„Żona mnie kochała, dopóki miałem kasę. Gdy źródełko pieniędzy się wyczerpało, znalazła sobie forsiastego obcokrajowca”

facet fot. iStock by Getty Images, Giselleflissak
„Życie w związku małżeńskim nie spełniło moich ani jej oczekiwań. Po ślubie miała ogromne wymagania finansowe. Wtrącała się w każdą sferę mojego życia, nie pomijając pracy zawodowej, gdzie uważała że powinienem więcej zarabiać”.
/ 23.09.2024 08:30
facet fot. iStock by Getty Images, Giselleflissak

Gdy Elka związała się z jakimś gościem w Anglii, nasza córeczka skończyła zaledwie dziesiąte urodziny i była dla mnie całym światem. Jedynie dzięki temu małemu promyczkowi moje małżeństwo z Elżbietą miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Gdyby nie ta kruszynka, nie dałbym rady przebrnąć przez rozstanie i rozwód z żoną. Moja była okazała się bowiem dwulicową, nieczułą jędzą, dla której liczą się tylko pieniądze.

Na początku była aniołem

Poznałem ją, gdy musiałem kupić sobie nowe buty. Trafiłem wówczas do sklepu, w którym ona pracowała. Zakupy to nie moja bajka, ale co jakiś czas trzeba odświeżyć garderobę. Wszedłem do środka i zacząłem się rozglądać, lecz żadna para butów nie przykuła mojej uwagi. Za to moją uwagę od razu zwróciła przepiękna dziewczyna za ladą.

Zamiast tak po prostu odejść, poprosiłem o pokazanie następnych par obuwia. I tak pudełko za pudełkiem lądowało przede mną, aż w końcu skusiłem się na dwie pary nowych butów. Opuściłem sklep kompletnie ogłuszony tym, co się stało. Kiedy dotarłem do domu, zacząłem się zastanawiać, po co mi w ogóle te beznadziejne buty? Przecież kompletnie nie pasują do mojego stylu. Co gorsza, zabrakło mi odwagi, żeby zapytać tę sprzedawczynię o jej numer telefonu…

Zastanawiałem się parę chwil, po czym postanowiłem zatrzymać jedną parę butów, a drugie oddać do sklepu. W ten sposób będę miał wymówkę, żeby ponownie się tam wybrać. No i poszedłem, ale pięknej pani ekspedientki nigdzie nie było widać. Trochę mnie to zasmuciło, więc po prostu zwróciłem te niepasujące buty i wyszedłem ze sklepu. Na Elę natknąłem się dopiero przy wyjściu z galerii handlowej. Jak ją zobaczyłem, to aż mnie zamurowało.

Miłość od pierwszego wejrzenia?

Jej także chyba nie byłem obojętny, bo posłała mi uroczy uśmiech. Zachęcony tym, przyznałem się, że musiałem oddać jedną parę obuwia.

– Coś nie tak? Źle ci doradzałam? – zauważyłem, że zwróciła się do mnie per „ty”, co dodało mi odwagi.

Wyraziłem żal, że sprawiłem jej problem i zaproponowałem wspólne wyjście na kawę.

– Z przyjemnością. Ale pracuję do późna, skończę o dwudziestej pierwszej – odparła.

Byłem przeszczęśliwy i ledwo mogłem doczekać się spotkania przez resztę dnia. O dwudziestej pierwszej zjawiałem się po Elżbietę i od tamtej pory wspólne powroty po jej pracy weszły nam w nawyk.

Straciłem dla niej głowę i kompletnie przeoczyłem, że w rzeczywistości to płytka materialistka. Liczyło się dla niej w co jej chłopak jest ubrany i jakim jeździ autem, a zupełnie nie interesowało ją, czym się interesuje lub jaką ma pasję. Najważniejsze, aby jego praca przynosiła kasę. Ja pasowałem do jej wizji: wtedy razem z kumplem rozkręcaliśmy biznes i całkiem dobrze nam szło. Miałem spore pieniądze, by zabierać Elę do knajp i na weekendowe wypady za miasto.

Ślub wzięliśmy w dość krótkim czasie, ponieważ Marianna już rosła pod sercem mojej ukochanej, jednak nasze życie w związku małżeńskim nie spełniło moich ani jej oczekiwań. Elżbieta po ślubie stała się apodyktyczna i miała ogromne wymagania finansowe. Wtrącała się w każdą sferę mojego życia, nie pomijając pracy zawodowej, gdzie uważała że powinienem więcej zarabiać.

Byłem totalnie zaślepiony

W mgnieniu oka doprowadziła do konfliktu między mną a moim wspólnikiem. Upierała się, że Maks na pewno robi mnie w konia. Nie za bardzo orientowała się w naszych sprawach, ale dla pewności i tak rzucała oskarżenia. Albo non stop truła, albo leciała z pretensjami prosto do Maksa.

Dlatego mógł poczuć się dotknięty do żywego… Aż w końcu stwierdził, że nie ma co dalej brnąć w ten interes i lepiej się rozejść. Nie było innego wyjścia, jak przyznać mu rację. A że firma była jego pomysłem, to on mnie spłacił.

Gdy Ela dostrzegła na koncie pokaźną sumkę pieniędzy, to aż jej się oczka zaświeciły. W te pędy pognała do centrum handlowego i zrobiła ogromne zakupy. Zaczęła też nalegać, abyśmy przeprowadzili się do większego i nowego mieszkania i sprawili sobie nowiutkie auto.

Próbowałem jej wytłumaczyć, że lepiej byłoby rozsądnie ulokować te pieniądze ze spłaty udziałów w firmie, ale gdzie tam! Moja małżonka się uparła, twierdząc, że apartament to też dobra lokata kapitału. A mnie z kolei kazała poszukać stałej w pracy. No to się zatrudniłem, ale kokosów z tej roboty nie było. Na dokładkę po pewnym czasie zredukowali mój etat i musiałem zacząć się rozglądać za innym zajęciem.

Poniżała mnie

Po długim okresie bezowocnych poszukiwań atmosfera w naszym mieszkaniu zrobiła się nie do zniesienia. Małżonka nieustannie wypominała mi, że nie potrafię zapewnić bytu naszej rodzinie, że jestem nieudacznikiem, a nie prawdziwym mężczyzną. Przy każdej sposobności podkopywała moje poczucie męskości, również podczas naszych zbliżeń intymnych.

Ciężko mi było to znosić, a jeszcze ciężej puścić w niepamięć. Chociaż szczerze się starałem wszystko jej wybaczać i rozumieć na każdym kroku. To nie ja zdecydowałem o zakończeniu naszego związku, tylko ona. Zupełnie mnie to zaskoczyło, bo w głębi duszy nie sądziłem, że sytuacja między nami jest aż tak dramatyczna.

Po długich poszukiwaniach udało mi się w końcu znaleźć dobrą pracę i wszystko wskazywało na to, że sprawy idą ku lepszemu. Okazało się jednak, że to tylko pozory. Moja żona okazała się nieugięta i podczas rozprawy nakreśliła tak negatywny obraz naszego związku, że sędzia nawet nie zaproponowała terapii dla par, a zamiast tego od razu orzekła rozwód. Byłem totalnie przygnębiony i zdruzgotany.

Olałem sprawę podziału majątku i przystałem bez batalii na regułę „pół na pół”, mimo że nie ulegało wątpliwości, iż większość zarobiłem ja. Popełniłem błąd, gdyż niedługo potem na jaw wyszła gorzka prawda. Moja eksżona, zapewne jeszcze w trakcie naszego związku, z kimś się związała. W jaki sposób? Nie mam pewności, ale obstawiam, że ponownie w swojej pracy.

Zabrała ze sobą córkę

Ostatnio zatrudniła się w sklepie z perfumami na lotnisku. W takim miejscu zawsze jest mnóstwo obcokrajowców i rodaków, którzy osiedlili się poza Polską. Byłem w totalnym szoku, gdy oznajmiła mi, że planuje związać się z pewnym facetem i przeprowadzić do stolicy Anglii.

– Możesz sobie lecieć, ale Marianna zostaje tutaj – powiedziałem stanowczo.

– Z wyroku sądu jasno wynika, że mała ma mieszkać z mamą – odparła Elżbieta.

Trafiła w samo sedno. Na początku byłem zdeterminowany, żeby walczyć o prawa do opieki nad małą, ale znajomy po fachu, który zna się na prawie, dał mi do zrozumienia, jakie mogą być tego konsekwencje. Moja córcia będzie non stop badana przez specjalistów psychologów, zasypywana stosem pytań i poddawana różnym testom psychologicznym.

Adwokaci mojej byłej żony mogą naopowiadać o mnie najgorsze bzdury, byleby tylko osiągnąć swój cel. Moją kruszynkę czeka ciężki okres, dlatego dla jej dobra postanowiłem dać sobie spokój z tą batalią sądową.

Marianna i jej mama przeprowadziły się na Wyspy Brytyjskie. Próbowałem wmówić sobie, że to nic strasznego – w końcu istnieją komórki, komunikatory internetowe i poczta elektroniczna, a mała przynajmniej opanuje biegle język angielski.

Rzadko się widywaliśmy

Byłem zadowolony, widząc jak z upływem czasu poszerza swoje umiejętności i doskonali wymowę. To niezwykle ważna kwestia w dzisiejszych czasach. Jej każda wizyta w kraju była dla mnie wyjątkową okazją. Sąd przyznał mi prawo do spędzania z córką miesiąca letnich wakacji, ferii zimowych oraz jednych świąt w ciągu roku. To naprawdę niewiele, biorąc pod uwagę, że stale za nią tęskniłem. Jednak gdy już do mnie przyjeżdżała, dokładałem wszelkich starań, by jak najlepiej spożytkować wspólne chwile.

Wycieczki w nadmorskie lub górskie okolice, wspólne przechadzki i wyjścia do kina to było to, co robiliśmy razem. Kupowałem jej literaturę w języku polskim, żeby nie zapomniała ojczystego języka. Moje zarobki wciąż nie powalały, choć miałem fajną robotę, która mi odpowiadała. Kasa nigdy nie grała dla mnie głównej roli, bo liczy się przede wszystkim miłość i czas poświęcony dziecku – tak myślałem. Dlatego w tym roku kompletnie zaskoczyło mnie to, co mnie spotkało.

Moja nastoletnia córka, która skończyła niedawno dwanaście lat, zadzwoniła do mnie z ekscytującą wiadomością. Poinformowała, że w te ferie nie przyleci do Polski w odwiedziny, ponieważ wybrała opcję wyjazdu z matką i jej nowym małżonkiem do gorących krajów egzotycznych, gdzie nigdy nie była.

– Oni planują wyprawę na indonezyjską wyspę Bali, tatusiu. Mnie też dobrze zrobi trochę promieni słonecznych. Uwielbiam spędzać czas na piaszczystym wybrzeżu – relacjonowała mi podekscytowana.

Jestem bezradny

Dopiero wtedy zrozumiałem, jak przebiegła jest moja eks. Od samego początku była zdenerwowana decyzją sądu, który co prawda zezwolił jej wyjechać z naszą córką do Anglii, ale jednocześnie zastrzegł, że w ustalonych terminach dziecko ma odwiedzać tatę. Nie mogła zignorować tego postanowienia, bo angielska policja działa wyjątkowo sprawnie i konsekwentnie.

Gdybym tylko poinformował nasze organy ścigania, że moja eks nie stosuje się do rozporządzenia polskiego wymiaru sprawiedliwości, na pewno by zareagowali i sprawili jej niemałe problemy. Matka Marianny postanowiła zmienić strategię i przekupić swoją własną córkę. Podczas pobytu Marianny u mnie, w ojczyźnie, ona i jej ukochany wyjeżdżali na kuszące wczasy w tropiki, gdzie zawsze jest gorąco. Stamtąd słała córce kartki pocztowe z rajskimi krajobrazami i niespotykanymi u nas tropikalnymi zwierzętami.

Szybko okazało się, że dziewczynka również zapragnęła przeżyć takie przygody. Doszła do wniosku, że woli pojechać z mamą na wakacje, zamiast odwiedzać mnie w Polsce, gdzie jest nudno i pospolicie.
Nie ma sądu, który mógłby coś zaradzić na dziecięce pragnienia.

Moja córka nie da się nakłonić do spotkań ze mną, kiedy woli spędzać czas opalając się pod palmami w jakimś tropikalnym miejscu. Mogę co najwyżej poszukać bardziej dochodowego zatrudnienia i odłożyć trochę grosza na wyjazd na indonezyjską wyspę. Tylko czy na pewno chcę w ten sposób zjednywać sobie córkę? Obawiam się, że w rezultacie wyrośnie z niej straszna materialistka… Ale chyba nie mam teraz innego pomysłu, żeby móc z nią być.

Paweł, 44 lata

Czytaj także:
„Przyjaciółka myśli, że nie trawię jej narzeczonego. Nie wie, że szczegóły ich ślubu konsultował ze mną w pościeli”
„Mąż zdradza mnie na prawo i lewo, a matka zabrania mi rozwodu. Mam się z tym pogodzić, bo taka już natura facetów”
„Na firmowej integracji wskoczyłam szefowi do łóżka jak grzyb do koszyka. Liczyłam na więcej niż zabawa przy ognisku”

Redakcja poleca

REKLAMA