„Mam 20 lat i jestem samotną matką. Ludzie gadają, że jestem patologią, bo żyję z zasiłków i 800+, ale nie znają prawdy”

Kobieta z niemowlęciem fot. iStock by Getty Images, Drazen Zigic
„– Popatrz tylko, Marysiu. Toż to wnuczka świętej pamięci Helenki. Że też wyrosła z niej taka patologia. Nieboszczka pewnie przewraca się teraz w grobie – usłyszałam, jak znajome mojej babci szeptają do siebie, gdy spacerowałam z Michaliną”.
/ 12.07.2024 20:00
Kobieta z niemowlęciem fot. iStock by Getty Images, Drazen Zigic

Błędne oceny bolą, nawet bardzo. Doskonale wiem, o czym mówię. Jako młoda matka na każdym kroku spotykam się z niechęcią i brakiem życzliwości. „Pasożyt”, „beneficjentka zasiłków”, „roszczeniowiec”, „patologia” – to tylko niektóre inwektywy, jakie słyszę na co dzień. I dlaczego? Bo zamiast pracować, wychowuję dziecko? Ludzie nie rozumieją, że nie na wszystko w życiu ma się wpływ. 

Dawid spanikował

Zaszłam w ciążę, gdy miałam osiemnaście lat, ale wbrew temu, co myślą ci, którzy lubią oceniać po pozorach, moje dziecko nie jest wynikiem młodzieńczych szaleństw. Gdy to się stało, ja i Dawid byliśmy parą od trzech lat i poważnie myśleliśmy o wspólnej przyszłości. Przynajmniej tak mi się wydawało.

– Co? Co to znaczy, że jesteś w ciąży? – zaczął panikować, gdy powiedziałam mu, że spodziewam się dziecka.

– A jak myślisz? – rozzłościłam się. – To znaczy, że będziemy rodzicami!

– Nie, to niemożliwe! Jak do tego doszło?

– Dawid, uspokój się! Kiedy chłopak sypia z dziewczyną, musi liczyć się z taką ewentualnością. A ostatnio nie oszczędzaliśmy sobie. 

– Przecież się zabezpieczamy.

– Żadna antykoncepcja nie daje stuprocentowej ochrony. Dawid, zrozum. Ja też tego nie chciałam. Ale stało się i musimy wziąć za to odpowiedzialność.

Dawid chodził tam i z powrotem po pokoju. W końcu powiedział:

– Jest za wcześnie. Nie mogę być ojcem. Jeszcze nie teraz.

– Ale będziesz, a ja będę matką. Wiem, że zmieni się całe nasze życie, ale czasu nie cofniemy – tłumaczyłam mu.

– A właśnie, że cofniemy.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałam zaskoczona.

Odłożyłem trochę grosza. Chciałem kupić samochód, ale w tej sytuacji...

– Dawid! Ty chyba nie myślisz o…! – oburzyłam się.

– Wyjedziemy do Czech – kontynuował, jakby nie słyszał, co przed chwilą powiedziałam. 

Nawet mi tego nie proponuj! – wrzasnęłam.

– Muszę to przemyśleć – powiedział i poderwał się z kanapy jak poparzony.

Mój chłopak zabrał nogi za pas

Zadzwoniłam do niego jeszcze tego samego dnia, ale odpowiedziała mi tylko poczta głosowa. To samo było nazajutrz i dwa dni później. Postanowiłam rozmówić się z nim twarzą w twarz.

Nie ma go. I chyba już nie będzie – wybełkotała jego matka, gdy otworzyła mi drzwi.

– Co pani przez to rozumie? – zapytałam zaskoczona.

Powiedział, że jedzie do pracy za granicę. Zresztą, nie wiem. Niech sobie robi, co chce. Dorosły jest – rzuciła i zamknęła drzwi.

Nawet nie próbowałam drążyć tego tematu. Wiedziałam, że niczego nie dowiem się od pani Grażyny, matki Dawida. Zawsze bardziej interesowało ją moczenie ust w gorzale niż wychowywanie syna. 

Wychodząc z bloku, spotkałam jego przyjaciela.

– Cześć, Kamil, nie wiesz przypadkiem, co się dzieje z Dawidem? Od kilku dni nie mogę się do niego dodzwonić.

– Spotkałem go wczoraj. Wychodził z torbą na ramieniu. Rzucił tylko, że musi stąd spadać.

Powiedział, dokąd jedzie? – dopytywałam.

– Rozmawialiśmy tylko przez chwilę. Rzucił coś, że wynosi się do Danii. Więcej nie wiem. Klaudia, o co tu chodzi?

– Nie chcesz wiedzieć, Kamil. Naprawdę, nie chcesz wiedzieć – powiedziałam rozbita.

– Wpakował się w jakieś kłopoty, tak?

Właśnie z nich wybrnął, zrzucając je na moje barki – skwitowałam gorzko.

Rodzice odwrócili się ode mnie

Dawid okazał się niedojrzałym smarkaczem. Zamiast wziąć odpowiedzialność za dziecko, wolał zwiać, gdzie pieprz rośnie. A tak to wcześniej opowiadał, jak zamierza założyć rodzinę. Byłam załamana. Mogłam liczyć tylko na rodziców. Następnego dnia powiedziałam o wszystkim matce. Szczerze mówiąc, spodziewałam się innej reakcji.

– I co? Wyobrażasz sobie, że będę zmieniać pieluchy twojemu smarkaczowi? Ja zrobiłam już swoje jako matka i nic już nie muszę. Jesteś pełnoletnia, więc musisz sobie radzić sama!

Stanęłam jak wryta. Nie tego oczekiwałam.

– Mamo, jak możesz tak mówić? Co ja niby mam zrobić?

– Babcia zostawiła ci mieszkanie, więc masz gdzie się podziać. Reszta jest już twoją sprawą.

Wyrzucasz mnie z domu? – nie dowierzałam.

– Chciałaś się bawić w dorosłą, to teraz ponieś konsekwencje. Ja nie potrzebuję wysłuchiwać płaczu po nocach. Myślisz, że wygrałam zdrowie na loterii? Albo twój ojciec? On jest już wystarczająco schorowany, a jak bachor nie będzie mu przerywał sen, tylko mu się pogorszy.

Próbowałam powstrzymać płacz, ale łzy same napłynęły mi do oczu.

– Nie rycz – nakazała. – Możesz tu zostać do matury, żebyś zdobyła chociaż średnie wykształcenie. Ale później masz się wyprowadzić. I nie patrz tak na mnie. To nie ja wpakowałam cię w tę kabałę. 

Matka była nieugięta

Do matury przystąpiłam z brzuchem wielkim jak balon. Urodziłam dwa tygodnie później. Gdy tylko zobaczyłam Michalinę, mój mały promyczek szczęścia, od razu ją pokochałam. Całym swoim sercem. Następnego dnia odwiedziła nas moja matka. Nie mogłam uwierzyć, że ta bezduszna kobieta zdobyła się na dobre słowo.

– To najpiękniejsze dziecko pod słońcem – stwierdziła. – Nie wiem, jak ten twój Dawid mógł z was zrezygnować.

Po chwili namysły dodała:

Zostańcie z nami przez kilka miesięcy. Aż mała troszkę podrośnie.

Wtedy pomyślałam, że wszystko jakoś się ułoży. Że mama złagodniała, że rodzice pomogą mi w opiece nad małą i za rok będę mogła pójść na studia. Nie dla siebie. Dla niej. Żebym mogła zapewnić jej godne życie. Wkrótce musiałam jednak porzucić świat nadziei i wrócić do rzeczywistości.

Już czas, żebyś się usamodzielniła – przypomniała mi matka, gdy Michasia miała trzy miesiące.

– Mamo, proszę cię. Przecież nie poradzę sobie sama – próbowałam dotrzeć do jej sumienia.

– Nie histeryzuj – machnęła ręką. – Mnie i twojemu ojcu nikt nie pomagał i jakoś cię wychowaliśmy.

– Ale mieliście siebie, a ja zostałam sama z dzieckiem!

Dostałaś od nas wyprawkę. Będziemy opłacać ci czynsz i rachunki. No i jak będziemy mieli jakiś luźny grosz, wspomożemy cię. Na tyle możesz liczyć.

Utrzymuję dziecko z zasiłków

Zaczął się dla nas trudny czas. Moje jedyne pieniądze pochodzą z 800+ i zasiłku rodzinnego ze skromnym dodatkiem dla samotnej matki. Alimenty? Oczywiście, próbowałam je wyegzekwować. Złożyłam pozew przeciwko Dawidowi. Myślałam, że załatwię sprawę, podając ostatni adres jego zamieszkania. Niestety, byłam w wielkim błędzie.

Matka mojego byłego chłopaka nie odebrała listu. Sąd zarządził doręczenie komornicze. Jak można było się tego spodziewać, pismo wróciło z adnotacją „Adresat nie mieszka pod wskazanym adresem”.

Złożyłam już wniosek o ustanowienie kuratora dla niego. To jedyny sposób, by sąd mógł zasądzić alimenty, a wówczas będę mogła ubiegać się o zaliczkę alimentacyjną z funduszu, nawet gdy nie uda się ustalić miejsca jego pobytu. Ale te procedury trwają i trwają.

Ludzie wytykają mnie palcami

Nie dość, że muszę zmagać się z codziennymi problemami, to jeszcze muszę wysłuchiwać oszczerczych opinii sąsiadów.

– Popatrz tylko, Marysiu. Toż to wnuczka świętej pamięci Helenki. Że też wyrosła z niej taka patologia. Nieboszczka pewnie przewraca się teraz w grobie – usłyszałam, jak znajome mojej zmarłej babci szeptają do siebie, gdy pewnego dnia spacerowałam z Michaliną.

Innego dnia poprosiłam sąsiada, żeby pomógł mi wnieść wózek po schodach.

A co? Ze mną masz bachora? – prychnął, a na odchodne rzucił jeszcze pod nosem: – Smarkula pasożytuje na moich podatkach i jeszcze żąda, żeby jej pomóc.

Nie tylko sąsiedzi mają o mnie takie zdanie. Niedawno byłam na zakupach w dyskoncie. Tego dnia mała była wyjątkowo marudna. Cały dzień płakała, a ja nie miałam z kim jej zostawić. Grzecznie zapytałam ludzi w kolejce, czy mogliby mnie przepuścić. W koszyku miałam tylko trzy rzeczy.

– Stój, gdzie stoisz, beneficjentko 800 plus – warknął jakiś mężczyzna.

– Zrobiła sobie taka dziecko i myśli, że cały świat będzie się jej kłaniał – dodał ktoś inny.

Czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie? Tym, że mój chłopak okazał się przeklętym tchórzem i zostawił mnie samą z dzieckiem? A może tym, że moi rodzice nie mają w sobie za grosz empatii? Takie przytyki bolą, ale szczerze? Mam to w nosie. Niech mówią o mnie, co chcą. Muszę być silna. Dla mojego małego skarbeńka. Ona nie jest niczemu winna.

Klaudia, 20 lat

Czytaj także:
„Moje siostry miały forsy jak lodu, ale przychodziły do nas na darmową wyżerkę. Zamiast schabowego podam im paragon”
„Mijało 5 lat od ślubu syna, a wnuków ciągle nie widać. Byłam pewna, że to wina mojej synowej, perfidnej karierowiczki”
„Myślałam, że przyszła teściowa wyklnie mnie i moje nieślubne dziecko. Podobno dla niej to wielki grzech i wstyd”

Redakcja poleca

REKLAMA