„Miłość do nieznajomej pojawiła się znienacka jak burza. Znałem tylko jej imię, a już niedługo będzie miała me nazwisko”

zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Louis-Photo
„Stałem jak wmurowany w ziemię, obserwując oddalającą się sylwetkę Kasi. Ogarniała mnie totalna niemoc. Następne parę dni spędziłem, snując się w okolicy naszego spotkania i licząc na to, że los pozwoli mi ją jeszcze raz zobaczyć. Nadzieja okazała się płonna. Przepadła jak kamień w wodę”.
/ 16.07.2024 19:30
zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Louis-Photo

Wierzycie w miłość od pierwszego spojrzenia? Ja tak! I nie jest to tylko wymysł z romansideł dla młodych dziewczyn. Jestem dorosłym facetem i wiem, co czuję. Pewnego dnia szedłem ulicą i nagle ją zobaczyłem – Kasię. Wyglądała jak milion dolarów. Gapiłem się na nią jak sroka w gnat, o mało nie wpadając na słup latarni. W jednej chwili poczułem, że straciłem dla niej głowę. To było jak uderzenie pioruna!

Niestety pojawiła się przeszkoda. Usłyszałem wcześniej, jak jej przyjaciółka żegnała się z nią, więc wiedziałem jak ma na imię. Nie miałem natomiast zielonego pojęcia, czym zajmuje się Kasia. Gdzie jest zatrudniona albo czy na przykład nie jest mężatką? Nie byłem też pewien, czy jeżeli zaraz zniknie za zakrętem, to kiedykolwiek jeszcze będę miał okazję ją spotkać…

Wyznałem jej całą prawdę

W związku z tym, nie zastanawiając się zbyt długo, puściłem się biegiem za nią, wołając:

– Pani Katarzyno, proszę się zatrzymać!

Kobieta obróciła się w moją stronę, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Zapewne zastanawiała się, skąd nieznajomy mężczyzna zna jej imię.

– Czy my się skądś znamy? – zapytała.

– Nie... Przynajmniej na razie – odpowiedziałem trochę zakłopotany i od razu postanowiłem wyjawić jej, co leży mi na sercu. – Niechcący podsłuchałem pani rozmowę z przyjaciółką. Kiedy panią zobaczyłem, zrozumiałem, że jest pani najcudowniejszą istotą na tej planecie.

– Niech pan sobie daruje te żałosne podrywy. – Kasia rzuciła mi szydercze spojrzenie. – Ani trochę mnie one nie ruszają.

– Wcale mnie to nie dziwi, na pewno bez przerwy ktoś panią zaczepia – nie poddawałem się. – Nic w tym zaskakującego, w przypadku kobiety takiej jak pani.

– Mówiłam już – niech pan sobie da spokój. Żegnam!

– Proszę, pani Katarzyno, to nie może mieć takiego finału! – krzyknąłem zdesperowany. – Daję słowo, że nie jestem typem, który ugania się za kobietami. No dobrze, przyznaję, teraz staram się panią uwieść, ale jedynie dlatego, że bardzo wpadła mi pani w oko. Na co dzień tego nie praktykuję, lecz w tym przypadku...

– Chyba kompletnie panu odbiło! – warknęła.

– Otóż to! Postradałem dla pani zmysły!

– Do widzenia. I ostrzegam, żeby nawet nie próbował pan iść za mną, bo zadzwonię na policję – pogroziła mi palcem i odeszła w przeciwną stronę.

Nie potrafiłem zareagować inaczej

Zamarłem w bezruchu, obserwując oddalającą się sylwetkę Kasi. Ogarnęło mnie poczucie zupełnej bezsilności. W następnych dniach nieustannie krążyłem wokół okolicy naszego spotkania, licząc na to, że znowu na nią wpadnę. Moje starania spełzły jednak na niczym. Ani śladu po dziewczynie.

Nagle olśniło mnie, żeby przygotować plakaty. Umieściłem na nich swoją fotkę, dane kontaktowe i słowa: „Ujrzałem cię i straciłem głowę. Ciągle o tobie rozmyślam. Błagam, odezwij się, Kasiu!.

Zdaję sobie sprawę, że mój czyn był totalnie zwariowany, ale przecież moje zauroczenie od samego startu nie miało nic wspólnego z normalną miłością. Niedługo później zaczęły się niezliczone telefony od przeróżnych dziewczyn o imieniu Kasia, które były ciekawe, czy to właśnie one skradły moje serce. Co więcej, część z nich miała co do tego stuprocentową pewność. Tyle że ja za każdym razem wiedziałem, że żadna z nich nie jest tą jedyną Kasią, w której jestem zakochany po uszy.

Moja kampania nabrała rozgłosu

Znajomi z roboty zaczęli spoglądać na mnie z pobłażaniem, natomiast dziewczyny, co ciekawe, przyglądały mi się z zaciekawieniem. Mój przełożony natomiast wezwał mnie na dywanik, twierdząc, że moje wariactwo może zaszkodzić reputacji przedsiębiorstwa. Ja jednak nie przejmowałem się tymi gadkami i dalej wytrwale rozwieszałem plakaty.

Moja kampania nabrała rozgłosu. Wspomniała o niej nawet miejscowa gazeta. Przed wydaniem artykułu reporter skontaktował się ze mną telefonicznie, pytając, czy Katarzyna dała mi jakiś znak życia.

– Szczerze mówiąc, nie zadzwoniła – odparłem zgodnie z prawdą, a że te wyrazy pojawiły się w prasie, niedługo na ścianach widniały bazgroły: „Kasia, no zadzwoń do gościa w końcu!”. Moja kampania nabrała rozgłosu wraz z moim numerem komórki.

Kasia przez długi czas nie odzywała się ani słowem. Z upływem czasu gasła moja wiara, że w końcu to zrobi, i odpuściłem sobie dalsze rozwieszanie plakatów. Nie widziałem już w tym większego sensu, bo z pewnością dotarły do niej wieści o moich działaniach. Skoro jednak nie odzywa się do mnie, to chyba po prostu nie ma na to ochoty. No trudno, co poradzić.

Jej mąż był strasznie zazdrosny

Pewnego popołudnia, kiedy opuszczałem biuro, niespodziewanie zadzwonił mój telefon.

– Witam… Dzwonię w związku z Katarzyną.

– Darujmy to sobie – odpowiedziałem. – Po samym tonie pani głosu wnioskuję, że nie rozmawiam z Kasią.

– Zgadza się. Ale znam ją dobrze. Opowiedziała mi o panu tuż po tym, jak zagadnął ją pan na ulicy z propozycją spotkania – usłyszałem w słuchawce, co sprawiło, że aż przystanąłem w pół kroku.

Wygląda na to, że moje wysiłki przyniosły w końcu pożądany rezultat!

– Kasia nie ma pojęcia, że do pana dzwonię – kontynuowała kobieta. – Zdecydowałam się to zrobić, bo mi pana żal. Wtedy zrobił pan na niej duże wrażenie. Ale ona ma rodzinę, męża i dziecko... – Po tych słowach cała moja euforia i nadzieja wyparowała bezpowrotnie.

– Jasne, w pełni to rozumiem. Czy byłaby pani tak miła i przekazała jej, że w takim razie nie będę już próbował nawiązać z nią kontaktu? – zapytałem.

– Niech pan po prostu przestanie rozwieszać plakaty. Ona to dostrzeże – odparła kobieta. – Obawia się, że jej mąż dowie się o pana działaniach i nie da wiary, że jest niewinna. A jej mąż jest strasznie zazdrosny...

Dowiedziałem się też, że Katarzyna wpisała mój numer komórkowy do swojego telefonu, aby w razie czego nie odebrać, gdybym jakimś sposobem dorwał się do jej numeru i próbował się z nią skontaktować. Ponoć się mnie obawia. Zakończyłem rozmowę zupełnie załamany.

Było mi tak głupio

Nie dość, że nie wyszło mi nawiązanie relacji z dziewczyną, która skradła moje serce od pierwszego spojrzenia, to jeszcze omal nie wpakowałem jej w niezłe kłopoty. W związku z tym zdecydowałem się jak najszybciej pościągać sporą część plakatów, które nadal były porozwieszane po całym mieście. Moje działania związane z usuwaniem afiszy zostały dostrzeżone przez wścibskich mieszkańców, którzy wydzwaniali do mnie, chcąc wiedzieć, czy ostatecznie udało mi się odnaleźć Kasię.

Nie chciało mi się odpowiadać na ciągle te same pytania, więc po prostu wymieniłem numer komórki. Stary zostawiłem tylko na wszelki wypadek, żeby od czasu do czasu sprawdzić wiadomości.

Po paru miesiącach ludziom zaczęło wychodzić z głowy moje szaleństwo. Akurat wtedy zdecydowałem się ostatecznie pozbyć starego telefonu i przepisywałem kontakty z mojej karty SIM. Wówczas zauważyłem numer, z którego dzwoniła koleżanka Kasi. Wpadłem na pomysł, żeby do niej zadzwonić i spytać, czy Kasia już się uspokoiła i przestała się mnie obawiać. Numer jednak wstukałem na klawiszach mojego nowego telefonu, ponieważ obawiałem się, że koleżanka może nie chcieć odebrać.

– Katarzyna D. przy telefonie. – głos w słuchawce sprawił, że zamarłem. – Z kim rozmawiam?

– Eee... to ja dzwonię – bąknąłem niewyraźnie.

– Jaki znowu „ja"? – zapytała z nutą zniecierpliwienia.

– Wcześniej chciałem się z panią skontaktować, ale teraz już nie ma takiej potrzeby...

Pospiesznie i chaotycznie wyjaśniłem powód nawiązania kontaktu. Totalnie głupio mi było. Od dawna śniłem o tym, żeby pogadać z nią ponownie... Ale w momencie, kiedy nagle nastąpiła taka okazja, byłem jakby sparaliżowany. Nie umiałem powiedzieć nic sensownego!

– Proszę mi wybaczyć to pytanie, ale chciałem po prostu wiedzieć, czy u pani wszystko gra i czy nie wpędziłem pani w jakieś tarapaty? Mąż nic nie wie o całej sprawie? – zapytałem.

– No więc… – Kasia przez chwilę się zastanawiała. – Nie mam ani męża, ani dziecka.

– Ale jak to? – Mocno mnie to zaskoczyło. – Przecież pani koleżanka…

– Ta koleżanka kontaktowała się z panem, bo ja ją o to poprosiłam – doprecyzowała Kasia. – Postanowiłam przetestować pana reakcję. Gdyby dalej rozwieszał pan te ogłoszenia, oznaczałoby to, że jest pan totalnym świrem, od którego lepiej trzymać się z dala. Ale okazał się pan w porządku. Dlatego próbowałam się dodzwonić, lecz włączyła się automatyczna sekretarka. Początkowo nie miałam zamiaru nagrywać wiadomości, tylko pogadać bezpośrednio z panem. Później okazało się, że pańska poczta głosowa jest już pełna...

– Nie skasowałem wiadomości, po prostu zmieniłem numer – odpowiedziałem instynktownie.

– Na ten, który mi się pokazał? – dopytała, a ja potwierdziłem.

– W takim razie zróbmy tak: pan teraz się rozłączy, a ja oddzwonię do pana i postaramy się rozpocząć naszą relację od początku. Pasuje panu taki plan?

Stanęliśmy na ślubnym kobiercu

Spotkaliśmy się raz, drugi i trzeci... Niedługo potem oficjalnie mogłem mówić o niej „moja narzeczona". Ślub wzięliśmy dokładnie rok od naszego pierwszego spotkania. Chciałem to jakoś wyjątkowo uczcić.

Zrobiłem plakat ze swoją fotką i napisałem na nim: „Dzięki, że zadzwoniłaś, Kasiu. Ale ona stwierdziła, że woli, żebyśmy już nie afiszowali się z naszym związkiem. Nie naciskałem, choć sami przyznajcie, że byłoby to całkiem fajne zwieńczenie tej pokręconej historii...

Wojtek, 35 lat

Czytaj także:
„Szukałem szczerej miłości, ale kobiety widziały we mnie tylko wypchany portfel. Żeby sprawdzić Julię, udawałem biedaka”
„Nie mam rodziny, więc szef myśli, że może mnie wykorzystywać. Letnie podróże oglądam w przewodnikach turystycznych”
„W wakacje daliśmy sobie z mężem wolne od wierności. To miała być nasza recepta na trwałe i zgodne małżeństwo”

Redakcja poleca

REKLAMA