Każda kobieta potrzebuje przyjaciółki. Ja, po wyjeździe za granicę jedynej, jaką miałam, czułam się samotna. Ten stan trwał już kilka lat, ale nagle pojawiło się światełko w tunelu i to nie z mojej inicjatywy.
Czułam się wybrana
W firmie zaczęła pracować nowa dziewczyna. Wszystkie patrzyłyśmy na nią z ukłuciem zazdrości, bo prezentowała się idealnie. Wysoka, zgrabna, z pięknymi długimi włosami i czarującym uśmiechem. Faceci w biurze od razu ustawili się w kolejce do jej serca i ciała, ale ona żadnemu nie dała nawet szansy na cokolwiek. Może miała swoje powody, by unikać mężczyzn? A może pasowało jej życie singielki?
W każdym razie na pewno brakowało jej babskiego towarzystwa, bo była nowa w mieście. Nie wiem, z jakiego powodu, ale to właśnie ja stałam się dla niej idealną kandydatką na przyjaciółkę. Nie wyróżniałam się niczym i rozmawiałam z nią tylko na neutralne tematy, więc bardzo mnie zdziwiło, gdy zaczęła zwierzać mi się ze swoich problemów. Nie bardzo mnie interesowały, ale z grzeczności starałam się jej jakoś doradzić. Umówiłyśmy się kilka razy na kawę i chyba właśnie wtedy uznała, że nasza znajomość weszła na etap przyjaźni.
Koleżanki w biurze śmiały się, że się tak mnie uczepiła, ale ja nie czułam się w żaden sposób osaczona. Wręcz przeciwnie, dobrze się czułam w jej towarzystwie, więc nie robiłam problemów.
Zaprosiłam ją do domu
Po kilku miesiącach Sylwia spytała, czy mogłybyśmy spotkać się bardziej na luzie, np. u mnie w domu. Zaskoczyła mnie tym, ale stwierdziłam, że może to nawet dobry pomysł, skoro być może nasza znajomość przerodzi się w taką prawdziwą przyjaźń.
– Marzy mi się, żeby zobaczyć, jak żyje twoja rodzina. Tyle opowiadasz o mężu i dzieciach. Pokażesz mi, jak wygląda wasza sielanka? – spytała nieśmiało.
Przyznam, że zrobiło mi się wtedy jakoś ciepło na sercu i ochoczo zaprosiłam ją na obiad w niedzielę, ale ostrzegłam żartobliwie, że moje życie nie jest idealne.
– Możesz się rozczarować, bo u nas wieje nudą, ale Adrian jest świetnym kucharzem, więc możesz liczyć, że twoje kubki smakowe oszaleją – zapewniłam.
Trochę mnie zaskoczyła
Przyszła punktualnie i siedziała u nas aż do wieczora. Trochę byłam zaskoczona, że na pierwszym spotkaniu tak wsiąknęła w nasze życie rodzinne. Interesowało ją wszystko – kulinarna pasja Adriana, ulubione bajki dzieci, a nawet co je nasz pies. Wydało mi się to trochę dziwne, ale Adrian stwierdził, że może ona czuje się po prostu samotna.
Ta niedziela zapoczątkowała jej regularne wizyty w naszym domu i nie chodziło wcale o towarzyskie spotkania na kawę czy grilla. Sylwia niemal do mnie przyrosła. Robiła ze mną zakupy, wieszała pranie, a wieczorami oglądała z nami seriale. Trudno było się jej pozbyć.
– Czuję się z wami jak z prawdziwą rodziną – powiedziała któregoś razu, a ja omal nie oplułam się zupą.
Adrian przewrócił oczami, patrząc na mnie i licząc na jakiś komentarz z mojej strony. A ja patrzyłam na Sylwię i naprawdę nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Rozumiałam, że jest z drugiego końca Polski i nie ma tutaj nikogo bliskiego, ale zaczynało mi przeszkadzać, że ładuje się z butami w nasze życie.
– Zazdroszczę ci takiej rodziny: przystojnego męża, dzieci, domu i nawet psa. Ja nie mam nic – powiedziała smutno.
– Przecież jesteś dopiero po 30-stce, masz jeszcze czas na ułożenie sobie życia.
– Niby tak, ale ty masz tylko kilka lat więcej, a masz już wszystko.
Nie skomentowałam tego. Sylwia za to złapała za torebkę i po raz pierwszy wyszła o wiele wcześniej niż zwykle. Nie wiem, dlaczego już wtedy nie zapaliła mi się lampka alarmowa w głowie. Być może jej gadka o samotności była dobrą strategią na wejście w nasze życie rodzinne. W życiu nie pomyślałabym, że zechce zająć w nim moje miejsce. Zaczęłam się niepokoić kilka tygodni później.
Musiałam zostać dłużej w pracy
Skoro Sylwia była taka pomocna, poprosiłam ją, by odebrała Amelkę z przedszkola i Michała ze szkoły, a potem zajęła się nimi do czasu, aż Adrian wróci z pracy. Musiałam zostać po godzinach w firmie, więc jej pomoc była mi naprawdę potrzebna.
– Nie musisz się martwić, wszystko ogarnę – powiedziała.
W biurze zasiedziałam się dłużej, niż planowałam i wróciłam do domu dopiero w porze kolacji. Zdziwiłam się, bo Sylwia wciąż jeszcze u nas była. Usłyszałam jej śmiech, gdy tylko otworzyłam drzwi. Zajrzałam do salonu i zobaczyłam, jak gra z moim mężem i dziećmi w jakąś planszówkę. Nikt nawet nie zauważył, że już wróciłam. Jedynie pies przybiegł do mnie i radośnie zamerdał ogonem. Przyglądałam się przez chwilę temu widokowi i nagle poczułam, że mi się to wcale nie podoba.
– A co to za zabawy bez królowej tego domu?– zaśmiałam się, wchodząc do do pokoju.
Sylwia spojrzała na mnie chłodno.
– O, wróciłaś... – nie potrafiła ukryć rozczarowania.
Czuła się jak u siebie
Szybko wstała z podłogi i pognała do kuchni, ciągnąc mnie za sobą.
– Wszystko jest posprzątane, zmywarka wypakowana, a w piekarniku masz domową pizzę do odgrzania. Adrian mówił, że uwielbia, więc chciałam mu zrobić przyjemność.
Zatkało mnie.
– Miałaś tylko przypilnować dzieci przez dwie godziny, a nie gotować – zrobiło mi się głupio.
– Daj spokój, to nie problem. Przecież jesteśmy jak rodzina, a ty na pewno jesteś zmęczona.
– Dziękuję. Byłabyś dobrą żoną i matką – powiedziałam.
– Nie ma na to szans. Musiałabym spotkać kogoś takiego jak twój Adrian – zaśmiała się, a ja poczułam dziwny lęk.
Zaczęłam być podejrzliwa
Tak mi to zapadło w pamięć, że przez kolejne tygodnie przyglądałam się mężowi i Sylwii, gdy spotykaliśmy się. Nie wiedziałam, jak naprawdę wygląda ich relacja, bo nie zawsze byłam obok. Sylwia jeszcze kilka razy odbierała dzieci i czekała na Adriana, gotując im za każdym razem obiadki.
Byłam coraz bardziej zazdrosna, choć mąż nie dawał mi żadnych podstaw. Był dla niej miły i doceniał jej pomoc, ale nic więcej.
Za to, gdy patrzyłam na jej maślane oczy, które robiła do Adriana, czułam, że pozwoliłam jej przekroczyć granicę i nie miałam pojęcia, jaki to będzie miało finał.
Mieliśmy odpocząć
Mijały miesiące, spadł pierwszy śnieg a Sylwia zaproponowała wspólny wypad na narty.
– Znalazłam świetny pensjonat i w dobrej cenie – namawiała nas.
Nie zastanawialiśmy się długo, bo lubimy jeździć na nartach, ale dopóki dzieci były małe, musieliśmy odłożyć na bok taką aktywność. Teraz oddaliśmy je pod opiekę dziadków i wyruszyliśmy na pierwszy od dawna wypad prawie we dwoje.
Dzień na stoku dał nam mocno w kość i wieczorem byliśmy solidnie wyczerpani. Ja od razu wyciągnęłam się na łóżku, ale Adrian chciał się jeszcze przejść.
– Jasne, idź. A jak będziesz wracał, przynieś mi ciepłą herbatę – poprosiłam.
– Dobrze, kochanie. Za pół godziny powinienem być.
Adrian wyszedł, a ja przysnęłam. Gdy się obudziłam, za oknem było ciemno, a męża wciąż nie było. Zmartwiłam się. Ubrałam się ciepło i wyszłam na zewnątrz.
Przyłapałam ich
Na ławce siedział Adrian, na jego ramieniu leżała głowa Sylwii. Z daleka wyglądali jak para zakochanych. Moja wyobraźnia szybko zaczęła tworzyć różne scenariusze. Wściekła ruszyłam w ich stronę.
– Wiedziałam! Ty podła lafiryndo! Jak mogłaś? – krzyknęłam.
Sylwia aż podskoczyła. Zerwała się z ławki i bez słowa wyjaśnienia pobiegła w stronę budynku. Ruszyłam za nią, ale nie raczyła otworzyć mi drzwi pokoju. Wróciłam więc do naszego.
– Przegięłaś, wiesz? – powiedział mąż.
– Ani trochę! A ty jesteś ślepy, jeśli nie widziałeś, że robi wszystko, żeby cię zaciągnąć do łóżka.
– Tylko ją przytuliłem, bo była smutna.
– Jasne. Od początku się jej podobałeś.
– Daj spokój.
Złość aż we mnie kipiała. Musiałam się policzyć z Sylwią. Niestety, rano już jej nie było w pensjonacie. Liczyłam więc na konfrontację w pracy, ale okazało się, że wzięła dwa tygodnie urlopu, a po tym czasie złożyła wypowiedzenie. Nie było mi żal. Byłam za to pewna, że pojechała szukać gdzieś kolejnej naiwnej przyjaciółki, której można ukraść rodzinę.
Kamila, 35 lat
Czytaj także: „Mąż zazdrościł mi większej pensji, a taka kasa nawet mu się nie śniła. Szybko rozbiła nasze małżeństwo”
„Marzyłam o facecie, który należałby tylko do mnie. Mimo to zakochałam się we wdowcu z dwójką dzieci”
„Harowałam, a on prowadził beztroskie życie. Wreszcie kazałam mu się wynosić. Nie będę łożyła na darmozjada”