Kinga zawsze miała zasady. I to nie takie zwykłe, tylko żelazne, jakby cały świat musiał się do nich dostosować. A ja? No cóż, ja mam swoją filozofię: życie jest zbyt krótkie, żeby rezygnować z prostych przyjemności. Jak na przykład smalec. Nie jakiś sklepowy, tylko taki swojski – pachnący cebulką, jabłkiem, boczkiem.
To zmierzało w złą stronę
Pamiętam, jak kiedyś śmialiśmy się z tych naszych różnic. Ja kroiłem boczek na kawałki, a Kinga z odrazą patrzyła, mieszając swój gulasz z soczewicy. Mówiła: „Tomek, kiedyś ten tłuszcz cię wykończy.” A ja wtedy odpowiadałem: „Ale umrę szczęśliwy.”
Tyle że ostatnio przestaliśmy się z tego śmiać. Kinga coraz bardziej trzymała się swoich zasad, a ja miałem wrażenie, że tracę grunt pod nogami. Nawet w kuchni czułem się jak intruz. W lodówce zalegały hummusy i jakieś warzywne pasty, a ja coraz częściej łapałem się na tym, że marzę o kanapce ze smalcem.
No i jest jeszcze Iza. Sąsiadka. Miłośniczka tradycyjnej kuchni. Zawsze częstuje czymś, co przypomina mi dom mojej mamy. A Kinga? Ona patrzy na nią, jakby tam, w jej garnkach, gotowała się zdrada.
Czułem, że to wszystko zmierza w złą stronę. Ale kto by pomyślał, że smalec stanie się początkiem naszego największego kryzysu?
Wybuchła awantura
– Kinga, czy to naprawdę tak wielki problem? – zapytałem, opierając się o framugę drzwi kuchni. – Proszę cię tylko o odrobinę smalcu. Dla mnie. Nie musisz tego nawet jeść.
Ona odwróciła się od deski do krojenia i spojrzała na mnie z irytacją. W ręku miała brokuła, jakby zaraz miała nim rzucić.
– Tomek, ile razy mam powtarzać? Nie będę robiła czegoś, co jest wbrew moim przekonaniom! Smalec to nie tylko tłuszcz, to cierpienie zwierząt!
– A ja? A moje cierpienie? – prychnąłem. – Nie pamiętasz, jak kiedyś lubiłaś gotować dla mnie? Teraz nawet nie próbujesz.
– Bo może nie chcę! Może nie chcę być kucharką, która ci usługuje, zwłaszcza w twoich tłustych zachciankach! – rzuciła brokuła na blat. – A poza tym, dlaczego nie zrobisz go sam?
– Bo nie mam na to czasu. A poza tym, ty robisz to lepiej – mruknąłem, choć dobrze wiedziałem, że jej argument o czasie mnie pogrąży.
Kinga uniosła brwi.
– Czasu? To ciekawe, że masz czas, żeby siedzieć u Izy i próbować jej frykasów, ale dla mnie już nie masz, co?
Zatkało mnie. To była szybka i celna riposta, której się nie spodziewałem.
– O co ci chodzi z Izą? – zapytałem z irytacją.
– O to, że coraz częściej tam bywasz – odpowiedziała zimnym tonem. – Żarcie to tylko pretekst.
W kuchni zapanowała cisza, którą przerywało tylko ciche kapanie wody z kranu. Wiedziałem, że ta rozmowa zmierza w bardzo złą stronę.
Żona była zazdrosna
Nie odzywała się do mnie przez cały wieczór. Ja zresztą też milczałem, zajmując się czymkolwiek, żeby tylko nie patrzeć w jej stronę. Ale czułem na sobie to jej spojrzenie – ostre, badawcze, jakby chciała przeszyć mnie na wylot.
Następnego dnia napięcie wisiało w powietrzu. Gdy tylko wróciłem z pracy, Kinga rzuciła mi mimochodem:
– I co, byłeś dziś u Izy?
Zatrzymałem się w przedpokoju, trzymając reklamówkę z zakupami.
– Co? Skąd ten pomysł? – zapytałem, udając zaskoczenie.
– Tomek, nie rób ze mnie idiotki – odparła, wbijając wzrok w mój plecak. – Sprawdźmy, może tam znajdę jeszcze jakieś dowody waszej kulinarnej zażyłości.
– Przestań, Kinga – westchnąłem, próbując zachować spokój. – To już robi się śmieszne.
Ale nie wyglądała, jakby było jej do śmiechu.
To przestawało być zabawne
Od kilku dni zauważyłem, że jest bardziej czujna. Niby nic nie mówiła wprost, ale ciągle coś sugerowała – że za długo jestem na „spacerze”, że zawsze wracam z „dziwnie dobrym” humorem. Dziś wieczorem, kiedy wyjąłem telefon, zauważyłem, że przygląda się mi z podejrzliwością.
– Dzwonisz do kogoś? – zapytała, siadając naprzeciwko mnie.
– Nie, przeglądam wiadomości – odpowiedziałem spokojnie.
– A może piszesz do niej?
Westchnąłem, kładąc telefon na stole ekranem w dół.
– Kinga, czy możesz przestać? Ty naprawdę wierzysz, że coś mnie łączy z Izą?
Spojrzała na mnie z zimnym wyrazem twarzy.
– Nie wiem, Tomek. Ostatnio trudno mi w cokolwiek wierzyć.
Nie miałem pojęcia, co na to odpowiedzieć. Z jednej strony, jej podejrzenia wydawały się absurdalne. Ale z drugiej… może dałem jej powód? Faktycznie, bywałem u Izy kilka razy w ostatnich tygodniach. Jej smalec przypominał mi czasy, kiedy wszystko w moim życiu było prostsze. Może nawet zbyt często tam wpadałem. Ale czy to coś złego?
Problem w tym, że Kinga widziała to inaczej. I nie miałem pojęcia, jak ją przekonać, że smalec naprawdę jest tylko smalcem.
Żona myślała, że mam romans
Kiedy wróciłem do domu, od razu zauważyłem, że coś jest nie tak. Kinga siedziała w kuchni, ramiona miała skrzyżowane na piersi, a spojrzenie wbijała w mnie z lodowatą determinacją. Na stole stał kubek z zimną herbatą – jej niechybny znak, że czekała już długo.
– Byłam u Izy – rzuciła bez ostrzeżenia.
Zamarłem w miejscu, jak złodziej złapany na gorącym uczynku, chociaż w głowie krzyczałem, że przecież niczego nie zrobiłem.
– I co? Przywitała cię smalcem? – zażartowałem nerwowo, próbując rozładować napięcie.
Nie zareagowała.
– Powiedziała mi, że bywasz u niej częściej, niż ja się spodziewałam.
– Kinga, to nie tak, jak myślisz – zacząłem, ale podniosła rękę, przerywając mi.
– A jak? No powiedz mi, jak! Bo na razie wygląda to tak, że kiedy ja odmawiam robienia czegoś, co uważam za obrzydliwe, ty biegniesz do niej. A może chodzi o coś więcej niż jedzenie?
– Kinga, przestań – westchnąłem, siadając naprzeciwko niej. – Iza robi smalec. Dzieli się nim. To wszystko.
– To wszystko? A może powinienem wierzyć, że chodzisz tam po przepisy?
Przewróciłem oczami, ale w środku czułem rosnącą złość.
– Tak, właśnie tak! Iza to po prostu dobra sąsiadka, która lubi gotować, Kinga! Nie każdy kontakt z inną kobietą to zdrada!
– Ale chodzenie tam za moimi plecami to zdrada, Tomek. Może nie w łóżku, ale emocjonalnie już tak – odparła cicho, choć każde jej słowo było jak cios.
Znów się pokłóciliśmy
Nie wiedziałem, co powiedzieć. W jej oczach widziałem zawód, złość i coś jeszcze – coś, czego nie potrafiłem nazwać.
– Chciałeś tego smalcu tak bardzo, że nawet nie pomyślałeś o mnie – kontynuowała. – O tym, co czuję, kiedy słyszę, że ktoś inny daje ci coś, czego ja nie chcę lub nie mogę.
– A pomyślałaś kiedyś, co ja czuję? – wybuchłem. – W tym domu wszystko kręci się wokół twoich zasad! Twoja dieta, twoje przekonania, twoje potrzeby. A ja? Gdzie ja się w tym wszystkim mieszczę?
Jej twarz na chwilę złagodniała, ale tylko na chwilę.
– Więc dlatego chodzisz do Izy? Bo tam czujesz się ważny?
Nie odpowiedziałem. Może dlatego, że bałem się, że w jej pytaniu jest coś, czego nie chcę sobie uświadomić.
– To koniec, Tomek – rzuciła w końcu, wstając od stołu. – Albo przestajesz uciekać do innych, albo nasze małżeństwo się rozsypie.
Patrzyłem, jak wychodzi z kuchni. A ja siedziałem tam jeszcze długo, gapiąc się na zimną herbatę i próbując poukładać sobie wszystko w głowie.
Czy można uratować coś, co pękło w tak wielu miejscach?
Chyba coś pękło między nami
Siedziałem w kuchni z pustym kubkiem kawy, gdy Kinga wróciła. Czułem, że dzisiejszy wieczór nie skończy się dobrze, ale nie byłem gotowy na to, co nastąpiło.
– Tomek, musimy porozmawiać – zaczęła, siadając naprzeciwko mnie. Ton miała spokojny, niemal zbyt spokojny.
– Już rozmawialiśmy – westchnąłem, unosząc ręce. – Co chcesz jeszcze usłyszeć?
– Czy ty w ogóle jeszcze chcesz walczyć o to małżeństwo? – zapytała nagle.
Patrzyłem na nią, na jej zmęczoną twarz. Chciałem powiedzieć, że tak, ale czy to była prawda?
– A ty? – odpowiedziałem pytaniem. – Bo mam wrażenie, że w tym wszystkim chodzi tylko o to, kto ma rację.
Jej oczy zaszkliły się, ale nie spuściła wzroku.
– Może oboje przestaliśmy chcieć.
Siedzieliśmy w ciszy, czując, że coś się kończy, choć żadne z nas nie miało odwagi tego powiedzieć.
Musimy znaleźć kompromis
Kinga przez kilka dni niemal się nie odzywała. Chodziliśmy wokół siebie jak dwójka obcych ludzi, którzy przypadkiem mieszkają pod jednym dachem. Wiedziałem, że coś muszę zrobić, ale za każdym razem, gdy próbowałem zacząć rozmowę, ściana milczenia wydawała się nie do przebicia.
Pewnego wieczoru usiadłem w kuchni, z lodówki wyjąłem kawałek chleba i masło. Bez słowa dołączyła do mnie, siadając naprzeciwko.
– Co teraz? – zapytała cicho.
Spojrzałem na nią. W jej oczach widziałem zmęczenie, ale też coś jeszcze – cień nadziei, że może da się to wszystko naprawić.
– Nie wiem – przyznałem. – Ale chyba oboje popełniliśmy błędy.
– Mówisz to tylko dlatego, że nie chcesz, żebym od ciebie odeszła? – zapytała bez emocji.
Zawahałem się.
– Może trochę. Ale bardziej dlatego, że nie chcę, żebyśmy się tak mijali.
Westchnęła, jakby sama siebie przekonywała, żeby nie wybuchnąć.
– Tomek, ja nie chcę, żebyś czuł się w naszym domu jak obcy. Ale nie mogę też rezygnować z tego, co dla mnie ważne.
– A ja nie mogę rezygnować z tego, kim jestem – powiedziałem, kładąc dłonie na stole. – Musimy znaleźć coś pośrodku. Inaczej to nie ma sensu.
Kinga spojrzała na mnie, milcząc dłuższą chwilę.
– Tomek… Ty i ja. Jesteśmy jak ten smalec i hummus. Można je włożyć do jednej lodówki, ale to nie znaczy, że będą do siebie pasować.
Zacisnąłem usta, czując, że coś we mnie pęka.
– Więc co teraz? – zapytałem ponownie, choć odpowiedź już znałem.
– Nie wiem – szepnęła, wstając od stołu.
Patrzyłem, jak odchodzi, a w kuchni zostaje tylko cisza. Tym razem nie byłem pewien, czy uda nam się ją wypełnić czymkolwiek – czy smalcem, czy miłością, która powoli z nas wyciekała.
Może to koniec
Kilka dni później Kinga spakowała kilka rzeczy i pojechała do swojej mamy. Nie powiedziała, na jak długo, ale w jej spojrzeniu widziałem więcej rezygnacji niż złości.
Siedziałem w kuchni, patrząc na pusty stół. Smalec przestał być ważny. Hummus też. Ważne było tylko to, że zostaliśmy zbyt daleko od siebie.
Czasem kompromisy przychodzą za późno. A czasem różnice są tak wielkie, że nie da się ich zniwelować, nawet jeśli kiedyś wydawały się śmieszne.
Zostaliśmy w dwóch światach, które po prostu przestały się przenikać.
Tomek, 39 lat
Czytaj także: „Wyszłam za buca, który myśli, że jest pępkiem świata. Każdy dzień na tym łez padole przysłaniają mi myśli o rozwodzie”
„Znaczek pocztowy odmienił moje życie. Zrobił ze mnie bogacza z portfelem wypchanym dolarami”
„Szwagierka zgrywała sierotkę, a mąż jej wierzył. Gdy oddał jej nasze oszczędności, wytargałam ją za kudły”