„Latałam na szmacie w nowej chacie kuzynki, a jej nie przeszkadzało błoto ani sierść. W końcu nie wytrzymałam”

kobieta sprząta w domu fot. Adobe Stock, astrosystem
„Z czasem czułam się u niej coraz mniej komfortowo. Jajka z kurnika były wkładane prosto do lodówki, potem nieumyte owoce lądowały na stole, a kocury łaziły po wszystkich meblach. Jak można tak żyć?”
/ 28.08.2024 20:00
kobieta sprząta w domu fot. Adobe Stock, astrosystem

Nie widziałam się z Karoliną szmat czasu, więc gdy odwiedziła mnie z okazji urodzin Różyczki, dosłownie buzia nam się nie zamykała. Byłam mega ciekawa, jak jej się teraz wiedzie.

Po skończeniu liceum nasze drogi życiowe się rozeszły – ja poszłam na medycynę, a ona wyjechała na łódzki uniwersytet muzyczny. Później Karo całkiem zrezygnowała ze studiów i wyjechała ze swoim chłopakiem do Anglii, czego ogromnie jej zazdrościłam. Ja nie miałam aż tyle odwagi.

Nasi bliscy powtarzali tylko, że na pewno będzie tego żałować. Takiej kujonce jak ja, która wyczekiwała jedynie kolejnych egzaminów, szaleje to imponowało. W duchu zawsze ją dopingowałam i liczyłam na to, że odniesie sukces i pokaże tej złośliwej rodzince gdzie ich miejsce.

Wyruszyłam nad Bałtyk

Mijał rok za rokiem, a ja zdążyłam wyjść za mąż i urodzić córkę. Gdy rok temu usłyszałam, że Karolina z mężem kupują nieruchomość nad Bałtykiem, nie mogłam doczekać się, aż spotkam ją w Polsce.

– Czy ona w ogóle jest świadoma, co robi? Przecież ta lokalizacja to koniec świata – komentował wujek.

W końcu ciocia pojechała do niej w odwiedziny i później wychwalała pod niebiosa, jak tam jest cudownie! Przestronny dom z ogrodem, blisko na plażę – niczym w bajce. Chociaż był to spory kawałek od nas, zawsze była to jednak ojczyzna.

Gdy pojawiła się na uroczystości, byłam ogromnie ciekawa, co u niej słychać.

– Nie zdążyłyśmy się nagadać – podsumowałam przy furtce. – Nie możesz jednak zostać kilka dni?

– Niestety Aniu, ktoś przecież musi ogarniać mój zwierzyniec, a mój mąż pracuje poza domem – rzuciła mi niewinne spojrzenie. – Może wpadłabyś do mnie z córką wakacje? Przyjedźcie, chociaż na parę dni.

Mój facet od razu obruszył się, bo mieliśmy zarezerwowany pobyt w Grecji, więc urlopu miało mi już wystarczyć. Przepraszam bardzo, ale co to niby za reglamentacja odpoczynku?

– W sierpniu pakuję Różę – ogłosiłam mu – i wyruszamy nad morze do Karoli. Nie dyskutuj ze mną.

Byłam bardzo podekscytowana, a kiedy moja córcia dowiedziała się, że będą tam zwierzaki, nie posiadała się z radości. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie to żadna hodowla jaszczurek albo czegoś gorszego.

To nie była bajka, tylko istne zoo

Wyruszyłyśmy spakowane z samego rana w niedzielę. Rzeczywiście była to dzicz i bez nawigacji pewnie bym sobie nie poradziła z dotarciem do kuzynki. Zanim zdążyłyśmy wysiąść z samochodu, od razu na podwórku skoczyły na nas dwa psy. Nie takiego powitania się spodziewałam.

– Bruno, Kora, na miejsce! – krzyknęła Karolina z ganku i na szczęście odeszły na bezpieczną odległość.

Kuzynka następnie pokazała nam pokój gościnny. Na łóżku wylegiwał się ogromny, puszysty kot. Brakowało mu trochę sierści i martwiłam się trochę widząc, jak Róża przytula się do tego futrzaka. Kiedy Karo zeszła na dół naszykować nam herbatę, szybko zdjęłam koc z łóżka i wytrzepałam go na balkonie.

Chwilę potem przypomniałam sobie, że przecież spakowałam nam środki antybakteryjne na drogę i skoczyłam po nie do auta. Jakie szczęście, że w kosmetyczce były aż dwa – jeden w żelu, a drugi w sprayu. Co za ulga!

W ciągu dnia okazało się, że w domu kuzynki są jeszcze inne pupile. Między innymi dwa inne koty, świnka morska oraz... papuga. Ta, dzięki Bogu, siedziała większość dnia w klatce, więc można było przyzwyczaić się do jej skrzeków i tego, że non stop gryzie metalowe druty. Z daleka wydawała się całkiem niegroźna.

– Ale masz tutaj zoo, Karo – podsumowałam, rozglądając się nerwowo po wnętrzu.

– No cóż, zawsze chciałam mieć zwierzaki! A do tego w takim bajecznym miejscu... – rozmarzyła się Karolina. – Róża jest pewnie zachwycona tym klimatem, prawda?

Moja córka grzecznie kiwnęła głową, ale była zajęta głaskaniem kotków. Te dwa akurat wyglądały na całkiem zdrowe, choć i tak nie wiedziałam, ile bakterii kryło się na ich łapkach.

– Róża, idź do łazienki umyć ręce – zareagowałam od razu, gdy podeszła do stołu wziąć sobie kawałek drożdżowego ciasta.

Chyba nie słyszeli o pasożytach

Rozmowa z Karoliną była zupełnie inna niż na sztucznych pogawędkach podczas spędów rodzinnych. Szczerze mówiąc, czułam się, jakbyśmy znów były młodymi dziewczynami, jak dawniej.

Wieczorem chciałyśmy obejrzeć zadbany ogród kuzynki, który stanowił jej nową pasję, ale niespodziewanie na podwórko wjechał samochód terenowy, a następnie do przedpokoju wpadły dwie czworonożne bestie, całe ubrudzone po wycieczce na plaży.

Wyglądało na to, że urządziły sobie kąpiel w morzu, bo na panelach w kuchni zrobiło się sporo błota, a nawet widziałam jakieś pojedyncze glony. Odruchowo zaczęłam wycierać wszystko ścierkami.

– Anka, nie przejmuj się, naprawdę – Karolina wyrwała mi szmatkę. – Wieczorem to powycieram, bo psy i tak będą latały po całym domu. Nie ma sensu, lepiej pogadajmy sobie.

Psy będą latać po całym domu? Byłam przekonana, że na stałe urzędują na dworze! Nie wzięłam aż tyle ubrań, żeby ciągle przebierać Różę… Mimo wszystko wyczyściłam jej kuchnię. Może Karolina dzięki temu zrozumie, że nie każdy chce przebywać w takim syfie?

Później zdębiałam, kiedy jej pupile dostały jedzenie. Ich brudne miski wylądowały później we wspólnym zlewie! Rany, czy ci ludzie nie słyszeli nigdy o pasożytach?! Spanikowałam na myśl o zjedzonym cieście...

– Psy są regularnie odrobaczane – odparła z przekonaniem Karolina. – Koty również, jakbyś chciała wiedzieć. Nie ma się czego bać.

Nie jestem jakąś obsesyjną pedantką, jednak ten argument wcale mnie nie uspokoił. Z czasem czułam się w tym domu coraz mniej komfortowo. Jajka z kurnika były wkładane prosto do lodówki, potem nieumyte owoce lądowały na stole, a kocury łaziły po wszystkich meblach w tym domu. Jak można tak żyć?

Wytrzymałyśmy tam dwa dni

Zaraz po powrocie na górę spryskałam wszystko sprayem antybakteryjnym i poleciłam Róży, żeby nie kładła w toalecie naszych kosmetyków, ubrań ani ręczników. Przed spaniem dokładnie oglądałam ją, czy nie zostały na niej jakieś kłaki, błoto albo nie daj Boże, podrapania kotów. Stwierdziłam, że przy takiej paranoi na punkcie zarazków nie pobawimy tutaj zbyt długo. Tylko jak to wyjaśnić Karolinie?

Ona i jej mąż zdawali się nie zdawać sobie sprawy ze skali zagrożenia. Miałam wrażenie, że gdyby nas nie było, to bez zawahania prezentowaliby swoim pupilom soczyste buziaczki i spali z psami w jednym łóżku.

Gdyby nie ten rażący brak higieny, czułabym się u Karoliny wspaniale, ale mój strach o własne zdrowie wygrał i postanowiłam poważnie porozmawiać o tym z gospodynią.

Zaczęłam wywód od tego, że psy powinny przebywać na zewnątrz, ze względu na zarazki. Wyjaśniłam, że przebywa tutaj moja córka i każdy z nas ma inną odporność. Karolina wysłuchała mnie cierpliwie, przyjęła moje uwagi do wiadomości, ale chyba nie była zachwycona tym wykładem, bo skrzywiła się na twarzy.

– Anka, mogę myć ręce nawet co pięć minut i szorować te kurze jajka – odpowiedziała mi. – Ale nie ustalaj zasad w moim własnym domu, dobrze?

Było mi trochę głupio, że po takim czasie rozłąki przyjeżdżam do niej i mówię jej takie rzeczy. Ale nie mogłam zrozumieć, jak podstawowe zasady czystości mogą nie być jasne dla dorosłej osoby. Musiałam postawić na dobro swojej córeczki i miałam nadzieję, że Karo to zrozumie.

Niestety podjęłam decyzję i wyjechałyśmy stamtąd po dwóch dniach. Nie chciałam ryzykować naszego zdrowia w imię rodzinnych stosunków. Poza tym dlaczego ona aż tak lekceważyła potrzeby swoich gości?

Anna, 36 lat

Czytaj także:
„Nie wiem, kto jest ojcem mojego dziecka. Mam nadzieję, że mąż nie zobaczy w nim rysów twarzy kelnera znad morza”
„Wakacyjny romans zaprowadził mnie prosto do sądu. Nabrałam się na lazurowe oczy i straciłam oszczędności”
„Wakacje na Mazurach stały się koszmarem. Mąż-łachudra 1 dnia złamał nogę, a wcześniej przysięgę o wierności”

Redakcja poleca

REKLAMA