To miały być wakacje, które przywrócą mi poczucie kobiecości, wolność i radość z życia. Niestety, przysporzyły mi tylko całej masy kłopotów i pozbawiły oszczędności, które miałam w końcu przeznaczyć na siebie. Już nigdy więcej nie zaufam mężczyźnie.
Chciałam odżyć po rozwodzie
Moja historia była taka, jak tysiące innych: po dwudziestu latach małżeństwa mąż postanowił wymienić mnie na nowszy model. Na początku rozpaczałam, przez pierwszy rok walczyłam z depresją, a potem z wściekłością, która zastąpiła smutek. Rozwód trwał długo, bo nie odpuszczałam w kwestiach finansowych. Mężowi mogłam powiedzieć „adios”, ale dlaczego miałabym budować całe swoje życie od początku tylko dlatego, że jego zachcianką był romans z dwudziestolatką?
– Idź sobie do tej swojej Andżeli, ale dom i samochody zostają ze mną. Chciałeś sobie budować nowe życie? To buduj. Od początku. Nie na fundamencie tego, co tworzyliśmy razem – powiedziałam mu stanowczo, gdy po raz kolejny zadzwonił, próbując wymusić na mnie ugodę.
Długo to trwało, ale w końcu uzyskałam rozwód z orzeczeniem o winie. Otrzymałam też wszystko, czego sobie zażyczyłam, bo sędzia przychyliła się do moich argumentów – zwłaszcza że po mojej stronie była córka, która także nie potrafiła wybaczyć ojcu zdrady. Nie prosiłam jej o to, ale finalnie byłam wdzięczna za wsparcie.
– Należy ci się, mamo. Zostaw tego drania za sobą i bądź szczęśliwa. Ja naprawdę wierzę, że jeszcze czeka cię coś pięknego, tylko nie możesz przestawać w to wierzyć. Nie wszyscy faceci są tacy, jak on – radziła mi.
Na początku tylko się śmiałam, ale w końcu sama przyjęłam taki sposób myślenia. To, że spędziłam prawie dwadzieścia pięć lat z draniem, nie oznacza przecież, że wszyscy przedstawiciele tej płci są beznadziejni. Postanowiłam więc nie zamykać się na szczęście. Zwłaszcza że przez wiele lat poświęcałam się dla dobra związku, stawiając siebie na dalszym planie.
Gdy więc rozwód był już sfinalizowany, a ja sprzedałam wielki dom, w którym spędziłam ponad piętnaście lat, i kupiłam mniejsze mieszkanie, miałam sporo gotówki do zagospodarowania. Pierwszym celem były wakacje życia.
– Jeden miesiąc będę wypoczywać, a drugi pracować zdalnie. Wynajęłam już dom w Międzyzdrojach na całe wakacje! – relacjonowałam podekscytowana przyjaciółce.
– Wspaniale, należy ci się wypoczynek, kochana. Baw się dobrze!
Szczęście było tuż za płotem
Gdy tylko dojechałam do wynajętego domu, wiedziałam, że wybrałam idealne miejsce. Domek był niewielki, ale przytulny: zbudowany z dębowego drewna, pachniał w środku lasem i morskim powietrzem. Przed oknami mojej sypialni rosły gęste hortensje, taras i altana porośnięte były wisterią, a cały róg działki obrośnięty był dzikimi malinami. Moja chatka była prawdziwie bajeczna.
Chociaż początkowo planowałam zrobić z domku swoją samotnię, miejsce na regenerację, refleksję i relaks, bardzo szybko pojawił się w niej pierwszy towarzysz mojej podróży: sąsiad, od którego oddzielał mnie dość niski żywopłot.
– O, dzień dobry! Jestem Antoni. Pani na długo? – zagaił mnie już drugiego dnia mojego pobytu.
– Dzień dobry – odpowiedziałam pogodnie. – Na całe dwa miesiące.
– Och, to wspaniale! Ja tak samo! Przyjechałem dwa tygodnie temu i zostaję aż do końca sierpnia.
– Coś takiego! – zdziwiłam się. – To faktycznie zbieg okoliczności.
– Tak, to moje pierwsze takie wakacje od lat. Przyjechałem tu wypoczywać, relaksować się, zająć się pisaniem książki. Widzi pani, dopiero co się rozwiodłem... Paskudna sprawa, po piętnastu latach małżeństwa. Naprawdę się tego nie spodziewałem. Ale nie będę pani zanudzał tą opowieścią – urwał nagle.
– Ależ skąd, nie zanudza mnie pan! – zaprotestowałam żywo. – Mnie spotkało praktycznie to samo. Dwadzieścia pięć lat z mężem, dwadzieścia po ślubie. Ja też przyjechałam tu odchorować rozwód i odnaleźć siebie... – odpowiedziałam, tonąc na moment w zamyśleniu.
– Niesamowite! – aż klasnął w ręce sąsiad. – A więc może jakaś siła wyższa postawiła nasze domki koło siebie?
– Być może – roześmiałam się. – W takim razie może zaproszę pana na herbatę?
– Bardzo chętnie – odparł.
Gadało nam się wspaniale, bo połączyły nas praktycznie te same doświadczenia. Jego żona poczuła się znudzona i odeszła, żeby już pół roku po rozwodzie odnaleźć szczęście w ramionach trenera personalnego.
– Oddałem jej wszystko, co miałem. Naprawdę nie chciałem się szarpać. Chciałem po prostu zostawić to za sobą i zacząć nowy rozdział – skwitował.
– Zupełnie niesłusznie! – zaprotestowałam. – Przecież to ona chciała nowego życia, zmiany! To niech ona się poświęca! Widzisz, ja swojemu mężowi nie odpuściłam. Zabrałam absolutnie wszystko, co mi się należało.
– I pewnie tak powinienem był zrobić... Ale naprawdę chciałem po prostu jak najszybciej zostawić cały ten bałagan za sobą.
Było mi go żal
Wydawał się być takim przyzwoitym facetem. Bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy, a już po dwóch tygodniach wydawało mi się, że poczułam do niego coś więcej. Gdy tak się do siebie zbliżaliśmy, zaczęłam zauważać, że jest naprawdę przystojny: jego blond włosy pokryte były delikatną siwizną, ale w lazurowych oczach dalej kryły się męskość, ciepło i pewna iskierka... figlarności?
„A, co mi tam! W końcu chyba na tym powinna polegać wakacyjna przygoda!”, myślałam, gdy tak stopniowo zadurzałam się w Antonim. Jego również nie trzeba było namawiać. Po miesiącu nawiązaliśmy ze sobą relację romantyczną, a ja... po raz pierwszy od lat poczułam się znowu jak kobieta. Niestety, wtedy nasze szczęście zakłóciła tragedia...
– Anetka, moja mama... Pożar... Jej dom... – wydyszał z trudem, gdy tylko dobiegł do moich drzwi.
– Co się stało?! – przestraszyłam się.
– W domu mojej mamy był pożar! Wszystko zniszczone! Żadnego ubezpieczenia! Jezu... – wyjęczał.
Był naprawdę przerażony, gdy opowiadał o tym, jak jego matka straciła dobytek swojego życia i nie miała gdzie mieszkać.
– Nie mam żadnych oszczędności, wszystko wydałem na te wakacje, a przecież Ulka oskubała mnie ze wszystkiego, co miałem... Nawet nie mogę jej teraz pomóc – rozpaczał.
– Słuchaj, ja mam całą masę oszczędności, pożyczę wam! – te słowa wyszły z moich ust zupełnie spontanicznie, naturalnie.
Niewiele nad nimi myślałam. Chęć pomocy Antoniemu wydała mi się zupełnie normalna. Jak mogłam węszyć podstęp w osobie, która stała mi się tak bliska? Ukochany z początku bardzo się wzbraniał, ale im mocniej się zapierał, tym bardziej utwierdzał mnie w przekonaniu, że muszę mu pomóc. W końcu przyjął ode mnie pieniądze. Sto tysięcy złotych.
– Kochana, spiszemy umowę, to nie może być tak po prostu... Ja ci to wszystko oddam, co do grosza – zarzekał się.
– Dobrze, spokojnie. Ja ich teraz nie potrzebuję – odpowiedziałam spokojnie.
Gdy zobaczyłam wdzięczność w jego oczach, wiedziałam, że postąpiłam dobrze. „To tylko pieniądze”, pomyślałam wtedy.
Jak mogłam być taka głupia?!
Niestety, życie bardzo szybko zweryfikowało moją decyzję. Następnego dnia Antoni wyjechał do swojej rodzinnej miejscowości, żeby pomóc mamie.
– Wrócę za tydzień z mamą. Zobaczę też, w jakim stanie jest dom – poinformował mnie.
– Oczywiście – odparłam. – Ja tu będę czekać – posłałam mu delikatny uśmiech.
Już kilka godzin później nawiedził mnie zaskakujący gość.
– Dzień dobry. Czy tu obok mieszka Antoni K.? Taki wysoki blondyn? – zapytała mnie nieznajoma kobieta.
Zbiła mnie z tropu tym pytaniem.
– Tak... – odpowiedziałam niepewnie. – A o co chodzi?
– To mój mąż – odparła zniecierpliwiona.
– Aha... – mruknęłam.
A więc to ta zołza, która porzuciła Antka dla innego faceta.
– Co, już pani wcisnął bajeczkę, że porzuciłam go, oskubałam z kasy i złamałam serce? – parsknęła.
Wybałuszyłam oczy. Zupełnie nie spodziewałam się takich słów.
– Czy pani wie, gdzie on jest? – zapytała mnie ostro.
– Wyjechał do mamy. Jej dom spłonął w pożarze... – byłam tak zaskoczona, że nawet nie zastanawiałam się nad tym, czy powinnam powiedzieć wszystko, co wiem.
Cała ta sytuacja była absolutnie abstrakcyjna.
– Tak pani powiedział? Pani kochana, jego matka od lat nie żyje! To on porzucił mnie z dwójką dzieci i od dwóch lat zmienia miejsca zamieszkania, żebym nie mogła od niego wyszarpać alimentów! Rzucił pracę i wiecznie znajduje kolejne kochanki, które bierze pod włos i oskubuje z pieniędzy. Niech zgadnę: pani też mu jakieś dała, prawda?
Resztę tamtego dnia pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam, jak osunęłam się na ścianę i jak obca kobieta próbowała mnie ocucić. Pamiętam rozpaczliwy telefon do córki, która przyjechała kilka godzin później, żeby zająć się swoją głupią, naiwną matką, znaleźć jej prawnika i zadzwonić na policję. I tak skończyła się moja wakacyjna przygoda...
Jestem jeszcze bardziej rozgoryczona, rozczarowana i zraniona niż byłam przed wyjazdem, zostałam pozbawiona moich ciężko wywalczonych oszczędności i czekam na rozprawę, podczas której będę musiała znowu spotkać się twarzą w twarz z mężczyzną, który tak perfidnie mnie oszukał. Jeśli w ogóle go znajdziemy... Jak mogłam być taka głupia?
Aneta, lat 54
Czytaj także:
„Mój mąż zbawiał świat, a ja usychałam z tęsknoty w domu. Dla innych był bohaterem, a dla mnie oschłym władcą”
„Latałam ze ścierą, a mąż się bawił na obozach survivalowych. W końcu postanowiłam skorzystać z życia za jego finanse”
„Zamiast awansować mnie, szef wybrał biurową miernotę. Uważa, że baba nie będzie dobrym kierownikiem”