„Rodzina zrobiła z mojego domu kwaterę all inclusive. Wpadała do nas piąta woda po kisielu, a ja skakałam wokół nich”

kobieta nad morzem fot. Getty Images, Arman Zhenikeyev
„Szczerze mówiąc, w życiu bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę narzekać na przestronną i komfortową willę nad Bałtykiem. Od czasu jej zakupu, w sezonie letnim zaczęły mnie nachodzić hordy dalszej rodziny i dawno niewidzianych znajomych. Choćbym była w zaawansowanej ciąży, spadała na mnie rola gosposi, pokojówki, a na dokładkę jeszcze niańki do ich pociech!”.
/ 24.06.2024 21:15
kobieta nad morzem fot. Getty Images, Arman Zhenikeyev

„Szczerze mówiąc, w życiu bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę narzekać na przestronną i komfortową willę nad Bałtykiem. Od czasu jej zakupu, w sezonie letnim zaczęły mnie nachodzić hordy dalszej rodziny i dawno niewidzianych znajomych. Choćbym była w zaawansowanej ciąży, spadała na mnie rola gosposi, pokojówki, a na dokładkę jeszcze niańki do ich pociech!

To było moje największe marzenie

Od zawsze marzyłam o posiadaniu własnego domu nad Bałtykiem. W te rejony jeździłam tylko podczas letnich wakacji, raz w roku, ale wyobrażenie o mieszkaniu tutaj przez okrągły rok nie dawało mi spokoju. Lubiłam, gdy szalały sztormy, a ja mogłam spacerować brzegiem morza i zbierać muszelki, nawet gdy padał deszcz. Coś mi mówiło, że jesień i zima nad morzem też kryją w sobie sporo niespodzianek. To sprawiło, że podjęłam decyzję o studiowaniu w Gdańsku, chociaż to kawał drogi od mojego domu w Małopolsce.

Potem wszystko potoczyło się jak z płatka. Po ukończeniu nauki postanowiłam nie opuszczać Gdańska, znalazłam świetną posadę i stanęłam na ślubnym kobiercu... Mój ukochany, Marcin, zajmował dom położony tuż przy morzu. Zawsze żartuje, że to właśnie ten dom mnie w nim rozkochał. I chociaż to nieprawda, przyznaję, że kiedy pierwszy raz do niego wpadłam, byłam totalnie oczarowana tym miejscem. Okna wychodziły wprost na morze, a w powietrzu dało się wyczuć słony zapach bryzy...

Zaraz po powiedzeniu sobie tak” przeprowadziliśmy się do naszego gniazdka, ponieważ teściowie od dawna mieszkali za granicą, w Szwecji. I wtedy się zaczęło. Nigdy bym nie przypuszczała, że będę wściekła na to, że ktoś postawił tak duży i komfortowy dom. Bo od tego momentu w czasie każdego lata zjeżdżały do nas całe hordy rodziny i znajomych!

I chociaż z przyjemnością witałam u nas moich rodziców, rodzeństwo czy kumpli, którzy sami o siebie dbali, a nawet zapełniali naszą lodówkę, to nie mogłam zrozumieć, czemu nachodzili nas krewni, których wcześniej widywałam tylko od wielkiego dzwonu.

Zjawiał się u nas tabun ludzi

Najwidoczniej hasło „mieszkanie blisko plaży” okazało się dla nich wystarczająco kuszący, żeby na nowo zacieśnić więzi rodzinne. Gdyby tylko chcieli u nas spać, to jeszcze pół biedy. Oni jednak oczekiwali ode mnie, że zapewnię im też wyżywienie i pełną obsługę. Miałam robić za sprzątaczkę, pokojówkę, szofera, pilota wycieczek, a na dodatek niańkę do dzieciaków!

Jasne, że nie mogłam liczyć na jakieś podziękowania. Ludzie zwijali manatki, a po ich wyjeździe zostawała pusta chłodziarka i niesamowity syf w całym mieszkaniu. Czasem jeszcze narzekali, że aura była do bani albo że nie mogłam być z nimi non stop, bo przecież byłam w robocie!

Marcin traktował to wszystko jako żart, ale nie przeszedł tego, co ja. Pracował jako kierowca w miejskiej komunikacji i gdy tylko krewni nas nawiedzali, brał nadgodziny. Gdy jednak ciotka Helenka stwierdziła, że jedynie materac z naszego małżeńskiego łóżka nie sprawia wujowi Jankowi problemów z kręgosłupem, a Marcin przez tydzień koczował zwinięty w kłębek na kanapie, diametralnie zmienił pogląd na temat nieszkodliwości wizyt familii i z pokorą przyznał mi rację.

– Następnym razem musimy twardo stawiać granice – stwierdził, ale kiedy znowu najechała nas rodzina, to podobnie jak ja, nie potrafił odmówić im schronienia.

Miałam ochotę na odpoczynek

Przez parę ładnych lat harowaliśmy jak woły, dopóki ratunek nie nadszedł wraz z maleństwem rosnącym w moim łonie. Kiedy nasi bliscy dowiedzieli się o mojej ciąży, nagle stracili chęć do składania wizyt. Chyba dotarło do nich, że nie będę już w stanie ich podejmować. Jedynie moja kochana mamusia zapowiedziała swój przyjazd, żeby trochę mnie wesprzeć, gdy bobas pojawi się na świecie.

Z racji tego, że dość wcześnie otrzymałam zwolnienie lekarskie, wszystko wskazywało na to, iż czeka mnie pierwszy od przeprowadzki nad morze spokojny sezon letni. Maleństwo miało przyjść na świat w czerwcu, a przecież żaden normalny człowiek nie przyjedzie w gości bez możliwości porządnego wyspania się.

Miałam w planach robić sobie codziennie niespieszne przechadzki brzegiem morza, nadrobić zaległości w lekturach i solidnie przygotować wyprawkę dla dziecka. Jak to jednak często bywa – jedno sobie zamierzamy, a drugie nam wychodzi. Ciąża nie rozpieszczała mnie zbytnio, a przechadzki z wielgachnym brzuszyskiem szybko straciły swój urok. Najwięcej czasu spędzałam więc w domu, wylegując się wygodnie na sofie przed telewizorem i sącząc chłodny soczek marchwiowy.

Choć te mankamenty dawały mi się we znaki, to i tak delektowałam się resztką swobody. Zdawałam sobie sprawę, że za kilka miesięcy czeka mnie masa obowiązków. Oprócz opieki nad bobasem, zapewne na nowo pojawią się znajomi, pragnący wpaść z wizytą.

Co za bezczelni ludzie!

Właśnie szykowałam się do drzemki po południu, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonka. To było dla mnie zaskoczenie, bo nie oczekiwałam żadnych gości. Pomyślałam sobie, że to chyba listonosz przyszedł z przesyłką. Podeszłam do drzwi i je uchyliłam.

– Ale niespodzianka! – wykrzyknęła zgodnym chórem moja krewna Monika, jej ślubny Bartek oraz ich dwójka urwisów.

– Faktycznie, to dla mnie kompletne zaskoczenie, w ogóle was tu nie oczekiwałam – odparłam z głupawą miną, gdyż nie miałam okazji oglądać kuzynki od wielu lat.

– Spokojnie, nie ma co się stresować – od razu zastrzegła. – Jeżeli wyrazisz zgodę, to tylko przenocujemy u ciebie. Kolejnego dnia planujemy ruszać w dalszą drogę.

Jak miałam postąpić w takiej sytuacji? Wpuściłam gości do mieszkania i oprowadziłam po salonie. Potem przyniosłam kołdry i poduszki, oraz spytałam, czy mają ochotę na ciepły napój. Z powodu zaawansowanej ciąży miałam problemy z chodzeniem, ale nikt nie zaoferował pomocy. Gdy ich dziecko, Asia, zorientowała się, że nie mają jej ulubionego napoju, zaczęła płakać wniebogłosy. A to przecież już duża dziewczynka, ma aż 7 lat! Rodzice kompletnie to zignorowali, jakby nic się nie stało.

– Zawsze przekazujemy jej, aby miała własne zdanie na każdy temat – oznajmiła z dumą Monika, spoglądając na swoją pociechę. – Maluchy nie powinny dusić w sobie tego, co czują, bo potem wyrastają na dorosłych z kompleksami!

– Nic innego jej nie dam – wydusiłam przez zaciśnięte zęby, podczas gdy Joasia zaczęła drzeć się jeszcze głośniej.

– Może byś tak… No wiesz, gdzieś poszła i kupiła? – rzucił propozycję Bartek.

– Nie ma mowy – odpowiedziałam oschle. – W samo południe w ogóle nie wychodzę z mieszkania, bo nie jestem w stanie przejść nawet pięćdziesięciu metrów bez sapania.

Poczuł to na własnej skórze

Marcin był w szoku jak przyszedł do domu i zobaczył walizki w pokoju dla gości.

– Liczyłem, że tego lata jakoś nam się to upiecze – powiedział z rezygnacją.

Gdy moja kuzynka wraz z bliskimi zawitała wieczorową porą znowu do nas, mój chłopak wreszcie poznał gorycz, którą musiałam znosić. Maluchy się nudziły jak mops, a skoro nikt nie zakazywał im głośnego wyrażania swoich myśli, Marcin usłyszał prosto w twarz, że jest tępy, bo nie pozwolił im bawić się jego sprzętem do łowienia ryb. Rzecz jasna, ich starzy nawet nie zareagowali.

– To jakieś szaleństwo! Czy ty jako dziecko odezwałabyś się w ten sposób do starszej osoby w obecności własnej mamy? – spytał mnie później na osobności.

– Chyba sobie żartujesz! – parsknęłam. – Później przez cały tydzień nie mogłabym usiąść na pupie! Te dzieciaki nie znają umiaru...

Niedługo dzieci wymyśliły kolejną rozrywkę. Zaczęły wyciągać każdą pozycję z półek, rozkładając je na parkiecie w identycznych kolumnach.

– Olej to – rzuciła Monika, dostrzegając, że zabieram się do strofowania dzieciaków. – Tego typu zabawy najlepiej stymulują rozwój!

Pewnie miała rację, ale ich dzieciom szybko przeszło. Oczywiście zostawiły wszystkie woluminy porozrzucane na ziemi, a Monice wcale się nie spieszyło, by je poukładać. Nie miałam wyjścia i musiałam sama doprowadzić biblioteczkę do porządku.

Nie mogłam już ich znieść

Kolejnego dnia od samego poranka wyczekiwałam momentu, gdy wreszcie zostanę sama w domu. Niestety, nic nie wskazywało na to, że moi goście mają zamiar się spakować.

– Słuchaj, gdyby to nie stanowiło dla was problemu, to chętnie zostalibyśmy u was jeszcze na jakiś czas – oznajmiła Monika, kiedy spytałam ją o planowaną godzinę odjazdu. – Dzieci wprost przepadają za tym miejscem...

No dobra, uśmiechnęłam się, ale w duchu aż się we mnie gotowało. Powiedziałam, że spoko, nie ma problemu, chociaż byłam nieźle wkurzona. Akurat tego dnia dałam z siebie wszystko. Jak poszli sobie na plażę, to ja zabrałam się za gotowanie. Teoretycznie nic wielkiego, makaron z sosem własnej roboty, ale niech ktoś spróbuje zrobić taki obiad z brzuchem wielkości piłki plażowej!

– Nie znoszę tego! – Asia wykrzyknęła, dłubiąc widelczykiem w spaghetti.

– A co powiesz na kanapeczki, skoro makaron ci nie smakuje? – zasugerowałam.

– Nie tknę jedzenia! – wrzasnęła, a sekundę później jej brat przyłączył się do protestu.

– Wiesz co, tak sobie myślę, że najlepiej dać młodym wolną rękę, zupełnie jak u starszych – stwierdziła Monika, udzielając mi rady. – Sama pewnie nie jesz na siłę, zgadza się? A może byś jej przygotowała coś innego? Szaleje za smażonymi rybkami! Na bank masz jakieś w lodówce, w końcu mieszkamy nad Bałtykiem…

Uciekali aż się kurzyło

Nagle coś we mnie pękło. Ciężko powiedzieć, co było przyczyną – być może zmęczenie ciągłym gotowaniem w wakacje bez choćby słowa uznania? A może po prostu skwar lub szalejące hormony dały o sobie znać? Tak czy inaczej, chwyciłam talerz pełen spaghetti i wysypałam jego zawartość wprost na uda Moniki.

– Ej, co jest grane? – poderwała się z miejsca, cała w nerwach. – Kompletnie ci odbiło?

– Daj spokój. Ja tylko chciałam powiedzieć, co o tym myślę – odparłam, lekko potrząsając ramionami.

Po upłynięciu pół godziny, Monika wraz z bliskimi byli już w drodze, kontynuując swoją podróż.

– Świetnie się spisałaś – pochwalił mnie Marcin, gdy streściłam mu całą sytuację. – Być może dadzą nam już spokój.

– Nie ekscytuj się tak, skarbie – parsknęłam śmiechem. – Pomyślą sobie, że to wina hormonów. Takiej okazji na darmowy nocleg nie przepuszczą!

Monika, 28 lat

Czytaj także:
„Zazdrościłam przyjaciółce, że mąż o nią dba i obsypuje prezentami. Do czasu aż dowiedziałam się, po co”
„Sprzątając garaż odkryłam, że mąż ma kochankę i dziecko. Warto było czekać na odpowiedni moment, by wyrównać rachunki”
„Ciągle drżałam o moją chorą córkę. Dzieciaki potrafią być okrutne, a ona jest taka wrażliwa"

Redakcja poleca

REKLAMA