– Nie żartuj, mamo, na serio chcesz wyjść za mąż za tego kretyna? – moja córka Kamila spojrzała na mnie zaskoczona.
– Kama, daj spokój… – nie chciałam na nowo zaczynać tego tematu. – Dobrze wiesz, że ślub odbędzie się za miesiąc. Jeśli nie chcesz, to możesz nie przychodzić, choć będzie mi przykro. Ale masz odnosić się z szacunkiem do Wiktora. To wkrótce będzie mój mąż i tata twojego przyrodniego rodzeństwa.
Kamila wymownie pokręciła głową, ale przestała wygłaszać te swoje komentarze w kwestii mojego narzeczonego. Może wreszcie do niej dotarło, że sobie ich nie życzę. Inna sprawa, że nie wplątałabym się w tę sytuację, gdyby nie nieoczekiwana ciąża. A tak nie wyobrażałam sobie innej drogi postępowania.
Miałam na karku już 42 lata, a od osiemnastu byłam samotną matką. Przy kolejnym dziecku nie miałam zamiaru przeżywać tego na nowo. Mój obecny narzeczony na pewno nie był ideałem, jednak na wieść o ciąży nie uciekł, gdzie pieprz rośnie, jak wcześniej ojciec Kamili. Przeciwnie – szybko postanowił mi się oświadczyć, zaczął przygotowania do ślubu i dopełnił formalności. Wszyscy moi bliscy ucieszyli się na wieści o weselu, tylko nie moja córka.
– Nie potrafię go polubić – wyznała obrażona po tym, jak zakończyła się nasza pierwsza wspólna kolacja. – Zachowuje się sztucznie, a jego słowa wydają się wymuszone. Chce się tylko wszystkim przypodobać.
– Chyba nic w tym dziwnego, że chce, żebyś go polubiła – odpowiedziałam. – Skoro mamy wszyscy mieszkać razem przez kolejne lata, musimy się dogadywać.
– Nie to mam na myśli – rzuciła.
Wmawiałam sobie
W głębi duszy dobrze wiedziałam, co Kamila ma na myśli. Ja też to widziałam – Wiktor za wszelką cenę chciał być popularny i czarujący. Próbował swoim urokiem otoczyć każdą kobietę w pobliżu. Rzucał komplementy i utarte frazesy. Podobnie zachowywał się, gdy go poznałam, trzy miesiące temu. Początkowo zrobił na mnie doskonałe wrażenie – inteligentnego i zabawnego mężczyzny z klasą. Czułam się wyróżniona wyszukanymi komplementami na temat mojej wiedzy i urody. Chętnie ich słuchałam, bo byłam długo sama, po czterdziestce i zapracowana.
Razem było nam tak doskonale, że raz zapomnieliśmy się całkowicie podczas pieszczot i… stało się. Jestem w ciąży. Niedawno dowiedziałam się, że to będzie dziewczynka.
– To wspaniale. Zawsze chciałem mieć córkę – wyznał Wiktor, gdy byliśmy razem na badaniu. – Załatwię wszystko: sprawy związane ze ślubem, przyjęciem weselnym, rzeczami dla bobasa i przeróbkami w mieszkaniu.
Dzięki niemu uśmiechałam się pomimo złego samopoczucia. Ta ciąża była dla mnie o wiele gorsza niż pierwsza. Dokuczały mi chyba wszystkie możliwe dolegliwości kobiet oczekujących dziecka. Czułam się spuchnięta, obolała i każdy wysiłek strasznie mnie męczył. Mimo to uparcie dążyłam do ślubu jeszcze przed rozwiązaniem.
– To była piękna ceremonia i cudowne wesele – oceniła świeżo upieczona teściowa, gdy zakończyliśmy przyjęcie.
Wszystko się udało, a ja odetchnęłam z ulgą. Mogłam spokojnie wrócić do relaksujących kąpieli i wylegiwania się w łóżku.
Dopiero po ślubie Wiktor uroczyście przeniósł do mojego mieszkania komputer i szczoteczkę do zębów. Tak zaczęły się zmiany w naszym spokojnym życiu. Zdawałam sobie sprawę, że dla mojej nastolatki to będzie stresujący czas. Najpierw zaskoczyłam ją wieściami o ciąży, potem o ślubie, a na koniec wprowadziłam obcego faceta do domu. No i jeszcze niedługo pojawi się tu dziecko. Wszystko zmieniało się w mgnieniu oka. Miałam ogromną nadzieję, że wszystko jakoś się poukłada.
– Jak się dziś czują moje kobietki? – Wiktor wszedł do mieszkania z naręczem bzów. – Kamila, wybierasz się gdzieś?
– Idę do mojego chłopaka – mruknęła i założyła buty.
– A to szczęściarz – zażartował i mrugnął do niej.
Nic nie powiedziała, ale widziałam, że czuła się niezręcznie. Nie mogłam za długo o tym rozmyślać, bo kilka dni później nagle odeszły mi wody. Pojechałam z Wiktorem do szpitala. Długo zmagałam się z trudami porodu, a mąż dzielnie mnie wspierał. Kiedy miałam chwilę na oddech, myślałam o tym, jak bardzo różni się to rozwiązanie ciąży od poprzedniego. Ojciec Kamili nie przyjmował do wiadomości, że dziecko jest jego, a nawet przestał odbierać ode mnie telefony. Nie chciał też płacić alimentów. Nie było mowy o tym, by asystował przy porodzie. Kamilę zobaczył pierwszy raz, gdy miała 6 miesięcy. To była jedna z jego nielicznych wizyt u córki.
Przy nim mój Wiktor wydawał się prawdziwym bohaterem. A przynajmniej do momentu, gdy jego natura nie nakazała mi nawiązać flirtu z położną między moimi skurczami.
– Moja żona miała prawdziwe szczęście, że moje liczyć na takie delikatne i wprawione dłonie do pomocy – takie uwagi można jeszcze uznać za podlizywanie się personelowi, by ugrać życzliwość dla matki.
Jednak chwilę potem dorzucił:
– No i gdy to jeszcze łączy się z taką ładną buzią, to i panowie nie mogą narzekać.
Obecna przy mnie pielęgniarka, ja i pewnie z połowa oddziału słyszała teksty o tym, że chyba nagrywają tu serial o szpitalu, a ona jest gwiazdą programu. Inna pracownica, gdy przeprosiła za spóźnienie, dostała odpowiedź, że „było warto czekać” i została zlustrowana z góry na dół. Nic z tych rzeczy nie umknęło mojej uwadze, ale nie miałam sił, by reagować.
„Ten Wiktor to nałogowy flirciarz”, przeszło mi przez myśl, ale potem przyszły kolejne skurcze, a niedługo potem na świecie pojawiła się Maja. Ona zawładnęła całym moim światem i zapomniałam o zachowaniu męża.
Źle się czułam w szpitalnych murach
Nie spałam ani w nocy, ani w dzień. Światło było okropne, a w dodatku jedzenie przypominało papier. Ciągle ktoś się koło mnie kręcił, przechodziły tłumy odwiedzających czy to mnie, czy to inne kobiety. Natomiast gdy wróciłam do domu, zostałam sama ze wszystkim i szybko zatęskniłam za pomocną dłonią pielęgniarek. Mój mąż dłużo pracował, a często zostawał pracować po godzinach. Mówił, że robi to dla nas, bo faktycznie z finansami bywało krucho. Dwie wypłaty z trudem pokrywały potrzeby trójki dorosłych i noworodka.
Byłam bardzo zadowolona, przebywając na urlopie macierzyńskim, ale gdy się kończył, stało się oczywiste, że mój mąż sam nie da rady nas utrzymywać. Zdecydowaliśmy, że wrócę do pracy, a maleńką Maję zostawimy z opiekunką. Sporo czasu zajęło mi znalezienie odpowiedniej osoby, która zgodziłaby się na nasze warunki finansowe. Wreszcie zgłosiła się Ada, studentka pedagogiki.
– Nie stresujesz się, że zostawisz swoje dziecko z obcą osobą? – pytała mnie Weronika, moja przyjaciółka.
– Wiadomo, że trochę się denerwuję. Ale nie mam innego wyjścia, musimy sobie zaufać – odpowiedziałam.
– Słyszałam, że jest takie powiedzenie: „ufaj, ale sprawdzaj” – powiedziała sugestywnie Weronika. – Radzę ci zainstalować kamerkę dla niań.
– Co masz na myśli? – spytałam zaskoczona.
Weronika opowiedziała mi, że teraz rodzice mają do dyspozycji sporo sprzętów do monitorowania tego, co dzieje się w domu. Niewielki sprzęt umieszcza się w niewidocznym miejscu w każdym z pokoi, by w razie czego móc obserwować, jak zachowuje się niania. Oczywiście o tym słyszałam, ale nie pomyślałam, by tego spróbować, jednak…
– Niech pani pamięta, że prawo głosi, iż nie można nagrywać osób bez ich wiedzy. To nielegalne – wygłosił formułkę sprzedawca.
Zatrzymałam się i prawie zrezygnowałam z zakupów. Była przy mnie jednak Weronika, która szepnęła, że to tylko taka gadka, musi to powiedzieć, a w rzeczywistości nikt nikogo nie informuje o nagrywaniu.
– Przecież robisz to tylko na wszelki wypadek. W domu możesz mieć różne sprzęty, taki też – przekonywała mnie.
Miałam trochę skrupułów, ale dobro dziecka przezwyciężyło je wszystkie. Nic nie powiedziałam także Wiktorowi, bo w razie czego nie był wplatany w moje poczynania.
Na początku codziennie przeglądałam nagrania, gdy byłam sama albo gdy ukrywałam się w łazience. Przewijałam szybko film i zatrzymywałam, gdy wydawało mi się, że wydarzyło się coś dziwnego. Ale za każdym razem okazywało się, że Ada poklepuje Maję po pleckach albo wyciera jej buzię. Poczułam się lepiej, bo wiedziałam, że nie dzieje się nic złego, a dziewczyna jest dobrą opiekunką. Oglądałam filmiki coraz rzadziej albo wcale.
Wróciłam do pracy i miałam sporo stresu
Szybko przypadł mi w udziale ciężar udowadniania, że kobieta po urodzeniu dziecka jest tak samo dobrym pracownikiem, jak każdy inny. Starałam się dać z siebie wszystko, choć bardzo mnie to męczyło. Dziękowałam niebiosom, że mogę wyspać się w nocy, bo Wiktor brał na siebie wstawanie do Mai.
– Jest takim wspaniałym ojcem – wychwalałam go przy Weronice. – Maja to jego skarb. Sam się bierze za jej kąpiel, przewijanie i podgrzewanie mleka w nocy. Ale mam z nim dobrze.
Weronika lekko się zawahała, ale zaraz się uśmiechnęła. Wiedziałam, że nie podobają się jej nachalne komplementy, które prawił jej Wiktor przy każdym spotkaniu. Jak przy każdej kobiecie, zachowywał się jak rasowy uwodziciel. Po co? Tego nie wiedział nikt. To właśnie z tego powodu Werka nie przepadała za moim mężem, dokładnie jak Kamila.
Przymykałam oko na te kwestie, bo w innych sprawach Wiktor sprawiał, że miękło mi serce. Sprawiał się jako wspaniały tatuś, a że nie był doskonałym mężem… no trudno, nie można mieć wszystkiego.
Dalej się nim zachwycałam, ale wkrótce w naszym związku coś się zmieniło. Coraz rzadziej słyszałam od męża komplementy i żarty. Nie patrzył na mnie tak, jak wcześniej. Zaczęłam myśleć, że to przez zmiany figury po ciąży, więc postarałam się zadbać o sylwetkę. On nawet nie zwrócił na to uwagi. Przestał patrzeć z podziwem na moje działania i pomysły.
– Znowu tylko ty dostałaś piątkę z matmy? – powiedział któregoś dnia do Kamili. – Pewnie chłopaki nie mogą się na ciebie napatrzeć, a koleżanki są zielone z zazdrości.
Przygryzłam wargę z lekkim zdenerwowaniem. Już nie myślałam o tym, że Wiktor stara się być miły dla mojej córki. Żałowałam, że do mnie nie zwraca się tym tonem.
– Powiedz mu, co ci leży na sercu – zachęcała Weronika. – Może się zapomniał, ale wciąż cię kocha, poprawi się…
Nie mogłam się zdobyć na podjęcie tej rozmowy, nie czułam w sobie odpowiedniej odwagi. Jak miałam powiedzieć, że jestem zazdrosna o komplementy sprawiane córce? Jak by to zabrzmiało? Dlatego trwałam w tym cierpieniu i w milczeniu znosiłam prawienie uprzejmości męża w kierunku kobiet w sklepach, urzędach i w przychodni. Tłumaczyłam sobie, że to nic innego niż puste słowa. Nie ma za nimi nic więcej. Niewinne zabawy i żarty. Tak naprawdę liczymy się tylko Maja i ja.
– Majeczko, chodź na rączki – mówił do niej od progu. – Moja królewno, ale tatuś tęsknił.
Patrzyłam na nich i przechodziła mi ochota na prawienie mu wyrzutów. Obawiałam się, że moje słowa zmienią nasze rodzinne relacje na gorsze.
– Jak tam materiały z kamerki? – rzuciła kiedyś Werka, gdy wpadła w odwiedziny. Spojrzała na zegar, w którym znajdował się mechanizm. – Opiekunka nic nie wywinęła?
– Ada jest w porządku – rzuciłam. – Już dawno nie patrzyłam na te nagrania, bo nic się nie działo. Jak chcesz, to sama zobacz.
Weronika podłączyła smartfona do sprzętu i zaczęła przewijać filmiki. Skupiłam się na swojej kawie i na chwilę zapomniałam, co się dzieje. Po chwili wróciłam myślami do nagrań i spojrzałam na Weronikę. Śledziła filmik z szeroko otwartymi ustami ze zdziwienia. Rzuciłam okiem na ekran jej telefonu i zamarłam…
– Co to jest? – zapytałam, ciężko oddychając. – Z kiedy to nagranie?
– W tamtym tygodniu… – powiedziała Weronika wstrząśnięta – ale jest też podobny film, wcześniejszy… Można też włączyć dźwięk.
„… nic nie podejrzewa i się nie dowie” – rozpoznałam głos Wiktora. Przyciskał do ściany naszą opiekunkę. „Szaleję za tobą, wiesz? Niesamowicie działasz na mężczyzn”. Ada westchnęła unieruchomiona, a mój mąż zaczął ją całować po szyi i dekolcie.
W końcu Weronika zatrzymała film i odłączyła telefon. Nie mogłam się ruszyć, ani nic powiedzieć. Miałam przed oczami obraz Wiktora i Ady, którzy całowali się w miejscu, gdzie teraz siedzę.
– Co teraz zrobimy? – spytała cicho Weronika.
– Nie mam pojęcia – wyznałam zdruzgotana. – Ja nie chcę znowu być samotną matką. Tym razem Maja dojdzie do osiemnastki, gdy będę po sześćdziesiątce… Nie poradzę sobie sama…
– Nie powiesz mu? – rzuciła Werka. – Będziesz grać nieświadomą? Kiedy on…
Łzy same pociekły mi po policzkach
Wiedziałam już, że powinnam była zareagować wcześniej. Wmawiałam sobie, że nic się nie dzieje, a to nie była prawda. Wiktor już wcześniej przy mnie podrywał inne kobiety, a ja nic z tym nie robiłam. No to postawił kolejny krok. „A co jeśli Ada nie jest jedyna?” – pomyślałam nagle. Przecież oglądał się wciąż za innymi, kto wie, ile naiwnych złapało się na te jego pochlebstwa.
Nie mogłam spać w nocy i łamałam sobie nad tym głowę. Zrozumiałam, że tak naprawdę nic mnie nie wyróżnia wśród innych kobiet dla Wiktora. Ja tylko urodziłam jego dziecko, a on stara się być dobrym ojcem. Nie łudziłam się, że mnie kocha, ale też nie mogłam odebrać córce tatusia. Zwłaszcza, że mają takie wspaniałe relacje. Rano już wiedziałam, co zrobię.
Zgrałam filmy z kamerki i pokazałam je wszystkim bliskim. Odprawiłam Adę i zatrudniłam zamiast niej panią na emeryturze. Zagroziłam mężowi, że jeśli będzie mnie zdradzał, odejdę i zabiorę Majeczkę ze sobą. Przestraszył się. Wiem, że moje małżeństwo to fikcja, jednak oboje kochamy naszą córeczkę. Czy warto zostać w związku na takiej podstawie? Każdy ma na ten temat inne zdanie.
Ja wiem jedno – nie chcę być samotną matką dla Mai, a nie poznałam jeszcze innego mężczyzny, któremu mogłabym zaufać. Być może jeszcze kiedyś zmienię zdanie, kto wie. W tym momencie wybrałam tę opcję. Zrozumie mnie tylko inna kobieta, która na pierwszym miejscu stawia dobro swoich dzieci…
Sandra, 43 lata
Czytaj także:
„Życie z teściową odbiera mi resztki godności. Jędza się panoszy, a ja z grymasem na twarzy piorę jej sparciałe gacie”
„Wyjazd na emigrację za kasą nie był wart tego, co przeżyłam. Miłości rodziny nie odkupię na wypłatę w euro”
„Ciągle drżałam o moją chorą córkę. Dzieciaki potrafią być okrutne, a ona jest taka wrażliwa"