„Mam 50 lat i niczego w życiu nie osiągnęłam. Dla męża jestem tak samo wartościowa, co stary prodiż, czy pralka Frania”

załamana kobieta fot. iStock, Fertnig
„Byłam zwykłą, prostą kobietą, krawcową. A krawcowych nie szukali. Poza tym nowe maszyny do szycia były zupełnie inne niż mój stary, poczciwy łucznik… Westchnęłam zrezygnowana”.
/ 07.08.2024 13:42
załamana kobieta fot. iStock, Fertnig

Z niechęcią otworzyłam oczy. Skąpe promienie jesiennego słońca wpadające przez okno sypialni nie nastrajały mnie pozytywnie. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Dziewiąta.

– Jeszcze kilka dni temu o tej porze byłabym w pracy – mruknęłam pod nosem i nakryłam się kołdrą.

Udało mi się załapać na stanowisko – jak to szumnie i dumnie brzmi – sprzedawczyni. Przez tydzień pracowałam na okresie próbnym. Przedwczoraj okres próbny się skończył, a szefostwo doszło do wniosku, że nie przyda im się pracownik w moim wieku. Co gorsza, poinformowali mnie o tym otwarcie. Mogli przynajmniej zaoszczędzić mi tego upokarzającego werdyktu, zrzucając powód mojego zwolnienia na coś innego. Ale nie.

– Pani Krystyno, proszę jutro nie przychodzić – szefowa patrzyła na mnie beznamiętnie, nawet nie udawała zmartwionej. – Zdecydowaliśmy, że jednak pani nie przyjmiemy. Potrzebujemy kogoś młodszego, szybszego, jeśli rozumie pani, co mam na myśli…

Pokiwałam głową. Rozumiałam świetnie

Szybszego, czyli kogoś, kto jednocześnie obsłuży klienta, wyłoży towar na półki, posprząta sklep, a do tego napisze zamówienie i odbierze dostarczony przez dostawcę towar. Cóż, pracy w sklepie było dla kilku osób, ale szefostwo chciało zaoszczędzić kosztem płac dla pracowników. Kobieta przed pięćdziesiątką, taka jak ja, nie była im potrzebna. Za wolno się ruszałam.

Co racja, to racja – nie śmigałam już jak nastolatka. Przeciągnęłam się w łóżku i niechętnie usiadłam. Trzeba było zacząć poszukiwania pracy od nowa. Mój mąż dawno już wyszedł. Szczęściarz. Od kilkunastu lat był zatrudniony w jednym i tym samym zakładzie, podczas gdy ja zajmowałam się domem i dziećmi. Gdy dorosły, zdecydowałam się poszukać zatrudnienia poza domem.

– Krysiu, daj spokój – powiedział poprzedniego wieczoru Witek, kiedy zmartwiona zjawiłam się w sypialni. – Uparłaś się, żeby teraz, po tylu latach, znaleźć pracę. Tak ci źle w domu?

Ani młoda, ani wykształcona

Nie było mi źle, ale… Cóż, chyba chciałam znowu poczuć się potrzebna. Siedzenie samej w czterech ścianach frustrowało mnie coraz bardziej. Dobijała mnie bezczynność. Ile można sprzątać? Zwłaszcza że dwoje dorosłych ludzi w naszym wieku mało brudzi. Z nostalgią wspomniałam czasy, kiedy dzieci były małe, a ja marzyłam o chwili samotności i odpoczynku. Teraz miałam tej samotności i odpoczynku po dziurki w nosie.

– Nie jest mi źle, kochanie – pogłaskałam męża – ale chciałabym coś robić. Być komuś potrzebna.

– Przecież robisz. Zajmujesz się domem. I jesteś mi potrzebna.

Witek nie rozumiał, że nie wystarczało mi już samo zajmowanie się domem. Zostaliśmy we dwójkę, dzieci się wyprowadziły. Gdybyśmy mieli wnuki, to może… No ale nie mieliśmy i na razie nic nie wskazywało na to, żeby się wkrótce pojawiły. Niemniej dorosłe latorośle też próbowały powstrzymać mój zapał.

– Mamo, po co ci praca? – dziwiła się córka. – Nie obraź się, ale… To znaczy, wiesz, przecież zawsze byłaś z nami i tatą, nie robiłaś niczego innego, nie masz doświadczenia…

Widziałam po minie Edytki, że nie przychodzi jej łatwo ta szczerość. A mnie ciężko było tego słuchać.

– Teraz szukają młodych, prężnych, dyspozycyjnych – kontynuowała. – Wyścig szczurów to nic fajnego.

– A najlepiej, jak się ma dwadzieścia lat i trzydzieści lat doświadczenia zawodowego – mruknął syn.

– Chcecie mi powiedzieć, że do niczego się już nie nadaję? – autentycznie zrobiło mi się przykro.

– Mamo, to nie tak – bąknęła Edytka. – Po prostu…

– Po prostu wielu ludzi w twoim wieku, nawet takich z większym doświadczeniem zawodowym, też nie potrafi znaleźć pracy – wyjaśnił za siostrę Marcin. – I nie oznacza to wcale, że do niczego się nie nadają, tylko że rynek stawia teraz na młodość, pełne oddanie dla pracy i dyspozycyjność – dorzucił z wyraźną niechęcią.

Wiedziałam, co ma na myśli. Dla swojej firmy musiał być 24 godziny pod telefonem, nawet w dni wolne. Dlatego nie miałam wnuków. Teraz, o poranku, przypominałam sobie rozmowy z moją rodziną. Nie były budujące. Zerknęłam w stronę okna. Jesień… Ja też byłam w jesieni, w jesieni życia. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni zaparzyć kawę. W szafce z kawą znalazłam karteczkę od Witka: „Kocham Cię”. Uśmiechnęłam się. Dobrze, że go mam.

Pijąc kawę, zastanawiałam się, gdzie mogłabym poszukać pracy. Może w tym nowym markecie, który otworzyli w sąsiednim mieście. Jednak tam chcieli, żeby najpierw złożyć CV. Nie wiedziałabym, co napisać w swoim. Zaraz po skończeniu szkoły wyszłam za mąż, szybko urodziły się dzieci. W CV trzeba było podać kolejne miejsca zatrudnienia. Co miałabym napisać? Dom, Rolnicza 57…?

Przejrzałam gazetę z ogłoszeniami, którą kupiłam poprzedniego dnia. Poszukiwali elektryków, ślusarzy, operatorów wózków widłowych, przedstawicieli handlowych. Na tych ostatnich był spory popyt, ale zwykle wymagano od nich prawa jazdy, którego ja nie mam. Potencjalni pracownicy innych firm powinni mieć dyplom szkoły wyższej, a ja skończyłam tylko zawodówkę.

Byłam zwykłą, prostą kobietą, krawcową

A krawcowych nie szukali. Poza tym nowe maszyny do szycia były zupełnie inne niż mój stary, poczciwy łucznik… Westchnęłam zrezygnowana. Pozostało mi wypatrywać ogłoszeń rozwieszanych w witrynach sklepowych, na murach, słupach czy przystankach. Czasami szukano w ten sposób kogoś do pracy w sklepie albo do pomocy przy dziecku. Wypiłam kawę i ubrałam się. Postanowiłam, że przejdę się po ulicach, rozejrzę, może ktoś wywiesił ogłoszenie o pracy w sam raz dla mnie.

Podjęłabym się choćby sprzątania. Byłam w tym świetna. Mimo jesiennej pory, na dworze było ciepło i przyjemnie. Nogi zaniosły mnie w stronę parku. Przysiadłam na chwilę na ławeczce, przyglądając się młodej mamie. Maluszek spał w wózku, a ona siedziała na brzegu wyschniętej fontanny i czytała książkę. Przypomniałam sobie dawne czasy, kiedy i ja spacerowałam po parku, najpierw z Edytką, potem z dwójką…

– Pani Krysiu, jak dobrze, że panią widzę! – z zamyślenia wyrwał mnie głos sąsiadki, pani Jadwigi, energicznej emerytki, zawsze uśmiechniętej. Mieszkamy w tym samym bloku, ale w różnych klatkach.

– Dzień dobry – odpowiedziałam.

– A co to za mina? – przyjrzała mi się uważniej. – Życiem trzeba się cieszyć, tym bardziej że nigdy nie wiadomo, ile nam go zostało!

Westchnęłam ciężko i zwierzyłam się sąsiadce ze swojego kłopotu.

– Pracy szukam i nie umiem znaleźć. Przyjęli mnie do sklepu na tydzień, na okres próbny, ale uznali, że się nie nadaję.

– A po co pani chce iść do pracy? – zdziwiła się sąsiadka. – Męża zwolnili? I trzeba na dom zarobić? – w jej spojrzeniu błysnęło szczere współczucie.

– Nie, nie, na szczęście nie – zaprzeczyłam prędko. – Po prostu… – zawahałam się.

– Po prostu w domu się pani nudzi? – zgadła pani Jadwiga.

– Tak – przyznałam.

– Kiedy przeszłam na emeryturę, też się nudziłam. Co grosza, czułam się niepotrzebna, bezużyteczna – opowiadała, a ja odnosiłam wrażenie, że czyta mi w myślach. – Nie miałam się do kogo odezwać, z kim porozmawiać, dzieci i wnuki daleko, mąż od kilku lat już nie żył… Trzeba było zająć czymś ręce i myśli, ale rzeczywiście nie takie to wszystko proste…

– Ja też tego próbowałam, pani Jadziu – przyznałam. – Oglądałam seriale w telewizji, rozwiązywałam krzyżówki, a nawet swoją maszynę do szycia odkurzyłam. A przecież ostatni raz szyłam na niej sukienkę dla Edytki na bal maturalny. Tyle lat…

– O właśnie! – pani Jadwiga klasnęła w ręce. – Ja w tej sprawie! Przedstawienie mamy w klubie seniora i chciałam zapytać, czy nie uszyłaby mi pani sukienki – przedstawiła swoją prośbę.

– Ale ja… ja nigdy nie szyłam dla innych, nie wiem, czy dam radę.

– Dla dzieci pani szyła, prawda?

– Dzieci to co innego – upierałam się. – Zwłaszcza własne.

– Nie widzę wielkiej różnicy. Ot, model nieco większy. Może więcej niż nieco – zaśmiała się.

– No, nie wiem, pani Jadziu. A jak sobie nie poradzę? – wahałam się. – I tylko zniszczę materiał? Albo sukienka się pani nie spodoba?

– Pani Krysiu kochana – sąsiadka uśmiechnęła się szeroko. – Zaryzykuję. Przecież jest pani krawcową, coś tam pani jeszcze pamięta z nauki zawodu, a jak pani dzieciaczkom ubrania szyła, to pamiętam, że aż zazdrość brała, ładniej wyglądały niż te w sklepie, i oryginalne, nie jak ze sztancy, nie jak z marketu, inni takich nie mieli. I o to mi chodzi. Chcę mieć coś wyjątkowo. Uszytego specjalnie dla mnie.

Namawiała mnie jeszcze, bo wciąż się wahałam

Bałam się podjąć takiego, jak sądziłam, wielkiego wyzwania.

– Co ci szkodzi? – Witek poparł prośbę sąsiadki. – Czas masz, szyć zawsze lubiłaś, na pewno sobie poradzisz! No, do roboty, Krysia!

Więc się zgodziłam. I od tego czasu przestałam narzekać na nudę. Pani Jadwiga była zachwycona sukienką i poleciła mnie innym. Oprócz szycia dla jej znajomych, podjęłam się też szycia strojów i niektórych dekoracji na przedstawienia w klubie seniora. Teraz mam tyle pracy, że czasami, zwłaszcza przed kolejnym występem, nie wiem, w co najpierw ręce włożyć. I bardzo dobrze! Znowu czuję się potrzebna i doceniana.

Krystyna, 49 lat

Czytaj także:
„Rodzina uważa, że samotny ojciec jest skazany na porażkę. Nasyłają na mnie opiekę społeczną i straszą odebraniem syna”
„W wakacje pracowałem w sanatorium. Z jednymi babciami chodziłem na spacery, a z innymi do łóżka”
„Siostra przed ślubem zachowywała się jak rozhisteryzowana księżniczka. Dajcie spokój, to tylko impreza z jedzeniem”

Redakcja poleca

REKLAMA