„Jedna kobieta mnie zdradziła, druga zmarła, a trzecia uciekła. Tak wygląda bilans mojego godnego pożałowania życia”

poważny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Przez długi czas brakowało mi jakiegokolwiek sensu istnienia. Nie zdecydowałem się na założenie rodziny, nie spłodziłem potomstwa. Cokolwiek dobrego pojawiło się w mojej codzienności, przemijało w mgnieniu oka albo urywało się nagle, kiedy akurat wszystko zaczynało się układać”.
/ 22.06.2024 07:15
poważny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

W dniu moich czterdziestych dziewiątych urodzin, spędzałem czas w mieszkaniu, w pojedynkę, trzymając w dłoni szklankę z przezroczystym trunkiem. Minęło już trzydzieści minut, a ja wciąż nie mogłem się przemóc, aby ją unieść i przytknąć do warg. Pochylałem się nad nią niczym oprawca nad niewinną ofiarą, pogrążony w rozmyślaniach. Rozpamiętywałem wszystkie potknięcia i porażki, jakie przydarzyły mi się w ciągu tych lat.

Byliśmy na to za młodzi

W obecnych czasach mało kto decyduje się na ślub, mając zaledwie 24 lata. Taka jest prawda. Iza wyglądała wspaniale. Chodziliśmy razem na zajęcia na uczelni, zapałaliśmy do siebie uczuciem i postanowiliśmy się zaręczyć. Nasi rodzice namawiali nas, abyśmy się z tym wstrzymali. Mówili: „Dajcie sobie czas, aby lepiej się poznać, ukończcie naukę, poszukajcie zatrudnienia. Sprawdźcie się trochę w życiu dorosłych ludzi, zanim zdecydujecie się na jeden z najistotniejszych kroków”.

My jednak uważaliśmy, że wiemy lepiej i potajemnie zarezerwowaliśmy datę ślubu w USC, zaledwie dwa dni po obronie magisterki. Kiedy oznajmiliśmy rodzicom nowinę o ślubie, totalnie oniemieli, ale nie mogli nic z tym zrobićW końcu oboje byliśmy pełnoletni, kiedy stanęliśmy na ślubnym kobiercu.

Na początek wprowadziliśmy się do teściów, którzy mieli niewielki domek na obrzeżach miasta. Mówiliśmy, że to tymczasowo, dopóki nie znajdziemy roboty i nie stać nas będzie na własne lokum. Marzyliśmy o własnym kącie i przestrzeni tylko dla siebie, a w małym domu teściów o to było trudno.

Nim jednak udało się nam dorwać jakąś robotę, Izie trafił się facet, który okazał się jej prawdziwą miłością. W związku z tym, oznajmiła mi, że od jej rodziców wyprowadzę się tylko ja sam. Nie czekając ani chwili, złożyłem papiery rozwodowe i w mgnieniu oka zakończyliśmy tę szopkę.

Może to ta jedyna?

Męczyłem się strasznie. Miałem w środku straszny ból, zranione uczucia i rozjechaną dumę faceta. Postanowiłem, że następną dziewczynę znajdę powoli i ostrożnie, tak jak mi radzili rodzice. No bo przecież jak kogoś naprawdę kochasz, to dasz radę poczekać, prawda?

Sabina pracowała jako pielęgniarka w szpitalu, do którego musiałem się udać na operację wyrostka robaczkowego. Od samego początku między nami zaiskrzyło. Żartowaliśmy i kokietowaliśmy się za każdym razem, gdy zaglądała do mojego pokoju.

Zauważyłem też, że opiekuje się mną z nieco większą troską niż pozostałymi chorymi. Kiedy nadszedł moment wypisu, zaproponowałem jej wspólny wieczór przy kolacji, ale nie od razu. Chciałem poczekać, aż wrócę do pełni formy po rekonwalescencji i stanę przed nią jako prawdziwy mężczyzna, pełen wigoru.

Podsunęliśmy sobie nawzajem dane kontaktowe i konsekwentnie każdego dnia przeznaczaliśmy chwilkę na pogawędki oraz przesyłanie wiadomości tekstowych. Z czasem zaczęły się nasze spotkania twarzą w twarz i powolne budowanie relacji. Moja wybranka również nie chciała niczego przyspieszać. Niedawno zerwała zaręczyny, ponieważ jej były narzeczony zaczął nadużywać alkoholu. Chciała więc mieć pewność, że coś sobą reprezentuję, zanim zaangażuje się w nową znajomość, poświęcając temu swoją energię, czas i emocje.

W końcu jednak przestaliśmy chodzić wokół siebie na palcach i doszliśmy do wniosku, że to jest właśnie to, czego chcemy. Wprowadziliśmy się do wspólnego mieszkania, a po trzech latach stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Tym razem była to prawdziwa ceremonia, z przyjęciem weselnym, na które zaprosiliśmy bliskich i znajomych, z potańcówką do białego rana, z tortem, którym częstowaliśmy się o północy, i z krępującymi konkurencjami w trakcie oczepinowego rytuału.

Jej strata mnie zniszczyła

Kto wie, czy to niezwykłe uczucie szczęścia, jakie towarzyszyło nam w tamtych chwilach, nie było aż tak silne właśnie dlatego, że nie trwało długo? Pięć lat później, gdy Sabina usłyszała wyrok lekarzy, nogi się pod nią ugięły. Nie miała wątpliwości, jak poważna jest diagnoza raka trzustki. Było nam dane przeżyć razem jeszcze pół roku – czas przepełniony radością i smutkiem, słodyczą i goryczą, aż w końcu Sabina odeszła na zawsze.

Poczułem czystą, niczym nieskalaną rozpacz, a wraz z nią przyszła wściekłość na Boga za to, że odebrał mi tak cudowną istotę, od której zaznałem jedynie bezwarunkowej miłości i dobroci. Widocznie był zazdrosny o to szczęście, które dzięki niej odnalazłem, więc postanowił wyrwać z mojego życia tę kobietę przepełnioną radością istnienia, obdarzającą każdego promiennym uśmiechem i poświęcającą się, by pomóc innym odzyskać zdrowie. Choć na ostatnie pożegnanie przybyły tłumy ludzi, ja czułem się zupełnie samotny pośród tego morza żałobników.

Wtedy sobie przyrzekłem – już nigdy! Koniec z miłością, jej stratą i byciem pogrążonym w beznadziejnej otchłani. Prawdę mówiąc, ulżyło mi, że nie zdecydowaliśmy się jeszcze na dzieci – przynajmniej żadne nie będzie skazane na dorastanie bez matki. Ale ja... cóż, zostałem całkiem sam, jak kołek w płocie.

Egzystowałem z godziny na godzinę, nie rozmyślając o płci przeciwnej. Zbyt mocno kochałem Sabinę, aby zaangażować się w kolejną relację, nawet wtedy gdy żałoba minęła. Nie chodziło o parę miesięcy, ale o składanie od nowa mojego serca, które pękło na miliony fragmentów, kiedy wieko trumny opadło i zrozumiałem, że to już koniec, że nic nie da się cofnąć.

Kiełkowała we mnie nadzieja

Minęły trzy lata, zanim cokolwiek się zmieniło. Wszystko za sprawą Iwony, która zamieszkała na ostatnim piętrze mojego bloku. Między nami zawiązała się nić przyjaźni. Iwona, samodzielnie wychowująca dwoje maluchów, odeszła od agresywnego męża. Ja natomiast owdowiałem i nie miałem potomstwa. Często gawędziliśmy, jadąc windą, a niekiedy pomagałem jej wnieść siatki z zakupami do mieszkania.

Zawsze mnie fascynowała. Wiedziała, jak pokierować własnym losem i rozpocząć wszystko od zera, mimo przeżytej tragedii. Ani razu nie usłyszałem od niej słowa skargi czy pretensji, po prostu grubą linią oddzieliła to, co było i ruszyła do przodu. Kiedy jej pociechy zostawały na noc u dziadków, miewała wolne wieczory. W takich chwilach spędzaliśmy czas tylko we dwoje. Chodziliśmy do kina na seanse inne niż bajki dla dzieci, delektowaliśmy się kolacją, popijając lampkę wina.

Bywało, że spędzaliśmy czas w domu, wspólnie przygotowując posiłki. Nie chciałem sobie wmawiać, że tworzymy związek, ale jako dojrzali ludzie, zdawaliśmy sobie sprawę, do czego to prowadzi. Pozwalałem sobie na zbliżenie się do niej, budowałem relację z jej dzieciakami, mając świadomość, że bez nawiązania choćby niewielkiej nici porozumienia z nimi, nic z tego nie będzie.

Iwona i jej dzieci przepadły jak kamień w wodę. Jeszcze po powrocie z pracy zapukała do drzwi, czy bym jej nie pomógł powiesić półeczki, które świeżo kupiła małej do pokoiku. A nazajutrz o poranku ani śladu po nich. Nie odbierała telefonu, nie odpisywała. Kompletnie nie wiedziałem, co jest grane. Bladego pojęcia nie miałem, gdzie jej szukać. Pozostawało mi tylko bez końca czekać albo dać sobie spokój.

Machnąłem ręką na to wszystko i zacząłem żyć z dnia na dzień, czekając tylko na kolejny przelew. Miałem serdecznie dosyć takiego życia. Pomyślałem, że do trzech razy sztuka i teraz pozostaje mi już tylko dotrwać do emerytury, a potem czekać na trumnę i wieczny spokój. Nie miałem w planach wiązać się z kimkolwiek. Nie chciałem po raz kolejny karmić się nadzieją i złudzeniami, tylko po to, by znów runąć na łeb na szyję.

Moje czterdzieste dziewiąte minęły mi przy szklance wódki, rozmyślając o własnym pokręconym losie. Tego trunku nawet nie spróbowałem, o poranku wylądował w zlewie. Zero powodów do celebracji, czy to radosnych, czy smutnych. W moim życiu brakowało jakiegokolwiek sensu. Nie stworzyłem własnej rodziny, nie doczekałem się potomstwa. Byłem już po rozwodzie, pochowałem żonę, zostawiono mnie – wszelkich życiowych doznań zaznałem. Kończyło się to, zanim tak naprawdę się rozpoczęło albo wtedy, gdy szło jak z płatka.

Nie sadziłem, że jeszcze ją spotkam

Owszem, kiedy trzęsą ci się nogi, widząc twoją byłą małżonkę, która zaczyna robotę tam, gdzie ty pracujesz. Ćwierć wieku po tym, jak zakończyła wasze małżeństwo. Sądziłem, że będę potrzebował resuscytacji. Byłem świadomy, że wyemigrowała, ale nie spodziewałem się, że kiedyś znów ją ujrzę. Jednak to z całą pewnością była Izabela. O dwie dekady starsza, ale nadal ona.

– Rany, Marcin, ty dalej tu pracujesz... – rzuciła, równie zaskoczona na mój widok. – Moglibyśmy pogadać, jak skończysz? Zdaję sobie sprawę, że nie wypada mi o nic prosić, szczególnie po takim czasie.

Wybraliśmy się do kafejki. Spotkanie po tym długim czasie było dość niezręczne. Wyglądała inaczej, ale wciąż miała w sobie to coś.

– Wybacz mi. Moje zachowanie było poniżej krytyki. Teraz wiem, jak bardzo cię zraniłam. Postąpiłam podle i nieodpowiedzialnie. Wspólne nadzieje i zamierzenia, a ja to wszystko zburzyłam. Przez głupią fascynację, bo naobiecywano mi gruszki na wierzbie już teraz, a nie w bliżej nieokreślonej przyszłości. Przez własną pazerność i brak cierpliwości.

– Ale było warto? – zapytałem przyciszonym głosem.

– Początkowo rzeczywiście tak sądziłam. Artur rozkręcił swój biznes, więc mogłam sobie pozwolić na niepracowanie i przez jakiś czas wiodłam bardzo komfortowe życie – powiedziała, lekko potrząsając głową. – Ale potem dotarło do mnie, że to wszystko jest strasznie nużące i jałowe. Całe dnie spędzałam na szukaniu kolejnych dowodów jego niewierności.

W pewnym momencie spakowała walizki, wyjechała za granicę, zdobyła certyfikaty i zaczęła pracę jako tłumaczka. Ale jakoś nie potrafiła na nowo ułożyć sobie życia u boku drugiej osoby, więc w końcu dała temu spokój. Łatwiej i prościej było jej żyć samej, doświadczyła mniej zawodów i rozczarowań. Wróciła, bo jej rodzice zaczęli podupadać na zdrowiu i sami już sobie nie radzili.

– Naprawdę, Marcin, jest mi przykro. Byłam wtedy młoda, głupia i nie wiedziałam, co jest dla mnie najlepsze.

– Ze swojej strony chciałbym cię również przeprosić – te słowa niespodziewanie wymsknęły się z moich ust. – Zbyt łatwo się poddałem, pozwoliłem, by moja duma wzięła górę, nie starałem się walczyć o naszą relację, o ciebie. W ekspresowym tempie wysłałem papiery rozwodowe. Głównie z powodu poczucia upokorzenia, a nie dlatego, że moja miłość do ciebie wygasła.

Moje uczucia do niej wciąż są żywe

Kiedy to z siebie wyrzuciłem, dotarło do mnie, że to absolutna prawda. W głębi duszy wciąż darzyłem uczuciem tę młodą kobietę, z którą niegdyś stanąłem na ślubnym kobiercu. Podobnie jak do końca życia będę kochał Sabinę, mimo świadomości, że odeszła na zawsze i już nie wróci. Jednak Iza siedziała tuż przede mną. Była obecna. Inna niż dawniej, bo w końcu upłynęło trochę czasu, ale to wciąż była ona.

– Żal mi tego, co nas kiedyś łączyło – wyznała z westchnieniem i wyczuwałem, że mówi od serca.

Pragnąłem, aby Iza pozostała w moim życiu na dłużej. Chwyciłem delikatnie jej rękę i przyciągnąłem ją do siebie. Mój pocałunek był dla niej niespodzianką, jednak nie stawiała oporu. To nie było krępujące, raczej osobliwe. Niby swojskie, ale jednocześnie jakby nieznane. Nasze spojrzenia się spotkały…

Udaliśmy się do mojego mieszkania. Było to niesamowite przeżycie. Z jednej strony miałem przecież do czynienia z tą samą osobą, którą świetnie znałem – moją partnerką, narzeczoną, małżonką. Ale z drugiej strony wydawała się ona zupełnie kimś innym, ponieważ minęło dwadzieścia lat, odkąd każde z nas żyło na własną rękę.

Przegadaliśmy całą noc, opowiadając sobie nawzajem o naszych życiowych perypetiach. Wspominaliśmy radosne chwile, przygnębiające sytuacje i okresy totalnej beznadziei. Przyznaliśmy się, że goniliśmy za szczęściem, i nieraz udawało nam się je złapać, a kiedy indziej kompletnie nam umykało. I nagle olśniło mnie, że wreszcie wszystko się poukładało tak, jak trzeba.

Najistotniejsze było to, że ja również pragnąłem dać nam kolejną szansę. Spróbować od początku, mając świadomość, jak łatwo można zagubić się we własnym życiuChoć w firmie staraliśmy się zachowywać tak, jak wobec innych pracowników, to poza nią powoli odbudowywaliśmy naszą relację, którą wcześniej zrujnowaliśmy.

Niczym konstrukcję z drewnianych elementów – powoli, kawałek po kawałku, z rozwagą i precyzją, by nie pominąć żadnego detalu i nie zachwiać delikatną strukturą. Tym razem włożyliśmy w to mnóstwo wysiłku. Zależało nam, by wszystko się udało i nic nie popsuć.

Damy sobie drugą szansę

Moi bliscy byli w szoku, gdy usłyszeli nowinę o tym, że ja i Iza znów tworzymy parę. Odnoszę wrażenie, że do końca życia żywili do niej urazę za to, co zrobiła. Nie mieli jednak innego wyjścia, jak tylko pogodzić się z tym, co postanowiliśmy. To była nasza decyzja. Z kolei jej rodzice od nowa mnie polubili i ciepło przyjęli. U nich zawsze panowała przyjazna atmosfera i czułem, że mają do mnie pozytywne nastawienie.

Na razie ślub nie wchodzi w grę. Symbolika i formalności nie mają dla nas znaczenia. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że żaden dokument nie uchroni przed zdradą czy rozstaniem, nie daje żadnej pewności. Dzielimy czas między moje mieszkanie, jej i samotność, by złapać odpowiedni dystans. Obydwoje potrzebujemy własnego kąta. Doszliśmy do takiego poziomu dojrzałości, że potrafimy to pojąć i wzajemnie się nie ograniczać.

Iza towarzyszy mi podczas wizyt na cmentarzu, gdzie spoczywa Sabina. Za każdym razem starannie wybiera najpiękniejsze kwiaty, mówiąc, że to jej sposób na spłacenie długu wdzięczności wobec kobiety, która dała mi tyle radości w czasie, gdy ona sama mnie zawiodła. Oboje zaakceptowaliśmy też fakt, że nie zostaniemy rodzicami. Iza również nigdy nie zdecydowała się na dziecko, a teraz już jest na to za późno.

Zdajemy sobie sprawę, że powinniśmy doceniać czas, który został nam dany i radować się każdym momentem spędzonym razem. Nikt nie potrafi przewidzieć, ile takich okazji jeszcze będziemy mieli. Marzę o tym, aby były to kolejne dziesięciolecia, jednak staram się postępować tak, jakby kolejny dzień mógł się okazać tym ostatnim. Nie oznacza to jednak, że popadam w jakieś szaleństwo. Zależy mi po prostu na tym, by obdarzać innych miłością i uniknąć poczucia, że czegoś nie zrobiłem.

Marcin, 50 lat

Czytaj także:
„Przez lata myślałam, że będę samotna do końca życia, a wystarczyło tylko sięgnąć po komórkę”
„Podczas wakacji nad morzem porwała mnie fala namiętności. Mąż mi nie wybaczy, gdy się dowie, z kim go zdradziłam”
„Byłam już żoną, kochanką i partnerką. Czekałam, aż jakiś facet w końcu okaże się niespodzianką, a nie rozczarowaniem”

Redakcja poleca

REKLAMA