„Moje siostry miały forsy jak lodu, ale przychodziły do nas na darmową wyżerkę. Zamiast schabowego podam im paragon”

Kobieta w kuchni fot. iStock by Getty Images, Rockaa
„Zjawiały się u nas, jakby to była knajpa z pełną obsługą. Czy to Gwiazdka, Wielkanoc, Boże Ciało czy Zaduszki, a ostatnio nawet w zwykłą niedzielę, bez specjalnego powodu. Ciągle spotykaliśmy się u nas, a ja musiałam ogarniać cały ten cyrk”.
/ 07.07.2024 22:00
Kobieta w kuchni fot. iStock by Getty Images, Rockaa

Jestem już dobrze po czterdziestce, za parę miesięcy czekają mnie okrągłe 50. urodziny. Nasz dom rodzinny jest spory, mieszkam w nim razem z moją mamą i dorastającą córką, Anią. Obie moje siostry opuściły rodzinne gniazdo dawno temu. Kiedy wspólnie z mężem zamierzaliśmy ruszyć na swoje, mama bardzo prosiła, żebyśmy tego nie robili. Nie potrafiłam jej powiedzieć „nie”.

Nie miałam serca zostawić mamy samej

Kilka lat temu odszedł od nas ojciec, co było ogromnym ciosem dla mamy. Nie wyobrażałam sobie, by musiała mierzyć się z tą stratą w samotności. Wkrótce zostałyśmy we trzy – ja, maleńka Ania i mama, która była już w starszym wieku. No i jeszcze firma, męża oczko w głowie, którą do tej pory się zajmował. Marek przegrał walkę z nowotworem, gdy nasza córeczka skończyła trzy latka. Biznes był dla niego wszystkim, jego prawdziwą pasją.

Firma to było jego dzieło. Zbudował ją od podstaw i sukcesywnie powiększał. Nie miałam żadnego doświadczenia w prowadzeniu przedsiębiorstwa. Marek zawsze trzymał rękę na pulsie i osobiście nadzorował każdy najmniejszy projekt w firmie. Rozważałam opcję pozbycia się interesu, ale mama nie dawała za wygraną. Namawiała mnie, żebym dała sobie szansę i spróbowała swoich sił jako szefowa.

Marek byłby zachwycony, gdybyś poprowadziła firmę dalej – powtarzała wytrwale, aż w końcu uległam jej namowom.

Byłam o krok od porzucenia pracy w banku, ale zdecydowałam się powierzyć stanowisko dyrektora firmy zaufanemu podwładnemu małżonka, który od lat był jego najbliższym współpracownikiem. Okazało się to genialnym posunięciem. Samotne wychowywanie Ani przysparzało mi sporo trudności. Co prawda zawsze mogłam liczyć na wsparcie mamy, jednak nie chciałam jej absorbować swoimi problemami. Jest w takim wieku, że zasługuje na odpoczynek i spokojną starość.

Moje siostry nie miały takich problemów

Opuściły nasz rodzinny dom, jak tylko stanęły na ślubnym kobiercu. Obu udało się znaleźć zamożnych mężów. Dorota poślubiła faceta, który w mieście ma dobrze prosperującą cukiernię, a Agata wyszła za gościa zarządzającego sporych rozmiarów hurtownią artykułów spożywczych. Z ochotą odpowiadały na zaproszenia mamy, która regularnie spraszała je wraz z rodzinami na obiady w niedzielę.

Kłopot polega na tym, że zorganizowanie podobnego zjazdu wiązało się ze sporym wysiłkiem. Trzy osoby od Agaty, cztery od Doroty plus nasza trójka i robiło się już całkiem spore przyjęcie. Niestety lwia część roboty z przygotowaniami zwykle lądowała na mojej głowie. Dość tego. Koniec z obiadami u nas w domu!

– Coraz mniej energii mi zostało, w pojedynkę bym tego nie ogarnęła – narzekała mamusia, kiedy szykowałyśmy obiad.

Mówiłam jej nie raz, że Agatka i Dorotka też powinny nas czasem do siebie zaprosić na obiad. Zwłaszcza że mają ku temu lepsze możliwości mieszkaniowe i finansowe. Dorota ma swój dom, a Agata mieszka w luksusowym apartamencie.

– Jakoś to ogarniemy – ucięła temat mama.

Niedzielne obiady u mamy weszły mi już w krew, bo widziałam jak bardzo cieszy się z tych spotkań. Jednak za cholerę nie mogłam pojąć, czemu moje siostry nigdy nie odwdzięczą się tym samym i od czasu do czasu nie zaproszą nas do siebie. Ani razu nie zaproponowały, że coś przyniosą, chociażby jakieś ciastko ze sklepu.

Regularnie wpadały do nas jak po swoje, zupełnie jakby to była knajpa z wyżerką. Identycznie podczas każdych świąt – czy to Gwiazdki, Wielkanocy, Bożego Ciała czy Wszystkich Świętych, a w ostatnim czasie nawet w zwyczajne niedziele bez żadnego specjalnego powodu. Za każdym razem spotykaliśmy się u nas, a ja musiałam ogarniać całe przygotowania i potem po wszystkim sprzątać.

– Nie mam już sił, ale chyba powinnam zrobić serniczek – odezwała się ostatnio mama, kiedy jak zawsze przed moim pójściem do pracy piłyśmy poranną kawę.

– Daj spokój, nie ma sensu się przemęczać. Ostatnio wspominałaś, że nie masz ochoty nic pichcić. Tuż przy banku jest fajna cukierenka. Rano wpadnę tam po jakieś ciacho i po pracy sobie smacznie zjemy – oznajmiłam zaskoczona wizją mamy.

– No tak, ale dzwoniła Agatka z pytaniem, czy coś upiekę, bo chętnie by wpadła – odparła mama.

Zagotowałam się ze złości i chwyciłam za komórkę, bo miałam zamiar zrugać siostrę i powiedzieć jej, co o niej sądzę. Mama jednak mnie od tego odwiodła. Zależało jej, żeby uniknąć karczemnej awantury z jej powodu. Mnie to i tak nie ostudziło.

Co Agacie strzeliło do głowy?

Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mama od dłuższego czasu nie zabiera się za pieczenie żadnych ciast – tortów, pączków czy chruścików. Mimo wszystko ciągle ją o to męczy. Czy naprawdę nie może po prostu wybrać się do najbliższego marketu albo do Dorotki, która ma tę swoją cukiernię? Mama w końcu dała się przekonać i odpuściła sobie spędzanie całego dnia w kuchni. Mniej więcej tydzień po tym zdarzeniu, kiedy robiłyśmy listę zakupów, rozległ się dźwięk komórki.

– Muszę się skonsultować z Danusią i powiem wam, jaka jest decyzja – dobiegł mnie głos mamy. – Dorota pyta, na którą godzinę planujemy obiad – dodała mi wyjaśnienie.

Miałam już serdecznie dość całej tej sytuacji. Lenistwo i egoizm moich sióstr osiągnęły apogeum, a ja byłam wściekła. Nie mogłam pojąć, jak mogą w taki sposób wyzyskiwać naszą rodzicielkę. Przy okazji robiły to również ze mną, bo na pewno zdawały sobie sprawę, że mama nie da rady sama nic przyszykować.

– Dość tego. Nie urządzimy obiadu u nas. Spędzimy najbliższe święta wspólnie tylko wtedy, gdy dziewczyny zaproszą nas do siebie. Jeśli nie, to znaczy, że tak musi być – powiedziałam do mamy łagodnie, ale jednocześnie zdecydowanie.

– Daj spokój, nie możemy im tego zrobić. Mówiłam przecież, że umówiłam się ze wszystkimi na spotkanie. Spokojnie, coś na pewno wymyślimy – mama ewidentnie nie spodziewała się, że zareaguję w ten sposób.

Jak to ona, starała się załagodzić sytuację i nie robić niepotrzebnego szumu. Wcale mnie to nie zaskakiwało, bo przez długi czas nasze rodzinne zgromadzenia od zawsze odbywały się w ten sposób. Ale tym razem postanowiłam przełamać ten zwyczaj. Miałam świadomość, że to może być trudne, ale doszłam do wniosku, że pora zerwać z tymi utartymi schematami, do których przywykły moje siostry.

Następnego dnia po pracy pognałam do cukierni Doroty. W końcu dojrzałam do tego, żeby przeprowadzić z nią poważną rozmowę.

A może byście w końcu zaprosiły matkę na porządny obiad do siebie? Nie głupio wam tak cały czas na niej polegać? Co święta, czy to Wielkanoc, czy Gwiazdka, a do tego jeszcze ostatnio ten serniczek – zwróciłam się do Doroty.

Najwyraźniej ją zatkało, bo kilkanaście sekund milczała jak zaklęta. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie podskoczyłam jej za bardzo, ale doszłam do wniosku, że musiałam w końcu z siebie to wyrzucić.

Od dłuższego czasu dojrzewał we mnie bunt

– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Dotąd nie wspominałaś ani słowem, że masz jakieś zastrzeżenia. Mama również nic na ten temat nie napomknęła – siostra próbowała znaleźć jakieś wyjaśnienie.

– A co miała ci powiedzieć? Chyba każdy zdaje sobie sprawę, jak wielkim wyzwaniem jest ugotowanie posiłku dla takiej liczby gości. Ale czy ktokolwiek z was kiedyś pomyślał o mojej sytuacji? Czy przyszło wam do głowy, że lwia część obowiązków spada na moje barki? – zasypywałam ją pytaniami, chociaż szczerze mówiąc, chyba wcale nie liczyłam na jakąkolwiek odpowiedź. Po prostu musiałam dać upust swojej frustracji.

Dorota wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, moja wypowiedź wyraźnie nią wstrząsnęła, ale chyba zrozumiała, o co mi chodzi.

– O co ci chodzi z tym sernikiem? – dopytała jeszcze. Wtedy opisałam jej wszystko ze szczegółami.

– Rzeczywiście, masz rację, Agata przeholowała z tą rozmową z mamą. Mieszka przecież tuż obok, mogła zwyczajnie wpaść do mojej cukierni – moja siostra w końcu zareagowała tak, jak tego oczekiwałam. Z grzeczności nie skomentowałam tego, co powiedziała, przemilczając całą tę kompromitującą sytuację.

Poczułam ulgę, gdyż wreszcie zdobyłam się na odwagę, by powiedzieć głośno o tym, co od dłuższego czasu ciążyło mi na duszy. Planowałam jeszcze wpaść do Agaty, ale doszłam do wniosku, że Dorota przekaże jej wszystkie informacje. Kupiłam parę kawałków ciasta w cukierni, a następnie udałam się do swojego mieszkania. Nie sądziłam, że konwersacja z siostrą przyniesie jakieś spektakularne rezultaty.

Gdzieś koło piątej po południu jak zwykle zasiadłyśmy z moją mamą, żeby napić się kawy. Akurat wzięłam się za dzielenie placka na kawałki i już otwierałam usta, żeby zaproponować, że jeśli mama będzie chciała, to jednak w niedzielę u nas w domu możemy zorganizować odświętny obiad i zaprosić całą naszą rodzinę. Ale wtedy usłyszałam dźwięk swojej komórki. Dorota do mnie wydzwaniała.

– Wyraziłaś swoje zdanie, jednak nic szczególnego nie uzgodniłyśmy – rozpoczęła rozmowę.

Chciałam już zaproponować, żeby wpadli do nas w weekend, ale Dorota mnie wyprzedziła.

– W najbliższy weekend zapraszamy do siebie na obiad – oznajmiła.

Zdziwiłam się, bo nie przewidziałam tego

– Bardzo się cieszę, mama również będzie wniebowzięta. Od razu ją o tym poinformuję – mój entuzjazm był autentyczny.

Zależało mi jednak, aby nie sprawiać wrażenia, że tym razem uchylam się od obowiązków związanych z prowadzeniem domu. Zapytałam więc, czy jest coś, co powinnam kupić bądź przyrządzić w domu.

– Nie musisz się martwić o zakupy czy gotowanie. Mamy już wszystko zaplanowane. Rozmawiałam z Agatą i każda z nas ma przydzielone zadania. Wystarczy, że się pojawicie – oznajmiła moja siostra. – Najważniejsze, że znowu będziemy mieć okazję się spotkać w pełnym składzie. Tym razem premierowo u Doroty – dodała, uśmiechając się od ucha do ucha.

Rodzinny obiad wypadł wprost rewelacyjnie. Na stole pojawił się przepyszny rosół oraz przepiórki przyrządzone przez Dorotę w iście mistrzowski sposób. Wisienką na torcie okazał się jeszcze cieplutki makowiec, który gospodyni przyniosła prosto ze swojej piekarni. Zanim zasiadłyśmy do parzenia kawy, rodzeństwo poprosiło mnie na stronę.

Strasznie mi wstyd – wyznała szczerze Agata, przyznając, że wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo te rodzinne spotkania są dla mnie i naszej matki wyczerpujące.

– To dobrze, że w końcu nam o tym opowiedziałaś – wtórowała jej Dorota.

Agata zobowiązała się, że od teraz przez najbliższe lata wszelkie wypieki i desery będzie zamawiać w cukierni prowadzonej przez siostrę.

Danuta, 50 lat

Czytaj także:
„Zgodziłam się, by kuzynka zamieszkała ze mną. Ta mała jędza wyjadała wszystko z lodówki i traktowała mnie jak służbę”
„Mama długo trzymała mnie pod spódnicą i próbowała wżenić w rodzinę sąsiadów. Swoją drogę odnalazłam w słonecznej Italii"
„Tyrałam za granicą, a mój mąż rozbijał się po knajpach. Gdy wróciłam z portfelem pełnym gotówki, kajał się jak małolat”

Redakcja poleca

REKLAMA