„Ja byłem przeciętniakiem, on znanym muzykiem. Czułem się bezsilny, bo wiedziałem, że odbije mi kobietę”

mężczyzna grający na gitarze fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Wcześniej był całkowicie pochłonięty muzyką, jednak gdzieś w trakcie wykonywania kolejnego utworu, jego uwaga zaczęła wędrować po zgromadzonych. Nagle, zupełnie niespodziewanie, ich oczy się spotkały. To, co się wtedy wydarzyło, zaskoczyło wszystkich”.
/ 03.05.2024 07:15
mężczyzna grający na gitarze fot. Adobe Stock, Syda Productions

Gdy moja dziewczyna zobaczyła go na scenie, wiedziałem, że będą problemy. Jak miałem rywalizować z tym charyzmatycznym kolesiem o jej względy? Było pewne, kogo wybierze.

Pomysł na miły wieczór

W czasie ponurego, mokrego dnia Olga, moja dziewczyna, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Siedziała przed telewizorem, ale nic ciekawego nie leciało. W końcu straciła cierpliwość i z ożywieniem zaproponowała:

– Hej, a może byśmy gdzieś poszli wieczorem? Jakiś fajny koncert czy coś? Strasznie chcę posłuchać muzyki na żywo.

Doszedłem do wniosku, że to całkiem fajna koncepcja. Rozpocząłem przeglądanie gazety i niedługo potem wypatrzyłem coś, co zapowiadało się obiecująco. W niewielkim lokalu na Starówce, za jakieś trzy godziny, planowano rozpoczęcie występu młodego, lecz podobno już docenianego przez znawców artysty. Miał grać w pojedynkę, sam sobie przygrywając na gitarze. Zarówno ja, jak i Olga nie słyszeliśmy nigdy wcześniej jego nazwiska, ale zdecydowaliśmy, że warto dać mu szansę i zobaczyć, co potrafi.

Wybraliśmy się tam przed czasem, żeby spokojnie ogarnąć wejściówki. Wiedzieliśmy, że miejsca w takich przytulnych klubach błyskawicznie się zapełniają, a skoro postanowiliśmy wybrać się gdzieś po zmroku, nie zamierzaliśmy wracać do domu z niczym.

Dobrze się złożyło, że zdecydowaliśmy się przyjść wcześniej. Mimo że sala mogła pomieścić zaledwie około 40 widzów, przed wejściem kłębił się już spory tłum. Ledwo co zakupiliśmy wejściówki, a drzwi momentalnie się otworzyły. Publiczność zajmowała miejsca wedle uznania, a nam z Olgą dopisało prawdziwe szczęście – udało nam się zasiąść w pierwszym rzędzie, na wyciągnięcie ręki od skromnej sceny, gdzie czekały jedynie krzesło i mikrofon dla wykonawcy.

Była nim zafascynowana

Gdy tylko oświetlenie przygasło, na scenie zjawił się muzyk. Miał dobre dwa metry wzrostu, sylwetkę smukłą jak trzcina, a na sobie znoszone spodnie z denimu i koszulę z szerokim, postawionym kołnierzem. Od razu rzucało się w oczy, że zależy mu na kreowaniu buntowniczego, nieco mrocznego image'u. Szarpnął za struny swojego instrumentu i zaczął śpiewać zachrypniętym głosem, wkładając w to mnóstwo emocji. Przyznam, że nieźle mu szło, choć według mnie za bardzo starał się przypominać Włodzimierza Wysockiego z zamierzchłych czasów. Chciałem podzielić się tym spostrzeżeniem z Olgą.

Spojrzałem na nią zaskoczony i... oniemiałem ze zdumienia. Moja ukochana zachowywała się niezwykle osobliwie. Siedziała zupełnie nieruchomo, jak manekin i wlepiała oczy w artystę na scenie. Jej usta były lekko rozchylone, a ona sama sprawiała wrażenie całkowicie nieobecnej, jakby nie do końca kontaktowała.

– Co się dzieje? – musnąłem dłonią jej rękę.

– Nie przeszkadzaj! – warknęła zniecierpliwiona, nawet na mnie nie patrząc. – Gdy koncert się skończy, wszystko ci wytłumaczę.

Jej spojrzenie musiało skrywać coś wyjątkowego, ponieważ wcześniej był całkowicie pochłonięty muzyką, jednak gdzieś w trakcie wykonywania kolejnego utworu, jego uwaga zaczęła wędrować po zgromadzonychNagle, zupełnie niespodziewanie, ich oczy się spotkały. To, co się wtedy wydarzyło, zaskoczyło wszystkich.

Dźwięki pianina zabrzmiały nietypowo, zupełnie nie w takt, a głos wokalisty zamarł nagle, urywając się w połowie wersu. Nastała kompletna cisza. Widownia cierpliwie wyczekiwała na kontynuację występu. W końcu wykonawcy to też ludzie, a pomylenie się podczas grania czy chwilowe zaomnienie słów piosenki nie są dla stałych gości koncertów niczym dziwnym.

– Wybaczcie mi tę nagłą przerwę, drodzy słuchacze – odezwał się po chwili muzyk – ale dopiero co zdałem sobie sprawę, że wśród publiczności jest osoba, która niegdyś była dla mnie najważniejszą osobą na ziemi. To właśnie tej zjawiskowej damie pragnę zadedykować mój dzisiejszy występ. Chciałbym jeszcze nadmienić, że większaa część utworów, które dzisiaj państwo ode mnie usłyszą, powstała z myślą właśnie o niej.

Zapomniała mi o tym wspomnieć

Ludzie bylo zachwyceni tym nieoczekiwanym zwrotem akcji, który przełamał monotonię wieczoru. Rozległy się gromkie brawa, a występ był kontynuowany, jednak nabrał zupełnie innego charakteru niż na początku. Muzyk grał jak opętany, z ogromnym zaangażowaniem szarpiąc struny gitary, zupełnie jakby chciał je wszystkie powyrywać. Śpiewał z tak wielkim przejęciem i ekspresją, że można było odnieść wrażenie, iż postanowił tej nocy całkowicie zedrzeć sobie gardło i nigdy więcej nie pojawić się na scenie.

Nie trzeba było być geniuszem, żeby zauważyć, jak wlepiał w nią oczy pełne pożądania. Mój umysł eksplodował niczym wulkan, a myśli wirowały jak szalone. Nie miałem wątpliwości, że to jej były chłopak. Rozeszli się, wymazali siebie nawzajem z pamięci, ale los postanowił zetknąć ich ponownie i wkrótce stare uczucia mogą odżyć, buchając gorącym ogniem namiętności.

„I co teraz?” – zastanawiałem się w panice, lecz żaden sensowny pomysł nie pojawiał się w mojej głowie. Wiedziałem jedno: czeka mnie masa problemów i ostra przepychanka z tym przystojniakiem grającym na gitarze, jeśli chcę zatrzymać przy sobie Olgę.

Kiedy wybrzmiały finałowe dźwięki, publiczność zerwała się z miejsc, nagradzając występ gromkimi brawami. Wszyscy zgromadzeni mieli poczucie, że uczestniczyli w czymś wyjątkowym, o czym jeszcze nieraz będą wspominać w gronie przyjaciół. Przy wyjściu każdy starał się zobaczyć z bliska Olgę – kobietę, która zainspirowała muzyka do zaprezentowania pełni swoich możliwości.

Po występie muzyk, nie omieszkał do nas podejść.

– Olga, cóż za niespodzianka, wyglądasz oszałamiająco! – posłał jej olśniewający uśmiech.

– Miło mi to słyszeć, ty również całkiem nieźle – jej policzki pokrył rumieniec. – Kapitalny koncert, gratulacje. Gdy natknęłam się na zapowiedź wydarzenia, nie zdawałam sobie sprawy, że… rozumiesz… Trafiliśmy tu zupełnie przypadkowo.

To cudowne zrządzenie losu. Bardzo się cieszę – prowadzili swobodną konwersację, a ja tkwiłem obok niczym słup graniczny, mając wrażenie bycia zbędnym dodatkiem.

Z faceta zmieniłem się w przyjaciela

Gdy w końcu sobie o mnie przypomniała powiedziała tylko tyle: „A to jest Jacek, mój… przyjaciel”. No fantastycznie! Jeszcze niedawno byłem określany jako jej facet, a teraz jestem zredukowany do roli zwykłego „przyjaciela”? Ale facet najwyraźniej załapał i dał sobie spokój z podrywami. Pogadali ze sobą jeszcze trochę, zadeklarowali, że muszą się umówić na kawę i wyszliśmy z lokalu. Ciężko mi ocenić, czy ta propozycja wspólnego wypicia kawy to była tylko taka uprzejma gadka-szmatka, czy też rzeczywiście mieli to w planach, wolałem nad tym nie główkować.

Byłem prawie pewien, że pójdzie sobie i tyle ją widziałem...

– Co powiesz na to, żebyśmy się czegoś napili? – spytałem nieśmiało, gdy wyszliśmy z budynku.

Olga, wciąż jeszcze odrobinę oszołomiona, popatrzyła na mnie o wiele bardziej przytomnie i odparła:

– Świetny pomysł.

Weszliśmy do pubu i rozsiedliśmy się wygodnie. Poprosiłem kelnerkę o dwa kieliszki białego wina, które tak bardzo lubiliśmy. Patrzyłem na moją towarzyszkę wyczekująco. Mimo że starałem się opanować emocje, w głębi duszy czułem ogromne wzburzenie.

– Skąd znasz tego gościa? – w końcu odważyłem się zapytać.

– Chodziliśmy razem do jednej klasy w szkole średniej – odparła. – No i zdarzyło się, że zakochaliśmy się w sobie bez pamięci. Był taki wrażliwy i niepodobny do innych. Układał dla mnie wiersze, wyśpiewywał serenady. Przysięgliśmy sobie, że zawsze będziemy razem, ale los pokierował nas w inne strony. Ja rozpoczęłam studia, a on nie chciał iść na uczelnię i ruszył w podróż, by poznawać świat – Indie, Nepal. No i straciliśmy kontakt na całe dziesięć lat. Aż do dzisiejszego dnia.

– Dlaczego nie wspomniałaś, że wybieramy się posłuchać twojego byłego chłopaka? – zapytałem.

– Kiedyś używał innego imienia – odparła z lekkim uśmiechem. – To, jak teraz się nazywa, to tylko jego sceniczny przydomek.

Podczas powrotu do mieszkania panowała między nami cisza. Olga bez większego zainteresowania wyglądała przez szybę auta, a ja nie chciałem jej przeszkadzać, bojąc się usłyszeć coś, czego nie dałoby się cofnąć. 

Nad czym tu myśleć?

Kiedy dotarliśmy do mieszkania, odezwała się:

– Strasznie cię przepraszam, ale tej nocy musisz spać w salonie. Potrzebuję trochę samotności, żeby przemyśleć kilka spraw...

Przytaknąłem bez słowa i przygotowałem posłanie na sofie. Przez całą noc nie zmrużyłem oka, analizując w głowie zdarzenia z ostatnich paru godzin. Czym dłużej nad tym rozmyślałem, tym bardziej dochodziło do mnie, jak ciężko będzie mi ocalić naszą relację z Olgą.

Jako dojrzały mężczyzna świetnie rozpoznawałem ten wyraz twarzy u płci przeciwnej – taki, jaki zauważyłem u niej w trakcie występu muzycznego. Ten wzrok zdradzał, że serce dziewczyny przeszyła właśnie strzała Amora. Nieważne, co by potem powiedziała, aby uchronić mnie przed cierpieniem, bo dobrze zdawałem sobie sprawę z prawdy. Ja, przeciętny chłopak z sąsiedztwa, nie miałem żadnych szans w starciu z utalentowanym artystą.

Jego muzyka zrobiła na niej tak piorunujące wrażenie, więc aż strach pomyśleć, co wydarzy się, gdy dojdzie do ich spotkania twarzą w twarz. A co dopiero, jeśli on zacznie jej recytować wiersz, który z pewnością ułoży specjalnie dla niej po tym niezwykłym występie? Sytuacja wydaje się być bez wyjścia.

Gdzieś koło godziny szóstej nad ranem dobiegły mnie odgłosy z sypialni. „Zapewne się pakuje” – przeszło mi ponuro przez myśl, ale nie zerwałem się na równe nogi, by pobiec i błagać ją, żeby nie odchodziła. Jaki byłby sens robienia dramatycznych scen? I tak niczego bym nie wskórał. Poza tym na bank zostawi mi na stole jakiś liścik, w którym wszystko objaśni.

Niespodziewanie skrzypnęły drzwi i w progu pojawiła się rozpromieniona Olga.

– Nadal wylegujemy się w łóżku, śpiochu? – krzyknęła radośnie. – No, już, migiem na nogi, przygotowałam pyszności na śniadanie!

Mina na mojej twarzy z pewnością zdradzała kompletne osłupienie, ponieważ Olga parsknęła śmiechem. W tym chichocie nie wyczułem ani odrobiny sztuczności. Jedynie szczerą wesołość i ogromną ulgę.

– Nie masz czego się obawiać, Misiek, wszystko jest po staremu – tłumaczyła pospiesznie. – A nawet jest o niebo lepiej.

– Aha, rozumiem, sądziłem że… – wymamrotałem. – No wiesz, zachowywałaś się jakoś inaczej.

– To był tylko moment osłupienia – objaśniła. – Zwyczajnie naszły mnie wspomnienia.

– I nie planujesz mnie opuścić dla tamtego wokalisty?

– Daj spokój! – parsknęła śmiechem. – Co ja bym zrobiła z takim odjechanym wirtuozem? Przecież na co dzień nie da się żyć wyłącznie rymami i muzyką!

Chyba nie muszę wspominać, jak ogromna ulga mnie wtedy ogarnęła.

Jacek, 27 lat

Czytaj także:
„Mąż trzymał mnie na krótko, bo to on zarabiał. Musiałam go prosić, żeby wyjść z przyjaciółką”
„Marzyłam o facecie, który należałby tylko do mnie. Mimo to zakochałam się we wdowcu z dwójką dzieci”
„Harowałam, a on prowadził beztroskie życie. Wreszcie kazałam mu się wynosić. Nie będę łożyła na darmozjada”

Redakcja poleca

REKLAMA