Od najmłodszych lat marzyłam o wielkiej miłości. Oczami wyobraźni widziałam siebie w objęciach przystojnego bruneta, który otoczyłby mnie opieką i zapewnił szczęśliwe życie. Ale przecież nie byłam wyjątkiem. Wiele moich koleżanek marzyło dokładnie o tym samym. Jednak różnica między nami była znacząca.
Kiedy moje koleżanki żegnały się z młodzieńczymi marzeniami i zaczynały dorosłe życie, to ja cały czas w nich tkwiłam. One zakładały rodziny i stawiały czoła rzeczywistości, a ja wciąż marzyłam o tym jedynym. Za późno zorientowałam się, że obrałam złą drogę.
Żaden facet nie spełniał moich oczekiwań
Przez całą swoją młodość słyszałam, że jestem bardzo ładną dziewczyną. I pewnie dlatego wymyśliłam sobie, że zasługuję na kogoś wyjątkowego. Owszem, miewałam przelotne związki, ale żaden z mężczyzn nie okazał się tym jedynym. Ja po prostu oczekiwałam czegoś więcej.
– Co nie podobało ci się w Maćku? – zapytała mnie koleżanka, gdy poinformowałam ją, że się z nim rozstałam.
– Sama nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – To po prostu nie było to.
I dokładnie tak myślałam. Każdy kolejny chłopak – mimo że tak naprawdę niczego mu nie brakowało – nie spełniał moich wygórowanych oczekiwań. I chociaż na samym początku wydawało się, że tym razem będzie inaczej, to potem zawsze było tak samo.
– Uważaj, bo przegonisz wszystkich kandydatów i zostaniesz zupełnie sama – ostrzegała mnie koleżanka.
– Ja? – pytałam z niedowierzaniem. – Przecież to niemożliwe – dodawałam. I jednocześnie w myślach przekonywałam samą siebie, że wszystkie te złośliwości wynikają z czystej zazdrości. "Magda po prostu nie może pogodzić się z tym, że jest brzydsza ode mnie" – przekonywałam samą siebie. Wtedy nawet nie pomyślałam o tym, że być może koleżanka ma trochę racji. Bo przecież faktycznie cały czas byłam sama.
Ciągle wybrzydzałam
Po skończeniu szkoły średniej dostałam się na prestiżową uczelnię. Dodatkowym bonusem było to, że wśród studentów przeważali faceci. A ja poczułam się jak ryba w wodzie. "Teraz w końcu znajdę kogoś na swoim poziomie" – przekonywałam samą siebie. W końcu co mogłoby pójść nie tak? Na takiej uczelni nie brakowało mądrych i inteligentnych przystojniaków, którzy na pewno zrobiliby wszystko aby umówić się ze mną na randkę.
I tak początkowo to wyglądało. Już na pierwszym roku ustawiał się do mnie rząd rozanielonych młodzieńców, dla których byłam obiektem westchnień. Ale zdobycie mojego serca wcale nie było takie proste.
– Lubię cię – powiedziałam Krzyśkowi po kilku miesiącach znajomości. – Ale od związku oczekuję czegoś więcej – dodałam. I chociaż wiedziałam, że chłopak jest naprawdę fajny i niegłupi, to w moim przekonaniu czegoś mi brakowało.
– Nie czuję do ciebie nic oprócz sympatii – poinformowałam Marka, który także liczył na coś więcej. On akurat był najbliżej ideału, ale zabrakło tego najważniejszego – szybszego bicia mojego serca.
Mama się martwiła
I tak przeleciały kolejne lata studiów. Przez ten czas byłam w kilku związkach, ale żaden z nich nie okazał się na tyle poważny, aby pójść o krok dalej.
– Mam szansę na zięcia? – zapytała mnie któregoś razu mama. Na początku bardzo spokojnie przyjmowała moją niestabilność uczuciową, ale z czasem zaczęła mi to wypominać.
– Ależ mamo – jęknęłam. – Przecież nie zwiążę się z pierwszym lepszym.
Mama spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziała. – Przecież nikt tego od ciebie nie oczekuje – dodała.
– Ale? – zapytałam. Z jej miny wywnioskowałam, że jeszcze nie skończyła i właśnie zamierza mi coś zakomunikować.
– Ale ty z nikim się nie wiążesz. Czekasz na jakiś ideał, a latka lecą – westchnęła.
Tego się po niej nie spodziewałam. Przez te wszystkie lata mama bardzo mnie wspierała. Dlatego też byłam przekonana, że i w tej kwestii w pełni mnie popiera.
– To mam się związać z byle kim?! – krzyknęłam oburzona.
– Nie z byle kim – odpowiedziała spokojnie mama. – Chodzi o to, abyś dała komuś szansę. Przecież wokół ciebie jest tylu fajnych mężczyzn. Wystarczy dobrze się rozejrzeć.
No tak, łatwo było jej mówić. Tylko, że to nie ona miałaby z tym kimś spędzić resztę życia. Czy było coś złego w tym, że chciałam związać się z kimś wyjątkowym?
Mijał rok za rokiem
Od razu po studiach rozpoczęłam pracę w dużej korporacji. I tam także wzbudzałam spore zainteresowanie wśród płci brzydkiej. Wielu z nich próbowało zaprosić mnie na randkę, a jeszcze więcej do łóżka. Ale byłam wierna swoim ideałom.
– Nie interesujesz mnie – mówiłam prosto z mostu.
I chociaż niektórzy próbowali dalej, to zdecydowana większość rozumiała przekaz i przerzucała się na moje koleżanki. Podobnie potraktowałam Tomka. Kilka dni po skończeniu 30 lat na firmowym korytarzu zderzyłam się z szybko idącym mężczyzną.
– Jak pani chodzi! – wykrzyknął ze złością w głosie.
Ale gdy tylko spojrzał na mnie, to od razu wszystko się zmieniło.
– Przepraszam – wydukał.
Tak właśnie działałam na mężczyzn.
Lubiłam Tomka, ale był blondynem
Okazało się, że Tomek był programistą w firmie, który zajmuje się systemami bezpieczeństwa. Był niezwykle inteligentnym i oczytanym facetem, z którym można było porozmawiać na każdy temat. I to właśnie w nim lubiłam. Rozmowa z nim była jak podróż w nieznane, z której można wynieść wszystko co najlepsze.
– Chyba go polubiłaś – zauważyła przyjaciółka, która widziała nas na spacerze w parku.
– Bardzo – przyznałam z uśmiechem.
– To może coś z tego będzie? – zapytała.
A ja od razu zaprzeczyłam. Owszem, Tomek był miły, sympatyczny i piekielnie inteligentny. Ale nie był w moim guście. Ja po prostu nie lubiłam blondynów.
Jednak mój kolega miał nadzieję na coś poważniejszego.
– Zakochałem się – wyznał mi któregoś razu.
I spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
– Przykro mi – odpowiedziałam. – Nic z tego nie będzie – dodałam.
A potem od razu poinformowałam go, że możemy zostać przyjaciółmi. Tomek nie skorzystał z okazji i całkowicie zerwał ze mną kontakt. "Jego strata" – pomyślałam z wyższością. Jednocześnie byłam przekonana, że za chwilę u mojego boku pojawi się kolejny kandydat na partnera na całe życie.
Byłam oburzona
Tym razem się przeliczyłam. Po zerwaniu kontaktów z Tomkiem minęło sporo miesięcy, zanim doczekałam się jakiegokolwiek zaproszenia na randkę. A i tak okazało się, że facetowi chodziło jedynie o to, aby zaciągnąć mnie do łóżka.
– Chyba nie myślałaś, że poproszę cię o rękę – usłyszałam, gdy poinformowałam go, że przygodny seks mnie nie interesuje. – Zresztą jesteś za stara na pannę młodą – dodał jeszcze.
Aż zatkało mnie z oburzenia. Ale zaraz potem pomyślałam sobie, że facet ma rację. "Kilka tygodni temu skończyłam 40 lat. To już nie jest pierwsza młodość" – pomyślałam. A od razu po powrocie do domu stanęłam przed lustrem. I odkryłam, że faktycznie wyglądam na swoje lata. Gdzie się podziała ta ładna i seksowna dziewczyna sprzed kilku lat? Z lustra spoglądała na mnie kobieta w średnim wieku, które najlepsze lata miała już za sobą. I co najgorsze – ta kobieta cały czas była sama.
Załamałam się. W tamtej chwili niewiele brakowało, a zaczęłabym płakać. Uświadomiłam sobie, że najlepsze lata mam już za sobą i nic nie wróci mojej młodości. "Jesteś stara i sama" – powiedziałam do odbicia w lustrze. I jeszcze długo wpatrywałam się w twarz, której nie poznawałam.
Czuję się samotna
Tamtego wieczoru zrozumiałam, że muszę coś zmienić w swoim życiu. Doszłam do wniosku, że najzwyczajniej w świecie nie chcę być sama. Dlatego postanowiłam rozejrzeć się na bratnią duszą. I tym razem nie zamierzałam być już tak wymagająca.
Ale łatwiej powiedzieć, a trudniej zrobić. Większość facetów w moim otoczeniu było już zajętych, a ci którzy pozostali wolni, to zupełnie nie nadawali się do poważnych związków. A ja w końcu zrozumiałam, że przegapiłam swoją szansę. Przez te wszystkie lata poszukiwałam niedoścignionego ideału, a nie zwracałam uwagi na to, że wokół jest naprawdę sporo fajnych facetów. A teraz było już za późno.
Nie wiem, czy jeszcze szukać
– To może portal randkowy. Albo biuro matrymonialne – zaproponowała przyjaciółka, której zwierzyłam się ze swoich bolączek.
Ona była jedyną, która chciała mnie jeszcze wysłuchać. Reszta moich koleżanek miała rodziny i nie znajdowała czasu, aby spotykać się z samotną czterdziestolatką. Być może część z nich obawiała się, że odbiję im męża.
– Sama nie wiem – odpowiedziałam.
Jednak w głębi duszy wiedziałam, że się na to nie zdecyduję. To nie było dla mnie. Ale pretensje mogłam mieć tylko do sobie. Przez niemal całe swoje życie przebierałam w facetach i każdego z nich uważałam za gorszego od siebie. Teraz oni wszyscy mają rodziny i pewnie cieszą się, że nie związali się ze mną. A ja zostałam sama. I chociaż w końcu zrozumiałam, że przez ostanie lata byłam swoim wrogiem, to obawiam się, że jest już za późno.
Kamila, 40 lat
Czytaj także: „Za młodu podglądałem sąsiadkę i zapamiętałem ją na zawsze. Po 15 latach wróciła i postanowiła mnie za to ukarać”
„Siostra nie przyznała się, że miała dostęp do konta mamy. Podbierała z niego po cichu kasę przez kilka lat”
„Teściowa ciągle mną pomiata, bo jestem rozwódką. Odegram się, gdy zdradzę pikantną tajemnicę tej starej grzesznicy”