„Kochanek działa na mnie jak wizyta w SPA. Romans sprawia, że jestem lepszą żoną, matką, szefową. Nie czuję się winna”

Mój kochanek sprawia, że jestem lepszą żoną i matką fot. Adobe Stock, Andriy Medvediuk
„Mój mąż od lat żyje nie ze mną, ale obok. Jestem przytłoczona obowiązkami. Randki z kochankiem są dla mnie jak luksusowe wakacje albo wizyta u kosmetyczki. Jestem odprężona, zrelaksowana, mam znowu siłę żyć”.
/ 29.10.2021 10:30
Mój kochanek sprawia, że jestem lepszą żoną i matką fot. Adobe Stock, Andriy Medvediuk

Pierwsza zasada medycyny brzmi: nie szkodzić! I ja tak właśnie traktuję swoją relację z Wojtkiem. To remedium na moje problemy. Bo odkąd się pojawił, żyje mi się lepiej. Jestem lepszą żoną, matką, szefową…

Lat 45, dwoje dzieci, mężatka, szefowa sporego zespołu w znanej korporacji, niezbyt urodziwa, zgrabna, z lekką nadwagą, niezbyt szczęśliwa w małżeństwie – to ja. Standard, średnia krajowa… Gdyby nie dzieci i praca byłoby jeszcze gorzej!

Mój mąż od lat żyje nie ze mną, ale obok; to znaczy śpimy razem, nawet od czasu do czasu uprawiamy seks, szczególnie wtedy, gdy on się naogląda filmów dla dorosłych, jeździmy na wspólne wakacje, chodzimy na przyjęcia do znajomych, zapraszamy ich do siebie, w sezonie obowiązkowo spotykamy się na działce i rozpalamy grilla.

Jest normalnie, a może tylko mnie się tak wydaje, bo pewnie w innych związkach ludzie się kochają albo chociaż przyjaźnią…

U nas wieje chłodem

Ot, takie poprawne, nie najgorzej sytuowane, przeciętne małżeństwo w średnim wieku.

Od paru lat męczą mnie nawracające migreny, szczególnie przed albo tuż po miesiączce. Doktor twierdzi, że to może zwiastować zbliżające się klimakterium, bo faktycznie mój organizm nie działa już jak w zegarku, i jeśli się coś opóźnia albo przyśpiesza – ból głowy atakuje mnie ze zdwojoną siłą.

Biorę wtedy tony proszków, ale oczywiście nie działają. Mam potem mdłości, jestem otępiała i niezdolna do logicznego myślenia. Najlepszy byłby ciemny pokój, zimny kompres i cisza, ale niestety…

Trzeba iść do pracy i robić swoje. Czasami jest to bardzo trudne. Ostatni atak migreny był dla mnie szczególnie dokuczliwy. Obudziłam się już z ogniem płonącym po jednej stronie głowy. Ktoś mi wydłubywał oko od wewnętrznej strony czaszki, a w skroni dudnił młot i nie dał się niczym uciszyć. Ledwo się dowlokłam do łazienki…

– Znowu, mamuś? – zapytała moja córka. – Może zadzwonię do firmy i powiem, że nie możesz przyjść?

Wyjąkałam, że to niemożliwe.

– Muszę koniecznie być w pracy, bo mam sto spraw do ogarnięcia – upierałam się, zdejmując kompres z czoła.

– To niech cię chociaż tata zawiezie – zaproponowała. – Nie wsiadaj do auta w tym stanie! Na pewno wzięłaś tyle tabletek, że jesteś prawie na haju. Źrenice masz jak dwuzłotówki!

– Mowy nie ma – zawołał mój mąż z przedpokoju; śpieszył się, nawet nie wszedł do mnie, żeby zapytać, czy mi czegoś nie potrzeba. – Zamówicie taksówkę, ja już lecę. Cześć!

Trzasnęły drzwi wejściowe, i tyle go widziałam. Jak zwykle. Po dwóch godzinach załatwiania interesantów, rozmowach, wertowaniu pism i rożnych telefonach przyszedł kryzys.

– Przepraszam – powiedziałam do moich współpracowników. – Muszę zniknąć chociaż na pół godziny… Awaria zdrowotna, wybaczcie, kochani.

Miałam sztywny kark, brakowało mi tchu, czułam się strasznie.

Chciałam się położyć na podłodze i umrzeć

Wtedy do mojego gabinetu zapukał Wojtek; nie czekał, aż go zaproszę, po prostu wszedł.

– Szefowa potrzebuje pomocy – stwierdził bez wstępów. – Proszę usiąść wygodnie, zdjąć ten łańcuszek i o niczym nie myśleć. Zaraz wszystko przejdzie.

Najpierw poczułam ciepłe, mocne dłonie na karku, potem na szyi, a jeszcze później na ramionach.

– Kobieto, ale ty jesteś spięta – usłyszałam. – To nie mięśnie, to żelazobeton! Noo, będzie problem, żeby rozmasować podczas jednego posiedzenia. Długo szefowa na to pracowała, chyba latami.

Nie chciało mi się gadać. Było mi dobrze, wszystko się we mnie uspokajało, uciszało, ból puszczał, odchodził, dawał mi spokój. Wracała ostrość widzenia, mijały mdłości. Pół godziny później znowu nadawałam się do życia. A jednak wróciłam do domu.

Wojtek mnie namówił, żebym wzięła wolny dzień, i nawet mnie odwiózł swoim samochodem, pomógł wysiąść, a potem zupełnie naturalnie wziął ode mnie klucze, otworzył drzwi wejściowe. Poszliśmy na górę. W mieszkaniu było cicho. Wszyscy dawno wyszli, w sypialni czekało łóżko z pościelą w czerwone maki. I w tych makach nareszcie poznałam, co to znaczy dobry, odprężający, zdrowy seks…

Nie żadna miłość z problemami, nie walka, kto lepszy w te klocki i kto więcej daje i umie, nie gorączkowe poszukiwanie przyjemności, tylko zwyczajne kochanie się z mężczyzną, który ma na to ochotę i jest dla kobiety miły, czuły, ciepły…

To było dla mnie przyjemne i niezwykłe odkrycie

Bardzo mi się spodobało. Po jakimś czasie Wojtek powiedział:

– A teraz śpij. Tak długo, jak się da. Kiedy się obudzisz, możesz nie chcieć pamiętać, co się wydarzyło, i wtedy pomyśl sobie, że to był tylko sen. Ja się szybko połapię i będzie, jak zdecydujesz. Ale gdybyś chciała być ze mną jeszcze kiedyś – daj znak. Jestem do dyspozycji.

Pocałował mnie i dodał:

– Nie martw się, że razem pracujemy. Odchodzę z firmy, znalazłem inną robotę, więc nie ma przeszkód, żebym był twoim terapeutą. Tak to traktuj… Będziemy się bawili w doktora!

Ten Wojtek jest ode mnie młodszy o dziesięć lat

Podoba się kobietom, jest łakomym kąskiem, tym bardziej że nie ma pary. Podobno lubi babki i często je zmienia. Zupełnie mi to nie przeszkadza, nie chcę się z nim wiązać na dłużej, więc może robić, co chce. Byleby był dyskretny, miły, kulturalny i niczego ode mnie nie oczekiwał oprócz sympatycznych spotkań w wiadomym celu.

Ta zabawa trwa już kilka miesięcy. Spotykamy się bez przymusu, bez zobowiązań i obietnic. Nie ma między nami wielkich słów, wyznań, zaklęć, planów na przyszłość. Nie tego nam trzeba… Nasze randki są jak wizyta w spa – pomagają na urodę i dobry humor. Uważam, że to jest każdemu potrzebne! Myślę, że się bardzo lubimy.

Jest pierwszym mężczyzną, którego się nie wstydzę. Mogę być z nim zupełnie szczera, bo nie zależy mi, co sobie o mnie pomyśli, kiedy zrobię to czy tamto. Z Wojtkiem jest tak, jakbym zdjęła eleganckie szpilki i szła boso po ciepłej, gęstej trawie.

To wyjątkowe uczucie.

Cieszę się, że mogę je przeżywać

Zmieniłam się: jestem dużo spokojniejsza, nie spinam się tak bardzo, kiedy mam coś ważnego zrobić, wyluzowałam, „pojaśniałam” od środka.

– Mamuś, z tobą się można dogadać – mówi moja córka.

A syn dodaje:

– Fajna babka z ciebie, jakoś ostatnio wyładniałaś. Tak trzymaj!

Tylko mój mąż niczego nie zauważył, chociaż niedawno niespodziewanie oświadczył z krzywym uśmiechem:

– Ty wiesz, że kiedy cię porównuję z innymi kobietami, wypadasz zupełnie nieźle? Nie wiem, czy bym z którąkolwiek wytrzymał tyle lat…

Tylko się uśmiechnęłam. Mnie też z nim łatwiej. Szczególnie, od kiedy mam swojego terapeutę. Nikogo nie namawiam do takich rozwiązań, chcę po prostu powiedzieć, że każdy powinien szukać tego, co mu pomaga, i unikać tego, co szkodzi.

Kiedy już rozpozna jedno i drugie, będzie mu łatwiej i zdrowiej żyć. Pierwsza zasada medycyny brzmi: nie szkodzić! Będę z Wojtkiem, dopóki oboje będziemy tego potrzebować. Jest moim majem w szeregu innych miesięcy, ale to nie znaczy, że jest od tych innych ważniejszy.

Po prostu daje mi to, co maj – nadzieję, ciepło i kolory. Jeśli się zachmurzy i zblednie, dam radę, przeżyję… Lato, jesień i zima też mogą być piękne! 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA