W wieku 25 lat stanęłam na ślubnym kobiercu. Obydwoje mieliśmy pracę. Mój mąż miał niezłe dochody u pewnego gospodarza. Właściciel prywatnej działalności oferował dobre wynagrodzenie, a dodatkowo mieliśmy stały dostęp do świeżych warzyw, bo zatrudnieni mogli zabierać je do domu na własny użytek.
Niedługo po ślubie zaszłam w ciążę i na świat przyszedł nasz synek, Maciek. Po dwóch latach znowu spodziewaliśmy się dziecka. Wraz z mężem nie mogliśmy się doczekać córeczki, ale los spłatał nam figla – zamiast wymarzonej Basi urodził się Witek.
Synowie bardzo się różnili
Nieraz w ramach przekomarzania zadawaliśmy sobie pytanie, czy aby na pewno jesteśmy rodzicami ich obu. Maciek radził sobie świetnie w szkole, więc kwestia tego, kto pójdzie na zebranie z nauczycielami nie podlegała losowaniu, jak miało to miejsce w przypadku Witka.
Ten z kolei był niezłym urwisem. Ciągłe uwagi i wezwania do gabinetu dyrektora nikogo nie dziwiły. Gdy zbliżał się termin wywiadówki, ani ja, ani mąż nie kwapiliśmy się, by tam pójść i rumienić się ze wstydu.
Dzięki Bogu, nasi dwaj chłopcy zdali maturę i bez problemu zostali przyjęci na uczelnie. Zaskakujące było to, że Witek radził sobie lepiej na studiach. Architektura okazała się jego pasją. Natomiast Maciek wybrał zarządzanie i marketing, ale chyba nie do końca był przekonany co do tego kierunku. Wtedy stało się coś, co kompletnie zburzyło nasz uporządkowany świat.
To była tragedia
Wypadek, jaki przytrafił się w szklarni, gdzie pracował mój mąż, rozniósł się echem po całej okolicy. Szef szklarni zginął na miejscu, a mój mąż doznał poważnego urazu ręki. Nie dość, że nie dostał odszkodowania, to jeszcze jako osoba bez ubezpieczenia musiał zapłacić za pobyt w szpitalu. Poszły na to wszystkie nasze pieniądze. Ja wtedy pracowałam w masarni, ale co to były za zarobki! Synowie chcieli rzucić studia i iść do roboty. Zdecydowanie sprzeciwiłam się tej propozycji.
– Poradzimy sobie – oznajmiłam z przekonaniem, choć nie wiedziałam jak wybrnąć z tej sytuacji.
– Mamuś – odezwał się Maciek – a może po prostu zrobimy sobie przerwę na rok? Weźmiemy dziekankę, a potem zadecydujemy co dalej – namawiał mnie.
– Nie ma mowy – ucięłam temat stanowczo, nie dopuszczając dalszej dyskusji.
Znalazło się wyjście z sytuacji
Otrzymałam propozycję od kuzynki, by jechać z nią do Wielkiej Brytanii. Pewna polska spółka z siedzibą w Anglii poszukiwała pań do sprzątania w małym miasteczku.
Nie miałam pojęcia, gdzie leży ta miejscowość. Jak się okazało, było to niewielkie nadmorskie miasteczko na południu kraju. Początkowo miałam wątpliwości. Nie znałam języka angielskiego i nie byłam pewna, czy będę w stanie dogadać się z szefostwem.
– Jedziemy tam po to, żeby sprzątać, a nie po to, żeby gadać – uspokajała mnie kuzynka.
Wyjechałam za granicę
W końcu uległam namowom. Początek był ciężki jak diabli. Ale powoli zaczęłam coś łapać w języku angielskim i po trzech miesiącach umiałam się dogadać się w prostych kwestiach. Nasze zlecenia to były głównie małe domki, które trzeba było ogarnąć.
Wyglądały wprost bajecznie. Jednak utrzymanie w nich porządku było wyzwaniem. W większości z nich znajdowały się kręte i strome schody łączące parter z piętrem. No i te wszechobecne brytyjskie wykładziny w każdym pokoju, za wyjątkiem kuchni i łazienek. A mieszkańcy? Cóż, bywali bardzo różni. Zdarzali się tacy, którzy praktycznie w ogóle się do nas nie odezwali.
Za sprzątanie odpowiedzialna była wynajęta ekipa, więc lokatorzy nie musieli się z nami w ogóle kontaktować.
Najbardziej w pamięć zapadł mi jeden z domów. Mieszkanie dzieliło dwóch młodych facetów. Po skończonej robocie za każdym razem proponowali mi jakiś napój, a często wręczali też jakiś owoc czy smakołyk albo dawali napiwki. Ale przede wszystkim byli po prostu uprzejmi i sympatyczni. Tam nie miałam poczucia, że jestem tanią siłą roboczą. Czułam się jak normalny, szanowany pracownik.
Rzadko przyjeżdżałam do domu
Odwiedzałam rodzinne strony parę razy w ciągu roku, zazwyczaj gdy nadchodziły jakieś święta. Zawsze żałowałam funduszy – zarówno kasy, której w tym okresie nie mogłam zarobić, jak i tej, którą trzeba było przeznaczyć na taki wypad. Mąż również nie naciskał zbyt mocno, żebym wracała. Oczywiście cieszył się z moich przyjazdów, ale miałam wrażenie, że wyjazdy cieszyły go bardziej.
Synowie zdali egzaminy końcowe na uczelni. Witold, gdy tylko odebrał dyplom, zaczął szukać zatrudnienia na placach budowy, bo tam mógł w pełni spożytkować swoje niespożyte pokłady energii. Dostał parę ofert z korporacji, niektórych nawet na stanowiskach kierowniczych, ale odmawiał.
– Gdy usadzą mnie za biurkiem – przestrzegał – to mnie coś trafi.
Maciek był absolwentem marketingu, jednak po zakończeniu nauki nie udało mu się zatrudnić w branży. Próbował szczęścia we własnym biznesie, ale nie szło mu najlepiej. Chłopcy dopiero wkraczali w dorosłość i tak jak większość młodych ludzi na starcie, musieli mierzyć się z różnymi trudnościami.
Pieniądze nadal były potrzebne
W związku z tym podjęłam decyzję o kontynuowaniu pracy na Wyspach, ale już nie jako osoba sprzątająca. Właścicielka przedsiębiorstwa, w którym do tej pory byłam zatrudniona, poszukiwała kogoś, kto zaopiekowałby się jej tatą.
Najwidoczniej uważała mnie za godną zaufania, skoro zwróciła się do mnie z taką propozycją. W ten sposób opuściłam nadmorskie miasteczko i zamieszkałam w Londynie. Miałam szczęście. Jak się później okazało, sędziwy mężczyzna, którym miałam się zająć, pochodził z Polski
Zostałam opiekunką
Gdy jednak zdrowie zaczęło mu coraz bardziej doskwierać, córka, od dawna żyjąca na Wyspach Brytyjskich, postanowiła sprowadzić go do swojego domu. Pod względem fizycznym pan Bronek radził sobie względnie dobrze. Największym problemem okazały się jego pamięć i zdolność orientacji, które stopniowo zanikały. Nierzadko nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Z tego powodu wymagał nieustannej opieki.
Pani Agata powkładała mu w kieszenie odzieży karteczki z danymi osobowymi i adresem zamieszkania. Zrobiła to na wypadek, gdyby zdecydował się na samodzielną wycieczkę poza dom. Podobno zdarzało mu się już parę razy wymknąć czujnym opiekunkom i wybrać na spontaniczny spacer.
Szefowa dawała mi pieniądze na zakupy i spis rzeczy do kupienia, a także rozpiskę dań na kolejne dni. Nie powiem, samo zdrowie, ale jakoś tak…
Spełniłam kaprys staruszka
– Jadziu – pan Bronek zwrócił się do mnie pewnego razu – a może byś tak przygotowała coś zwyczajnego? No wiesz, jak to u nas? – puścił do mnie oko z łobuzerskim uśmieszkiem.
Tak więc zrobiłam obiad spoza rozpiski. Z apetytem zajadał grochową i placki ziemniaczane, głośno przy tym mlaszcząc.
– Zastanawiam się tylko, co Agata powie na tę naszą biesiadę – powiedziałam.
– Nic jej nie wspomnimy – odparł, unosząc dłoń w górę. – Umowa stoi?
– Stoi – parsknęłam śmiechem.
Opiekując się panem Bronisławem przez parę dobrych lat, uzbierałam całkiem pokaźną sumkę. Mieszkania nie musiałam opłacać, a i na jedzenie nie wydawałam praktycznie nic, bo ilość, jaką przygotowywałam, z reguły wystarczała dla nas obojga.
Bliscy wydawali moją kasę
Wszystkie pieniądze przywoziłam do kraju. Byłam przekonana, że te fundusze słusznie się należą moim bliskim. Lądowały w szufladzie komody, a ja mówiłam chłopakom, że każdy z nich może po nie sięgać. I rzeczywiście tak robili, bo za każdym razem, gdy wracałam, szuflada świeciła pustkami. To był dla mnie znak, że muszę dalej harować.
Mąż i synowie bez przerwy wypytywali mnie, kiedy wreszcie wrócę na dobre, ale ja miałam mętlik w głowie. W końcu podjęłam decyzję. Poinformowałam panią Agatę o swoich planach zakończenia pracy i powrotu do Polski. W tym momencie zarówno ona, jak i pan Bronisław zaczęli usilnie namawiać mnie do pozostania jeszcze przez jakiś czas. Zaoferowali mi nawet wyższe wynagrodzenie.
To sprawiło, że mój wyjazd znów został przesunięty o kolejny rok. Nagłe odejście pana Bronka było dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem. Mimo że jego stan zdrowia stopniowo się pogarszał, nikt nie przypuszczał, że śmierć nadejdzie tak szybko. Wraz z jego odejściem dobiegła końca również moja praca w tym miejscu.
– Mamo, wracaj do domu – przekonywali mnie moi chłopcy.
Wróciłam do kraju
Po przybyciu do Polski nie miałam sprecyzowanych planów. Trochę mnie ciągnęło z powrotem, ale kiedy pomyślałam o biednej starości, to mi przeszło. Świadczenia męża i moje ledwo by wystarczyły na marną wegetację, nawet gdybyśmy nieźle się ograniczali.
– Jak uważasz, rób co chcesz – westchnął Janek z żalem w głosie. – Ale ja bym wolał, żebyś już na stałe została w domu.
– Okej, tylko powiedz mi, z czego mamy się utrzymać? – zaciekawiłam się.
– Z tego tutaj – Jan wręczył mi jakiś świstek papieru. – Przez cały ten czas zadbałaś o naszą przyszłość na emeryturze.
– Rany, to jest niewyobrażalna suma! – byłam kompletnie zaskoczona, spoglądając na wydruk z konta.
Nie wiedziałam, co powiedzieć
– Gdy chłopaki studiowali, na początku korzystaliśmy z kasy, którą przywoziłaś – zaczął mi tłumaczyć. – Jak tylko Witek obronił dyplom, udało mu się znaleźć naprawdę super robotę. Nieźle sobie radził finansowo i wtedy postanowił, że całą forsę od ciebie będziemy wpłacać do banku, a on co miesiąc dorzuci jeszcze trochę od siebie. Dopiero od trzech lat Maciek zaczął dokładać się do tego konta, kiedy wreszcie zaczął przyzwoicie zarabiać.
– Słuchaj, a co z tobą? – zainteresowałam się. – Jakoś musiałeś sobie radzić, prawda?
– Wiesz, znalazłem zajęcie w parku – jego twarz rozjaśnił uśmiech. – Te wszystkie lata, które spędziłem w ogrodnictwie, naprawdę się opłaciły. Nie jest to praca fizyczna, raczej służę radą i wskazówkami – rzucił z przekąsem, ale dało się wyczuć nutkę satysfakcji w jego głosie.
– Matko kochana, Jasiu, wygląda na to, że nam się dobrze powodzi – parsknęłam śmiechem.
– No wiesz, mając u boku taką kobietę i dwóch wspaniałych chłopaków to jasne jak słońce, że facet ma w życiu dostatek – kiedy mój mąż to powiedział, znów dostrzegłam w nim tego samego młodzieniaszka, z którym niegdyś stanęłam na ślubnym kobiercu.
Jadwiga, 66 lat
Czytaj także:
„Samotny wyjazd na urlop okazał się przełomowy. Romans na stare lata smakuje lepiej niż świeże truskawki”
„Córka ze mnie kpi, bo nie mam wykształcenia. Zapomniała, że odejmowałam sobie od ust, by ona mogła się uczyć”
„Nie wierzyłam w troskę wnuczki. Czekała, aż wsiądę w pociąg do wieczności, by zgarnąć cały spadek”