Przyjechałem do wielkiego miasta z małej miejscowości na prowincji. Moi rodzice ciężko pracują – mama jako pani porządkowa, a ojciec jako stolarz. Nigdy nie sądziłem, że powinienem się tego wstydzić. Jednak brak odwagi zawsze miałem sobie za złe.
– No nie, znowu wszystko zakurzone – pokazywał z irytacją swoje biurko Arek. – Naczynia niedomyte, ja nie wiem… Chyba robi po łebkach, żeby do kościoła zdążyć na godzinki.
– A może ona niedowidzi? – zastanawiał się kpiąco Bartek, kumpel Arka, z którym tworzył zespół kreatywny marketingu. – Chyba trzeba kupić okulary tej babie.
Zaczęli się śmiać z własnych żartów
Po nich śmiech rozszedł nieco ciszej się po kilku innych biurkach. Nikt nie powiedział ani słowa sprzeciwu. Ja nie byłam wyjątkiem. W środku gotowało się we mnie i miałem wielką ochotę dobitnie im przekazać, co sądzę o tym wyśmiewaniu się z naszej porządkowej, pani Halinie. Czułem, że powinienem był to zrobić, ale nie mogłem znaleźć w sobie odwagi. Byłem zły sam na siebie!
Harowałem w tej firmie od szczęściu miesięcy za marną wypłatę. Podobno miałem tu zdobyć bezcenne doświadczenie, które pomoże mi w dalszej karierze. Miałem szczęście, że w ogóle się dostałem. Gdybym z jakiegoś powodu stracił to stanowisko, szybko musiałbym wrócić do mojego prowincjonalnego miasteczka i zapomnieć o awansach. Nie mogłem się wychylać. A przykre komentarze Arka i Bartka sprawiały, że biłem się z myślami. Było mi przykro, że tak to się potoczyło…
Pracowałem u boki Gosi, mojej dyrektorki do spraw artystycznych. Szybko nawiązaliśmy nić porozumienia. Opowiadała mi o swoim rocznym synku i ukochanym mężu. To bardzo pozytywna osoba, z którą doskonale rozwija się nowe pomysły. Wszyscy ją lubili. To ona czyniła bardzo miłe gesty w kierunku naszej pani Halinki. Kiedyś powiedziała, gdy siedzieliśmy po godzinach:
– Słuchaj, Rafał, teraz robimy sobie przerwę i zbieramy wszystkie kubki pochowane po biurkach do mycia. Pani Halince będzie łatwiej.
Nie obeszło się bez kolejnych kpin
Kolejnego dnia koledzy znów zebrali się w kuchni i zaczęli demonstracyjnie oglądać umyte naczynia oraz głośno je komentować.
– No i jak Bartek, dorzucasz się do okularów dla Halinki?
– Jasne, Arek, ona pewnie zamiast zbierać sama, to rzuca wszystko proboszczowi na tacę!
– Kto wie, może to właśnie na ofiarę za modlitwę o polepszenie wzroku! Ale Bozia nie słuchała i teraz mamy klops!
I sami w głos się zaśmiewali z własnych, prymitywnych dowcipów. Nagle napotkali na ścianę, bo do kuchni jak burza weszła Gosia.
– Arek, ty masz o wiele większy problem. Bo z głową! – wytknęła mu.
– O co ci chodzi? – oburzył się Arek.
– Dobrze wiesz, o czym mówię. Po co gadasz takie głupoty? Masz jakieś kompleksy, które leczysz wyśmiewaniem innych? Też masz matkę sprzątaczkę i musisz się dowartościować? Nie możesz się pochwalić mamusią, o to chodzi?
– Sama się pochwal swoją matką!
– Nie ma sprawy i to bardzo wygodna sytuacja, bo akurat jest psychiatrą w szpitalu niedaleko. Nie ma wiele wolnych terminów, ale skoro taki z ciebie ciężki przypadek, to zaraz cię polecę. Może uda się zapisać cię poza kolejką!
– Sama się lecz. Skąd ty się tu w ogóle wzięłaś? – Bartek próbował wspomóc kolegę.
– Jak to skąd? Z tego miasta, w którym teraz jesteś! A ty pewnie przyjezdny, to i nie wiesz, jak się zachować w wielkim świecie! – prychnęła Gosia.
Dowiedziałem się, że zmienili pracę
Ta kłótnia i reakcja Gosi zrobiła wrażenie na wszystkich, którzy byli w firmie tego dnia. Reszta też się dowiedziała, ale z plotek. Wszyscy myśleli, że to miła i spokojna kobieta. Okazało się, że miała już dość kpin z naszej sprzątaczki i stanęła w jej obronie niczym lwica. Wyszło przy tym, że głośno wyraziła stanowisko, które dzieliła większość pracowników.
Tydzień później, kiedy chłopaki znowu chcieli zacząć swoje docinki na temat porządkowej, inna osoba od razu ukróciła temat, a reszta przytaknęła. Gosia była wtedy na zwolnieniu chorobowym. Streściłem jej tę historię, kiedy wróciła. Powiedziałem też coś od siebie:
– Dziękuję, że wtedy tak się zachowałaś. Muszę ci powiedzieć prawdę – moja mama też pracuje jako sprzątaczka. Miałem zamiar stanąć w obronie pani Halinki, ale nie miałem odwagi się wyłamać – wyznałem.
– To zrozumiałe. Takie prostaki jak Bartek i Arek mogą sprawiać wrażenie osób, którym nie warto się narażać. Ja jednak musiałam się postawić. Nauczyła mnie tego moja matka.
– Czyli ona też jest sprzątaczką, a nie psychiatrą? – nie mogłem uwierzyć.
– Nie, naprawdę pracuje jako psychiatra, ale to ona mnie nauczyła, że nikt nie ma prawa wyśmiewać osób na niższych stanowiskach, które mniej zarabiają, czy są niewykształcone. To źle świadczy o takim człowieku. Nie mogłabym sobie darować, gdybym nic nie powiedziała.
W naszym biurze żarty z pani Haliny skończyły się jak nożem uciął. Natomiast Arek i Bartek szybko zmienili firmę. Po pewnym czasie doszły nas słuchy, że rzucili pracę, bo u nas jest „totalna wiocha” i „tyrają prostaki”. Wychodzi na to, że jednak niektórzy próbują leczyć swoje kompleksy, ale w zły sposób. Tacy ludzie zawsze znajdą sobie jakiś cel, byle by nie widzieć własnych wad.
Mirosław, 27 lat
Czytaj także:
„Marzyłam o wielkiej karierze i uciekłam z wioski zabitej dechami. Pech chciał, że trafiłam do jeszcze większej dziury”
„Mój mąż stracił pracę i pogrążał się w spirali długów. Odcięłam się od niego, bo nie zamierzam żyć w biedzie”
„Żona mnie kochała, dopóki miałem kasę. Gdy źródełko pieniędzy się wyczerpało, znalazła sobie forsiastego obcokrajowca”