„Wzięłam udział w castingu na lokatora. Los sprawił, że zdobyłam nie tylko mieszkanie, ale też super faceta”

para w mieszkaniu fot. Getty Images, Westend61
„– Proszę wybaczyć, ale to mieszkanie jest idealne i nie poddam się. Pogrzebał chwilę w portfelu, wyciągając z niego monetę. – Zdajmy się na los, inaczej nie będzie sprawiedliwie. Którą stronę pani obstawia, orzeł czy reszka?”.
/ 05.06.2024 07:15
para w mieszkaniu fot. Getty Images, Westend61

Kiedy nadeszła wiadomość że dostałam wymarzoną pracę w stolicy, z trudem mogłam w to uwierzyć. Owszem, zatrudnienie w korporacji bywało obiektem kpin moich znajomych, a samo miejsce nie słynęło z najlepszych warunków czy uczciwego traktowania pracowników, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio.

Moje stanowisko ograniczało się do pomocy biurowej w jednym z banków. Ale dzięki dyplomowi z ekonomii oraz świetnym wynikom w testach rekrutacyjnych zaproponowano mi całkiem niezłe wynagrodzenie, można by rzec, zastanawiająco wysokie jak na początkującą pracownicę w Warszawie.

Szukałam mieszkania

Pełna zapału odrzuciłam plan wynajęcia pokoju – marzyłam o własnym mieszkaniu, do którego nikt inny nie będzie miał wstępu.

Niedługo po podjęciu decyzji o przeprowadzce zaczęłam przeglądać portale społecznościowe w poszukiwaniu ogłoszeń z mieszkaniami do wynajęcia. Zależało mi na tym, żeby znaleźć lokal jak najbliżej mojego przyszłego miejsca pracy.

Wprawdzie mam prawo jazdy i stać mnie było na zakup niedrogiego samochodu, ale opowieści o koszmarnych korkach i problemach ze znalezieniem miejsca do zaparkowania w stolicy skutecznie mnie zniechęciły. Dlatego niemal skakałam z radości, gdy natknęłam się na ofertę wynajmu mieszkania niecały kilometr od mojej pracy.

Fotografie kompaktowego, lecz funkcjonalnie zaaranżowanego mieszkanka studenckiego bardzo przypadły mi do gustu. To 28 metrów kwadratowych wyglądało na zdjęciach jak raj na ziemi. W zasadzie porzuciłam poszukiwania kolejnych ofert. Pojechałam tam od razu z dworca, z walizką i plecakiem.

Mieszkanie wyglądało bardzo dobrze i w całkowicie zgadzało się ze zdjęciami z ogłoszenia. Zgodnie z tym, co deklarował właściciel, było wyposażone w podstawowe sprzęty.

Chętnych było sporo

Kawalerka sprawiała wrażenie zadbanej i generalnie atrakcyjnej. Na tyle, by przyciągnąć aż 15 osób zainteresowanych wynajmem. W tym jednopokojowym lokalu to był prawdziwy tłum, szczególnie kiedy wszyscy zaczęli mówić równocześnie.

Niech pan nie żartuje! – denerwowała się młoda kobieta, ściskając w dłoni aktówkę. Sprawiała wrażenie, jakby chciała od razu przystąpić do podpisywania umowy. – Sprowadza nas pan tutaj wszystkich razem…

– Momencik! – wtrącił się rudy mężczyzna z zarostem, jak się później okazało, właściciel mieszkania. – Mam kawał drogi do tego mieszkania. Nie dam rady ciągle tu jeździć w tę i z powrotem. Wpadłem na pomysł, żebyście państwo przyszli tego samego dnia…

– Na tę samą godzinę? – rzucił barczysty młodzieniec w dresie. – To niezbyt profesjonalne.

– Dobra, a może by tak się zapoznać z umową… – rosły blondas próbował się przebić przez gwar, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.

Wszyscy się przekrzykiwali

– Co? Za taką cenę? To jednak ja nie jestem zainteresowana! – stwierdziła kobieta z aktówką.

– To znaczy, że się pani wycofuje? – spytał starszy mężczyzna, spoglądając na niezadowoloną kobietę.

–  Może spróbujmy negocjować… – odezwał się gospodarz.

– Negocjacje?! Co też pan wygaduje! To chyba jakiś żart! – oburzyła się kobieta.

– To może losowanie? – podpowiedział jasnowłosy mężczyzna.

– Kolejny idiotyczny pomysł – skomentowała pani z aktówką.

– Dzień dobry! – rzuciłam niepewnie.

– No proszę, kolejna się tu przyplątała – burknął typ w dresie, zerkając w moją stronę.

– Ej, wyluzuj trochę! – natychmiast zainterweniował blondynek. – Gdzie ty się wychowałeś?

– Spadaj, gościu! – warknął koleś w dresie.

– Natychmiast ją przeproś! – nakazał jasnowłosy chłopak.

Doszło do bójki

W tej kuriozalnej scenie, która mogła się jeszcze sporo przeciągać, dresiarz zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. Zanim cokolwiek powiedziałam, wymierzył cios prosto w twarz mojego obrońcy. Ale chłopak okazał się zwinny – uskoczył z gracją tancerza, a masywna pięść dresiarza trafiła w regał ze szklanymi drzwiczkami. Rozległ się hałas tłuczonego szkła i wrzask napastnika, po czym ujrzeliśmy krople krwi.

– Cholera jasna… – zaskomlał dryblas, unosząc zranioną rękę. – Przywalił mi! Napadł na mnie! Dzwońcie na gliny!

– To regał cię napadł, chłopcze – stwierdził mentorskim głosem dziadek. – Jesteś absolutnie pewien, że chcesz wzywać stróżów prawa? Wiesz, każdy był świadkiem tego, co zaszło. Trzeba by złożyć zeznania i…

Nie wytrzymam już ani chwili dłużej! Won mi stąd, wypad! – ryknął rudowłosy gospodarz, lecz błyskawicznie spostrzegł, że wychodzi nie tylko zwaśniona para, ale i pozostali ewentualni najemcy. – Zaraz, to nie o was chodziło, tylko o tę dwójkę…

– Mam dość tego cyrku. Wariat na wariacie – rzuciła babka z aktówką.

– W sąsiedztwie są jeszcze inne kawalerki… – mruknął wiekowy jegomość.

– Hola, hola, a państwo dokąd?! – rozpaczliwie krzyknął właściciel. – I komu ja teraz…?

– Przepraszam – w końcu przerwałam tę wymianę zdań. Ustawiłam się tuż przed rudym facetem i spojrzałam mu prosto w oczy. Być może nie sprawiałam wrażenia niebezpiecznej, ale w środku aż kipiałam ze złości. – Jako właściciel tego lokalu ponosi pan odpowiedzialność za wszystko, co dzieje się w pańskim mieszkaniu. Gdy ta dwójka zacznie się okładać pięściami pod klatką…

Wszyscy wyszli

Rudzielec mruknął pod nosem przekleństwo i podążył śladem wychodzących gości. Z parteru dobiegały podniesione głosy, jednak na całe szczęście nie doszło już do rękoczynów.

W końcu emeryt i kobieta sukcesu opuścili budynek bez większego zamieszania, a łysy typek w dresie puścił za nimi wiązankę. I tak oto chwilę później siedzieliśmy w lokalu we trójkę: gospodarz, blondas i ja. Właściciel strzelał w naszą stronę spojrzeniem, którym mógłby zabić, ale mój obrońca nadal tryskał humorem.

– Nie zauważył pan, że ta pani ewidentnie przyjechała tu z daleka? Nawet filiżanki herbaty jej pan nie zaoferował…

Niech pan da mi spokój – fuknął rudy facet. – Przez pana przepadło mi troje klientów!

– Powinien być pan zadowolony, że została panu ta dwójka. Jeżeli kwota z ogłoszenia nadal obowiązuje, to chyba od ręki możemy podpisać umowę – powiedziałam.

Trochę ryzykowałam

Mężczyzna głośno wypuścił powietrze, po czym chwycił za laptopa. Później utkwił we mnie wzrok.

– Naprawdę przyszła tu pani bezpośrednio ze stacji? Nie pomyślała pani, że możemy nie dojść do porozumienia?

– Nie spodziewałam się, że będzie tu jakiś casting! – buntowniczo odpowiedziałam, choć w środku czułam zdenerwowanie.

Rudy facet miał rację, zachowałam się dość lekkomyślnie. Sądziłam, że od razu uda mi się wszystko pozałatwiać, a tymczasem zaskoczyła mnie cała sytuacja, ryzyko konfliktu i nieprzyjemny właściciel.

Zostało nas dwoje

– No to jak się umówimy, które z nas wynajmie tę chatę? – zwróciłam się do blondasa.

– Chwila moment! A kto w ogóle powiedział, że chcę wynajmować mieszkanie takim krzykaczom?! – załamał ręce właściciel mieszkania.

– Ja wcale nie podnosiłam głosu – zauważyłam zgodnie z prawdą.

– W obecnej sytuacji niewiele można zdziałać – stwierdził drugi zainteresowany lokalem, a następnie dodał, patrząc w moją stronę: – Proszę wybaczyć, ale to mieszkanie jest idealne i nie poddam się

Pogrzebał chwilę w portfelu, wyciągając z niego monetę.

– Zdajmy się na los, inaczej nie będzie sprawiedliwie. Którą stronę pani obstawia, orzeł czy reszka?

– Orzeł.

Miałam farta i wygrałam, chociaż w głębi duszy czułam, że nawet w przypadku przegranej mój szarmancki rywal znalazłby sposób, żeby mnie nie zostawić na pastwę losu. Zdawał sobie sprawę, że przyjechałam z daleka, bez żadnego planu B, zupełnie nieprzygotowana. Ale los chciał, że moneta upadła orłem do góry, co wyraźnie uspokoiło gospodarza, który raczej nie pałał sympatią do blond dżentelmena.

Konkurent chciał mi pomóc

Ja miałam zgoła odmienne odczucia… Chyba z wzajemnością, bo najwyraźniej nie zamierzał się jeszcze ze mną żegnać.

Mogę się zająć sprzątaniem – rzucił. – W końcu nie uchodzi, by kobieta musiała zmywać ślady bójki z posadzki.

– Kobieta nazywa się Justyna i chętnie skorzysta z pomocy – odrzekłam, promieniując uśmiechem.

– Jestem Marek – przedstawił się, lekko się kłaniając.

Gospodarz, który zdążył już ostygnąć po starciu, tylko wzruszył ramionami na widok tego nagłego savoir-vivre’u i zabrał się za przygotowywanie umowy do wydruku. Wspólnymi siłami uporaliśmy się z plamami, a przy okazji dowiedziałam się czegoś więcej o Marku.

Był w trudnej sytuacji

Gnieździł się u swojej siostry, jej męża i gromadki ich pociech, ściśnięci w ciasnym mieszkanku. Jego poprzednie mieszkanie strawił ogień i czekało na kapitalny remont, który miał się przeciągnąć. Przeszło mi przez myśl, że jak na faceta, któremu tak się nie wiedzie w życiu, to całkiem dobrze się trzyma.

– Słuchaj, tak sobie myślę, że może powinnam rozejrzeć się za czymś innym – oznajmiłam, spoglądając na niego z wahaniem. – Większość moich gratów wciąż czeka na przeprowadzkę do stolicy, więc gdybym w miarę szybko coś znalazła…

– Ej, tak się nie godzi. Los zdecydował, mieszkanie należy do ciebie, a ja nie zamierzam koczować na parkowej ławeczce – odpowiedział kojącym tonem. – Lepiej zdradź mi parę szczegółów o tej swojej pracy w banku i co w ogóle planujesz robić w Warszawie…

Podobał mi się

Gdyby ryży właściciel w tak nieuprzejmy sposób nie wyrzucił Marka za próg, pewnie rozmawialibyśmy jeszcze długo. Pomyślałam, że to nic takiego i wzięłam od niego namiary. Na wszelki wypadek, wiadomo.

Fakt, że nie dopytywał, o jaki wypadek chodzi, a po prostu dał mi swój numer, potraktowałam jako dobry znak. Zadzwoniłam do niego po paru dniach – kiedy oficjalnie już wynajmowałam tę kawalerkę, a rudzielec nie mógł się wtrącać, kogo do siebie zapraszam, i gdy przywiozłam resztę swoich gratów.

Od tego momentu spotykaliśmy się raz za razem, a każda kolejna randka była bardziej wyczekiwana od poprzedniej. W końcu, po niespełna roku, znów stanęliśmy przed dylematem mieszkaniowym – ale tym razem chodziło o większe lokum dla nas obojga. Na całe szczęście mój chłopak w końcu odświeżył swoje cztery kąty.

Justyna, 25 lat

Czytaj także:
„Życie z moim mężem było nudne jak flaki z olejem. Odrobiną pikanterii doprawił je romans z licealną miłością”
„Nie zamierzam żyć z teściową w trójkącie. Kazałam narzeczonemu wybrać: albo ona i jej rządy, albo ja”
„Kochanka męża jest dla mnie jak rodzina. Kiedyś byłyśmy wrogami, a teraz możemy liczyć tylko na siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA