Rodzice Rafała zawsze wydawali mi się tacy stateczni i poważni. Doskonale pamiętam, jak bardzo stresowałam się podczas pierwszej wizyty w domu mojego chłopaka. Byłam wtedy świeżo upieczoną maturzystką chodzącą z głową w chmurach. Interesowałam się modą i marzyła mi się praca znanej stylistki gwiazd. Rodzice jednak twierdzili, że moje plany to mrzonki.
– Dziecko i co ty chcesz robić? Siedzieć w teatrze i dobierać kostiumy aktorom? Przecież w kulturze teraz zarabia się grosze – twierdziła matka, która sama ciężko pracowała w fabryce na zmiany i dla swoich dzieci chciała lżejszego życia. – Musisz iść na studia, zdobyć wykształcenie.
Ciocia Agata obiecała, że pomoże ci zdobyć pracę w urzędzie miasta. Tam na pewno się nie narobisz, a pensja pewna – tłumaczyła.
– W teatrze pracuje kostiumograf, a nie stylistka – próbowałam jej tłumaczyć, ale doskonale widziałam, że moje słowa wcale do niej nie trafiają.
W końcu ustąpiłam i złożyłam papiery na administrację. Właśnie w tym czasie zaczęłam spotykać się z Rafałem, który był o rok starszy, ale skończył technikum, dlatego również właśnie zdał na studia. On szedł na architekturę.
O przyszłej teściowej krążyły plotki
Rafał pochodził z rodziny z pewnymi tradycjami. Jego ojciec od wielu lat prowadził dużą firmę budowlaną i hurtownię. Był znany w naszym miasteczku. Matka uczyła języka angielskiego w liceum w pobliskim mieście wojewódzkim.
Oboje dobiegali do pięćdziesiątki i byli poprawną rodzinką. Taką niczym z obrazka. Wspólne śniadania i obiady, w domu wszystko lśniło, dzieciaki nie sprawiały problemów wychowawczych. W niedzielę wszyscy razem chodzili do kościoła z obowiązkowym popołudniowym spacerem po parku i wyjściem do ciasto do naszej lojalnej kawiarni.
Od jednej ze swoich koleżanek dowiedziałam się, że pani Agnieszka była bardzo wymagającą nauczycielką.
– To prawdziwa kosa. Każdą lekcję zaczyna od dyktanda ze słówkami z kolejnego działu. Ona po prostu mówi je po polsku, a klasa musi szybko zapisać je po angielsku, bo nic nikomu nie powtórzy – opowiadała mi Karolina.
– A skąd to wiesz? Może to tylko jakieś plotki?
– Moja kuzynka ma z nią lekcje i angielski spędza jej sen z powiek, chociaż uczy się go już od przedszkola. Podobno o pani N. w całej szkole krążą prawdziwe legendy. U niej nie ma wymówek. Jak ktoś jest nieprzygotowany, to dostaje pałę i musi zaliczyć cały materiał na spotkaniach po lekcjach. Wtedy pod jej klasą ustawiają się całe kolejki.
Bałam się pierwszego spotkania
Nic więc dziwnego w tym, że byłam przerażona, gdy Rafał zaprosił mnie na niedzielny obiad do swoich rodziców.
– Monia, nie przesadzaj. Nie rozumiem, czym ty się tak przejmujesz? Zjemy po prostu rosół i kotleta, wypijemy kawę i chwilę pogadamy z mamą i tatą. Później zmyjemy się na spacer albo pójdziemy do mojego pokoju.
– A jak mnie nie polubią? – powiedziałam z drżeniem w głosie, które wyraźnie wyczuł, bo mocno mnie przytulił.
– A niby dlaczego mieliby nie polubić takiej fajnej dziewczyny? Skoro ja cię kocham, to i oni muszą zaakceptować. Tylko… – nagle zawiesił głos.
– Tylko co? – o ile wcześniej byłam spanikowana, o tyle teraz po prostu umierałam ze strachu.
– No wiesz, na ten obiad… – jąkał się, a ja wyraźnie czułam, że usiłuje mi coś powiedzieć, ale nie bardzo wie w jaki sposób to zrobić.
– No już, wyduś to z siebie.
– Tylko na ten obiad to ubierz się tak bardziej, no wiesz.
– Jak?
– No wyjściowo. Możesz włożyć ciemną marynarkę i spódnicę albo spodnie. Wiesz, żeby było elegancko – w końcu udało mu się to wydusić.
Ubrałam się stosownie
Odetchnęłam z ulgą. Sama wiedziałam, że mój nieco ekstrawagancki styl nie przejdzie na oficjalnym spotkaniu z rodzicami Rafała. Na co dzień kochałam modowe eksperymenty. Wciąż wyszukiwałam jakieś perełki na aukcjach internetowych, szukałam fajnych rzeczy w second handach. Wszystko to przerabiałam i łączyłam w nietuzinkowe zestawy. Wśród znajomych moje wyczucie mody stało się już słynne, a koleżanki przed ważnymi imprezami czy randkami często prosiły mnie o rady dotyczące stroju.
Na obiad w domu chłopaka ubrałam się jednak dokładnie jak na rozpoczęcie roku szkolnego w podstawówce. No może z wyjątkiem białych rajstop i słynnych butów typu lakierki, które niegdyś były hitem wśród siedmiolatek. Ale granatowa marynarka, spódnica za kolano i ciemne buty na niewielkim obcasie były obowiązkowe. Do tego założyłam białą koszulową bluzkę i uczesałam włosy w gładki kucyk.
– No, no, Monika nie przypominasz zupełnie siebie – mój chłopak zrobił wielkie oczy, ale na widok mojej morderczej miny spasował.
Byli nieco sztywni
Na szczęście rodzice Rafała chyba mnie zaakceptowali. Bardzo się jednak starałam, żeby się pilnować i nie popełnić jakiejś gafy. Widać było, że w tym domu panują konkretne zwyczaje. Wszyscy byli kulturalni i dobrze wychowani. Według mnie zwyczajnie brakowało im jednak jakiejkolwiek spontaniczności i swobody. No ale, każda rodzina ma swoje własne przyzwyczajenia i trzeba to uszanować.
Z czasem utwierdzałam się w swoim pierwszym wrażeniu. Całe studia musiałam wynajmować pokój z koleżankami, bo wspólne zamieszkanie dla nich było nie do pojęcia. Gdy przyjeżdżałam do swojego chłopaka, a później narzeczonego, na dwa lub trzy dni, jego matka szykowała mi łóżko w oddzielnym pokoju, tuż obok sypialni Marysi – siostry Rafała.
Trzymanie się za rękę, buziaki czy inne czułości podczas rodzinnych spotkań nie wchodziły w grę. Sama wiedziałam, że tutaj panują o wiele bardziej restrykcyjne zasady niż w naszym własnym domu.
Zawsze trzeba było się pilnować
Po naszym ślubie niewiele się zmieniło. Wigilie u teściów zawsze wydawały mi się nieco drętwe. Do moich rodziców zjeżdżała się cała rodzinka. Dziadkowie, ciotka Bożenka z dziećmi, moja starsza siostra z narzeczonym, brat z żoną i małym Kacperkiem. U Rafała byli rodzice, Marysia i my. Tutaj wszystko musiało być na tip top. Nie było tej radosnej krzątaniny, biegania, pisków, przekomarzań, śmiechów z nietrafionych prezentów, zabaw pod choinką.
Niewiele się zmieniło nawet wtedy, gdy na świat przyszły nasze dzieciaki – najpierw Oliwka, a później Kacperek. Czasami miałam wrażenie, że maluchy zaburzają podniosłą atmosferę rodzinnych spotkań w domu teściów, bo są nieprzewidywalne. A tam wszystko musiało być dobrze ułożone. Często zastanawiałam się, w jaki sposób mój mąż, wychowany w tej nieco zimnej i sztywnej rodzince, stał się ciepłym człowiekiem z bardzo fajnym poczuciem humoru.
Z czasem nasze dzieci rosły i same widziały, że u dziadków ze strony taty trzeba być grzecznym i dobrze ułożonym. Starały się nadmiernie nie hałasować, nie biegać, nie rozrzucać zabawek i dziękować za każdy drobiazg.
Dlaczego o tym wszystkim opowiadam? Bo to dobitnie pokazuje, jak bardzo zdziwiła mnie zmiana, która nagle zaszła w moich teściach. Marysia skończyła pielęgniarstwo i wyjechała do pracy do Belgii. Na miejscu się zakochała w jednym z kolegów z pracy, wzięła ślub i urodziła córeczkę. O powrocie do Polski nie myśli.
Teściowie zostali sami
Pani Agnieszka właśnie przeszła na emeryturę. Teść również ograniczył pracę w firmie i hurtowni, którymi teraz zarządza mój mąż. On w biurze pojawia się jedynie od czasu do czasu. Nawet zastanawiałam się, co oni w ogóle robią całymi dniami. Wcześniej żyli głównie pracą. Na miejscu mieli także młodszą córkę. A teraz?
Niedawno Marysia przyjechała do Polski na dwa tygodnie razem z mężem i córeczką. Z tej okazji postanowiliśmy urządzić specjalnie dla niej rodzinny obiad. Zaprosiliśmy także teściów, moich rodziców, mojego brata z żoną i dziećmi, siostrę z mężem i synem. Przyjazd zapowiedziała również ponad osiemdziesięcioletnia babcia Rafała.
– Na razie całkiem dobrze się czuję. Udało mi się wykurować z tego paskudnego przeziębienia, które mnie dopadło. Szkoda byłoby nie wykorzystać okazji. Może to już ostatni raz, gdy spotkamy się w takim gronie – powiedziała staruszka przez telefon, a ja gwałtownie zaczęłam zaprzeczać i mówić, że na pewno dożyje setki.
W każdym bądź razie, spotkanie miało być uroczyste. Zamówiłam nawet catering i ciasta, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. Sama zrobiłam jedynie swój popisowy bigos, który cała rodzina uwielbia i tradycyjną sałatkę jarzynową. Specjalnie dla babci Helenki, która nie wyobraża sobie żadnej uroczystości bez tego przysmaku.
Zachowywali się inaczej niż zwykle
Myślałam, że spotkanie będzie przypominać te wcześniejsze z udziałem moich teściów, którzy raczej powściągali szaleństwa młodszego pokolenia. Ależ się pomyliłam! Już sam ich strój wywołał we mnie zdumienie. Agnieszka zrezygnowała ze swojego odwiecznego koka i ciemnej marynarki. Na obiedzie zameldowała się w kolorowej sukience w kwiaty. Jak na nią, to było istne szaleństwo. Miała też gustownie zrobione pasemka i swobodnie rozpuszczone włosy. No normalnie jak nie ona.
Ale nie tylko wygląd nas zaskoczył. Teściowie przy stole zachowywali się bardzo swobodnie. Tym razem nie odmawiali wina i pysznych nalewek, a z każdym kolejnym kieliszkiem ich zachowanie robiło się coraz bardziej swobodne. Pierwszy raz widziałam, jak się przytulali, przekomarzali, nawet dali sobie buziaka na oczach wszystkich.
Po obiedzie i deserze, dzieciaki pobiegły do ogrodu się bawić, a ja poszłam do kuchni nastawić zmywarkę. W drodze do salonu, w którym zgromadzili się inni uczestnicy imprezy, postanowiłam, że na chwilę wejdę do łazienki. Nie wiem, czemu nie zapukałam. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć jedynie to, że przecież w drzwiach jest zamek, dlatego każdy może zamknąć się od środka.
Przypadkiem nakryłam ich w łazience
Teściowie jednak się nie zamknęli. Gdy uchyliłam drzwi, moim oczom ukazał się widok, który wolałabym zapomnieć. Tak, tak moi poważni teściowie właśnie byli w samym środku miłosnego uniesienia. Tak zapamiętale zajmowali się sobą, że nawet nie zauważyli mnie w tych drzwiach. Szybko je zamknęłam i wzburzona wróciłam do kuchni.
No, no. Tego nigdy bym się po nich nie spodziewała. Rozumiem, że teraz przeżywają drugą młodość i chcą sobie odbić te lata, które spędzili na wiecznym pilnowaniu się i zachowywaniu dobrych pozorów. No ale, też bez przesady. A co by było, gdyby do tej łazienki wbiegło któreś z dzieci biegających po domu?
Gdy wróciłam do salonu, wszyscy dyskutowali w najlepsze. Tylko babcia Helenka puściła do mnie oko. Czyżby ona też coś zobaczyła? Tego już się nie dowiem, bo przecież jej wprost nie spytam.
Alina, 32 lata
Czytaj także: „Rodzeństwo miało mnie za egoistkę, bo nie chciałam zająć się starym ojcem. Już zapomnieli, co nam zrobił”
„Rodzice nie tolerowali mojego męża, bo nie klękał na widok krzyża. Łapali się za głowę, bo w piątki jadł schabowe”
„Testament rodziców zmienił moje życie. Nieźle mnie urządzili i musiałam podzielić się spadkiem z obcą babą”