„Przez lata myślałam, że będę samotna do końca życia, a wystarczyło tylko sięgnąć po komórkę”

kobieta rozmawia przez telefon fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Według słów Jacka, miał on próbować przesyłać mi tyle funduszy, ile tylko będzie w stanie. Niestety, rzeczywistość szybko zweryfikowała jego obietnice — nie był w stanie wysłać ani grosza!”.
/ 18.06.2024 08:30
kobieta rozmawia przez telefon fot. Adobe Stock, Halfpoint

– Dlaczego non stop gapisz się w ten smartfon? - zwróciłam się do Karoliny z pretensją w głosie.

Odnosiłam wrażenie, że córka wpada do domu tylko na dwa dni, abym uprała jej ciuchy i spakowała żarcie, które zabierze do akademika. W ogóle nie miałyśmy czasu na pogaduchy, bo ciągle stukała coś na klawiaturze telefonu. Podniosła na mnie wzrok znad wyświetlacza.

– Wybacz... Zaraz skończę, mamo i poświęcę ci całą swoją uwagę.

– Jasne, akurat! – prychnęłam z niedowierzaniem.

Kompletnie nie dawałam temu wiary

Odnosiłam wrażenie, że wszyscy młodzi są wręcz uzależnieni od tych gadżetów! Za moich czasów spotykało się z rówieśnikami twarzą w twarz, gadało się z nimi bezpośrednio, a ona? Wolała szczerzyć się do wyświetlacza… Gdy nareszcie odłożyła smartfona, przyszła przytulić się do mnie.

Moja maleńka, dorosła córeczka! Ciągle nie docierało do mnie, kiedy ona aż tak wyrosła. Pamiętam, jak prowadziłam ją do przedszkola, pokazywałam jak sznurować buty i gdy spędzałyśmy wieczory tylko we dwie, popijając kakałko i zajadając się tostami po francusku.

Karolina stała się już dorosłą osobą i miała konkretne zamiary co do swojej przyszłości. Jej marzeniem było pracować jako pedagog. Byłam z niej ogromnie zadowolona. Pragnęłam z całego serca, aby udało jej się zrealizować swoje cele, ponieważ ja sama musiałam porzucić własne ambicje.

Zrobiłyśmy sobie babski wieczór przy kuchennym blacie, a Karolina zaczęła relacjonować, co słychać u jej kumpli i co wydarzyło się poprzedniego dnia, ekscytując się każdym drobiazgiem, jak to ona. Zwróciłam jej uwagę, że odrobinę za długo szlajała się po mieście, ale ona tylko wzruszyła ramionami.

Faktycznie miała rację – w akademiku i tak robiła, na co miała ochotę, a ja nie miałam o tym zielonego pojęcia. Wiedziałam jednak, że to mądra dziewucha i nawet jeśli zdarza jej się zaszaleć, to nie przekracza granic zdrowego rozsądku.

Karolina w pewnym momencie chwyciła moje ręce i rzekła:

– Mamusiu… Nie powinnaś się o mnie bezustannie zamartwiać. Daję sobie świetnie radę i jestem rozsądna. Powinnaś również umówić się ze swoimi przyjaciółmi!

Chociaż jestem rodowitą mieszkanką tego miasta, nie utrzymuję kontaktów z dawnymi kumplami. Stare znajomości jakoś się po drodze rozmyły. Kojarzę tylko osoby z klatki obok i parę babek z roboty! Ale przecież nie będę się zadawać z nimi po ośmiu godzinach tyrki w jednym biurze. Bez jaj. One zresztą pochłonięte są swoimi bliskimi.

Kogo obejdzie moja samotność…

Karolina ewidentnie chciała wykombinować dla mnie jakieś zajęcie, żebym nie zadręczała się myślami o niej. Wypaliła, że odnajdzie moich "szkolnych ziomali z ogólniaka". Popukałam się w czoło. Jakim cudem niby?

– Przez FB, mamuś! – oznajmiła z uśmiechem, tak jakby to było totalnie jasne dla każdego.

Mimo wszystko nie byłam do końca przekonana, czy któreś z nich dało się namówić na taki numer. Należymy do zupełnie odmiennej generacji!

Pamiętam, że Karolina swego czasu pomogła mi utworzyć profil na tym portalu, ale za każdym razem, kiedy próbowałam coś napisać, moje posty były dostępne dla całego świata. Czułam się jak na jakiejś publicznej sesji terapeutycznej! Ciągle robiłam jakieś błędy! Strasznie mnie to frustrowało i sprawiało, że czułam się taka niezaradna, więc w końcu odpuściłam to całe facebookowanie. A teraz moja pociecha włamała się na moje konto i zaczęła węszyć w moich danych.

– Od kiedy nie odwiedzałaś tych stron?

Uniosłam lekko ramiona w geście bezradności. Chyba ze dwa lata minęły od ostatniego logowania... Karola spojrzała na mnie z naganą w oczach.

A jak to się stało, że olewasz zaproszenia? Czeka na ciebie z pięćdziesiąt, które domagają się reakcji. Na bank znajdziesz wśród nich parę od kumpli z czasów liceum.

– Serio? – moja ciekawość została rozbudzona, podczas gdy ona rozpoczęła wyliczankę osób.

Sporo zaproszeń pochodziło od znajomych z pracy, parę od sąsiadów, a niektóre od osób, które faktycznie kojarzyłam z dawnych lat. Karolina przeglądała i czekała, aż dam zielone światło na ich akceptację. Co za bzdura! Na co mi sąsiadka z bloku na fejsie? Jak będę miała ochotę z nią pogadać, to po prostu do niej zapukam!

– Tego Marianka kojarzysz? – ni z tego, ni z owego spytała córa.

– Marianka? No jasne, że go znam. Ma tutaj profil? Mogę z nim popisać? – zareagowałam z zapałem.

Marian przez lata liceum był moim kumplem

Gadanie z nim to była przyjemność, no i nie oszukujmy się, fajnie było czasem wypalić szluga za budynkiem szkoły. Łączyło nas podobne poczucie humoru, zainteresowania i zawsze się nabijaliśmy, że jesteśmy jak dwie krople wody. Był nieco starszy, ale dogadywaliśmy się świetnie. Karolina od razu skrobnęła do niego wiadomość, ale byłam przekonana, że jego profil działa tak jak mój i nim odpisze, to pewnie zleci kolejne dziesięć lat.

Ej, odpisał! „Siema, Mirabelka, kopę lat"! – przeczytała na głos Karolina, a ja omal nie wyskoczyłam z butów.

Nikt poza nim nie zwracał się do mnie tym przezwiskiem - Mirabelka. Chwyciłam komórkę i rozpoczęłam pisanie wiadomości. Szło mi to dość topornie i mozolnie. Ciągle popełniałam błędy w pisowni. Okazało się, że Marian mieszka całkiem blisko, bo w sąsiedniej wsi i jest zatrudniony w lokalnym ośrodku kultury. Byłam w szoku. Był tak blisko mnie, a mimo to nigdy nawet na siebie nie wpadliśmy.

Ruszyliśmy z kopyta, opowiadając sobie co w trawie piszczy. Marian wyznał, że jest świeżo po rozwodzie i widuje swoich dwóch chłopaków w co drugi weekend. Zrobiło mi się smutno, gdy to usłyszałam, bo byłam przekonana, że jest świetnym tatą. Ja z kolei powiedziałam mu, że sama wychowuję dwudziestoletnią córkę, która studiuje.

– A czemu sama ją wychowujesz? – zainteresował się Marian.

Mało kto miał na tyle śmiałości, żeby zapytać wprost o takie sprawy. Marian nigdy nie owijał w bawełnę, ale jednocześnie nie był nachalny. To była jedna z jego cech, którą w nim ceniłam… Odpisałam mu, że to skomplikowane, ale on stwierdził, że nigdzie mu się nie spieszy. I tak oto nasza konwersacja z błahej i miłej, w końcu zeszła na bardziej osobiste tory.

Marian zwierzył mi się z kłopotów związanych ze swoim rozwodem i tym, jak bardzo brakuje mu synów. Pomyślałam, że w takim razie ja też powinnam być z nim szczera, choć powrót do tematów sprzed wielu lat nie należał do najprostszych.

Pamiętam, jak po zdaniu matury pojechaliśmy na kemping. Marian nie dołączył do naszej ekipy, ponieważ wciąż zakuwał do sesji. Reszta z nas miała już zaliczone egzaminy i celebrowała wejście w dorosłość. Dla mnie te dni okazały się początkiem końca przygody ze studiami.

Czuliśmy totalną wolność: byliśmy młodzi, zrelaksowani, z brązową opalenizną i pełni radości. To była wybuchowa kombinacja. Pewnej ciepłej, letniej nocy uległam zauroczeniu i namiętności, jaką poczułam do mojego kolegi z roku, Jacka.

Przeczuwałam, że temu facetowi nie można ufać, bo w czasach szkolnych zmieniał laski częściej niż skarpetki. Do tej pory kompletnie mnie olewał, więc gdy nagle zaczął się mną interesować, poczułam się mile połechtana...

Nie liczyłam jednak na nic poważnego

Jacek miał przecież zacząć studia w stolicy, a ja planowałam zostać w Katowicach. Gdy we wrześniu dowiedziałam się o ciąży, byłam totalnie zszokowana!

Mama nie kryła złości. Stwierdziła, że własnoręcznie pogrzebałam swoje marzenia o edukacji. Na początku łudziłam się, że jakoś to będzie, ale Jacek nie czuł się zobligowany do działania. Zaakceptował dziecko i zadeklarował, że będzie starał się przesyłać mi tyle forsy, ile zdoła. Wkrótce wyszło na jaw, że nie zdoła w ogóle!

Zostałam sama, borykając się z kłopotami. Kiedy urodziłam Karolinkę, studia zeszły na dalszy plan. Zajęcia na uczelni skończyły się dla mnie po pierwszym semestrze. Cały czas poświęcałam na opiekę nad córeczką. Na początku byłam u rodziców, ale atmosfera w domu była napięta.

Ciągle dochodziło między nami do spięć, bo mieli do mnie żal, że tak młodo zostałam mamą. Uważali, że zmarnowałam sobie przyszłość. Niechętnie wspierali mnie w opiece nad małą.

Kiedyś skontaktowała się ze mną znajoma ze szkoły średniej, informując o wolnym stanowisku w dziale fakturowania w przedsiębiorstwie wytwarzającym elementy maszyn, gdzie był zatrudniony jej ojciec. Ponieważ moja córeczka  skończyła właśnie trzy latka i zaczęła chodzić do przedszkola, znalazłam lokum do wynajęcia i podjęłam tę pracę.

– Czemu ani razu do mnie nie zadzwoniłaś, skoro zmagałaś się z tyloma trudnościami? – w głosie Mariana słychać było szczere przejęcie. – Przecież chętnie bym ci pomógł!

– Daj spokój! Nikt nie jest wolny od kłopotów, każdy zmaga się ze swoimi. Byłam świadoma, że muszę uporać się z tym, co los zesłał na mnie samą.

– Jak temu kretynowi starczyło odwagi, by cię opuścić? Miał szansę na wspaniałe życie u twojego boku.

Wykrzywiłam usta w uśmiechu, patrząc na wyświetlacz telefonu. Wtem do moich uszu dobiegł odgłos przekręcanego zamka. To Karolina przyszła do domu po imprezie. Zerknęłam na godzinę. Wybiła już pierwsza nad ranem!

Kompletnie straciłam poczucie czasu!

– Czemu tak zawzięcie wpatrujesz się w komórkę? – parsknęła śmiechem córcia.

Wysłałam Marianowi wiadomość, że kładę się do łóżka. Kolejnego ranka, gdy tylko się przebudziłam, czekała na mnie nowa wiadomość od niego. Pozdrawiał mnie i życzył udanego dnia. Od tamtego momentu, wymieniliśmy mnóstwo wiadomości, niemalże bez chwili przerwy. Przez cały dzień!

Rankiem opowiadaliśmy sobie sny, a wieczorem jedliśmy razem kolację; oczywiście wszystko online. Czułam, że zaczynam się zakochiwać w Marianie, choć nawet się jeszcze nie spotkaliśmy!

Kompletnie nie wiedziałam, jak on się prezentuje w rzeczywistości, ponieważ w ogóle nie dodał swojego zdjęcia na profilu. Moja fotka również była całkiem niewielka, bo stwierdziłam, że nie mam się czym szczycić.

– Zamierzasz tak w nieskończoność? – parsknęła śmiechem córka, gdy przyjechała w następny weekend i po raz kolejny zobaczyła mnie przyklejoną do smartfona. – No umówcie się wreszcie!

Minęło trochę czasu

Mówiąc zupełnie szczerze, nie paliłam się do tego pomysłu. To znaczy, w sumie to chciałam, ale bałam się, że magia naszej relacji po prostu zniknie. Totalnie mnie zaskoczyło, gdy tego samego dnia Marian wystukał na klawiaturze dokładnie to samo.

– A może byśmy w końcu przełamali lody i zobaczyli się na żywo?

Głęboko odetchnęłam, spodziewając się tej chwili, ale miałam nadzieję, że nasze internetowe zaloty potrwają jeszcze trochę.

– No i co będzie, jeśli nie spełnię twoich oczekiwań? – odpisałam, a on odparł, że też ma takie obawy.

– Sporo czasu upłynęło, obojgu nam nie układało się w życiu. Zaufaj mi, Mirka, nie spodziewam się ujrzeć nastolatki!

Po wielu wahaniach zdecydowałam się w końcu to zrobić. Następnego dnia mieliśmy randkę w kawiarence. Wieczór wcześniej odprowadziłam moją córkę do pociągu, dziękując jej serdecznie za pomoc w skontaktowaniu się z moim dawnym kumplem. Byłam świadoma, że gdyby nie ona, pewnie nigdy byśmy się nie spotkali.

Nazajutrz byłam strasznie zdenerwowana

Gadanie przez telefon to jedno, ale teraz musieliśmy się jeszcze poznać na nowo po takim czasie. Przed maturą nosiłam długie blond loczki i byłam chudziutka jak patyk.

Obecnie moje kształty były bardzo obfite, a włosy krótkie i ciemne. Dźwięk dzwoneczka nad wejściem zaanonsował pojawienie się kolejnego gościa. Zerknęłam w kierunku drzwi: facet z lekką łysiną i wystającym brzuszkiem przekroczył próg i zaczął przyglądać się osobom w środku. To musiał być on! Byłam niemal pewna, że to właśnie on.

Kiedy odwrócił się w moją stronę, nie miałam już żadnych wątpliwości. Jego twarz prawie się nie zmieniła. Cóż... może pojawiło się parę dodatkowych zmarszczek, ale nie było to istotne. Prawdę powiedziawszy, poczułam się lepiej, widząc, że on również trochę się postarzał. Gdy mnie zauważył, na jego twarzy pojawił się uśmiech, rozpostarł ramiona i zbliżył się, by mnie objąć.

– Mirabelka! Wspaniale jak zawsze wyglądasz.

– Daj spokój! Minęło sporo czasu. Miałam obawy, że mnie nie rozpoznasz.

– Prezentujesz się znakomicie!

Gdy zajęliśmy miejsca przy stoliku, złożyliśmy zamówienie - każde z nas poprosiło o kawałek sernika i filiżankę kawy. Odniosłam wrażenie, że czas stanął w miejscu.

Znane jest powiedzenie, że gdy prawdziwi kumple spotykają się po wielu latach rozłąki, to mają poczucie, że nic się nie zmieniło.

Podczas tych paru tygodni konwersacji na Facebooku pojawiła się między nami pewna chemia, która dawała nadzieję na coś głębszego. Okazała się ona początkiem płomienia, który niedługo później rzeczywiście zapłonął w naszej relacji.

Kiedy Karolina spotkała się z Marianem po raz pierwszy, odetchnęła z ulgą, mówiąc, że nareszcie widzi go na własne oczy. Już traciła nadzieję, że kiedykolwiek odklei mnie od komórki. Marian roześmiał się w odpowiedzi, zapewniając ją, że nie ma powodów do obaw - jest prawdziwym facetem, a nie jakimś wymysłem internetu.

Za każdym razem, gdy Karola nas odwiedza, z dumą przypomina wszystkim, że to ona jest matką chrzestną naszej relacji. Ja natomiast cieszę się, że dałam szansę nowoczesnym rozwiązaniom. Okazało się, że nie taki wilk straszny, jak go malują!

Życie potoczyło się zupełnie inaczej niż zakładałam, ale zawsze moją największą radością była moja pociecha. I wyobraź sobie, że ta mała córeczka wychowana w czasach technologii, ona mnie po prostu zaręczyła!

Mirka, 48 lat

Czytaj także:
„Rozstałam się z mężem i związałam z moją pierwszą miłością. Oczekiwałam jazdy bez trzymanki, a utonęłam w oceanie nudy”
„Gdyby żona zobaczyła, co wyprawiam na emeryturze, przecierałaby oczy ze zdziwienia. A wszystko przez sąsiadkę"
„Chciałam pomóc córce i zabrałam wnuki na wakacje do Mielna. Najadłam się wstydu i już nigdy tam nie wrócę”
 

Redakcja poleca

REKLAMA