„Myślałam, że przyszła teściowa wyklnie mnie i moje nieślubne dziecko. Podobno dla niej to wielki grzech i wstyd”

Matka z córką fot. iStock by Getty Images, GeorgeRudy
„– Ta kobieta to prawdziwa herod-baba! Bezgranicznie kocha swojego jedynaka. Wyśniła dla niego wspaniałe życie. Rozumiesz, bogata i bystra żona, później sukces zawodowy, no i utalentowane dzieci. Do tego jest bardzo religijna – opowiadała Monika”.
/ 07.07.2024 20:00
Matka z córką fot. iStock by Getty Images, GeorgeRudy

Budzik ustawiłam na szóstą, ale i tak obudziłam się wcześniej. Prawie w ogóle nie spałam, tylko kręciłam się w pościeli. Czekał mnie ważny dzień – w końcu poznam matkę mojego chłopaka, Pawła, z którym chodzę już od sześciu miesięcy.

Zależało mi na tym, żeby zrobić na niej dobre wrażenie. Dotarły do mnie słuchy, że pani Krystyna to… niełatwa osoba. Na dodatek od samego początku miała do mnie jakieś uprzedzenia. Nie ma co się dziwić, w końcu Paweł to mądry, wykształcony i przystojny facet. Miał własne mieszkanie i samochód. A ja? Co takiego miałam mu do zaoferowania? Jedynie samą siebie. I to jeszcze z bagażem w postaci trzyletniej córeczki… Dla mnie Iga była największą radością, ale dla pani Krystyny chyba stanowiła sporą przeszkodę…

Iga przyszła na świat nieplanowana, ale nie oznacza to, że była niechciana. Przynajmniej przeze mnie. Miałam skończone 24 lata i od dwóch byłam w związku, więc w gruncie rzeczy ucieszyłam się, że los pokierował naszym życiem. Marcin, który wtedy był moim facetem, miał trochę inne podejście do sprawy.

– Zrobiłaś to specjalnie! Wpakowałaś mnie w pieluchy! Nie mam teraz zamiaru użerać się z jakimś dzieciakiem! Jestem młody, mam ochotę szaleć, imprezować i cieszyć się życiem! – darł się.

Byłam totalnie zaskoczona. Nie wiedziałam, że ma takie oblicze. Domyślałam się, że będzie zdziwiony, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo…

Tata Igi to niezły palant

Pokłóciliśmy się, wypadł z domu, trzaskając drzwiami aż futryna się trzęsła, a na drugi dzień wyskoczył z SMS-em, że nie da się zrobić w bambuko i to już definitywny koniec z nami.

Naprawdę się dziwię, skąd w tamtej chwili znalazłam w sobie tyle siły, ale jakoś się nie poddałam. Popłakałam zaledwie jedną noc, a następnego dnia obudziłam się z silnym postanowieniem, że poradzę sobie z tym wszystkim sama. Jeśli Marcin okazał się takim palantem, to już jego problem. Może nawet lepiej, że prawda wyszła na jaw po dwóch, a nie pięciu latach albo, nie daj Boże, już po ślubie. Miałam dla kogo walczyć. Byłam w ciąży i chociaż czułam zdenerwowanie, strach i troskę, to ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym się pozbyć tego dziecka. Tak jak podsuwał mi Marcin, kiedy pojawił się parę dni później.

– Posłuchaj, nie jestem żadnym dupkiem. Jestem odpowiedzialnym facetem i nie zostawię cię z tym samej. Pogadałem, z kim trzeba, dam ci forsę i załatwimy tę sprawę. Pół godziny i będzie z głowy.

Co za absurd – nie wiedziałam, czy mam ochotę na śmiech, czy łzy. Jak to, on nie jest dupkiem? W ogóle jest mężczyzną?

– Spadaj stąd, bo zgłoszę na policję, że mnie namawiasz do złamania prawa! Jesteś skończonym palantem, największym, z jakim miałam do czynienia! – wrzasnęłam, wyrzucając go za drzwi.

W tamtym momencie poczułam jeszcze większą ulgę, że nic mnie nie wiąże z tym kolesiem. Dosłownie nic, oprócz dziecka.

Uparłam się i byłam pewna, że bliscy oraz znajomi mnie wesprą. Moja córeczka przyszła na świat zdrowa. Zdecydowałam się pozwać Marcina do sądu. Odebrałam mu prawa rodzicielskie i udało mi się uzyskać alimenty.

Poznałam go przypadkiem

Jakiś czas temu, będąc na basenie, natrafiłam na Pawła. Na początku po prostu rozmawialiśmy jak znajomi, a później daliśmy sobie nawzajem nasze numery i od tego momentu się zaczęło. W ostatnim czasie rozważam opcję wprowadzenia się do niego, a Paweł coraz bardziej naciska, abym w końcu poznała jego matkę. On już parę razy widział się z moimi rodzicami. Dogadali się i nawiązali niezłą nić porozumienia. Obawiałam się, że mnie nie pójdzie to tak sprawnie…

Sporo doszło do moich uszu na temat pani Krystyny. Paweł, który darzył swoją rodzicielkę ogromnym szacunkiem i zawsze wyrażał się o niej w samych superlatywach, nie taił faktu, że jest ona przeczuloną, zwariowaną matką z obsesją na punkcie czystości i domowych wypieków. Dodatkowe informacje uzyskałam od koleżanki z pracy, Moniki, której mama utrzymywała kontakt z panią Krystyną.

– Szczerze mówiąc, ta kobieta to herod-baba jakich mało! Bezgranicznie kocha swojego jedynego syna. Wyśniła dla niego wspaniałe życie. Rozumiesz, majętna i bystra partnerka, później oszałamiający rozwój zawodowy, no i utalentowane dzieci. I to dokładnie w tej kolejności! Bo widzisz, ona jest niezwykle religijna – opowiadała Monika. – No i nie cierpi brudu. W chacie ma dosłownie jak w sklepie z antykami, wszystko się świeci. Dam sobie głowę uciąć, że nawet staniki trzyma poukładane według kolorów!

Kiedy słuchałam jej relacji, na mojej twarzy malował się coraz większy strach. W końcu dziewczyna spostrzegła, że coś mnie trapi i pospiesznie dodała:

– Ale słuchaj, to mogą być tylko zasłyszane opowieści. Paweł jest w porządku, nie wierzę, że miałby mieć wredną matkę. Na pewno sobie poradzisz!

Kiedy nadszedł ten dzień, stres mnie po prostu przerastał. Czułam, jak z minuty na minutę mój żołądek coraz bardziej się skręca. Specjalnie oddałam Igę mojej mamie, abym mogła bez przeszkód ogarnąć dom, zrobić jakiś obiad i upiec ciasto… Zabrałam się do tego już wcześniej, ale miałam wrażenie, że i tak będę spóźniona.

Najadłam się wstydu

W końcu jakoś przed dwunastą udało mi się wrzucić kaczkę do pieca i pognałam pod prysznic. Mama obiecała, że przywiezie Igę na wpół do drugiej, a Paweł z panią Krystyną zapowiedzieli się na drugą. Pękałam z dumy. Mieszkanie aż się świeciło, sernik stygł, a kaczuszka się dopiekała. Wbiłam się w prostą, ale gustowną kieckę. Dla Igi też coś takiego przygotowałam. Wszystko szło jak po maśle. No, dopóki moja pociecha nie wróciła do domu…

– Przepraszam, ale korki nas złapały i trochę zeszło… – zaczęła się tłumaczyć mama.

Faktycznie, zbliżała się godzina 14. Nim zorientowałam się, co się dzieje, Iga wbiegła do domu w zabłoconych butach i pognała korytarzem prosto do swojego pokoju. O mały włos nie zemdlałam! Wilgotne, ciemne ślady po butach „ozdabiały” podłogę na całej długości! Biłam się z myślami, czy najpierw posprzątać ten bałagan, czy może przebrać małą. W duchu zaczęłam się modlić do wszystkich świętych, żeby Paweł się spóźnił. Jednym susem podskoczyłam do córuni, zdjęłam jej brudne buty, ściągnęłam spodenki i wręczyłam czyste rajstopy.

– Skarbie, przebieraj się, a mamusia migiem pozmywa podłogę – rzuciłam.

Szłam z mopem i wiadrem do łazienki, kiedy nagle rozległ się dźwięk dzwonka. W duchu zaklęłam, po czym ruszyłam w stronę drzwi, żeby je otworzyć.

– Witam serdecznie, proszę wejść do środka – powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy.

W progu stała kobieta o nienagannym wyglądzie. Obrzuciła mnie taksującym spojrzeniem od stóp do głów.

– Mamo, chciałbym ci przedstawić Justynę. Justyno, poznaj moją mamę – odezwał się Paweł, obejmując mnie ramieniem.

Humor poprawił mi się odrobinę i poczułam lekki zastrzyk odwagi.

Nagle do przedpokoju wbiegła Iga, ubrana jedynie w majteczki i poplamioną koszulkę… Ach, no tak, całkiem wyleciało mi z głowy, że nie zdążyłam jej przebrać!

– Cześć wujku! Pobawisz się ze mną? Opowiesz mi jakieś bajeczki? Albo zbudujemy coś z klocków? A może jednak wolisz lalki? Wiesz co, lalki będą chyba najlepsze! – jak to ona, gadała jak najęta bez chwili przerwy.

Niespodziewanie dziewczynka zwróciła się do pani Krysi, mówiąc:

Kim pani jest? Ja mam na imię Igunia, to moja mamusia Justyna, a to mój wujcio Paweł. A pani jak ma na imię?

Zaskoczona sytuacją, nie byłam pewna, co powiedzieć. Zanim zdążyłam zareagować, usłyszałam głos mamy Pawła:

Mam na imię Krysia i jestem mamą twojego wujka. Ale dlaczego biegasz tylko w majtkach? Przecież się przeziębisz! – rzuciła, spoglądając na mnie z dezaprobatą.

– Dopiero co weszłam do domu i miałam całe ubłocone spodenki, więc mamusia musi mnie przebrać, ale najpierw szorowała podłogę, bo trochę ją upaćkałam. No i wszystko ma lśnić. Byłam u babuni, bo mamcia powiedziała, że dzisiaj będziemy mieć ważnego gościa i chce, żeby było schludnie i ładniutko, no i żebym była grzeczniutka, bo zależy jej, żeby ten gość nas polubił, bo to podobno jakaś ważna osoba, ale wyleciało mi to z głowy i wparowałam w tych brudnych bucikach...

– Iga! – wtrąciłam.

Miałam wrażenie, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Czyżby ta mała gaduła nie mogła trzymać języka za zębami? Kątem oka dostrzegłam, że pani Krystyna ledwo powstrzymuje śmiech. Kompletnie nie miałam pojęcia, czy to dobra, czy raczej kiepska wróżba.

– Zmykaj do swojego pokoju – powiedziałam do małej – za moment cię przebiorę. Pawełku, bądź tak miły i zaprowadź mamę do salonu, rozgośćcie się, a my za chwileczkę do was dołączymy.

Chyba zyskałam jej aprobatę...

Przygotowałam Igę do wejścia do salonu, mówiąc jej, żeby zachowywała się jak należy. W duchu błagałam, aby nie wygadała czegoś niewłaściwego przy pani Krysi. Wiadomo jednak, że malutkiemu, trzyletniemu dziecku ciężko jest wbić pewne rzeczy do głowy...

– Patrzcie jaką super sukienkę mam na sobie! – wykrzyknęła mała, wpadając do pomieszczenia. – Uwielbiam ją, ale mama zakłada mi ją tylko na jakieś ważniejsze okazje! A chcesz się pobawić lalkami? – zwróciła się do pani Krystyny.

– Iga, po pierwsze, zwracaj się do pani na „pani”, dobrze? A po drugie, za chwilę siadamy do stołu na obiad. Na zabawę przyjdzie czas później, zgoda?

Nawet przez moment nie mieliśmy okazji porozmawiać w czasie całej kolacji, gdyż Iguśce wciąż nasuwały się kolejne pytania – kierowała je do mnie, Pawła, a najbardziej do jego mamy.

– Jejku, mamusiu! To moje ukochane ciasto! – wykrzyknęła córeczka, gdy niosłam na stół deser.

– Smakuje ci takie ciasto? Mamusia często ci go piecze? – zainteresowała się pani Krystyna.

Igusia przytaknęła. Pomyślałam sobie, że może zdobyłam u niej małego plusa.

W trakcie rozmowy pani Krystyna zapytała małą Igę, czy zna jakieś wierszyki. Dziewczynka z entuzjazmem przytaknęła i zaczęła deklamować... paciorek!

Aniele Boży, stróżu...

Dostrzegłam iskierkę w spojrzeniu sędziwej kobiety.

– Potrafisz się modlić? – zapytała.

– No pewnie – przytaknęła Iga – Codziennie z mamusią odmawiamy modlitwę. Mamusia tłumaczy, że Bozia bardzo nam pomaga i musimy okazywać wdzięczność za to. No i przepraszać, kiedy się coś przeskrobie. Ja dziś wieczorem będę musiała przeprosić za to, że narobiłam bałaganu na podłodze. Ale skoro ten ważny gość nie przyszedł, to chyba nic takiego się nie stało.

Ponownie ogarnęło mnie zakłopotanie, ale Pani Krystyna zareagowała śmiechem. To chyba dobry sygnał. Z minuty na minutę napięcie w powietrzu malało. W którymś momencie Iga zaprosiła naszego gościa do swojej sypialni.

– Nie martw się, przypadłaś mamie do gustu, zaufaj mi – rzekł Paweł, obejmując mnie ramieniem.

– Igunia dzisiaj daje czadu! Oby tylko niczym nie uraziła twojej mamy… – niepokoiłam się.

– Daj spokój! Iga jest przeurocza i kochana, jak zwykle.

Gdy spotkanie dobiegało końca, pani Krysia oznajmiła:

– Bardzo dziękuję za zaproszenie. Placek faktycznie był wyśmienity, nic dziwnego, że Iga go uwielbia – mrugnęła porozumiewawczo do dziewczynki. – W takim razie może teraz ja zaproszę w rewanżu? Co powiecie na kolejną niedzielę?

Nareszcie wybrałam właściwie

Bez wahania przystałam na propozycję. Według słów Pawła, zaproszenie od jego mamy było równoznaczne z uzyskaniem jej aprobaty.

– Gdyby miała jakiekolwiek wątpliwości co do ciebie, to w życiu nie poprosiłaby cię, żebyś ją odwiedziła! – zapewniał.

Te słowa trochę mnie uspokoiły. Podczas kolejnej wizyty panowała już znacznie luźniejsza atmosfera. A następnym razem było jeszcze przyjemniej.

Niedługo przed Bożym Narodzeniem zamieszkałyśmy z Pawłem pod jednym dachem. W Wigilię gościliśmy u nas jego mamę oraz moich rodziców. Mam wrażenie, że przypadli sobie do gustu. Gdy skończyliśmy kolację, przenieśliśmy się do pokoju dziennego. Paweł rozlał wino do kieliszków, a Igunia zajęła się rozdawaniem prezentów, które leżały pod drzewkiem. Ja z kolei odczytywałam imiona osób, do których były zaadresowane.

– To dla pani, proszę – oznajmiła, wręczając paczkę pani Krystynie.

– Zastanawiam się... Chciałabyś zwracać się do mnie „babciu”? Sprawiłoby mi to ogromną radość – zaproponowała mama Pawła, a Igusia entuzjastycznie przytuliła się do niej.

Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Paweł uścisnął moją dłoń trochę mocniej.

– Cóż, to chyba magia Bożego Narodzenia – wyszeptał, nachylając się do mojego ucha i posyłając mi uśmiech. – A może to po prostu magia miłości – dorzucił, mrugając do mnie porozumiewawczo.

Odpowiedziałam uśmiechem. Nieważne, czy to magia świąteczna, miłosna, czy jakakolwiek inna. Liczy się to, że pani Krystyna w końcu przyjęła do wiadomości, że jesteśmy parą, a mała Iga zyskała dodatkową babcię.

Zanim wybiła północ, wieczór upłynął nam w naprawdę miłej atmosferze. Gdy zbliżała się dwunasta, całą rodziną wybraliśmy się na pasterkę. Śpiewając kolędy i modląc się, dziękowałam Bogu za to, że wreszcie spotkałam na swojej drodze faceta, na którym można polegać. Dzięki temu miałam nadzieję, że uda mi się zapewnić mojej córce kochającą, pełną ciepła rodzinę. To właśnie Paweł sprawił, że odzyskałam wiarę w prawdziwą miłość.

Justyna, 28 lat

Czytaj także:
„Jestem po 50 i wiodę życie singielki. Koleżanki szukają mi męża, a ja się cieszę, że nie muszę prać męskich slipów”
„Urlop z rodziną żony był jak odpust parafialny. Zamiast pływać żaglówką musieliśmy zwiedzać kościoły i zbierać grzyby”
„Gdy umarła prababka, wszyscy czekali na testament jak na mecz reprezentacji. Finałowego gola strzelił brat mojej babci”

Redakcja poleca

REKLAMA