„Laska z portalu randkowego rozpalała mnie do czerwoności. Na spotkaniu liczyłem na zbliżenie, ale nie z własną żoną”

zakochany mąż fot. iStock, Milan Markovic
„Z czasem jednak zacząłem zastanawiać się, czy gdybym zachował odpowiednią ostrożność, nie afiszował się ze swoją kochanką, słowem uważał na to, aby Agnieszka niczego się nie dowiedziała, to czy jednak nie mógłbym sobie na tę zdradę pozwolić?”.
/ 02.08.2024 10:31
zakochany mąż fot. iStock, Milan Markovic

Zdrada? W naszym przypadku nie chodziło o to, co się stało, ale że jesteśmy do niej zdolni. Oboje nie mogliśmy sobie darować, że druga strona jest na to gotowa. I ta świadomość nie pozwalała nam dłużej razem trwać.

Tak właściwie nie wiem, kiedy przestałem kochać moją żonę. To nie nastąpiło tak nagle, szybko – jak początek naszej miłości. Bo my z Agnieszką zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wybuch naszego uczucia był bardzo gwałtowny, decyzja o ślubie niezwykle szybka. Co nie znaczy, nieprzemyślana.

Przez kilka lat stanowiliśmy udane „stadło”

Mieliśmy wspólne zainteresowania, wspólnych znajomych. Ale potem coś się powoli zaczęło psuć... Nie wiem, może zadecydował o tym brak dzieci? Nie chcieliśmy ich mieć, to była nasza wspólna decyzja.

Zresztą, jestem pewien, że nawet gdyby były dzieci, to nie uchroniłyby naszego uczucia. Byłyby tylko „czymś”, co powodowałaby w nas większą chęć wspólnego trwania, ale nie sprawiłyby, żebyśmy się bardziej kochali. Nie zapełniłyby tej ogromnej emocjonalnej pustki, która była między nami. Tej pustki chyba nic nie byłoby w stanie zapełnić.

Rozwód wiązał się przecież z mnóstwem kłopotów, koniecznością podziału majątku. A tak, gdy byliśmy małżeństwem, każde z nas mogło korzystać z różnych elementów wspólnego dorobku.

Inna sprawa, że coraz częściej robiliśmy to osobno, mijając się obojętnie w mieszkaniu, na naszej działce, ewentualnie ustalając komu i na kiedy potrzebne jest auto. Podejrzewałem, że jeśli któreś z nas kiedyś zakocha się w kimś innym, to wtedy się rozwiedziemy. Ale do tego czasu przestrzegaliśmy pewnych zasad, które polegały między innymi na tym, żeby nie robić drugiej stronie przykrości. A taką przykrością byłaby pewnie zdrada...

Z czasem jednak zacząłem zastanawiać się, czy gdybym zachował odpowiednią ostrożność, nie afiszował się ze swoją kochanką, słowem uważał na to, aby Agnieszka niczego się nie dowiedziała, to czy jednak nie mógłbym sobie na tę zdradę pozwolić? Przecież od dawna ze sobą nie sypialiśmy, a nawet dość często zasypialiśmy w oddzielnych pokojach, udając, że stało się to przypadkiem.

Jeśli więc będę starał się, aby fakt mojej zdrady nie wyszedł poza miejsce, w którym się to stało, nie dotarł do nikogo, to Adze nie powinno być przykro.

Agnieszka mogła pomyśleć tak samo

A może już nawet wprowadziła swój plan w życie, tylko ja jeszcze o tym nie wiem? I zrobiło mi się jakoś smutno, jakbym nagle odkrył, że zostałem zdradzony. Ta myśl nie dawała mi spokoju przez dłuższy czas.

– Gdzie wychodzisz? – zapytałem, gdy pewnego wieczoru, ni stąd ni zowąd, Agnieszka zaczęła się ubierać.

– Na spacer.

– O tej porze?

– Jest dopiero dziewiąta, na zewnątrz jest przyjemnie i ciepło, więc nie rozumiem, dlaczego miałabym nie wyjść na spacer – przyjrzała mi się badawczo.

– Bo… nigdy nie wychodzisz o tej porze.

– A teraz mam ochotę wyjść. Masz coś przeciwko?

Nie… Ale może bym poszedł z tobą?

– Dobrze – zgodziła się obojętnie.

Przez godzinę spacerowaliśmy po parku

Właściwie się do siebie nie odzywaliśmy, poza pytaniami: „W lewo? W prawo?”. Zatoczyliśmy pętlę i wydawało się, że zaraz wrócimy do punktu wyjścia, kiedy Agnieszka przystanęła i zapytała:

– Jesteś o mnie zazdrosny, Łukasz?

– A mam powody? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

Powody nie muszą być prawdziwe. Te wymyślone są równie dobre, a czasami nawet lepsze – odpowiedziała wymijająco. – To jesteś zazdrosny?

– Może… A czemu pytasz?

– Zazdrośni są zwykle ci, którzy sami mają coś za kołnierzem.

– Ja nie mam nic za kołnierzem – zdenerwowałem się. – A poza tym zrobiło się już zimno, wracajmy.

Po tej rozmowie i wymijających odpowiedziach mojej żony nabrałem pewności, że mnie zdradza. I zacząłem czuć się z tym bardzo źle.

Nie chciałem być ofiarą

Wiedziałem, że gdybym jej odpłacił pięknym za nadobne, to poczułbym się lepiej. Ponieważ jednak ona robiła to na tyle dyskretnie, że nie byłem w stanie jej nic udowodnić, to ja również postanowiłem tę dyskrecję zachować. Dlatego pomyślałem o internecie.

Zarejestrowałem się na portalu randkowym, o którym słyszałem, że służy właśnie dyskretnym skokom w bok. Przyjąłem nick „zawiedziony34”. Wpisałem rzetelnie wszystkie szczegóły dotyczące mojej osoby, pomijając oczywiście fakt, że jestem żonaty. Wkrótce portal skojarzył mnie z użytkowniczką „bezuczucia79”.

Spodobał mi się jej nick. Stawiała sprawę jasno.

Nie chodzi jej o miłość, tylko o seks

Tak jak mnie. Przez dwa tygodnie ze sobą korespondowaliśmy. Okazało się, że mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań i świetnie nam się gada. Postanowiliśmy umówić się w realnym świecie. Cel randki nie został powiedziany wprost, ale dało się wyczuć, że chodzi nam o to samo. Umówiliśmy się w kafejce za miastem w środku tygodnia, w samo południe.

Nie chciałem kłamać Agnieszce, że gdzieś muszę wyjść. Wziąłem po prostu w pracy urlop i pojechałem na randkę z „bezuczucia79”. Byłem na miejscu spotkania wcześniej, więc spacerowałem po okolicy. I nagle usłyszałem:

– Co ty tu robisz? – Agnieszka patrzyła na mnie podejrzliwie. – Śledziłeś mnie?

– Nie… Jestem tu przypadkiem.

– Przypadkiem, to ty teraz powinieneś być w pracy.

No dobrze… nie jestem tu przypadkiem. Umówiłem się z kimś.

– Tutaj?

– Chcę zmienić pracę, dlatego spotykam się daleko od firmy z headhunterem – kłamałem jak z nut, ale Agnieszka jakby mnie nie słuchała.

Zawiedziony34? – spytała nagle.

– To nie tak… – w pierwszym odruchu chciałem się bronić, ale zaraz do mnie dotarło, skąd żona zna mój internetowy nick. – Bezuczucia79?

Kiwnęła głową.

– Aha… – zapanowała chwila kłopotliwego milczenia. – To, co teraz?

– Pójdziemy do tej knajpki, w której się umówiliśmy i porozmawiamy. W końcu przecież po to się tu spotkaliśmy – spojrzała na mnie kpiąco i dodała. – Czyż nie?

Agnieszka ruszyła pierwsza, ja za nią

Usiedliśmy przy stoliku i długo na siebie patrzyliśmy, jakby siłując się na spojrzenia.

– Powiesz coś wreszcie? – zapytała Agnieszka.

– A czy musimy coś mówić? Przecież dobrze wiesz, co oboje chcieliśmy zrobić.

Nie jest interesujące, co chcieliśmy zrobić, tylko dlaczego?

– Czy to ważne? Może nie ma sensu oglądać się za siebie, tylko trzeba popatrzeć w przyszłość?

– Uważasz, że mamy przed sobą jakąkolwiek przyszłość? Po tym, co się stało…

– Ale pomyśl. Ten randkowy komputer nas skojarzył… Przez dwa tygodnie nagadaliśmy się ze sobą więcej niż przez dwa ostatnie lata naszego małżeństwa. Może po prostu powinniśmy wyjaśnić sobie parę rzeczy i… byłoby jak dawniej.

To „dawniej” już nie wróci. A komputer miał po prostu za mało danych. Pewnie nawet nie wiedział, że nie jesteśmy stanu wolnego – spojrzała na mnie ironicznie. – Nie wiedział, że to, co nas łączyło, starczyło tylko na początek naszego związku. A na ciąg dalszy to za mało.

Ta „randka” była początkiem końca naszego małżeństwa. To znaczy tej formalnej jego części, bo praktycznie skończyło się ono dużo wcześniej. Ale po tym spotkaniu żadne z nas nie miało już ochoty na zachowywanie pozorów. 

Łukasz, lat 32

Czytaj także:
„Mąż zabrał mnie na Mazury na wakacje w stylu slow life. Moimi perfumami stał się preparat na komary”
„Mąż nieraz chciał mnie zostawić, ale skutecznie eliminuję rywalki. Mam swoje sposoby, by był wierny do grobowej deski”
„Mdliło mnie z zazdrości na widok zakochanej siostry. Zniszczyłam jej życie i wcale mi jej nie żal”

Redakcja poleca

REKLAMA