Odkąd zaczęłam zadawać się z Wiolką, mój styl ubierania nieco się poprawił, lecz to ona wciąż błyszczała najjaśniej – rządziła mną, jak jej się podobało. Najwyraźniej planowała mnie przyćmić swoim blaskiem. Gdyby nie interwencja mojej mamy, to dziś prezentowałabym się nieciekawie – bez grosza przy duszy, bez dachu nad głową i tonąc w długach. Całe szczęście, że wzięła sprawy w swoje ręce!
Moja mama nie mogła znieść mojej najbliższej kumpeli, Wioli. Była zdania, że to przebiegła i złośliwa osoba. Cały czas suszyła mi głowę, abym zakończyła tę relację.
– Nie rozumiem, co ty widzisz w tej pannie – denerwowała się. – Jesteś aż tak zaślepiona? Jeszcze się przekonasz! – ciągle gadała. – Pewnego dnia tak ci dokopie, że się po tym nie otrząśniesz!
Zawsze miałam wielką sympatię do Wioli. Gapiłam się na nią jak sroka w gnat, bo była śliczną dziewczyną i całkowicie różniła się ode mnie. Marzyłam o tym, żeby prezentować się jak ona: mieć długie nogi, talię osy, duży biust i błyszczące włosy. Do tego Wiola ma gadane, jest pewna siebie, nikt jej nie podskoczy. No i za każdym razem dostaje to, czego chce.
Bez przerwy pożyczała ode mnie pieniądze
Była postacią rozpoznawalną w naszej firmie. Praktycznie każdy kojarzył ją z widzenia, choć nie wszyscy darzyli ją sympatią. Zwłaszcza koleżanki z pracy obgadywały ją, że bywa wyrachowana i nie przestrzega żadnych zasad.
– Idzie po trupach do celu! Stań jej tylko na drodze, a przejedzie po tobie jak walec – obgadywała Wiolę była kumpela. – Kompletny brak kręgosłupa moralnego. Ile ja przez tę babę łez wylałam!
Niełatwo było mi zrozumieć te pogłoski, bo w moich oczach Wiola uosabiała absolutną doskonałość. Uwielbiałam w niej dosłownie każdy aspekt... Taka drobna istotka jak ja kompletnie nie widniała w jej uniwersum, dlatego omal nie padłam, gdy pewnego dnia zatrzymała obok mnie swój samochód.
– Wsiadaj, Zuzka! – zawołała radośnie. – Podwiozę cię. Po co masz moknąć?
Pogoda była okropna, to prawda. Deszcz padał nieustannie od samego rana, a autobus wciąż nie nadjeżdżał. Tkwiłam w powiększającej się z każdą chwilą gromadzie ludzi, zdając sobie sprawę, że nie mam szans wcisnąć się do środka i na pewno nie zdążę na czas do roboty. Oferta Wioli okazała się prawdziwym wybawieniem i zaszczytem!
– Wielkie dzięki – wydukałam wzruszona. – Miło, że mnie dostrzegłaś. Jesteś niesamowita.
– Drobiazg – odparła. – Tylko wpadniemy jeszcze po drodze na stację paliw. Muszę zatankować.
Zaparkowałyśmy przy stacji benzynowej, a Wiola z gracją baletnicy opuściła pojazd. Zaczęła grzebać w swojej ogromnej torebce. Szperała i szperała... W końcu przybrała żałosny wyraz twarzy i pognała z powrotem do auta.
– Hej, skarbie, wesprzyj mnie! – krzyknęła. – Zostawiłam portmonetkę w domu. Nie mam przy sobie gotówki ani karty, a bak świeci pustkami. Nie dotrzemy do pracy!
– No pewnie, to żaden problem – ucieszyłam się z możliwości udzielenia jej pomocy.
Szczerze mówiąc, byłam nieco zaskoczona, gdy poprosiła mnie o kasę na pełny bak, ale cóż. Dobrze, że akurat dostałam wypłatę, więc miałam coś na koncie. Wiola nawet słówkiem nie napomknęła, kiedy zwróci mi pożyczkę. Zakładałam, że odda mi następnego dnia, ale się myliłam. W ogóle nie poruszyła tego tematu! Głupio mi było się upominać o pieniądze, a na dodatek Wiola stała się nagle dla mnie strasznie miła. Ciągle się uśmiechała, wypytywała co u mnie, chciała, żebym jej się zwierzała. Parę razy nawet podwiozła mnie do domu, a kiedyś przyniosła mi kawę z ekspresu. Każdy zauważył, że mnie faworyzuje.
Pewnego razu wpadłyśmy na siebie przypadkiem w supermarkecie. Wiola przyszła na zakupy z jakimś kolesiem.
– Zuzka, to jest mój kumpel – zaprezentowała nas sobie. – A to moja przyjaciółka.
Prawie ścięło mnie z nóg ze szczęścia. „Przyjaciółka”! Ale super!
Wiola zarabiała w pracy całkiem niezłą kasę, ale i tak ciągle jej brakowało na życie.
– Ja to wydam każdą forsę! – chichotała. – Nie to co ty, skąpiradło… Znowu muszę cię poprosić o pomoc, bo nie daję rady – bardziej oznajmiła, niż spytała.
– Tylko nie za dużo, bo wpadnę na minus – po raz pierwszy nieśmiało postawiłam warunek.
– I co z tego? – prychnęła. – Kto nie ma debetu w dzisiejszych czasach? Oddam ci i spłacisz.
Czasem oddawała, a czasem nie. Zdarzało się, że pożyczyła dwie stówy, a oddawała dwie dychy, mówiąc ze śmiechem:
– Nie mam więcej. Bierz, co daję, bo za moment nawet tego nie zobaczysz!
Wręczyła mi dokumenty do podpisu
Z częstych delegacji za każdym razem wracała z jakimś drobiazgiem dla mnie.
– Aleś ty naiwna! – powiedziała moja mama swoim typowym, zgryźliwym tonem. – Czemu się tak ekscytujesz? To tylko torba reklamowa. Identyczne dostaniesz w hotelu czy u fryzjera. Ani grosza na to nie wyłożyła. Podrzuca ci jakieś śmieci, a ty sobie myślisz, że dostałaś nie wiadomo jaki prezent!
Pewnego dnia Wiola wpadła do mnie cała w skowronkach, mówiąc o niesamowitej okazji. Okazało się, że może kupić mieszkanie, w którym obecnie mieszka, za dość przystępną cenę.
– Właściciele jadą do swoich dzieci za granicę i pilnie potrzebują gotówki – trajkotała podekscytowana. – Wszystko musi być załatwione w ekspresowym tempie, łącznie z kredytem. Potrzebuję kogoś, kto za mnie poręczy… Mam nadzieję, że mi nie odmówisz, co?
Wiedziałam, o jakie mieszkanie chodzi: przestronne, ładnie urządzone, w fajnej okolicy. Cena faktycznie była atrakcyjna, ale perspektywa poręczenia kredytu jakoś nie dawała mi spokoju.
– Słuchaj, muszę to przemyśleć, skonsultuję się z mamą – zaczęłam ostrożnie.
Wiola jednak nie dała mi dojść do słowa, przerywając w pół zdania:
– Twoja matka nie przepada za mną. Nie będzie chciała się zgodzić, a ja jestem w kropce! Musimy już teraz lecieć do banku, inaczej o chacie mogę zapomnieć. Obiecałam, że właśnie dzisiaj złożę papiery o pożyczkę. Tylko pod tym warunkiem właściciele mieszkania przystali na to, żeby zaczekać. W przeciwnym razie wystawiają chałupę do sprzedaży i tyle będę ją widzieć. Ktoś mi ją zabierze sprzed nosa!
Najgorsze jest to, że wcale mnie jakoś specjalnie nie namawiała. Po prostu postawiła mnie pod ścianą, a ja oniemiałam. Zupełnie jak wystraszony króliczek! Dałam się zabrać do banku i podpisałam wszystkie dokumenty. Kwota kredytu przyprawiła mnie o szybsze bicie serca, ale ja i Wiola nieźle zarabiamy, więc bank nie widział żadnego problemu. Pieniądze miały być przelane za dwa dni…
Dzisiaj jest moim największym wrogiem
Do mieszkania wróciłam z miną wystraszonego szczeniaka. Moja rodzicielka od razu wyczaiła, że coś jest na rzeczy i tym razem to ona mnie przycisnęła.
– O Boże! – załamała ręce. – Błagam, powiedz, że to nieprawda!
– No niestety, tak wyszło.
– I jesteś absolutnie pewna, że chce przeznaczyć to na zakup mieszkania?
– Tak twierdzi…
Matka, nie fatygując się zdjęciem fartucha, narzuciła na plecy kurtkę i chwyciła kluczyki do auta.
– Zuzia, ruszamy! – wydała polecenie donośnym tonem. – Orientujesz się chociaż, gdzie ta przeklęta Wiola mieszka?
– No pewnie że tak.
Wieczór zdążył już zapaść. U Wioli w oknach było pusto i ciemno – najwyraźniej jeszcze nie wróciła. Moja mama odczuła niemałą ulgę.
– Całe szczęście – odrzekła przejęta sytuacją. – Pora skontaktować się z sąsiedztwem.
Moja mama ma talent do konwersacji z innymi. Ze starszą panią, która nam uchyliła drzwi do swojego lokum, też odbyła rozmowę prosto z serca. Matka spytała, czy tamta kobieta ma jakieś informacje odnośnie sprzedaży sąsiedniego mieszkania, bo obiły nam się o uszy pogłoski o takiej ewentualności i jesteśmy tym zainteresowane. Sąsiadka wytrzeszczyła oczy i wyraziła ogromne zaskoczenie:
– Serio? Nie do wiary! Planują sprzedać? Ani słowem o tym nie wspomnieli!
– A może ja powinnam się ich spytać? – nie dawała za wygraną mama. – Są z daleka?
– Skąd, mieszkają tutaj niedaleko. Dosłownie dwa budynki dalej. Zaraz się z nimi skontaktuję…
Wyszło szydło z worka! Okazało się, że Wiola wcale nie planowała kupna mieszkania, a co więcej, od kwartału zalegała z opłatami za wynajem i za rachunki. Okłamywała wynajmującą, unikała z nią kontaktu, nie wpuszczała jej do środka i nie odbierała od niej telefonów.
– Niech Bóg broni przed takimi najemcami! – poskarżyła się nam właścicielka lokalu. – Całe szczęście, że umowa dzierżawy niedługo dobiega końca i będę mogła ją eksmitować! Tylko kto mi zrekompensuje te zaległości?!
Kolejnego ranka stawiłam się pod bankiem przed godziną otwarcia. Moja mama czekała w aucie. Dbała o moje bezpieczeństwo, ale też dodawała mi otuchy… Wycofałam poręczenie pożyczki zaciągniętej przez Wiolę. Sporządziłam wszystkie wymagane dokumenty. Krążyłam od jednego pracownika do drugiego, wyjaśniając powody swojej decyzji. Dotarłam naprawdę wysoko w hierarchii. Po dwóch godzinach do banku wpadła Wiola. Już chciała zacząć na mnie wrzeszczeć, ale wtedy zza mnie wyłoniła się moja mama. Wiola momentalnie zamilkła, skurczyła się, zmalała… Jak przekłuty balonik.
Obecnie Wiola to mój największy wróg, ale na szczęście daje mi święty spokój. Obawia się, że rozpowiem wokół o wszystkim, dlatego trzyma dystans. Gdy ktoś pyta mnie: „Co tam słychać u twojej ukochanej Wioli?”, zwykle odpowiadam krótko: „Niezbyt dobrze, dzięki!”. Co ciekawe, nikt nie drąży tematu ani nie zadaje dodatkowych pytań.
Zuzanna, 27 lat
Czytaj także:
„Maciek był na każde moje pstryknięcie i spełniał moje kaprysy. To jednak nie wystarczyło, bym go pokochała”
„Wstydziłam się przyznać, że w wieku 40 lat zaszłam w ciążę. To wszystko wina męża, on mnie w to wpakował”
„Mam przeczucie, że mój zięć ma coś za uszami. Taki przystojniak widzi w mojej przeciętnej córce żonę? Nie wierzę w to”