Mijały właśnie cztery miesiące, odkąd straciłam pracę. Na początku miałam trochę oszczędności, potem dyskretnie wspierali mnie rodzice, ale w końcu musieliśmy sobie z Maćkiem powiedzieć prawdę w oczy: przeszłam całkowicie na jego utrzymanie.
– Jutro pójdę do galerii – uznałam w końcu. – Wszyscy mówią, że dzisiaj się nie rozsyła CV, bo nikt ich nie czyta. Trzeba iść osobiście, pokazać się, uśmiechnąć… Może ktoś akurat będzie potrzebował ekspedientki.
Maciek skinął głową, nie odrywając się od telefonu. Właśnie dzwoniła jego mama i od czterdziestu minut mój narzeczony słuchał jej tyrad. Przez cały ten czas wypowiedział w sumie może ze trzy zdania.
W galerii wstąpiłam do każdego butiku. Wszędzie ludzie z obsługi byli dla mnie bardzo mili, jednak widziałam w ich oczach, że nie mam na co liczyć. Oni sami pewnie drżeli o swoje posady, w końcu w mieście jest duże bezrobocie.
Wieczorem brałam prysznic na siedząco, tak bolały mnie nogi od chodzenia na obcasach. Ale jak się chce pracować w handlu, trzeba się dobrze prezentować. Muszą być szpilki i fryzura, a do tego odpowiedni strój, niezbyt seksowny, ale też nie superelegancki ani całkiem na luzie.
Znałam te zasady, bo właściwie przez całą swoją karierę zawodową pracowałam za ladą: w salonie obuwniczym i odzieżowym, w drogerii i pasmanterii. Miałam nadzieję, że siedem lat doświadczenia pozwoli mi znaleźć podobną pracę.
– W niedzielę idziemy do moich rodziców – oznajmił mi Maciek, kiedy kolejnego dnia rzuciłam się na kanapę, wykończona po maratonie po sklepach.
– Musimy? – jęknęłam. – Twoja mama znowu będzie pytać, kiedy ślub…
– Musimy – odparł, choć też nie był zachwycony. – Zrozum ją trochę, jestem ostatnim z rodziny, który się nie ożenił. Rodzeństwo i kuzyni dawno po ślubach, wszyscy jak Pan Bóg przykazał… Rodzina ją molestuje o tę datę, dlatego tak się dopytuje.
Przewróciłam oczami. Wiedziałam, że prawda jest troszkę inna. Mama Maćka była bardzo konserwatywna w poglądach na związki męsko-damskie. Zwyczajnie ją drażniło, że żyjemy na kocią łapę.
Obiad był całkiem fajny. Zwłaszcza że cienko u nas z kasą, rzadko mamy okazję jeść pierś z kaczki i popijać winkiem, a mama Maćka nie żałowała nam ani jednego ani drugiego. Jego rodzice też sobie ciągle dolewali wina, no i oczywiście w końcu musieli powiedzieć, co im leży na sercu.
– Kiedy wy wreszcie ten ślub weźmiecie? – nie wytrzymała moja przyszła teściowa.
– Mamo! – zirytowany Maciek aż podniósł się z krzesła. – To nasza sprawa. Teraz nie czas na planowanie wesela, najpierw Marzena musi znaleźć pracę. I nie, nie chodzi o pieniądze, tylko o zasadę.
Ale co miało zostać powiedziane, zostało powiedziane. Wyraźnie widziałam dezaprobatę w oczach mamy Maćka. Miałam wrażenie, że mnie nie lubi. Ona, taka doskonała pani domu, matka czwórki dzieci i dobra żona nie mogła akceptować nowoczesnej, otwartej dziewczyny, za jaką wszyscy mnie mieli. I na pewno uważała, że nigdy nie będę tak wspaniałą żoną dla Maćka jak ona dla swojego Antosia.
Antoś, czyli mój prawie teść był bowiem zawsze zadowolony. Jadł z apetytem pyszne potrawy przyrządzane przez żonę, chodził w wyprasowanych przez nią koszulach, rozwiązywał kupione przez nią krzyżówki.
Maciek, ilekroć komentował małżeństwo rodziców, twierdził, że matka zawsze zachowywała się tak, jakby miała piątkę dzieci, przy czym to największe, z wąsami i pokaźnym brzuchem, było jej najukochańszym i nim się najbardziej opiekowała.
– Ale wiesz, że nie powtórzysz tego modelu ze mną? – zapytałam kiedyś, siedząc na nim okrakiem w samej halce.
– Boże broń! – roześmiał się, przerzucając mnie na plecy. – Ja nie chcę mieć w domu ciepłej mamuśki, tylko kobietę, z którą można robić na przykład takie rzeczy…
Hm… Takie rzeczy to i ja lubiłam robić. Chyba dlatego nasz związek był taki dobry. Chociaż byliśmy ze sobą już od pięciu lat, wciąż czuliśmy tę samą namiętność co na początku. Trochę sobie w tym pomagaliśmy: żeby w łóżku nie ulec rutynie, stosowaliśmy różne sposoby. Na przykład żadne z nas nie miało nic przeciwko używaniu seks-zabawek.
Ależ tak, wchodzę w to, nie mam żadnych oporów!
Tydzień później zostałam właśnie o to zapytana przez telefon podczas rozmowy o pracę. Odpowiedziałam na enigmatyczne ogłoszenie, że nowy sklep z akcesoriami szuka ekspedientki. Nie napisali nic więcej, dlatego pytanie zbiło mnie z tropu.
– Yyy… Chyba zaszła jakaś pomyłka. Ja dzwonię w sprawie pracy.
– Nie ma żadnej pomyłki – potwierdził damski głos z drugiej strony. – Szukamy personelu do nowego, ekskluzywnego sex shopu. Dlatego pytam, czy zetknęła się pani z tematem akcesoriów erotycznych. Bo jeśli ma pani opory, co zrozumiałe, to raczej nie będzie pani zainteresowana pracą u nas…
– Chwileczkę, nie mam żadnych oporów! – przerwałam kobiecie, przestraszona, że skończy rozmowę. – Mogę pracować w sex shopie. Gdzie się mam zgłosić?
Rozmówczyni wskazała mi adres przy dość eleganckiej ulicy miasta. Zanim tam pojechałam, przedyskutowałam całą sprawę z Maćkiem. Oczywiście praca w takim miejscu to nie był szczyt moich marzeń, ale ostatnio jedliśmy tylko chleb z serem, bo nie było nas stać na wędlinę.
A żeby zapłacić za gaz, wystawiłam na aukcji w internecie połowę zawartości szafy. Sęk w tym, że zbliżał się termin płatności za internet, a w pozostałych ciuchach jednak musiałam chodzić. Dlatego postanowiłam zrobić wszystko, żeby dostać tę pracę. O resztę, uznałam, będę się martwić potem.
Powitała mnie właścicielka sklepu, kobieta bez makijażu, w skromnym ubraniu.
– Wszystko stoi w gablotach – powiedziała. – O poszczególnych produktach musi się pani nauczyć z ulotek i pudełek. Klientów na początku będzie mało, ale mamy nadzieję, że w końcu się do nas przekonają. Nie jesteśmy jakimś obskurnym sex shopem, tylko ekskluzywnym love butikiem – podkreśliła. – Ja na początku będę tu z panią. Prowadzimy też sklep wysyłkowy, więc będę mieć sporo roboty z komputerem. No i będę pani pomagać. Czyli jak? Decyduje się pani?
Oczywiście! Zostałam poinstruowana, że do pracy mam przychodzić w sportowych butach, bez makijażu i broń Boże nie w obcisłych ubraniach. Szefowa zakazała mi też dużych dekoltów i jaskrawych kolorów.
– Nasz love butik nie może się kojarzyć z pornobiznesem, bo zaczną do nas przychodzić nie klienci, tylko napalone samce – wyjaśniła dosadnie i zwięźle. – My tu robimy za tło, doradzamy, sprzedajemy, pomagamy w wyborze. Nie prowokujemy, nie wdajemy się w żarciki. Jesteśmy profesjonalnymi ekspedientkami niezależnie od asortymentu, a nawet musimy być jeszcze bardziej profesjonalne. Rozumiemy się?
Potwierdziłam. Praca w sex shopie, jak się okazało, nie odbiegała jakoś specjalnie od pracy w innych sklepach. Może tylko klienci byli bardziej zestresowani. Ale jeśli podeszło się do nich ze zrozumieniem i mówiło o towarze z dystansem, jak o ubraniach czy kosmetykach, rozmowa zaczynała się kleić i ostatecznie klient wychodził zadowolony.
A ubrań i kosmetyków też mieliśmy sporo. Tyle że te ubrania to był np. kostium seksownej pokojówki czy koronkowe body z rozcięciem na dole, a perfumy i balsamy zawierały feromony i ponoć pomagały w uwodzeniu.
Polubiłam więc pracę, a jeszcze bardziej spodobał mi się fakt, że mogłam zapłacić rachunki, zrobić zakupy i jeszcze wystarczyło mi, żeby zaprosić Maćka do kina i restauracji. Wreszcie nie musiał mnie utrzymywać!
Miałam tylko jeden problem…
– Nie znoszę kłamać – westchnęłam, kiedy mąż kazał mi powiedzieć jego rodzicom, że dostałam pracę w salonie z damską bielizną.
Maciek uznał, że przecież sprzedaję stringi, body oraz gorsety, więc to nie kłamstwo, tylko półprawda.
– Cała prawda naprawdę nie może dotrzeć do uszu mojej mamy – dodał. – Ty masz pojęcie, co ona sądzi o sex shopach?!
Prawdę mówiąc, nie miałam. Raczej nie rozmawiałam z przyszłą teściową na takie tematy. Ale mogłam się domyślić. Maciek miał rację, to się nie mogło wydać!
Ten dzień nie zapowiadał bomby, która wybuchła
Późną jesienią któregoś popołudnia układałam w rogu sklepu pudełka do wysyłki, kiedy kątem oka dostrzegłam wchodzącą klientkę. Należała do dość mocno tu reprezentowanej grupy pań po pięćdziesiątce, które wchodziły do nas prosto z ulicy, tłumacząc się, że zrobiły to pierwszy raz w życiu z czystej ciekawości i tak naprawdę nic nie chcą kupić, a tylko pooglądać. Ale klient to klient, więc zaczęłam podnosić się z kucek.
Klientka jeszcze mnie nie dostrzegła, więc sądząc, że jest sama, zajęła się oglądaniem kolorowych wibratorów w gablotce. Już zamierzałam się odezwać, kiedy nagle znudziły ją żelowe cuda i podeszła do manekina w stroju seksownej kowbojki. I wtedy ją poznałam!
Własnym oczom nie wierzę: co ona tu robi?!
To była moja przyszła teściowa! Ona, kobieta opoka! Ta podpora życia rodzinnego i wzór cnót małżeńskich – stała właśnie w moim sex shopie i zaglądała damskiemu manekinowi pod skórzaną spódniczkę!
Na szczęście zdążyłam otrząsnąć się z szoku, zanim mnie zobaczyła, i czmychnęłam na zaplecze. Szefowa podniosła na mnie zdumiony wzrok.
– Mamy klientkę – wysapałam przejęta.
– Błagam cię, obsłuż ją… Ja nie mogę…
– A to czemu?
– Bo to moja przyszła teściowa! – wypaliłam bez ogródek. – Nie mogę się jej pokazać, bo ona nie wie, że tu pracuję! A jak mnie zobaczy, to się stanie niedoszłą teściową!
Szefowa pokiwała głową i spokojnie wyszła do klientki. Wstrzymałam oddech, podsłuchując ich rozmowę. Oczywiście mama Maćka „przyszła tylko pooglądać”, a moja szefowa przyjęła to ze zrozumieniem. Czekałam, że za chwilę zaoferuje jej perfumy z feromonami, które mają działać wabiąco na mężczyzn. Zawsze lepiej sprzedać cokolwiek niż nic.
– Wie pani…– przyszła teściowa nagle zmieniła ton – tak naprawdę to ja przyszłam tu specjalnie. Koleżanka mi was poleciła. Bo ja bym chciała kupić coś, co… – niemal słyszałam przez drzwi, jak przełyka w zdenerwowaniu ślinę – co pomoże mojemu mężowi… Żeby on znowu zobaczył we mnie seksowną kobietę…
Moja szefowa ma w sobie coś z psychologa. Umie rozmawiać z klientami, zwłaszcza z kobietami. W sklepie nie było nikogo innego, więc wciągnęła moją przyszłą teściową w rozmowę o jej oczekiwaniach. Czułam, że nie powinnam tego słuchać, ale przecież musiałam siedzieć na zapleczu, prawda?
Dwadzieścia minut później mama Maćka wyszła ze zwykłą, czarną torbą z papieru bez żadnych nadruków. Miała w niej komplet seksownej bielizny, perfumy z feromonami oraz mały, niebieski gadżecik, na który się skusiła, kiedy szefowa opowiedziała jej, co potrafi to cacko.
Zastanawiała się jeszcze nad strojem kowbojki, bo „mąż lubi westerny”, ale to zostawiła sobie na później. Chciała tylko jednego: żeby jej małżonek wreszcie spojrzał na nią jak na kobietę, a nie wyłącznie kucharkę i panią domu. Wyznała, że chce znowu być dla niego sexy. Bo rola mamuśki, w której sama siebie obsadziła, zaczęła ją uwierać. To jej własne słowa.
– Kurczę, w życiu bym się nie spodziewała, że ona może tu przyjść! – rzuciłam, kiedy szefowa wróciła na zaplecze.– Myślałam, że w tych sprawach jest świętsza od samego papieża, a tu proszę! Niespodzianka!
Szefowa uśmiechnęła się tylko. Niejeden raz mi przecież mówiła, że to właśnie kobiety stanowią osiemdziesiąt procent naszych klientów, a panie w wieku dojrzałym przychodzą częściej niż młode dziewczyny.
Zaczęłam się tak śmiać, że aż mnie brzuch rozbolał
Miesiąc później znowu zostaliśmy zaproszeni do rodziców Maćka. I tym razem nie obyło bez „subtelnych” aluzji do wesela. Ale jakoś się tym nie przejęłam. Zupełnie inaczej patrzyłam na moją przyszłą teściową.
Byłam ciekawa, czy obudziła w mężu dawne pragnienia i czy jest zadowolona z niebieskiego gadżeciku. Te myśli sprawiały, że przez całą wizytę lekko się przez cały czas uśmiechałam.
– Co ci tak wesoło? – zapytał mnie Maciek, kiedy wyszliśmy.
Jakoś uznałam, że nie powinnam mu mówić o wizycie jego mamy w moim butiku. W końcu dyskrecja to nasz znak firmowy.
– A nic, nic – zbyłam go. – Czekaj, a co ty tam niesiesz?
– Mama dała nam gołąbki na jutro.
Wyciągnął ku mnie rękę z torbą, a ja parsknęłam śmiechem. Tym razem naprawdę nie mogłam się powstrzymać. Bo przepyszne gołąbki mamy Maćka, doskonałej matki, żony, kucharki i pani domu były pieczołowicie zapakowane w znaną mi, papierową, czarną torbę z sex shopu.
Uznałam, że naprawdę trudno o lepsze podsumowanie tego, jak wiele twarzy może mieć kobieta. A na pewno moja przyszła teściowa!
Czytaj także:
„Czułam się jak sierota, choć miałam matkę. Jej świat kręcił się wokół babci, a ja byłam tylko zbędnym balastem”
„Sąsiadka z pokorą znosiła upokorzenia i obelgi swojego męża. Cierpiała po cichu, aż wybuchła i kopnęła tyrana w tyłek”
„Walentynki są dla mnie jedynie czasem żałoby i tęsknoty. Mój ukochany zginął, gdy jechał mi się oświadczyć”