„Koleżanki próbowały mnie wyswatać z okropnym nudziarzem Gdyby nie plama z lodów, miłość życia przeszłaby mi koło nosa”

para z lodami fot. Getty Images, Marisa9
„Mateusz, gwałtownie wymachując rękami, sprawił, że pozostałości lodów wylądowały na mojej kiecce. Przyszło mi do głowy, że w sumie mam idealny pretekst, by zmyć się z tego spotkania. Ten wieczór to totalna klapa.”
/ 07.06.2024 18:30
para z lodami fot. Getty Images, Marisa9

Już niedługo minie pięć lat odkąd stanęliśmy z Mateuszem na ślubnym kobiercu. Podobnie jak w ubiegłych latach, wybierzemy się z dwójką naszych brzdąców do ulubionej lodziarni na solidną porcję mrożonej słodyczy. Ktoś mógłby zapytać, co to za świętowanie rocznicy? Cóż, te desery mają dla nas ogromne znaczenie. Lody mają ogromne zasługi w tym, że możemy świętować tę rocznicę.

Chciałam odpocząć 

Tamten wieczór niczym specjalnym się nie wyróżniał, poza faktem, że był to piątek – start weekendu. Cieszyłam się, bo wiedziałam, że nazajutrz wreszcie uda mi się solidnie odespać.

Planowałam spędzić ten dzień w zaciszu własnych czterech ścian, oddając się lekturze, ponieważ marzyłam o chwili wytchnienia. Na co dzień jestem księgową, a z racji sezonu urlopowego ostatnie dni spędziłam przykuta do biurka przed ekranem monitora.

Gdy zadzwoniła do mnie Majka, nalegając na wspólne wyjście, początkowo stanowczo jej odmówiłam. Wtedy jednak obie z Gośką zaczęły mi wytykać, że stałam się korposzczurem, który zapomniał o istnieniu przyjaciół. Skapitulowałam. Dałam słowo, że się zjawię.

Spotkałam się z koleżankami

Odłożyłam lekturę na bok, ale zanim opuściłam mieszkanie, upłynęło sporo czasu, bo musiałam jeszcze przegrzebać garderobę, żeby znaleźć stosowne ciuchy i zrobić się na bóstwo. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli przyjdę byle jak, dziewczyny bezwzględnie mi to wytkną, bo moje kumpele nie owijały w bawełnę, i zaczną narzekać, że się zapuszczam. Letnie wdzianko, mój ulubiony wisiorek i szpilki powinny je usatysfakcjonować.

Spotykałyśmy się zawsze w jednym, dobrze nam znanym lokalu. Była to przytulna restauracja w centrum Lublina, gdzie w okresie letnim goście mieli do dyspozycji ogródek na świeżym powietrzu. Gdy przybyłam w umówione miejsce, zauważyłam, że przy naszym ulubionym stoliku siedzą już Majka i Gośka w towarzystwie bliźniaków – Radka i Darka, którzy ostatnimi czasy stanowili główny temat rozmów moich koleżanek. Dostrzegłam również nieznaną mi dotąd twarz jakiegoś chłopaka.

Znów chciały mnie swatać

Moje przyjaciółki stwierdziły, że przydałby mi się jakiś facet u boku i bez pytania mnie o zdanie zaprosiły jakiegoś gościa, którego w ogóle nie znam! Co prawda miałam mgliste przeczucie, że gdzieś już go widziałam, ale nie skupiałam się na tym, bo i tak z automatu go odrzuciłam.

– Nareszcie jesteś – przywitała mnie Majka. – Ciągle siedzisz sama w mieszkaniu, a my tu…

– …bardzo za tobą tęsknimy – dokończyła za nią Gośka.

Ciągle jedna wpadała drugiej w zdanie, z czego zazwyczaj miałam niezły ubaw, ale teraz byłam wkurzona. Przy najbliższej sposobności zamierzałam dać im do zrozumienia, że poradzę sobie sama, bez faceta u boku. Odkąd moi starzy się rozwiedli, mam problem z zaufaniem i wiem, że mogę polegać głównie na sobie.

Nie miałam humoru

Majka wskazała dłonią na stojącego obok faceta:

– To Mateusz.

– Marzena – bąknęłam, wyciągając dłoń w kierunku młodzieńca, który zerwał się z siedzenia.

Jego uścisk dłoni był silny, ale nie za bardzo, a sama dłoń była przyjemnie ciepła i na szczęście sucha. Dobrze, bo nie przepadałam za mężczyznami, którym się pocą ręce.

– To co byśmy wzięli? – zapytała radośnie Gośka i od razu rzuciła: – A może jakieś lody? Upał jest niesamowity, a tutaj podają przepyszne… Radek, daj nam menu, to sobie coś wybierzemy.

Zanim Radek zdążył wstać, podeszła do nas młoda kelnerka, wyglądająca na nieco już zmęczoną i położyła menu na stole. Wybór smaków był całkiem spory. Razem z Gośką zaczęłyśmy się zastanawiać, co wziąć, podczas gdy chłopaki zamówili piwo.

Radek i Darek unieśli w górę pojedyncze place, dając do zrozumienia, że tylko po jednym. Zaczęli się z dziewczynami przekomarzać i dyskutować na temat tego narzuconego zakazu.

Chciałam wrócić do domu

Ja siedziałam cicho, intensywnie myśląc nad tym, jak stąd dyskretnie zniknąć, nie sprawiając przy tym wrażenia, że po prostu uciekam.

– Nie kojarzysz mnie prawda? – ni z tego, ni z owego rzucił Mateusz.

– A niby czemu miałabym? – zrobiłam zdziwioną minę.

Mieszkamy w tym samym budynku. Pół roku temu zmarł mój wujek, który przepisał mi swoje mieszkanie. Często go odwiedzałem, kiedy byłem mały. To właśnie on zainspirował mnie, żebym został architektem.

– A jak ten twój wuj miał na imię? – zapytałam z pewną dozą podejrzliwości.

Parsknął śmiechem, a kiedy usłyszałam kogo miał na myśli, moja podejrzliwość trochę opadła. Doskonale wiedziałam, o kim mowa – to starszy mężczyzna, zawsze w dobrym humorze, niezwykle uprzejmy i jakby żywcem wyjęty z minionych czasów. Zdarzało nam się przysiadać na murku i dyskutować o tym, jak zmienia się nasze miasto.

Fakt, że Mateusz był spokrewniony z facetem, którego kiedyś bardzo lubiłam sprawił, że spojrzałam na niego przychylniej, ale nie na tyle, żebym myślała o jakichś bliższych relacjach. Po prostu kolejny sąsiad z bloku, nic więcej.

Zabrałam się za lody, które dopiero co postawiono na stole i zdecydowałam, że kiedy skończę jeść, w uprzejmy sposób oznajmię wszystkim, że padam z nóg i ulotnię się z tej wesołej kompanii.

Nie było mi do śmiechu

W odpowiedzi na zaczepne uwagi koleżanek tylko coś tam mruczałam pod nosem i przyspieszyłam tempo konsumpcji tych feralnych lodów, marząc o momencie, gdy w końcu dotrę do domu, ściągnę z siebie te mordercze szpilki i odprężę się na całego.

Naraz Mateusz, mocno zaangażowany w dyskusję, gwałtownie wymachując rękami, sprawił, że pozostałości lodów z jego pucharku wylądowały wprost na mojej kiecce. Nagle wszystko ucichło.

– Marzena, strasznie cię przepraszam! To niechcący! – zawodził, kiedy posłałam mu mordercze spojrzenie. – Zapłacę za czyszczenie! Kupię ci nową!

Nie odzywając się, poszłam do toalety. Jakoś sobie poradziłam ze zmyciem lepkiej mazi po deserze, ale teraz moją sukienkę zdobiła spora wilgotna plama. Przyszło mi do głowy, że w sumie mam idealny pretekst, by zmyć się z tego spotkania. Ten wieczór to totalna klapa.

Czuł się winny

Gdy opuściłam toaletę, zaraz za drzwiami natknęłam się na Mateusza, który tam sterczał. Miał minę zbitego psa i zrobiło mi się go szkoda.

– Zmywasz się do chaty, no nie? – łypnął na mnie wzrokiem szczeniaka. – Mogę cię chociaż odprowadzić, czy masz mnie już serdecznie dość?

– No wiesz, są na świecie ładniejsze widoki od ciebie, ale… Może jednak tu zostaniesz? Dam sobie radę, to przecież rzut beretem.

– Nigdzie nie zostaję. Moja obecność tutaj jest zbędna, a sumienie nie daje mi spokoju, więc z przyjemnością cię odprowadzę. Chodźmy razem, będę spokojniejszy.

Chociaż latarnie jasno świeciły na Starym Mieście, lepiej dmuchać na zimne. Pożegnamy się przy drzwiach do mieszkania, a jutro Mateusz wyparuje z mojej głowy.

Dobrze nam się rozmawiało

Razem z Mateuszem pomachaliśmy na do widzenia naszym znajomym. Oni chyba pojęli, czemu postanowiliśmy się zmyć i nie robili problemów. Odniosłam wrażenie, że dziewczyny nawet się ucieszyły z takiego obrotu spraw. Pewnie stwierdziły, że moja kiepska dziś kondycja i wisielczy nastrój psują imprezę, a beze mnie będą się lepiej bawić.

Podczas powrotu do domu Mateusz snuł opowieści o budynkach, które mijaliśmy, wskazując różne detale w konstrukcji, których wcześniej nie dostrzegłam. Powiedziałam mu, że zawsze uważałam architektów za sztywnych nudziarzy, co wywołało u niego wybuch śmiechu i stwierdził, że jest w tym ziarno prawdy.

Mówił, że pracuje w przedsiębiorstwie specjalizującym się w renowacji historycznych obiektów, gdzie nie ma miejsca na spontaniczność. Jego obowiązki skupiały się przede wszystkim na precyzyjnych kalkulacjach. Realizowany projekt wymagał wiernego odwzorowania pierwowzoru.

Czas szybko minął

Drogę do domu pokonaliśmy tak błyskawicznie, że wprawiło mnie to w osłupienie, a gdy znaleźliśmy się na schodach, nadal w głowie kotłowały mi się rozmaite kwestie, które z chęcią bym poruszyła, gdyby nie późna godzina i moje wyczerpanie.

– To co, zobaczymy się jutro? – zapytał Mateusz błagalnym tonem. – Daj mi szansę wynagrodzić ci tę wpadkę z lodami. Może wycieczka do Kozłówki? Mogę cię tam zabrać, mam czym jeździć – spojrzał na mnie wyczekująco.

Myślałam o tym, żeby w końcu wybrać się do tego pałacu w Kozłówce. Mówiąc szczerze, obmyślałam tę wycieczkę chyba z milion razy, ale jakoś za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Teraz jednak nadarza się świetna okazja – mam własnego przewodnika! Mateusz zna się na tym miejscu jak mało kto, ma naprawdę sporo do powiedzenia na ten temat. Zgodziłam się.

Zachwycające komnaty wypełnione wizerunkami osób znanych mi z lekcji historii oraz rozległy ogród pałacowy sprawiły, że zwiedzanie okazało się czystą przyjemnością.

Powiedział mi prawdę

Jednak Mateusz przygotował dla mnie dodatkowy prezent. Gdy zasiedliśmy w pałacowej knajpce przed gigantycznym talerzem pizzy, niespodziewanie oznajmił:

– Wybacz mi, Marzena, ale z tymi lodami to było celowo. Rozumiesz, specjalnie je na ciebie zrzuciłem.

Zatkało mnie.

– Zwariowałeś?!

– No chyba rzeczywiście mi odbiło. Ale wiesz, głupio to zabrzmi, wymyśliłem, że w ten niecodzienny sposób uda mi się jakoś przełamać między nami pierwsze lody. Bo strasznie zależało mi na tym, żeby cię lepiej poznać.

Mówił, że często widywał mnie na schodach, ale brakowało mu śmiałości, żeby po prostu zagadać. Krążył w pobliżu, obserwował moich znajomych, aż w końcu odważył się poprosić koleżanki, aby pomogły mu zorganizować randkę. Pewnie, że od razu przystały na ten pomysł.

I co tu dużo gadać? Jego historia mnie rozbawiła. Coraz częściej przebywaliśmy razem, aż w końcu poczułam, że to coś poważnego i zostaliśmy małżeństwem. Jako przypomnienie naszego pierwszego spotkania, celebrujemy rocznicę jedząc lody. Tyle że teraz on już nie brudzi mi ubrań dla żartu.

Marzena, 32 lata

Czytaj także:
„Dla bliskich byłam dziwadłem, bo wolałam książki niż ludzi. Wytykali mnie palcami na każdej imprezie rodzinnej”
„Wzięłam udział w castingu na lokatora. Los sprawił, że zdobyłam nie tylko mieszkanie, ale też super faceta”
„Koledzy męża mają kochanki, więc nie chciał być gorszy. Gdy otworzył portfel, ustawiła się pielgrzymka kobiet”

Redakcja poleca

REKLAMA