„Kiedy bratanica zaczęła nam pomagać, myślałam, że trafiłam szóstkę w totka. Wydało się, że to nie z dobroci serca”

Kobiety przy stole fot. iStock by Getty Images, Ziga Plahutar
„Nie no, jakże bym mogła tak ją wykorzystywać? Toż to nie uchodzi! Żeby chociaż dało się zapłacić, ale przecież to rodzina, nawet nie wypada proponować. Jednak… Upiekłam jej placek, a ona stwierdziła, że dokończy sprzątanie”.
/ 26.06.2024 20:30
Kobiety przy stole fot. iStock by Getty Images, Ziga Plahutar

W naszym dużym domu pracy tyle, że nie wiadomo, w co ręce włożyć, a pomocy znikąd. Jankowi powiedziałam wczoraj, że dywan trzeba wytrzepać, a ten tylko spojrzał na mnie jak na głupią:

– Chyba zwariowałaś, Danka, jeśli ci się wydaje, że będę się z tym kolosem mordował po schodach! Odkurzy się i wystarczy – stwierdził. – Przecież tu nawet nie ma kto brudu nosić, kobieto, sami jesteśmy.

Mąż nie palił się do obowiązków

No jasne. Gdy tylko pojawia się konieczność zrobienia czegokolwiek, Janek zawsze dowiedzie naukowo, że dana czynność jest zbyteczna. Dywanu trzepać nie trzeba, podłóg pastować też nie. Jak kazałam posprzątać na pawlaczu, mało wytrzeszczu nie dostał: przecież tam nikt nie zagląda!

No naprawdę, co się stało z tym moim chłopem?! Kiedyś ciągle coś wymyślał, koleżanki mi zazdrościły zaradnego męża, a teraz by tylko siedział i w telewizję się gapił.

Pogódź się z losem – powiedział mi ostatnio. – Nie zamierzam tracić reszty życia na syzyfowe prace!

O, przepraszam, tak się bawić nie będziemy. Powoli zbliżały się święta wielkanocne, przygotować się trzeba. Nie będą sąsiadki moich brudnych okien obgadywać po całej dzielnicy! Jest jeszcze trochę czasu, rozplanuje się wszystko. Po troszeczku i będzie zrobione.

Malwinka wczoraj zadzwoniła z tej swojej Bretanii i chociaż nie chciałam, znów się wygadałam, jak nam ciężko. Wróciłam akurat z apteki wykończona, pewnie dlatego mi się ulało…

– A to zamknęli aptekę pod blokiem? – zapytała córka.

– Jak ja bym chciała tu kupować, to już dawno byśmy z torbami poszli! Do tej taniej jeżdżę, na Zawodzie!

– Mamo, wiem, że wam ciężko. Może jakąś panią znajdziemy, która wpadnie raz na tydzień, posprząta, zakupy zrobi, co? My z Martinem chętnie wszystko opłacimy.

– Rozmawiałyśmy o tym tysiąc razy! – wybuchłam. – Ja nikogo nie potrzebuję! Nie zniosłabym, jakby mi ktoś obcy po garnkach grzebał.

No to jak ja ci mogę pomóc? – dopytywała córka.

A jakiej pomocy można oczekiwać od jedynego dziecka, które nie mogło sobie znaleźć normalnego męża gdzieś w sąsiedztwie, tylko musiało szukać Francuza? I skoro to przeznaczenie, jak twierdzi Malwina, to nie mógłby ten cały Didier znaleźć pracy w Polsce, tylko musiał mi córkę do Bretanii wyciągać?

Córka wyjechała do męża

Raz się tylko zgodziłam ich odwiedzić, tłukliśmy się z Jankiem autobusem tyle godzin, że jeszcze przez dwa dni nogi miałam spuchnięte jak banie! I wcale nie było warto, wcale.

A ich chałupa wielka, z kamienia, nawet latem zimno jak w psiarni. Szczerze wątpię, żeby moje wnuki się tam zdrowo chowały, ale co taka „babcia od święta” może wiedzieć? Szkoda gadać.

Janek, rzecz jasna, uważa, że nie mam racji. Powinniśmy się cieszyć, że dziecko ma dobrego męża i żyje w normalnym kraju. Jakby, nie daj boże, jakaś wojna wybuchła, na pewno będzie tam bezpieczna. Ja tam nie jestem tego taka pewna.

Poza tym co on gada? Chyba chłop gdzieś na głowę upadł… Wojna! Może inwazja ufoludków od razu jeszcze, co? Siedzi sobie, telewizję ogląda i pojęcia nie ma, ile w domu jest do zrobienia. Pewnie mu się wydaje, że obiad się sam gotuje, naczynia zmywają, a w nocy, gdy śpimy, spod szafek wychodzą krasnoludki i biorą się za sprzątanie.

Jak w końcu mnie złoży na dobre, to się strasznie zdziwi, że system przestał działać! I może nawet przyjdzie mu do tego pustego łba myśl, że lepiej byłoby mieć dziecko bliżej niż na końcu świata?

– Tobie się robi lepiej, Danusiu, gdy tak sobie pojęczysz? – zapytał dziś bezczelnie. – Powiedz mi, w czym mam pomóc, i tyle, kobieto.

Ale jak kazałam w dużym pokoju firany z karnisza odczepić, to od razu wyskoczył, że przecież są czyste. Mało się nie popłakałam ze złości i pewnie by doszło do awantury, ale ktoś nagle zadzwonił do drzwi.

Przyszła z niezapowiedzianą wizytą

To była Justyna, córka mojego brata. Nie wiedziałam nawet, że już wróciła, bo znów gdzieś za granicą była. Przywitała się, pozdrowiła od rodziców i spytała, czy czegoś nie potrzebujemy, bo na Zawodzie jedzie, a potem do śródmieścia. Autko sobie kupiła i teraz może spokojnie zamówienia na zakupy zbierać.

Nie rób sobie kłopotu, dziecko – powiedziałam, machając ręką.

– A do apteki miałabyś czas podejść? – wtrącił się Janek. – Wczoraj akurat nową receptę dostałem.

Pewnie, że pójdę – ofiarowała się Justyna. – Tylko herbatkę by mi ciocia zrobiła, zanim pojadę, bo zmarzłam! Coś ostatnio duża pada.

Potem się zapytała, czemu drabinkę wyjęłam. Powiedziałam, że okna myję, a ona tylko myk, myk, firanki pozdejmowała, a potem mi okno w try miga wypucowała. Co to jednak znaczy młodość – ja bym się z półtorej godziny męczyła z tą robotą.

– No, teraz się rozgrzałam – roześmiała się tylko. – Jeśli będzie jeszcze jasno, gdy wrócę z apteki, machnę cioci pozostałe okna, dobrze?

Nie no, jakże bym mogła tak ją wykorzystywać? Toż to nie uchodzi! Żeby chociaż dało się zapłacić, ale przecież to rodzina, nawet nie wypada proponować. Jednak…

Taka byłam wdzięczna, że szybciutko upiekłam szarlotkę. Justyna tak ją kiedyś lubiła, może chociaż trochę jej te trudy wynagrodzę…

I chyba miałam dobry pomysł, bo gdy wróciła, obróciła sama pół placka. Jaka to radość, gdy w domu jest ktoś, kto nie liczy kalorii i łyżeczek cukru! Dla mnie i Janka nawet nie opłaca się piec, bo wszystko na wiór zeschnie, zanim zdążymy zjeść.

A Justynka nie tylko leki przywiozła ale i pozostałe okna umyła, i jeszcze stwierdziła, że jej to dobrze zrobiło po siedzeniu w samochodzie.

Tak było miło, tak rodzinnie…

Powiedziałam, że zawsze może wpadać, kiedy tylko zechce, i wcale nie do roboty. Samotni jesteśmy z Jankiem, wszystko żeśmy sobie już powiedzieli i czasem po prostu nawet ust się nie chce otwierać.

Przed wyjściem jeszcze mi Justynka swój numer telefonu wpisała do komórki i powiedziała, że jakby coś było potrzebne, to dzwonić i nie szczypać się. Ona teraz ma dużo wolnego czasu, bo akurat zerwała z narzeczonym i jej dobrze zrobi, jak będzie miała zajęcie.

Teraz, jak już wiedziałam, że mogę liczyć na czyjąś pomoc, zrobiło mi się dużo lżej. Wczoraj musiałam jechać do kliniki na badania i, już wychodząc, natknęłam się na matkę Justyny. Porozmawiałyśmy chwilę, pochwaliłam, jaką ma dobrą córkę. Serdeczna, bezinteresowna i jakaś taka dojrzała… Chyba jej już te podróże wywietrzały z głowy.

– E, tam – machnęła ręką szwagierka. – Na to bym nie liczyła! W te wakacje wybiera się do waszej Malwiny do Bretanii. Nie mówiła wam?

– Nie, chyba nie… Albo nie dosłyszałam – zdziwiłam się.

Wracałam potem do domu i zastanawiałam się nad tym wszystkim, bo coś mi nie pasowało. Nagła wizyta Justyny, wcześniej moja rozmowa telefoniczna z córką… Czy to możliwe, że razem to wymyśliły? Że Malwina zaproponowała Justynie gościnę w zamian za to, że ta będzie nam pomagać? I ledwo wróciłam do domu, od razu złapałam za telefon. Wypytałam o wszystko.

– A jeśli nawet, to co z tego? – zapytała Malwina zaczepnym tonem. – Mama ma pomoc, ja czyste sumienie, a Justyna okazję, żeby się zrewanżować za zaproszenie.

– Co ty opowiadasz? – oburzyłam się. – Oszukujecie nas obie i uważasz, że to żaden problem?!

A ona na to, że istotne jest, że mamy na kogo liczyć w trudnych chwilach. I to nie na obcą osobę, niepewną i krępującą, tylko na kogoś z rodziny. Prawda?

– Przecież to jest zupełnie nie do przyjęcia, już nigdy nie poproszę Justyny o nic! Myślałam, że ona tak z dobrego serca, a nie z wyrachowania – mówiłam mężowi.

– Co cię obchodzi, jak dziewczyny załatwiły to między sobą? – on tyle tylko miał do powiedzenia. – Bierz, co dają, i nie narzekaj.

No nie, mam pozwalać, żeby dwie smarkule mną manipulowały i robić dobrą minę do złej gry? Przez całe życie ze wszystkim radziłam sobie sama, nie lubiłam prosić o pomoc, nawet najbliższych. Ale potem wszystko przemyślałam i doszłam do wniosku, że skoro jednak bratanica jest taka miła, to nie odmówię.

Danuta, 65 lat

Czytaj także:
„Rodzina zrobiła z mojego domu kwaterę all inclusive. Wpadała do nas piąta woda po kisielu, a ja skakałam wokół nich”
„Przyjaciółka ma świetnego męża, a woli wskakiwać do łóżka obcym. Żal mi Maćka, ale muszę milczeć”
„Rozbiłam związek córki. Nic na to nie poradzę, że jej facet wolał w łóżku kogoś bardziej doświadczonego”

Redakcja poleca

REKLAMA