Generalnie to nie wciskam nosa w cudze sprawy, bo myślę, że to niczego dobrego nie przynosi. Ale teraz akurat zrobiłem wyjątek od tej reguły. I co się okazało? Że mojego kumpla wkręcili w jakąś niewyraźną sprawę... I teraz mam dylemat, co z tym zrobić.
Moja przyjaźń z Szymonem sięga jeszcze zamierzchłych czasów szkolnych. Dzieliliśmy te same pasje, dlatego od razu się dogadaliśmy. Od tego momentu byliśmy nierozłączni. Obaj wybraliśmy identyczną ścieżkę na studiach, a następnie zaczęliśmy pracę w tym samym korpo. Całkiem niezła kasa, autka służbowe, spore szanse na błyskawiczny awans i sukces.
Piękne i zgrabne paniusie - można je było zobaczyć wszędzie. Nieważne, na które piętro winda jechała i do jakiego pokoju się zaglądało - one tam były. Przeważnie prezentowały się świetnie, dbały o siebie i... miały ogromną ochotę na zabawę, nic zobowiązujące. Patrząc na te ślicznotki, ja i Szymek postanowiliśmy czerpać z życia pełnymi garściami, korzystać ile wlezie. I z początku trzymaliśmy się tego postanowienia. Harowaliśmy, flirtowaliśmy, bawiliśmy się. Aż do momentu, kiedy mój znajomy stracił głowę dla Weroniki.
Była naprawdę niezłą laską
Może nie należała do wyjątkowych piękności, ale miała w sobie to coś ekstra. I umiała to całkiem nieźle spożytkować i zaprezentować. Jedno spojrzenie, jeden gest wystarczył, żeby facetom kompletnie odbijało na jej punkcie. Wszyscy chcieli ją mieć dla siebie. Ja nie byłem wyjątkiem. Ale nasza Weronisia była bardzo wybredna, jeśli chodzi o dobór partnerów. Zwykli pracownicy, a nawet kierownicy działów mogli o niej tylko pomarzyć. Celowała wyżej. Dyrektorzy, wiceprezesi, a kto wie, może nawet sam prezes korpo…
Nikt nie był w stanie jej odmówić. Kiedy ktoś jej wpadł w oko, był już na straconej pozycji. Po kątach gadali, że wspina się po szczeblach kariery, przeskakując z jednego łóżka do drugiego. Prawdę powiedziawszy, zatrudniono ją w korporacji bez żadnej rekrutacji, więc ciężko powiedzieć, skąd się wzięła. Niedługo potem objęła stanowisko dyrektorki od marketingu, choć nie da się ukryć, że raczej kiepsko się do tego nadawała. Gdyby nie fakt, że miała pod sobą zdolnych i kreatywnych pracowników, to chyba by sobie nie poradziła.
Dosyć szybko ogarnąłem temat, że dla Weronki nie jestem wystarczająco dobry. Ale serio, jakoś specjalnie się tym nie przejąłem. W końcu dookoła było pełno innych dziewczyn, jedna ładniejsza od drugiej... Można było sobie przebierać jak się tylko chciało. Szymon jednak się nie poddawał. Zdecydował, że będzie nadal starał się o jej względy.
Dziewczyna traktowała go jak upierdliwego owada, miała go gdzieś, a on patrzył na nią maślanymi oczami i zostawiał na jej biurku bukieciki kwiatów. Totalnie mu odwaliło! No jasne, że starałem się go uświadomić, żeby dał sobie z nią spokój. Ciągle mu gadałem, że to podstępna zołza, zaklinałem go, żeby wyrzucił ją z głowy. Ale gdzie tam! Stawał w jej obronie jak dziki lew. W kółko ględził, że tak naprawdę Weronisia to delikatna i wrażliwa dziewczyna. Po prostu się zagubiła. Ale w końcu się ogarnie, zatęskni za poważnym, udanym związkiem. No i wtedy go dostrzeże…
Gdy tego słuchałem, to aż mi się robiło niedobrze. Rycerz Szymon ratujący księżniczkę Weronikę na rumaku… No po prostu bajka. Nie dowierzałem, że ten frajer dał się tak zbajerować!
Postawił mi ultimatum
Ale najgorzej było, gdy po paru takich gadkach kumpel wpadł w szał. Postawił mi ultimatum, że jak nie skończę mieszać z błotem jego lubej, to zerwie ze mną kontakty. Od tego momentu milczałem jak zaklęty. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko mieć nadzieję, że prędzej czy później sam w końcu przejrzy na oczy i odzyska rozum.
Czas mijał - najpierw upłynęło parę tygodni, później kilka miesięcy, a Weronika wciąż nie wyglądała na taką, co pilnie potrzebuje wybawiciela. Nie przejmowałem się tym za bardzo. Wolałem, żeby mój kumpel nie spotykał się z kimś takim jak ona.
Na szczęście jego wielka miłość powoli traciła na intensywności. I akurat kiedy zacząłem myśleć, że lada moment Szymon oprzytomnieje i przestanie żyć mrzonkami o Weronice, sprawy przybrały fatalny obrót. Weronika zagadała do niego na korytarzu i rzuciła propozycję wspólnego wypadu na kolacyjkę.
Byłem tuż obok i obserwowałem, jak się mizdrzy, szczerzy ząbki, bawi się kosmykami… A mój kumpel mięknie jak masło na patelni… No jasne, że od razu przystał na propozycję! Jeszcze tego samego dnia wylądowali razem w łóżku. Wprawdzie Szymon nie zdradził mi pikantnych detali, ale po jego spojrzeniu domyśliłem się, że do czegoś między nimi doszło.
Miałem dziwne przeczucie, że coś tu śmierdzi. Skąd ta nagła zmiana? Jeszcze wczoraj dziewczyna patrzyła lodowato, a dziś już strzela płomieniami jak ognisko na biwaku. I już po pierwszym spotkaniu wpada Szymonowi do łóżka. Rozumiem, że baby potrafią być kapryśne, ale Weronika? Coś mi tu nie grało…
Nie chciałem go zranić swoimi obawami
Nie powiedziałem kumplowi o swoich obawach. Nie miałem zamiaru go ranić. Był taki szczęśliwy, że jego wybranka nareszcie go zauważyła. Od tego czasu widywali się niemal każdego dnia. Weronika często odwiedzała nasz dział, tuliła Szymona, nie spuszczała z niego oczu. Gdybym jej nie znał, doszedłbym do wniosku, że faktycznie straciła dla niego głowę.
Mniej więcej sześć tygodni po tamtych wydarzeniach doszło do eksplozji. Szymon wpadł do mnie jak po ogień i oznajmił, że za chwilę będzie tatą. Okazało się, że Wera spodziewa się dziecka. Zatkało mnie, gdy to do mnie dotarło. W jednej chwili wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Dziewczyna zaszła w ciążę z jakimś wysoko postawionym gościem z firmy, a teraz w te pędy szukała jakiegoś frajera, którego mogłaby wrobić w ojcostwo, żeby łożył kasę na dzieciaka.
Czy on jest taki naiwny i zaślepiony, czy może woli tkwić w kłamstwie? Prawie spytałem znajomego, czy ma pewność, że to jego dzieciak, ale ugryzłem się w język. Pomyślałem sobie, że to i tak nic nie da. Był tak podjarany! Gadał, że to najszczęśliwsza nowina, jaką mógł dostać, że jest przeszczęśliwy.
Miałem przeczucie, że żadne kontrargumenty do niego nie dotrą. Uznałem zatem, że schowam się gdzieś z boku i poczekam, co będzie dalej. A konkretnie to - policzę, ile miesięcy minie od ich pierwszej randki do porodu.
Wprowadziła się do jego mieszkania
Weronika wprowadziła się do mieszkania Szymona. Kolega robił wszystko, co tylko mógł, żeby zapewnić jej jak najlepsze warunki mieszkaniowe i odpowiednią opiekę. Towarzyszył jej podczas wizyt u ginekologa i spotkań w szkole rodzenia, latał po marketach, szukając najpotrzebniejszych rzeczy dla maluszka - łóżeczka, wanienki czy spacerówki. Był tak zaabsorbowany tymi sprawami, że nawet nie mieliśmy okazji wyskoczyć razem na piwo. Rozmawialiśmy praktycznie tylko w robocie. I zawsze o tym samym - o Weronice.
Kiedy opowiadał mi, jaka to ona jest cudowna i jak bardzo będą razem szczęśliwi, to aż zbierało mi się na wymioty. Ale wciąż trzymałem gębę na kłódkę. Z niecierpliwością wyczekiwałem momentu narodzin dziecka. Wtedy wreszcie będzie można udowodnić, że to jedno wielkie oszustwo.
Weronika wydała na świat małego Wojtusia zaledwie po niespełna siedmiu miesiącach od tego niezapomnianego spotkania z Szymonem. Zdaję sobie sprawę, że czasami maluchy przychodzą na świat przed wyznaczonym terminem, jednak Wojtuś w żadnym wypadku nie sprawiał wrażenia wcześniaka. Gdzieś w sieci natknąłem się na artykuł, że tego typu niemowlaki ważą zaledwie odrobinę powyżej kilograma i muszą spędzić pierwsze tygodnie życia w specjalnej kapsule podtrzymującej funkcje życiowe.
Kumpel był dumny z potomka
Noworodek był dobrze odżywiony, ważył sporo ponad trzy kilo i nie musiał przebywać w inkubatorze. Weronika już po trzech dobach zabrała malucha prosto ze szpitala do mieszkania Szymona! Liczyłem, że Szymon w końcu otworzy oczy i zorientuje się, że jego partnerka bezczelnie próbuje wrobić go w ojcostwo. On jednak sprawiał wrażenie, jakby nic złego się nie stało. Zaprosił mnie niedługo potem na przyjęcie z okazji narodzin dziecka i z wielką radością opowiadał mi, jak bardzo jest dumny z potomka, jak mocno go kocha… Byłem w szoku, że jest aż tak naiwny i ślepy!
Szymon całkowicie stracił dla niego głowę. Sam go myje, przebiera, kładzie spać. Można śmiało powiedzieć, że jest idealnym tatą! Brzdąc dopiero co przestał raczkować, a tatko już kombinuje, gdzie maluch będzie chodził do przedszkola, podstawówki i na jaki kierunek studiów go zapisze...
Szczerze mówiąc, jestem w kropce. Coś mi podpowiada, żeby powiedzieć mu szczerze, prosto w oczy, że to dziecko nie jest jego, że najlepiej byłoby zrobić test na ojcostwo i czym prędzej zakończyć tę toksyczną relację. Ale jakiś głos w mojej głowie mówi mi też zupełnie coś innego.
Zastanawiam się, czy powinienem coś z tym zrobić. Od czasu do czasu nachodzi mnie myśl, że Szymon doskonale zdaje sobie sprawę, że dziecko nie jest jego. Nie sądzę, żeby był aż tak naiwny i nie dostrzegał oczywistych faktów. Przecież na kilometr widać, że maluch w ogóle nie jest podobny ani do mamy, ani do taty. Za to jest kropka w kropkę jak dyrektor finansowy z naszej korporacji.
Dosłownie każdy z naszej paczki to zauważył, a Szymon niby nie? Istnieje szansa, że on po prostu o wszystkim wie, ale postanowił to zaakceptować. I chce dalej funkcjonować w tej pokręconej sytuacji… Czy mam jakiekolwiek prawo, żeby mu to zburzyć? Zostawię tą wiedzę tylko dla siebie.
Arek, 34 lata
Czytaj także:
„Kadrowa w pracy omyłkowo wysłała do mnie poufne dane. Przez swoją ciekawość narobiłam przyjaciółce niezłego bigosu”
„Lata temu odbiłam kumpeli faceta. Zniknęła na 10 lat, odstawiła się jak amerykańska gwiazda i wróciła, by się zemścić”
„Mój facet jest romantyczny jak kostka bruku. Zapragnęłam romansu z czułym Francuzem, ale szybko odbiło mi się czkawką”