Mój mąż zarabiał pieniądze, a ja zajmowałam się domem. Zgodziłam się na takie rozwiązanie, ale teraz myślę, że zbyt szybko podjęłam decyzję. Podczas naszej ostatniej rozmowy na wideoczacie mówiłam mu, jak bardzo nie mogę się doczekać, aż wróci, że odliczam każdą chwilę do jego powrotu, że go kocham…
Namówił mnie, bym porzuciła pracę
Miałam wrażenie, że z satysfakcją przysłuchuje się moim słowom. Po rozmowie uśmiech zagościł na mojej twarzy, a ja wyciągnęłam się wygodnie na sofie. Przyszło mi do głowy, że gdyby tylko wiedział, co tak naprawdę zaprzątało moje myśli w tym momencie, minę miałby co najmniej zaskoczoną, a nie zadowoloną.
Jesteśmy pięć lat po ślubie. Praktycznie od momentu powiedzenia sakramentalnego „tak” nie rozstawaliśmy się. Mój mąż prowadził firmę na miejscu, więc nigdzie nie musiał jeździć. Każdego poranka wyprawiałam go do roboty, a potem witałam, gdy z niej wracał. Zdążyłam przywyknąć do tego, że jest stale obecny w moim życiu. Dlatego kiedy któregoś dnia po południu oznajmił mi, że wybiera się służbowo za granicę, i to na cały miesiąc, ogarnęła mnie totalna rozpacz.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że dam radę wytrzymać bez niego dłużej niż jedną dobę. Pakując jego bagaże, łzy same płynęły mi z oczu, a w sercu czułam ogromny żal. Byłam przekonana, że gdy tylko przekroczy próg domu, z miejsca zejdę na zawał z tęsknoty. Ale od momentu gdy wyjechał minął okrągły tydzień, a ja wcale nie mam ochoty krążyć po mieszkaniu jak duch i umierać z rozpaczy. Prawdę mówiąc, czuję się wprost… fantastycznie!
Teraz widzę, jak mało ekscytujące było moje dotychczasowe życie. Gdy wyszłam za Jarka, namówił mnie, bym porzuciła pracę. Powtarzał, że w jego rodzinie to faceci dbają o utrzymanie rodziny, że woli, bym nie tyrała za jakieś marne pieniądze. Prawdę mówiąc wtedy rzeczywiście niewiele zarabiałam, a praca niespecjalnie mi odpowiadała, więc posłuchałam go. Co więcej, przechwalałam się koleżankom, jakiego to wspaniałego i troskliwego mam męża. Ale nie spodziewałam się, że ta jego wspaniałość i troska mają swoją cenę.
Jarek kompletnie mnie zdominował. Zarabiał pieniądze, więc moim zadaniem było spełnianie wszystkich jego zachcianek i bycie mu za to wdzięczną. No i tak robiłam. „Tak, kochanie”. „Już lecę, skarbie”. Byłam na każde jego zawołanie, na każde skinienie. Nawet nie wiem, w którym momencie przestałam być jego małżonką, a stałam się służącą.
W ogóle nie doceniał moich starań
Większość czasu spędzałam na zajmowaniu się sprawami męża. Codziennie to samo, niczym w błędnym kole: prałam, odkurzałam, pichciłam, prasowałam. Wszystko po to, aby Jarek czuł się rozpieszczony i usatysfakcjonowany, i aby nie miał powodów do irytacji. W tej sytuacji najbardziej przygnębiające było to, że mąż w ogóle nie doceniał moich starań.
Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek wyraził wdzięczność za idealnie uprasowaną koszulę czy skomplementował moje pyszne schabowe. Uważał, że po prostu mu się to należy, że to moja powinność. Odzywał się do mnie tylko wtedy, gdy coś mu nie pasowało. Gdy kotlet był odrobinę za mocno wysmażony albo na jego koszuli pojawiła się jedna zmarszczka, od razu stroił fochy przez pół dnia. Patrzył na mnie z pretensją w oczach i mówił jak bardzo jest rozczarowany. Twierdził, że daje mi życie jak w bajce, a ja nie doceniam jego wysiłków i mam w nosie jego pragnienia. A ja, durna, siedziałam cicho, dręczona poczuciem winy, bo dałam sobie wcisnąć kit, że faktycznie tak jest. Dopiero kiedy wyjechał, otworzyły mi się oczy i zobaczyłam prawdę.
Pierwszego dnia jeszcze się zapominałam. Poderwałam się o wczesnej godzinie, jak zawsze, aby przyrządzić Jarkowi coś do jedzenia. Uruchomiłam ekspres do kawy, elegancko zastawiłam stół. Nie lubił jeść w pośpiechu, byle gdzie i jak popadnie. Gdy sięgnęłam po pieczywo, żeby posmarować je masełkiem, olśniło mnie, że w mieszkaniu nikogo poza mną nie ma. W trymiga z powrotem znalazłam się pod kołdrą, naciągając ją aż po czubek swojego nosa. Przespałam do godziny dziesiątej!
Po przebudzeniu nareszcie czułam się jak królowa. Zrozumiałam, że czas należy wyłącznie do mnie! Zero stresu związanego z przygotowaniem obiadu dla męża, zero nerwów, że jego koszule nadal zalegają w koszu na brudy. Koniec zamartwiania się, że zadzwoni z żądaniem, bym w tej chwili zajęła się jakąś sprawą. Mogę robić to, na co mam ochotę i iść tam, gdzie chcę. I było to niesamowite uczucie.
Jako pierwszy punkt programu zaplanowałam samotny wypad na zakupy. Spędziłam w galerii handlowej kilka godzin, wędrując od sklepu do sklepu. Przymierzałam, oglądałam i obwąchiwałam wszystko dookoła. Wprawdzie wyszłam tylko z trzema drobiazgami, ale i tak byłam zadowolona. Mój mąż nigdy nie akceptował takich eskapad.
Zawsze hojnie finansował moje zakupy odzieżowe i kosmetyczne, ponieważ podobało mu się, gdy prezentowałam się atrakcyjnie i mógł się mną pochwalić przed innymi. Jednocześnie był przekonany, że najlepszym rozwiązaniem jest robienie zakupów online. Twierdził, że to wygodne i pozwala zaoszczędzić sporo czasu. W rezultacie zamiast czerpać radość z zakupów, godzinami przesiadywałam przed ekranem komputera i wyczekiwałam dostawy od kuriera. Niestety, bardzo często musiałam odsyłać większą część zamówionych ubrań, gdyż albo nie pasowały na mnie, albo wyglądały znacznie gorzej niż na zdjęciach. Odkąd wyszłam za mąż byłam w galerii handlowej może ze dwa czy trzy razy. Odwiedzałam jedynie sklepy spożywcze, a i to nieczęsto, bo większość produktów też zamawiałam przez internet. Byłam więźniem we własnym domu, a właściwie w domu męża, bo mieszkanie też należy do niego.
Nareszcie czuję, że żyję!
Żeby spotkać się z którąś z przyjaciółek, musiałam prosić Jarka o zgodę na wyjście. Z reguły odpowiadał marudzeniem, że przecież tyle rzeczy jest do zrobienia, a ja się będę szwendać nie wiadomo gdzie. O wieczornych spotkaniach z koleżankami przy winie w ogóle nie było mowy. O szóstej na stole musiała być kolacja, po której przecież trzeba było posprzątać. I to nie jakaś tam skromna kolacyjka, ale talerzyki i półmiski wypełnione wszelkimi przysmakami: nadziewane oliwki, kilka rodzajów sera, wykwintne wędliny, cieniutko pokrojone pieczywo.
A teraz nikt nie mógł mi powiedzieć, że mam siedzieć w domu jak kołek! Pojechałam do mojej przyjaciółki Dagmary. Zazwyczaj spotykałam się z nią na szybką kawkę, bo pędem musiałam wracać do obowiązków. Kiedy czasem udało mi się wyrwać z domu i nie daj Boże wrócić, kiedy Jarek był już z powrotem, natychmiast po przekroczeniu progu mieszkania zasypywał mnie gradem pytań: gdzie dokładnie byłam, co porabiałam i o czym rozmawiałam. Miałam wrażenie, jakbym była na przesłuchaniu!
Przesiedziałam u Dagmary niemal do świtu! Chichrałyśmy się jak głupie i trajkotałyśmy o bzdurach. Zupełnie jak za starych, dobrych czasów. Wróciłam do domu taksówką, nieco wstawioną po dwóch flaszkach winka, które razem opróżniłyśmy. Gdyby Jarek się o tym dowiedział, to chyba by go szlag trafił. Według niego alkohol mogą pić tylko faceci. Kobiety powinny się od tego powstrzymywać, tak przynajmniej sądzi mój mąż.
Następnego dnia bolała mnie głowa, dlatego przez cały dzień nie zrobiłam dosłownie nic. Wylegiwałam się na sofie, włączając jeden odcinek serialu za drugim. Gdyby był tu Jarek, w życiu by mi na to nie pozwolił. Od razu stwierdziłby, że przesiadywanie przed telewizorem to totalna strata czasu i kazałby mi natychmiast podnieść tyłek z kanapy, żebym zajęła się czymś sensownym. No bo przecież w domu zawsze jest masa roboty do ogarnięcia. Telewizor w mieszkaniu służy tylko po to, żeby on mógł obejrzeć wiadomości i sport. Kobiety się tym przecież nie interesują. Rozgrywki piłkarskie nie są dla niego żadną stratą czasu. Przecież haruje jak wół, więc należy mu się trochę relaksu i wytchnienia. Ja natomiast tego nie potrzebuję, bo niby po jakich trudach miałabym odpoczywać?
Kiedy pod koniec naszej rozmowy na wideoczacie Jarek oznajmił, że spróbuje przyjechać parę dni wcześniej, bo wie, jak mocno za nim tęsknię, zaprotestowałam. Drżącym głosem przekonywałam go, aby się o mnie nie martwił, że dam sobie radę i chcę, aby pozałatwiał wszystkie ważne sprawy. Jego szczęście jest dla mnie priorytetem.
Pomrukiwał z satysfakcją niczym stary kocur. Mogłabym się założyć o wszystko, że nawet przez moment nie pomyślał, że moje słowa mogły być nieszczere. Że powiedziałam to wszystko tylko po to, by móc jeszcze trochę nacieszyć się wolnością. Wyskoczyć z koleżankami do klubu albo wybrać się do kina na jakąś romantyczną komedię. A przy okazji wszystko dokładnie przemyśleć i zastanowić się, co powinnam zmienić w naszym związku małżeńskim. Nie chcę zostawiać Jarka. Wciąż go kocham i chcę się o niego troszczyć. Ale nie może już być tak, jak było do tej pory!
Joanna, 31 lat
Czytaj także:
„Przez swoje durne obietnice, żona teraz musi pomagać byłemu facetowi. Ten cwaniak tylko czyha, żeby odbić mi Baśkę”
„Zbyt szybko oddałam nowemu facetowi serce i pół łóżka. Poczuł się pewnie i wyszedł z niego tyran”
„Mąż zostawił mnie dla innej. Zamiast rozpaczać, rzuciłam się w ramiona swojej pierwszej miłości”