„Już pakowałem walizki, by uciec od pieluch, zupek i kupek, ale żona mnie uprzedziła. Karma mnie dopadła”

samotny ojciec fot. iStock, Halfpoint
„Utrzymywałem pięć osób! Ola doskonale wiedziała, co to znaczy codziennie rano zrywać się przed siódmą, jechać kolejką do centrum, zasuwać w robocie, wracać tą samą kolejką w takim samym tłoku, żeby w domu zastać bałagan i rozmarudzone dzieci”.
/ 21.08.2024 13:29
samotny ojciec fot. iStock, Halfpoint

To co, ja mam do niego wstawać? – zdziwiłem się. – Przecież rano idę do pracy, a ty możesz odespać.

Żona spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, jak zawsze, kiedy sugerowałem, że w ciągu dnia może odpocząć. Kiedyś się o to wściekała i robiła mi wykłady na temat tego, co musi każdego dnia zrobić, kiedy ja jestem w firmie. Od jakiegoś czasu po prostu patrzyła na mnie z wrogością. Prawdę mówiąc, wykańczało mnie to. Przecież pracowałem na rodzinę. Utrzymywałem pięć osób! Ola doskonale wiedziała, co to znaczy codziennie rano zrywać się przed siódmą, jechać kolejką do centrum, zasuwać w robocie, wracać tą samą kolejką w takim samym tłoku, żeby w domu zastać bałagan i rozmarudzone dzieci.

– Jasne, że pamiętam – syknęła, kiedy wypomniałem jej, że pracuję. – Zarabiałam więcej niż ty nie dlatego, że dostałam pracę po znajomości – zrobiła aluzję do mojej posady załatwionej przez kuzyna – tylko dlatego, że ciężko na to pracowałam.

A potem dodała, że w pracy, chociaż orała nieraz po dziesięć godzin na dobę, miała wczasy w porównaniu z zajmowaniem się domem i małymi dziećmi.

– Karina nie jest już mała – wytknąłem jej błąd. – Masz pod opieką faktycznie dwójkę dzieci. Serio – uważasz, że masz ciężej niż ja?

Tego wieczoru Olka nie podjęła kłótni, tylko po prostu wyszła z domu. Napisała SMS–a, że śpi u siostry. Zostałem więc z trójką dzieci. Wściekły, zmęczony i z poczuciem krzywdy.

Na początku miałem wyrzuty, ale...

To chyba od tamtej kłótni zacząłem myśleć o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie żona i trójka dzieci. Przede wszystkim miałbym czas na wypoczynek, sen, jakieś hobby, sport. Po drugie: mógłbym wydawać pieniądze na swoje przyjemności. No i po trzecie: wciąż miałbym szansę spotkać kobietę, która by ze mną normalnie rozmawiała i lubiła spędzać czas, a nie tylko ciągle miała jakieś wymagania i pretensje.

Nie wiem, czy to dlatego, że w ogóle dopuściłem do siebie tę myśl i przez to zacząłem wysyłać jakieś sygnały w stronę płci pięknej, czy może to był przypadek, ale niedługi czas później zainteresowała się mną Jagoda. Pracowaliśmy razem, chociaż w różnych działach. Była młodsza ode mnie o dziewięć lat. Niezamężna, bezdzietna, dbająca o urodę, pełna energii i zawsze w dobrym nastroju – była dla mnie jak ktoś z innego świata. Świata, do którego należałem jeszcze nie tak dawno temu, ale który potem został wyparty przez rzeczywistość pełną pieluch, nocnych ryków dzieci i wiecznego zmęczenia.

Na początku miałem oczywiście wyrzuty sumienia, że ze sobą flirtujemy. Od razu powiedziałem Jagodzie, że mam rodzinę, a ona stwierdziła, że to nie ma znaczenia, bo przecież możemy być tylko przyjaciółmi. Ale dziwna to była przyjaźń: pełna dwuznacznych uwag, niby przypadkowych muśnięć, które podnosiły mi ciśnienie. Dlatego po kilku tygodniach przestałem się oszukiwać. Zrozumiałem, że zakochałem się w Jagodzie. Dawała mi to, czego nie dostałem od żony od wielu lat: ciepło, zrozumienie, a także poczucie, że znowu jestem mężczyzną.

Ta dziewczyna mnie pragnęła i zupełnie tego nie ukrywała. Przy niej czułem się silny, męski i wartościowy. Z nią mogłem robić rzeczy, które sprawiały mi przyjemność, jak choćby spałaszować ogromnego steka w dobrej restauracji.

– Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem w knajpie bez dzieci – wyznałem jej. – Zawsze tylko pilnowanie, żeby cokolwiek zjadły, żeby nic nie zrzuciły ani nie rozlały, ogólnie jedno wielkie użeranie się…

Nie oceniała mnie. Mówiła, że to zrozumiałe, skoro w dzień muszę harować na rodzinę, a wieczorem i w nocy zajmować się dziećmi. Starała się więc tym bardziej, żebym przy niej mógł się zrelaksować.

– Chcę cię uszczęśliwiać – powiedziała raz, a ja mało się nie rozpłakałem.

– Kocham cię – odpowiedziałem.

W domu było coraz gorzej, co ułatwiło mi decyzję

Karina nie mogła odnaleźć się w nowym liceum i codziennie serwowała nam wybuchy złości albo płaczu. Jej rozhuśtane emocje mnie wykańczały, ale chyba jeszcze gorzej wpływały na jej młodszych braci. Pięcioletni Julek i roczny Hubert byli nieznośni. Jeden ciągle pytlował, zadawał milion pytań i nieustannie domagał się uwagi. Drugi nie chciał jeść i był najbardziej płaczliwym dzieckiem, jakie znałem. No i Ola.

Trochę rozumiałem, że zajęta sprawami dzieci nie ma już siły, by pytać mnie, jak mi minął dzień, ale i tak byłem sfrustrowany tym, że rozmawiamy tylko o pieniądzach, zakupach. Oczywiście seks między nami od dawna nie istniał, żona była wiecznie zmęczona, a ja nie czułem już do niej pociągu. Może to okrutne, ale nawet kiedy spałem obok niej, myślami byłem w łóżku Jagody. Moja dziewczyna – bo tak o niej myślałem – miała cudowne ciało, mięciutką, pachnącą balsamem skórę i włosy, które mogłem owijać sobie wokół dłoni.

A Ola? Jej ciało od dawna nie było już doskonałe. Jasne, trzy ciąże zrobiły swoje, ale też nie dbała o siebie. Włosy ścięła już po Julku, co mi się nie podobało, ale jej tak było wygodniej. Jej skóra pachniała kosmetykami dla dzieci, które wiecznie miała na rękach. Dla mnie to było aseksualne. To nie tak, że łatwo mi było podjąć tę decyzję. Ale nie chciałem żyć jak tysiące facetów, którzy poświęcają swoje szczęście dla dzieci. Nadal chciałem być dla nich dobrym ojcem, ale już nie u boku Oli. Zamierzałem związać się, a potem może ożenić z Jagodą.

Żeby grać uczciwie, powiedziałem to żonie. Że powinniśmy się rozstać. Że nadal kocham całą naszą trójkę i będę wzorowym tatą, ale z nią, Olą, nie chcę już żyć. I że tak będzie lepiej dla niej, mnie i dzieci.

– Że co?! – tu zaklęła, patrząc na mnie – a jakże by inaczej – morderczym wzrokiem. – Zaraz… Masz kogoś, tak?

Powiedziałem jej o Jagodzie.

– Ona wie, że jestem ojcem. Nie będzie robić żadnych przeszkód, żebym widywał się z dziećmi – usiłowałem wyjaśnić żonie, ale wściekła się tak, jak jeszcze nigdy wcześniej.

Kiedy wreszcie przestała mnie wyzywać i wrzeszczeć, że uciekam od obowiązków, jestem nieodpowiedzialnym dupkiem, który leci na to, co łatwe i przyjemne, bo nie ma dość jaj, by poradzić sobie z prawdziwym życiem, kazała mi powiedzieć dzieciom, że się rozstajemy, a sama wybiegła z domu.

Mieliśmy wspólne plany doskonałego życia

Cóż, miałem nadzieję, że to przebiegnie inaczej. Liczyłem na to, że razem powiemy dzieciom. Ola naprawdę niepotrzebnie tak zareagowała. Moim zdaniem, to ona była niedojrzała. Nasz związek się wypalił, a ona nie chciała tego zaakceptować. Przykre. Czekając, aż Karina wróci z Julkiem z zajęć karate, zadzwoniłem do Jagody. Jej głos podziałał na mnie jak kojąca, ciepła kąpiel.

– Jeśli ona tego chce, to weź to na siebie i sam im powiedz – doradziła mi. – Trzeba ją zrozumieć, to dla niej szok. Na pewno jest jej bardzo trudno, a będzie jeszcze trudniej… Twoja córka ma piętnaście lat, powinna rozumieć, że ludzie czasami się rozstają. Najważniejsze, żeby dzieci wiedziały, że nadal je kochasz i na zawsze będziesz ich tatą.

Podobała mi się wyrozumiałość Jagody względem Oli i całej tej sytuacji. Marzyłem, by powiedzieć dzieciom prawdę i mieć to za sobą. Myślami już byłem w mieszkaniu mojej dziewczyny, przed oczami miałem wizje kolejnych nocy w jej łóżku z satynową pościelą, chrupiących rogalików na śniadanie i romantycznych kolacji, na które będę ją zabierał. Mieliśmy tyle planów: chcieliśmy lecieć na weekend do Paryża, skoczyć z bungee, zrobić sobie identyczne tatuaże. Ale najpierw dzieci… Nie zareagowały najlepiej. Karina dostała histerii i zadzwoniła do matki. Nie słyszałem ich rozmowy, bo uciekła do łazienki i puściła wodę do wanny.

Julek kręcił głową i powtarzał, że mówię nieprawdę i muszę mieszkać z mamą. Nie dał się ani przekonać, ani przytulić. Hubert nic nie rozumiał, za to zrobił wielką kupę, a ja, przewijając go, przyłapałem się na myśli, że to też wreszcie się skończy. Moje życie w wymiocinach i rozlanym soku. Aż jęknąłem, myśląc o cudownie czystej kuchni Jagody i mieszkaniu gdzieś, gdzie człowiek nie ślizga się rano na samochodziku ani nie wbija sobie w piętę klocka lego. Kiedy położyłem dzieci, znowu zadzwoniłem do ukochanej.

– Już nie mogę się doczekać, kiedy będziesz w domu – szeptała. – Spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy, wiesz, że wszystko, co mam, będzie teraz nasze wspólne.

– Jutro po pracy jedziemy do ciebie i to już na zawsze… – westchnąłem z zachwytem i wzruszeniem. – Możesz w to uwierzyć? Naprawdę to zrobiłem! Będę tylko twój!

Ola nie wróciła na noc, więc rano zawiozłem Julka do przedszkola, a Huberta do mojej mamy i napisałem do żony SMS–a  z tą informacją. Nie odpisała. O piętnastej zadzwoniła Karina z pytaniem, co jest na obiad, bo właśnie wróciła ze szkoły i chce sobie coś odgrzać przed angielskim.

– Zadzwoń do mamy – poradziłem jej. – Zresztą powinna już wrócić.

– Co ty chrzanisz? – warknęła córka. – Zapomniałeś, co nam wczoraj powiedziałeś? Rozwodzicie się, no nie? Mama nie wróci!

– Co???!

Karina myślała, że wiem. Rozmawiała z matką poprzedniego wieczoru i ponoć Ola potwierdziła moją informację.

– Powiedziała, że to prawda: rozwodzicie się. I że od teraz będziesz nas wychowywał sam. No to pytam: co jest na obiad?

Zacisnąłem powieki. To się nie mogło dziać! Co ta stuknięta baba wymyśliła? Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała. Kolejnych piętnastu telefonów również. Kiedy Jagoda z uwodzicielskim uśmiechem stanęła w drzwiach mojego pokoju, pytając, czy jestem gotowy na nowy rozdział w życiu, byłem tak zdenerwowany, że tylko warknąłem do niej, żeby zaczekała. Nie dodzwoniłem się do Oli, za to do mnie dodzwoniła się moja mama. Pytała, kiedy odbiorę Huberta, bo ona ma spotkanie w parafii. Powiedziałem, że już jadę.

– Jak to? Mieliśmy jechać do mnie… – Jagoda była zdumiona i rozczarowana.

– Zmiana planów, muszę ogarnąć dzieci do powrotu Olki – wytłumaczyłem jej. – Wściekła się na mnie i zostawiła mnie z nimi. Spokojnie, opanuje się i wróci, musimy tylko chwilę poczekać.

Ale Ola nie wróciła ani następnego dnia, ani nawet trzy dni później. Nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na SMS–y. W końcu sama zadzwoniła.

– Nareszcie! – krzyknąłem. – Co ty wyprawiasz? Kiedy wrócisz? Dzieci się o ciebie pytają! Co ja mam niby robić?

– Ja? – zdziwiła się teatralnie. – A dlaczego miałabym wrócić? Rozwodzimy się, pamiętasz? To był twój pomysł, więc to ty będziesz samotnie wychowywał dzieci. Ja wyjeżdżam pojutrze do Włoch. Złapię tam jakąś pracę i będę ci przysyłać alimenty. Spokojnie, na pewno więcej niż ty jesteś w stanie zarobić.

Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje

Na początku myślałem, że tak tylko ze mną pogrywa. Przecież nie mogła zostawić dzieci! To były jej dzieci! Jaka matka robi swojej rodzinie coś takiego?! Ale kiedy kilka dni później do niej zadzwoniłem i usłyszałem komunikat po włosku, zrozumiałem, że wyjechała z kraju. Jagoda nie rozumiała, co się stało. Była rozżalona, bo miałem wprowadzić się do niej i mieliśmy wieść cudowne życie bezdzietnej pary.

– Miałeś się widywać z dziećmi w weekendy, a nie być pełnoetatowym samotnym ojcem! – wytknęła mi, rozgoryczona nagłym zwrotem sytuacji. – Naprawdę myślisz, że zamierzam się ładować w wychowanie cudzych bachorów?!

Tłumaczyłem jej, że to tymczasowe, że Olka tylko chce mnie ukarać i niedługo wszystko wróci do normy, ale ta „norma” jakoś nie nadchodziła. Kiedy dostałem pierwszy przelew o tytule „alimenty” na konto, zrozumiałem, że mam przerąbane. Ola miała świetne wykształcenie, znała perfekcyjnie angielski i włoski, i miała doświadczenie w handlu międzynarodowym. Kwota na przelewie potwierdzała tylko, że naprawdę dostała dobrze płatną pracę w Mediolanie.

Kiedy minęły dwa miesiące od tamtej rozmowy, skontaktował się ze mną jakiś prawnik. Jej prawnik. Zaprosił mnie do kancelarii na rozmowę o podziale majątku i prawach rodzicielskich.

– Pani Aleksandra będzie łożyć na dzieci w kwocie wyższej niż pana dotychczasowa pensja – poinformował mnie oficjalnie. – Chce też mieć prawo do wizyt w każdy pierwszy weekend miesiąca oraz do zabierania dzieci na dwa tygodnie wakacji latem i tyle samo zimą. Nie ma więcej roszczeń w zakresie praw rodzicielskich.

Wyszedłem stamtąd załamany. Dotarło do mnie, że Ola zrobiła dokładnie to, co robiło codziennie tysiące mężczyzn porzucających swoje żony i dzieci. Sam miałem kilka takich przypadków w kręgu znajomych. Facet rozwodzi się z żoną i z dnia na dzień odzyskuje wolność. Dzieci tylko w weekendy, alimenty załatwiają resztę. Dwóch moich kolegów zaczęło nowe życie z nowymi partnerkami i powtarzali, że rozwód był najlepszą decyzją, jaką mogli podjąć.

Nigdy nie zastanawiałem się, co się dzieje z tymi kobietami zostawionymi z dziećmi. Było dla mnie oczywiste, że chciały mieć dzieci przy sobie. Że to w sumie łaska ze strony eksmęża, że nie usiłuje ograniczyć im praw rodzicielskich. A teraz sam byłem w identycznej sytuacji. Zostałem samotnym rodzicem i musiałem codziennie borykać się z humorami nastolatki, zaparciami dwuletniego dziecka i okresem buntu pięciolatka. Moje życie zamieniło się w gonitwę między pracą, przedszkolem a domem, w którym czekała jak na szpilkach opiekunka.

Półtora roku samotnego rodzicielstwa zmieni każdego

Dzięki pieniądzom od Oli mogłem sobie pozwolić na pomoc, ale i tak wieczorami i nocami zostawałem sam z dziećmi. Dopiero wtedy zrozumiałem, co czuje ktoś, kto słyszy, że „siedzenie w domu z dziećmi” to tak naprawdę wakacje. Mój związek z Jagodą rozpadł się, kiedy zrozumiała, że nie będziemy nigdzie jeździć tylko we dwoje, chodzić na eleganckie randki i spędzać beztrosko czasu niczym zakochani nastolatkowie. Nie interesowała ją opieka nad cudzymi dziećmi, ona też nie lubiła kup i rozlanych zupek. Nawet jej specjalnie nie winiłem, że ze mną zerwała.

Przed pierwszą wizytą Oli układałem sobie w głowie, co jej powiem. Miałem ochotę wrzeszczeć, ale kiedy ją zobaczyłem, powiedziałem tylko, że dzieci są na placu zabaw. Potem patrzyłem na nich przez okno i ściskało mi się serce, kiedy widziałem, jak chłopcy na niej wisieli, a Karina udaje obrażoną, ale usiłuje zdobyć całą jej uwagę.

– Krzywdzisz ich – syknąłem, kiedy wrócili. – Oni cię potrzebują. Co za matka porzuca swoje dzieci?!

– Taka, która uprzedziła swojego męża i nie dała się wrobić w samotne rodzicielstwo – odparowała. – Przecież sam powiedziałeś, że jeśli się rozstaniemy, to będziemy oboje lepszymi rodzicami, prawda? – uśmiechnęła się złośliwie. – No i chyba faktycznie tak jest. Powiem ci tylko, że jutro zabieram rano Karinę na zakupy, a potem wszyscy jedziemy na basen, do sali zabaw i na super jedzenie. Faktycznie, czuję się naprawdę lepszą matką, niż kiedy byłam zaharowana i wiecznie zniecierpliwiona. A ty?

Zrozumiałem, że przegrałem. Zachciało mi się uciec od obowiązków, ale żona nie dała się potraktować jak popychadło. W efekcie zostałem sam ze wszystkim. Nie chciałem podpisać papierów rozwodowych. Nie teraz. Nie dlatego, żeby zrobić Oli na złość, ale dlatego, że po prostu nie mogłem się pogodzić, że to nie jest tymczasowa sytuacja.

– Dlaczego nie podpiszesz? – pytała wściekła. – To była twoja decyzja. Ty zaproponowałeś rozwód!

Wtedy już byłem innym człowiekiem. Półtora roku samotnego ojcostwa zmieni każdego. Nauczyłem się, jak być odpowiedzialnym ojcem i zrozumiałem, jakim cholernym egoistą byłem, próbując uciec w ramiona Jagody od mojej rodziny.

– Nie podpiszę, bo mam nadzieję, że zmienisz zdanie… – szepnąłem w telefon. – Że zdołam cię przekonać, żebyś wróciła…

Myślałem, że mnie wyśmieje, ale tylko zamilkła na długa chwilę.

– Tęsknię za nimi – powiedziała cicho.

– Bardzo tęsknię…

Wróciła kilka miesięcy po tej rozmowie. Chłopcy są przeszczęśliwi, Karina sama nie wie, czy ma się cieszyć, czy raczej okazywać matce urazę. Ja czuję ulgę i wdzięczność, że Ola dała nam jeszcze jedną szansę. Zrobię wszystko, żeby jej nie zmarnować!

Piotr, 42 lata

Czytaj także:
„Szwagierka podrzuciła nam syna na całe wakacje. Gdy podliczyłam ją 1000 zł za jedzenie, zmieszała mnie z błotem”
„Wmawiał mi, że jestem jedyna, a po kątach pisał do swojej eks. Wolę być samotną matką niż żyć ze zdradliwym nierobem”
„Zmarnowałam życie, czekając na miłość, która nigdy nie przyszła. Za późno zorientowałam się, że samotność to moja wina”

Redakcja poleca

REKLAMA