„Jako wdowa chciałam odbić sobie lata opieki nad mężem, ale szwagierka rzuciła się na mnie z pazurami”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, milenofrigatto
„– Zrobiłam dla niego wszystko, co mogłam! – krzyknęłam, czując, że łzy napływają mi do oczu. – Każdego dnia walczyłam, żeby miał jak najlepsze życie. Ale on już nie cierpi, a ja mam prawo żyć dalej!”.
/ 23.10.2024 22:00
smutna kobieta fot. Adobe Stock, milenofrigatto

Od sześciu miesięcy jestem wdową. Nie powiem, że to przyszło nagle. Wręcz przeciwnie, czekałam na ten moment z niepokojem, ale i z drugiej strony – z ulgą. Kochałam męża z całego serca, ale jego czas na tym świecie się skończył, a ja przecież nadal tu jestem.

Dbałam o niego, jak mogłam

Przez ostatnie cztery lata mojego małżeństwa opiekowałam się Filipem, moim mężem, który z dnia na dzień coraz bardziej pogrążał się w chorobie. To były cztery lata wyczerpującej walki, której końca czasem aż wypatrywałam, choć sama myśl o tym była pełna bólu. Kocham Filipa, zawsze kochałam, ale ostatnie miesiące były dla mnie trudne, a momentami wręcz traumatyczne. Wykorzystywałam absolutne resztki swojej wewnętrznej siły, żeby mąż spędził ostatnie miesiące swojego życia najlepiej, jak tylko się dało, ale wiele mnie to kosztowało.

Nie spodziewałam się, że moje życie tak się potoczy. Filip był pełnym energii, zawsze uśmiechniętym mężczyzną. To właśnie ten uśmiech mnie urzekł, gdy poznaliśmy się na przyjęciu u wspólnych znajomych. Mieliśmy wspólne plany, marzenia, chcieliśmy podróżować, zakładać rodzinę, ale to wszystko posypało się, gdy diagnoza uderzyła nas jak grom z jasnego nieba. Choroba, która powoli, ale nieubłaganie odbierała Filipowi władzę nad ciałem.

Byłam dzielna

Na początku próbowałam być dzielna. Pamiętam, jak trzymałam jego rękę, kiedy siedzieliśmy w gabinecie lekarskim, słuchając diagnozy. W tamtym momencie w mojej głowie brzmiało tylko jedno słowo: "damy radę". Ale im dłużej trwała walka, tym bardziej czułam, że tracę siebie. Opieka nad chorym była jak praca na dwa etaty.

Filip stopniowo tracił siły, a ja z każdym dniem coraz bardziej się zamykałam. Nasze życie, kiedyś pełne śmiechu i planów na przyszłość, stało się rutyną wypełnioną obowiązkami, opieką i codzienną walką z chorobą. Przestałam spotykać się ze znajomymi, a kiedy ktoś proponował wspólny wypad, odmawiałam. Nie miałam na to ani siły, ani ochoty. W mojej głowie była tylko jedna myśl: „muszę być przy nim”.

Mąż miał do mnie prośbę

Przez te wszystkie lata walczyłam ze sobą, żeby nie zatracić resztek kobiecości, resztek siebie. Ale powoli traciłam te resztki. Ostatni rok był najgorszy. Filip mówił coraz mniej, coraz więcej zapominał, dużo spał. To było jak patrzenie, jak ktoś topi się na twoich oczach, a ty nic nie możesz zrobić. I wtedy, pewnego wieczoru, kiedy leżał w łóżku, ledwie oddychając, podniósł rękę i chwycił moją. Jego oczy były pełne łez, a ja wiedziałam, że to ostatnie chwile. Wtedy wyszeptał mi coś, czego nigdy nie zapomnę.

– Patrycja, obiecaj mi, że kiedy mnie zabraknie, będziesz żyła. Naprawdę żyła. Nie chcę, żebyś marnowała życie, jak marnowałaś je przy mnie przez te ostatnie lata. Obiecaj, że zaznasz szczęścia – szepnął.

Oczywiście zaprzeczyłam. Przecież go kochałam, to nie było marnowanie życia. Ale w głębi serca wiedziałam, że Filip miał rację. Poświęciłam wszystko – swoje marzenia, swoje potrzeby, nawet najprostsze przyjemności – tylko po to, by być przy nim. Zrobiłabym to ponownie, bo był moim mężem, ale nie mogłam udawać, że tego nie odczułam. Wtedy po raz ostatni powiedział, że mnie kocha, i odeszło z niego życie.

Śmierć Filipa była wyzwoleniem

Tak, brzmi to okrutnie, może nawet nieludzko, ale właśnie tak się czułam. Oczywiście, płakałam, czułam stratę, ale nie było to przerażające uczucie rozdzierającej pustki. Byłam na to gotowa, żałobę przeszłam tak naprawdę w momencie uzyskania diagnozy. Choć bolało mnie serce, że musieliśmy się rozstać, wiedziałam, że śmierć przyniosła wolność i mnie, i jemu. Na początku nie było łatwo, ale wiedziałam, że muszę ruszyć do przodu.

Kilka miesięcy po jego śmierci zupełnie zakończyłam proces zdrowienia. Byłam pogodzona z tym, że mogę jednocześnie kochać i szanować męża, a w tym samym czasie wyzwolić się od poczucia winy, że chcę zaznać jeszcze w życiu szczęścia. Wiedziałam, że nadszedł czas, żeby pomyśleć o sobie. Miałam trzydzieści sześć lat, jeszcze całe życie było przede mną. Chciałam wreszcie zaszaleć, poczuć namiętność, której nie czułam od tak dawna.

Zdecydowałam się na wyjazd

Nie na długo – weekend w SPA, z dala od wszystkiego. Znalazłam miejsce w górach, gdzie mogłam zanurzyć się w basenie, korzystać z masaży i, co najważniejsze, odetchnąć. Pierwszy raz od lat czułam, że mogę być sama ze sobą, bez poczucia winy. Wzięłam kilka sukienek, których nie miałam okazji założyć, i z nadzieją, że w końcu poczuję się jak kobieta, ruszyłam na przygodę.

Pierwsza noc w hotelu była jak powiew świeżego powietrza. Ciepła kąpiel, szklanka wina i widok na lasy rozciągające się za oknem. Czułam spokój, który tak długo mi umykał. Zasypiając, poczułam coś, czego nie czułam od miesięcy – pragnienie. Pragnienie życia, radości, a może i mężczyzny. Ale nie zdążyłam się tym cieszyć zbyt długo.

Szwagierka miała pretensje

Rano, tuż po śniadaniu, usłyszałam dzwonek do drzwi. Na progu stała ona – Justyna, siostra Filipa. Jej mina mówiła wszystko. Była wściekła.

– Patrycja – zaczęła, ledwo powstrzymując gniew. – Jak mogłaś? Zaledwie pół roku minęło od śmierci mojego brata, a ty się bawisz? Jeździsz po hotelach, jakbyś już zapomniała? Ty w ogóle go kochałaś?

Nie spodziewałam się jej wizyty, ani tego, co miało się wydarzyć. Stała przede mną, gotowa rzucić się z pazurami. Byłam w szoku, a moje dłonie drżały.

– Justyna, co ty tu w ogóle robisz? Potrzebuję odpoczynku... Nie uważasz, że na niego zasłużyłam? – próbowałam wytłumaczyć, ale ona była nieugięta.

– Odpoczynku? Po czym, Patrycja? Po tym, jak przez lata żyłaś jak królowa, kiedy Filip ledwo mógł oddychać? Poświęciłaś dla niego cokolwiek? Bo wygląda, jakbyś po prostu czekała, aż odejdzie, żeby w końcu zacząć swoje życie.

Nic o mnie nie wiedziała

Jej słowa były jak nóż w serce. Nie spodziewałam się tego. Wiedziałam, że Justyna nigdy mnie nie lubiła, ale teraz było to coś więcej – czysta nienawiść.

– Zrobiłam dla niego wszystko, co mogłam! – krzyknęłam, czując, że łzy napływają mi do oczu. – Każdego dnia walczyłam, żeby miał jak najlepsze życie. Ale on już nie cierpi, a ja mam prawo żyć dalej!

– Żyć? – przerwała mi Justyna, drwiącym tonem. – Ty nigdy nie chciałaś żyć z nim. Wszystko to było na pokaz. Wiesz co? Myślę, że wyszłaś za niego tylko dla pieniędzy. Zawsze chodziło ci tylko o to, żeby mieć wygodne życie. Nawet teraz, ledwo odszedł, a ty już szukasz sobie rozrywki.

Zamrugałam, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszałam. Jak mogła mi to zarzucać? Czy to, co widziałam jako miłość i poświęcenie, ona widziała jako interesowność? Poczułam, że krew napływa mi do twarzy.

– Byłam przy Filipie do końca. Ty nie masz pojęcia, jak to jest być żoną kogoś, kto umiera na twoich oczach. Kocham go, zawsze go kochałam, ale on chciał, żebym żyła dalej. To było jego ostatnie życzenie. A teraz ty mi mówisz, że wyszłam za niego dla pieniędzy? Wynoś się stąd i nie próbuj mnie więcej nachodzić, bo spotkamy się w sądzie – wycedziłam zimno.

Justyna patrzyła na mnie przez chwilę, jakby jej gniew na moment ustąpił miejsca zaskoczeniu. Ale szybko odzyskała rezon.

– Ja wiem swoje. A jeśli myślisz, że zapomnę o tym, jak szybko zaczęłaś swoje „nowe życie”, to się mylisz.

Z tymi słowami odwróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając drzwiami. Zostałam sama, oddychając ciężko. W tej chwili nie wiedziałam, co mam czuć – gniew, smutek czy ulgę. A może to wszystko na raz?

Ludzie zaczęli o mnie plotkować

Po wyjeździe wróciłam do domu, ale tam również nie czekał mnie spokój. W małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają, plotki szybko się rozchodzą. Justyna najwyraźniej zadbała o to, żeby wszyscy dowiedzieli się o moim relaksie w hotelu. Sąsiedzi zaczęli patrzeć na mnie dziwnie, znajomi unikali rozmów, a nawet najbliższa przyjaciółka sugerowała, że może powinnam dłużej pozostać w żałobie. Naprawdę? Przecież nie zrobiłam niczego złego! Rozumiem, gdyby mnie zastali w łóżku z młodzieniaszkiem, ale w SPA?

Mijały tygodnie, a ja wciąż czułam wściekłość. Z jednej strony wiedziałam, że to, co robię, nie jest złe – miałam prawo żyć dalej, prawo do szczęścia, prawo do siebie. Z drugiej, ciężar oskarżeń Justyny ciążył mi na sercu. Może rzeczywiście zbyt szybko zaczęłam „nowe życie”? Ale przecież to Filip sam chciał, żebym nie bała się żyć. To była jego ostatnia prośba...

W końcu postanowiłam, że nie uda mi się zacząć od nowa, jeśli nie wprowadzę w życiu wielkich zmian: spakowałam wszystkie swoje rzeczy i sprzedałam dom, po czym kupiłam spore mieszkanie pół kraju dalej. Nie zostawiłam żadnych informacji kontaktowych rodzinie męża. Nie chcę, żeby mnie szukali.

Patrycja, 36 lat

Czytaj także: „Mąż zasuwa przy garach i dziecku, a ja haruję na utrzymanie domu. Rodzina uważa, niszczymy polskie tradycje”
„Pobyt w sanatorium miał być słodki jak miód, a był gorzkim rozczarowaniem. Wolę zostać starym grzybem niż sponsorem”
„Syn nagle zaczął mieć dużo pieniędzy. Źródełko poznałam, gdy nakryłam go w łóżku z moją koleżanką”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA