka. Ale kiedy żona powiedziała mi, jaki pomysł na imię dla naszej małej księżniczki, która dopiero ma się pojawić na świecie, ręce mi opadły. Wydawało mi się, że nic głupszego już nie można wymyśleć. Po mojej wizycie w barze uświadomiłem sobie jednak, że wszystko jest możliwe.

Czekaliśmy na córkę

Naprawdę długo staraliśmy się o dziecko. Zaczęliśmy już nawet podejrzewać, że nie dane nam będzie zostać rodzicami. Lekarze wprawdzie mówili, że oboje jesteśmy zdrowi, ale dwie kreski na teście nie chciały się pojawić.

Kiedy w końcu się udało, cieszyłem się jak dziecko. Euforia była jeszcze większa, kiedy dowiedziałem się, że będziemy mieli córkę. Niektórzy twierdzą, że mężczyźni marzą o synu, ale ja od zawsze chciałem mieć małą księżniczkę, którą będę mógł obsypywać prezentami i spełniać każdą jej zachciankę. I wreszcie moje marzenie miało się spełnić.

Dbałem o żonę

Kiedy żona zaszła w ciążę, zacząłem traktować ją jeszcze bardziej troskliwie. Cierpliwie znosiłem wszystkie jej zachcianki i wahania nastrojów, ustępowałem ze wszystkim. Kiedy to, co robiła doprowadzało mnie do szewskiej pasji, powtarzałem sobie w duchu, że muszę trzymać nerwy na wodzy dla dobra naszej córeczki.

Wiecie co? To wcale nie było proste – osobowość mojej żony nie należy do najprostszych. Nawet kiedy nie ma racji, nigdy nie chce odpuścić i zawsze musi postawić na swoim. Jeszcze przed ciążą zdarzały się nam naprawdę intensywne kłótnie. Teraz robię jednak dobrą minę do złej gry i godzę się na wszystko. Ale niestety, każda cierpliwość kiedyś się kończy. Moja żona właśnie do tego doprowadziła.

Miałem nadzieję, że to żart

Wszystko zaczęło się naprawdę niepozornie. Kilka dni temu jedliśmy razem kolację, kiedy żona nagle wypaliła, jakie imię chce nadać naszej córeczce. Dodała, że myślała o tym od dłuższego czasu i wpadła na kilka fajnych pomysłów. Trochę mnie zabolało, że zastanawiała się nad tym beze mnie, ale nic nie powiedziałem. Nie chciałem wyprowadzać jej z równowagi. Uznałem, że najlepiej będzie, jeśli wysłucham tego w ciszy, a dopiero później powiem, co o tym myślę.

– Naprawdę? To mów, jakie masz pomysły? – odłożyłem widelec i nóż, starając się zachować spokój.

– Oryginalne, niesztampowe, jedyne w swoim rodzaju. Po prostu idealne dla naszej córeczki – moja ślubna zrobiła trzymającą w napięciu przerwę i uśmiechnęła się zagadkowo.

Kiedy to usłyszałem, od razu poczułem niepokój. Uwielbiam proste imiona, więc to, co powiedziała nie wróżyło nic dobrego.

– I co? Jakie masz pomysły? – byłem bardzo ciekawy, co wymyśliła.

Chantale, Jessica, Mia albo Cashmire – powiedziała szybko. – Cudowne, prawda?

Nie spodziewałem się tego, co usłyszałem – aż włosy stanęły mi dęba. Od razu wiedziałem, że nie będą to zwykłe, tradycyjne imiona dla dziecka. Ale żeby aż tak? Chyba zwariowała!

Pokłóciliśmy się

– Żartujesz, prawda? – popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.

– Poważnie mówię. Nie podobają ci się? – wyglądała na zdziwioną.

– Eee, niezbyt… Takie dziwne trochę… Ja myślałem bardziej o czymś w stylu Basia, Marysia… – zacząłem, ale od razu weszła mi w słowo:

– Chyba sobie żartujesz! Myślałam, że masz więcej fantazji. Przecież takie imię ma co druga dziewczynka. Zależy mi na tym, aby nasza córka była wyjątkowa i nie zginęła w tłumie. Szkoda, że po twojej rodzinie odziedziczy takie przeciętne nazwisko... – mruknęła z niezadowoleniem, potrząsając włosami.

Zdenerwowało mnie to, co powiedziała. Moje nazwisko faktycznie nie należy do najbardziej wyszukanych, ale zdążyłem się już do niego przyzwyczaić. Nie podoba mi się, kiedy ktokolwiek sobie z niego kpi. Nawet jeśli jest to moja żona. Zrobiłem parę głębokich wdechów, aby odzyskać równowagę i kontynuowałem rozmowę.

– Skoro mówimy o nazwisku… Nie sądzisz, że te imiona zwyczajnie do niego nie pasują? Cashmire albo Jessica K.… to po prostu kiepsko brzmi – próbowałem nakłonić ją do refleksji.

– Eeee tam… Może u nas ma to trochę większe znaczenie, ale poza Polską nikt nie zwraca na to uwagi. Skąd możesz mieć pewność, że nasza córka nie wyjedzie kiedyś za granicę? W dzisiejszych czasach wszyscy wyjeżdżają. I raczej nie będzie nosiła twojego nazwiska do końca swoich dni. Przecież jak wyjdzie za mąż, to je zmieni. Kto wie, może przybierze nawet jakieś znane, arystokratyczne. 

Próbowałem zachować spokój, ale nie było to łatwe

Nic do niej nie docierało

– Przecież żaden urzędnik z wydziału stanu cywilnego nie zgodzi się na wpisanie w dokumenty takiego imienia. Z tego co wiem, to kwestie to jest jakoś regulowane – próbowałem wyjaśnić. Skarciła mnie wzrokiem.

– Kochanie, chyba nie do końca wiesz, jak to teraz wygląda. Ta cała lista dozwolonych imion jest już dawno nieaktualna. Dzisiaj rodzice mają wolną rękę w wyborze imienia dla swojego dziecka. Jest tylko jeden warunek: nie może ono być obraźliwie albo ośmieszające. Wiem, bo dzwoniłam do urzędu i o wszystko dopytałam.

– Rozumiem, ale… – próbowałem szybko znaleźć kolejny argument kontrargument – proboszcz może być niezadowolony. Znasz go, to przecież konserwatysta. Chyba zależy ci na tym, żeby nasza córcia została ochrzczona? Twoja mama byłaby wściekła, gdybyśmy odpuścili…

– Nie martw się, proboszcz da się przekonać. Już z nim rozmawiałam. Jeśli drugie imię będzie od jakiejś świętej, nie będzie robił żadnych problemów – oznajmiła z błyskiem zwycięstwa w oczach.

Byłem załamany

– Wiesz co, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. A gdybyśmy tak spróbowali wybrać imię dla naszej córki wspólnie? Znajdźmy wolną chwilę za kilka dni. Zrobimy sobie pyszną herbatę, wygodnie sobie usiądziemy w salonie i przedyskutujemy różne opcje. Nie musimy się przecież spieszyć. Mamy jeszcze sporo czasu do namysłu... – uczepiłem się tego, mając nadzieję, że moja żona da się przekonać. Niestety, jej mina nie wróżyła niczego dobrego.

– Daj spokój! Przecież to nic trudnego. Po prostu wybierz sobie jedno imię z tych czterech, które ci podałam. Daję ci dwa dni do namysłu. I koniec wykrętów, jasne? Nie zamierzam zmieniać decyzji – oznajmiła zdecydowanie, po czym wróciła do jedzenia kolacji.

W tym momencie zrozumiałem, że nasza rozmowa dobiegła końca.

Żona się na mnie obraziła

Naprawdę mnie to zdenerwowało. Przecież jako ojciec powinienem mieć coś do powiedzenia. Ostatecznie jednak stwierdziłem, że nie będę nic więcej mówił, żeby jej nie denerwować. Kiedy jednak uświadomiłem sobie, że imię będzie z dzieckiem do końca życia, zrozumiałem, że nie mogę odpuścić. Już sama myśl o tym, że moja córka miałaby mieć na imię Chantal, sprawiała, że robiło mi się niedobrze. Uznałem, że dla dobra naszej córki powinienem przestać tak rozczulać się nad swoją żoną. Wziąłem głęboki oddech i...

– Nie zgodzę się na żadne z imion, które zaproponowałaś, a na dokumentach w urzędzie stanu cywilnego musimy podpisać się oboje. Ja tego nie zrobię. Nie pozwolę na to, żeby przez twoje dziwaczne pomysły i pragnienie oryginalności nasza córka cierpiała przez całe życie – powiedziałem stanowczo.

Rozpętała się istna burza. Moja żona najpierw patrzyła na mnie z niedowierzaniem, jej oczy zrobiły się ogromne. Po chwili zaczęła krzyczeć, że nie da sobą pomiatać. Krzyczała, że jestem kompletnie pozbawiony uczuć, a przez moje zachowanie może poronić.

Powiedziałem jej, że próbowałem być naprawdę wyrozumiały, ale skoro żadne argumenty do niej nie docierają, to muszę przybrać ostrzejszy ton. W końcu obrażona poszła do sypialni, a ja udałem się do zaprzyjaźnionego baru.

Musiałem odreagować

Chciałem z kimś pogadać. Na szczęście Heniek – barman – słuchał lepiej niż niejeden ksiądz w konfesjonale. Zamówiłem małe piwo.

– Coś taki ponury? – spytał Henio, nalewając złoty trunek..

– Oj, pokłóciłem się z żoną...O to jak nazwiemy naszą córkę. Wpadła na tak głupie pomysły, że mało mnie szlag nie trafił – powiedziałem.

– Serio? A jakie imiona wzięła pod uwagę? – spytał z zainteresowaniem.

– Wiesz, Chantale, Jessica, Mia albo Cashmire. Każde z nich jest kiepskie, jedno głupsze od drugiego – odparłem, wzdychając i biorąc solidny łyk piwa.

Henio przez moment pogrążył się w myślach.

– Ej, stary, nie jest aż tak tragicznie. Niektórzy są w gorszej sytuacji – oznajmił.

– Nie jest tragicznie? Chyba żartujesz! To istny horror! – zaprzeczyłem kręcąc głową.

– Serio mówię. Kojarzysz Marka z naszego osiedla? No tego kurdupla, który przeprowadził się na drugi kraniec miasta?

– Pewnie, że kojarzę! – przytaknąłem. – Co z nim?

– No właśnie o to chodzi. Wpadł do mnie wczoraj i chlał, biedny, do wieczora. Jego żona też niedługo ma rodzić córkę i wyobraź sobie, że zdecydowała, że dadzą jej na imię Hürrem! Możesz w to uwierzyć?! – pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Wiem kto to. Żona cały czas ogląda teraz tę turecką telenowelę. Przecież to jakaś porażka… – złapałem się za głowę.

– No i sam widzisz! Mówiłem, że u ciebie jeszcze nie ma tragedii – zaczął się śmiać. 

Robert, 34 lata

Czytaj także: „Gdyby żona zobaczyła, co wyprawiam na emeryturze, przecierałaby oczy ze zdziwienia. A wszystko przez sąsiadkę"
„Miałam pod ręką przyjaciela, a uganiałam się za przystojnym mięśniakiem. Gdyby nie Paweł, nigdy nie przejrzałabym na oczy”
„Koleżanka swatała mnie z przystojnym dżentelmenem. Wyszedł z niego cham i prostak, ale na szczęście go przejrzałam”

Redakcja poleca

REKLAMA