„Kolega z pracy rozpowiadał, że jesteśmy parą. Myślał, że w ten sposób mnie poderwie, ale ktoś pokrzyżował mu szyki”

kobieta fot. iStock by Getty Images, nensuria
„Gadał jak najęty. Od dawna próbował zaprosić mnie na jakieś spotkanie sam na sam. Kiedyś sądziłam, że to okropny zarozumialec i nawet nie chciałam z nim gadać, ale wiadomo… czas płynie, a jakoś nie ustawiał się do mnie ogonek wielbicieli”.
/ 02.09.2024 22:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, nensuria

Gdy tylko przekroczyłam próg biura, Marek obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem.

– Wow, ależ ci w tym do twarzy! Coś się święci, że tak się odstawiłaś?

– A co, od razu musi być jakiś powód? Czasami kobieta ma ochotę zrobić coś szalonego! – parsknęłam śmiechem, usiłując zamaskować delikatne zakłopotanie.

Chciałam go uwieść

Nie spodobało mi się, gdy skomentował mój strój w obecności Grześka, ponieważ to specjalnie dla niego chciałam prezentować się nienagannie. On jednak sprawiał wrażenie, jakby w ogóle tego nie dostrzegał. Grzesiek to świeżo zatrudniony spec od komputerów w naszym przedsiębiorstwie.

Od momentu, gdy pojawił się w naszej firmie, starałam się zwrócić na siebie jego uwagę wszelkimi sposobami. Niestety, bez efektów. Nie należał do osób wylewnych i z oporami dzielił się szczegółami ze swojego życia, dlatego poza tym, że był świetny w tym, co robił i zachwycał swoją urodą, niewiele więcej mogłam o nim powiedzieć.

– Dlaczego on tak mało mówi? – westchnęłam z rezygnacją, gdy Grzesiek poszedł do kuchni zaparzyć sobie kawę.

– Ponieważ pracuje jako informatyk – odparł Marek.

– No i?

– Daj mu spokój. O czym chcesz rozmawiać z takim małomównym gościem!

Machnęłam ręką. Możliwe, że faktycznie się nie mylił. Dałam się oczarować przystojnemu facetowi, a tak naprawdę liczy się to, jakim ktoś jest człowiekiem, co sobą reprezentuje i czy mamy wspólne tematy. A jak mogłam to stwierdzić, skoro Grzegorz rzucał maksymalnie kilka słów dziennie?

Nie potrafił rozmawiać

Marek to zupełnie inna para kaloszy! Gadał jak najęty. Od dawna próbował zaprosić mnie na jakieś spotkanie sam na sam. Też bez powodzenia. Kiedyś sądziłam, że to okropny zarozumialec i nawet nie chciałam z nim gadać, ale wiadomo… czas płynie, a jakoś nie ustawiał się do mnie ogonek wielbicieli. Powoli dochodziłam do wniosku, że chyba nie powinnam go tak surowo osądzać.

Żaden facet nie umiał mi prawić tak miłych komplementów, jak on. Fakt, zazwyczaj robił to, gdy chciał na mnie zwalić jakąś swoją robotę albo wyciągnąć ode mnie przysługę… Zwykle mu pomagałam, bo ciężko mi powiedzieć „nie”.

Ruszyłam w kierunku kuchni z nadzieją, że chwila prywatności w towarzystwie Grześka doda mu trochę odwagi i być może wreszcie powie mi coś sympatycznego.

– Ranny kawulek, co? – zapytałam wesoło, zauważając, że wlewa mleko do swojej filiżanki.

– Eee… no tak – wymamrotał, nie patrząc na mnie i niezdarnie podrapał się po głowie, o mało nie wylewając przy tym kawy.

– Zostaw mleko na stole. Też sobie trochę doleję.

– Yhm… Okej – mruknął i wyszedł z pomieszczenia.

Kręcąc z niedowierzaniem głową, zastanawiałam się nad jego brakiem umiejętności prowadzenia swobodnej rozmowy. Nigdy nie uważałam się za eksperta w pogawędkach, ale on kompletnie sobie z nimi nie radził. Z kawą w dłoni wróciłam na swoje stanowisko i zabrałam się do roboty.

Zamówienia napływały pocztą elektroniczną jedno za drugim, przez co nawet nie spostrzegłam, gdy wybiła trzynasta.

– Kamila, nie wybierasz się na lunch? – rzucił Marek.

– O, to już? No pewnie, już lecę. Grześ, idziesz z nami?

– Nie, dzięki. Mam swoją kanapkę – odpowiedział.

A jednak ma kogoś!

Było mi smutno z powodu tego, że nawet nie chciał skorzystać z możliwości lepszego zapoznania się z nami. Poszłam z Markiem do stołówki i wybrałam sałatę z dodatkiem sera mozzarella.

– Co tam słychać dzisiaj? Zauważyłem, że masz sporo roboty. Nawet nie spoglądasz na mnie uwodzicielsko spod tych swoich pięknych, długich rzęs – puścił do mnie oczko.

– Niestety. Obowiązki zawodowe. Nie ma czasu na flirciki – odpowiedziałam, uśmiechając się.

– Jak sytuacja się nie zmieni, to poszukam sobie kogoś innego, tak jak Grzegorz.

– Skąd wiesz, że Grzegorz się z kimś spotyka?

– Bo ostatnio go widziałem w salonie meblowym, a towarzyszyła mu atrakcyjna blondyna.

– Blondyna? – wyszeptałam z westchnieniem.

Wychodzi na to, że w ogóle nie pasowałam do jego gustu. Trudno, co zrobić… Być może to nawet lepiej, że już wiem. Przynajmniej udało mi się uniknąć kompromitacji i nie wykonałam ruchu jako pierwsza.

– Hej, głowa do góry. Przecież tuż obok stoi prawdziwy facet, na którego mogłabyś zwrócić swoją uwagę – napuszył się, a ja tylko się uśmiechnęłam.

Jak mogłam być tak ślepa?

Ciągle mam nadzieję, że zakocha się we mnie jakiś szarmancki rycerz na rumaku! No dobra, koniec z bujaniem w obłokach. Raczej lepszego faceta od Marka nie znajdę.

– Słuchaj… Skoro nalegasz, to pójdę z tobą na ten koncert – odparłam, próbując nie dać po sobie poznać, że jestem w dołku.

Marek od dłuższego czasu próbował mnie namówić, żebym się z nim wybrała na koncert i chyba już zwątpił, że się zgodzę. Wróciliśmy do firmy i każdy zasiadł przy swoim stanowisku pracy. Miałam nadzieję, że Marek nie puści pary z ust odnośnie do naszego prywatnego spotkania, choć nie ustalaliśmy tego wprost. Rzeczywiście, trzymał język za zębami, ale niestety nie na długo!

Opuszczając nasze biuro zawsze o tej samej porze, posłał mi kokieteryjne spojrzenie i rzucił na odchodne: „To co, kwiatuszku, widzimy się w weekend?”.

Miałam nieodpartą chęć, żeby go udusić gołymi rękami. Biorąc pod uwagę fakt, że był środek tygodnia, to pytanie było kompletnie nie na miejscu. Jakby tego było mało, jego zaczepka nie uszła uwadze Grzegorza, który obrzucił go wyraźnie zdziwionym wzrokiem.

– Lepiej już zmykaj, Mareczku. Chyba za długo się opalałeś i masz przegrzany łeb – odcięłam się, używając naszego standardowego, lekko kpiącego tonu rozmowy.

Szczerze mówiąc, miałam już dość tej naszej niby randki. Marek chichotał rozbawiony i posłał mi całusa. Dokończyłam zestawienie sprzedaży, po czym spakowałam swoje graty.

Grzesiek zerknął na godzinę i również wyłączył komputer.

Opuściliśmy razem biuro

Milczałam, stojąc tuż przy nim. Nagle winda szarpnęła i stanęła w miejscu.

– O co chodzi? – krzyknęłam przerażona.

– Chyba się zablokowała. Dziwna sprawa, bo zasilanie działa.

– Błagam, tylko nie to! Cierpię na lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami. Nie cierpię, kiedy coś takiego mi się przytrafia.

– Luz, zaraz temu zaradzimy. To ja tworzyłem software do tej windy. Podepnę się do systemu i po kłopocie – oznajmił, wyciągając swojego laptopa z torby.

– Software do windy? – nie kryłam swojego zaskoczenia.

– No tak – przytaknął z uśmiechem. – Chyba nie chcesz się spóźnić na randkę?

– Słucham? Jaką znowu randkę? – prychnęłam.

Nie umknął mi fakt, że starał się nawiązać ze mną dialog.

– Z Markiem, dobrze kojarzę? Nie zamierzam się mieszać, ale chyba wszyscy o tym wiedzą, bo Marek często o tym wspomina.

– Niby o czym? Nic nas nie łączy. Idziemy razem na koncert, ale tylko po przyjacielsku!

– Spoko… nie wtrącam się.

– A co ci takiego powiedział?

– Że jesteście parą.

Byłam pewna, że eksploduję

Mój stres związany z zepsutą windą był już wystarczająco duży, a plotka rozgłaszana przez Marka po prostu zwaliła mnie z nóg.

– Nic nas nie łączy! Ale z niego dupek. Może powinniśmy do kogoś zadzwonić?

– Do kogo niby? Przecież by się ze mną skontaktowali. Luz, spokojnie. Mam to. Wykryłem usterkę. Właśnie ją naprawiam.

– Serio? Jesteś nieziemski. Całe szczęście, że utknęłam tu razem z tobą – parsknęłam nerwowym chichotem. – Twoja kobieta ma przy tobie raj. Poradzisz sobie z każdą usterką.

Trajkotałam bez sensu.

Ale ja nie mam kobiety. Skąd ta informacja? Daj mi strzelić…

– Od Marka.

Grzegorz uśmiechnął się pod nosem, unosząc brew. Nacisnął przycisk i ruszyliśmy. Kiedy winda zatrzymała się na parterze, odetchnęłam z ulgą. Wyskoczyłam stamtąd jak oparzona. Rzuciłam Grześkowi „cześć” i poszłam do samochodu. Zrobiłam parę kroków i nagle poczułam czyjąś rękę na plecach. Spojrzałam za siebie – to był Grzesiek.

Jednak nie był taki nieśmiały

– Widziałem, że to należy do ciebie – rzekł, wręczając mi zgubioną torebkę.

– Dzięki wielkie. I jeszcze raz dziękuję za naprawienie windy, w tym całym zamieszaniu wyleciało mi to z głowy.

– W takim razie… skoro oboje jesteśmy wolni, może podziękujesz mi przy filiżance kawy? Ja postawię.

– Ale co to za podziękowania, jak ty fundujesz? – parsknęłam śmiechem.

– Bo mam nadzieję, że dorzucisz do tego serniczek.

– To się fantastycznie składa. Podobno moje serniki są najlepsze w okolicy.

Grzesiek posłał mi uśmiech i zaoferował swoje ramię do złapania. Nie zdarzyło mi się nigdy przedtem mieć z nim fizycznego kontaktu, dlatego też spacerując tak obok siebie odniosłam wrażenie, że nasza relacja przeskoczyła o milowy krok naprzód. Gdy dotarliśmy do kawiarenki, Grzesiek zaprezentował się jako osoba szczera i niezwykle sympatyczna. Chichraliśmy się z plotkarskich opowieści Marka, a nawet pozwoliliśmy sobie na odrobinę niewinnego flirtu.

Gdy nadszedł czas snu, wciąż byłam w szoku, że gdyby nie awaria windy, zaczęłabym spotykać się z tym zakłamanym typem. Cóż za ironia losu – nieszczęśliwy zbieg okoliczności okazał się zbawienny.

Od tamtego momentu minęło pół roku, a ja jestem po uszy zakochana w Grześku, i to jest odwzajemnione uczucie. A co u Marka? Kiedy prawda o jego intrygach wyszła na jaw, zdecydował się przenieść do innego działu, by tam poszukać szczęścia!

Aldona, 30 lat

Czytaj także:
„Remont mieszkania miał doprowadzić nas do rozwodu. Tymczasem wyremontowaliśmy uczucie między nami”
„Chcąc uciec z domu zdecydowałam się na ślub. Z jednego bagna wpadłam w drugie i to po same kolana”
„Chciałam niezapomnianej 10. rocznicy ślubu i mam, co chciałam. Była pamiętna, bo ostatnia”

Redakcja poleca

REKLAMA