„Hotel zgubił naszą rezerwację na wakacje. Zamiast spędzić urlop w apartamencie, gnieździliśmy się w brudnej klitce”

kobieta w hotelu fot. Getty Images, Arman Zhenikeyev
„Nasz kwaterunek to była istna katastrofa! Z okien rozciągał się widok na hotelowe podwórko – jakiś pracownik właśnie wynosił śmieci. Pomijam już to, że czystość okien pozostawiała wiele do życzenia, a parapety lepiły się od brudu – podobnie jak komoda i nocne szafki”.
/ 16.07.2024 22:00
kobieta w hotelu fot. Getty Images, Arman Zhenikeyev

„Co z ciebie za facet, skoro tak prostej sprawy nie potrafisz ogarnąć” – byłam wściekła na męża, bo jak tylko pojawiły się kłopoty, on rozłożył ręce i raptem nie wiedział, co robić. Dziwne, bo zwykle nie ma problemu z pouczaniem mnie. Miałam dziwne przeczucie, że te wakacje to będzie niewypał – no i proszę, jak zwykle miałam rację.

Szok i niedowierzanie

Stałam jak wryta i z niedowierzaniem wpatrywałam się w recepcjonistkę, która właśnie przed chwilą płynną angielszczyzną i ze śnieżnobiałym uśmiechem na ustach raczyła nas poinformować, że nie ma w systemie rezerwacji na nasze nazwisko. Pokazałam jej zamówienie złożone za pośrednictwem aplikacji i dowód na opłacenie zaliczki.

Mąż stał obok i ze zniecierpliwieniem bębnił palcami w blat, zamiast włączyć się do rozmowy. To sprawiło, że poziom mojej irytacji poszedł mocno w górę. Miałam ochotę coś mu powiedzieć, ale nie chciałam urządzać scen przy ludziach.

Po dobrych kilkunastu minutach słownych przepychanek pomiędzy mną a panią z obsługi na miejscu pojawił się kierownik recepcji. Zorientował się, jak wygląda sytuacja i niemalże w pokłonach zaczął nas przepraszać. Oznajmił, że nie ma pojęcia, dlaczego rezerwacja zaginęła. Na moje pytanie, czy w zamian możemy dostać inny apartament, pokręcił przecząco głową.

– Niestety, wszystkie są zajęte – odparł.

Zaproponował jednak inny pokój – tańszy i oczywiście z uwzględnieniem odpowiedniej rekompensaty. Obiecał również nie zostawiać tematu i zapewnił, że hotelowi bardzo zależy na wyjaśnieniu, dlaczego rezerwacja nie trafiła do systemu. Przystaliśmy – a raczej ja przystałam, bo mąż w dalszym ciągu nie przemówił – na propozycję. Nie było zresztą innego wyjścia.

Miałam już dość urlopu

– Standardowo wszystko na mojej głowie – poskarżyłam się, jak tylko znaleźliśmy się sami w pokoju, do którego zaprowadził nas kierownik recepcji.

– Jezu, dopiero przyjechaliśmy, a ty już narzekasz – sapnął Darek.

– Co z ciebie za facet, skoro tak prostej sprawy nie potrafisz ogarnąć – ani mi się śniło odpuścić. – Potrafisz jedynie czekać na gotowe.

– Dostaliśmy pokój, więc o co ci chodzi? – wzruszył ramionami.

– O to, że jak się coś nie układa, to nie chce ci się kiwnąć palcem – serio, w tym momencie miałam dziką chęć go ukatrupić.

– Weź, przestań się czepiać, boli mnie głowa.

Strasznie się pokłóciliśmy. To nie pierwszy raz, kiedy Darek zachował się w taki sposób. Właściwie to nigdy nie załatwił niczego poważnego i oczekiwał, że ja to zrobię, co zresztą czyniłam. Niemniej z wyrażaniem swojego zadowolenia i zgłaszaniem krytycznych uwag nie miał najmniejszego kłopotu.

Kiedy natomiast wykazał się minimalną inicjatywą w mało istotnych kwestiach, żądał pochwał i wychwalania go pod niebiosa. Rozmowy na ten temat przypominały walenie grochem w ścianę. Nic do niego nie docierało, a ja miałam już serdecznie dość użerania się ze wszystkim sama.

To była jakaś nora!

Dopiero kiedy emocje opadły, rozejrzałam się po pokoju. Mąż się obraził i gdzieś poszedł, a ja nie wierzyłam własnym oczom. To miały być wakacje marzeń? Nasz kwaterunek to była istna katastrofa! Z okien rozciągał się widok na hotelowe podwórko – jakiś pracownik właśnie wynosił śmieci. Pomijam już to, że czystość okien pozostawiała wiele do życzenia, a parapety lepiły się od brudu – podobnie jak komoda i nocne szafki.

Drzwi w szafie się nie domykały i na dodatek koszmarnie skrzypiały. Bałam się poukładać w niej swoje rzeczy. Prawdziwe załamanie przeżyłam jednak po wizycie w łazience. Było tam po prostu brudno. Skrzywiłam się zniesmaczona.

– To jakaś kpina – burknęłam pod nosem i ponownie udałam się na recepcję.

Zażądałam zamiany tej koszmarnej klitki na pokój o wyższym standardzie, ale okazało się, że hotel ma stuprocentowe obłożenie i nic nie da się zrobić. Ręce mi opadły i zrezygnowana wróciłam do tego syfu, zastanawiając się, czy pomysł z wyjazdem nie był przypadkiem jednym wielkim nieporozumieniem.

Czekałam na wyjazd bardzo długo. Słoneczna Tunezja, piękna plaża i słodkie lenistwo od rana do wieczora – tak to sobie wyobrażałam. Przez trzy lata nie byliśmy na wakacjach, bo Darkowi na przeszkodzie wciąż stawały obowiązki związane z prowadzeniem firmy. Ja pracowałam na etacie, więc takich problemów nie miałam, a nie chciałam wyjeżdżać bez niego. Uważam, że jeśli ludzie są w związku, to nie powinni spędzać urlopu oddzielnie.

Bardzo zależało mi na tym, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik – chciałam, aby mąż był zadowolony i docenił moje starania, ale to akurat przychodziło mu z trudem. Znalazłam ofertę i zajęłam się formalnościami. Byłam do tego stopnia podekscytowana, że nawet nie zauważyłam, że Darkowi tak naprawdę jest obojętne, czy gdzieś się wybierzemy, czy nie.

Jakby tego było mało...

Miałam wizję rajskich wakacji, a w zamian spotkało mnie rozczarowanie.

– Przejdziemy się na spacer? – starałam się zachęcić Darka do wspólnej aktywności.

A nie lepiej poleżeć przy basenie? – padła odpowiedź.

Nie miało kompletnie żadnego znaczenia to, z jaką inicjatywą wychodziłam – i tak był na „nie”. Wolał rozwalić się na leżaku, pić drinki i gapić się na kobiety w skąpych kostiumach kąpielowych. W końcu się poddałam i zostawiłam go w spokoju. I tak nic układało się w taki sposób, w jaki zaplanowałam – począwszy od tego nieszczęsnego pokoju, który cały czas przyprawiał mnie o mdłości.

Jednakże wisienką na torcie była rozmowa mojego męża, którą nieopatrznie podsłuchałam. Po plażowaniu naturalnie w pojedynkę, przyszłam do pokoju przebrać się, a on akurat gadał przez telefon. Nie zorientował się, że ma towarzystwo.

– Kochanie, jeszcze parę dni i wracam do Polski. Wiesz, jak jest, interesy.

Stanęłam w progu i przysłuchiwałam się rozmowie, czekając, aż mnie zauważy. Nie potrafiłam określić, jak się czułam, gdy mówił „kocham cię” do innej kobiety. Usłyszałam wystarczająco dużo, aby pojąć, że już od dłuższego czasu jestem zdradzana. Kiedy mnie dostrzegł, zbladł. Wciskanie mi kitów w zaistniałych okolicznościach mijało się z celem.

Zaczął nieporadnie się tłumaczyć, a ja postanowiłam nie rozklejać się przy nim. Zażądałam kupienia powrotnego biletu do kraju i zaznaczyłam, że nie życzę sobie, abyśmy lecieli tym samym samolotem. Nie protestował. W nosie miałam tę całą Tunezję. Musiałam pokonać tyle kilometrów, żeby odkryć, iż mój mąż ma kochankę.

Błagał, przepraszał i ze łzami w oczach zapewniał, że ona nic nie znaczy i że tylko ja się liczę w jego życiu. Pozostałam niewzruszona, pomimo iż nie przestałam go kochać – nie da się tego uczynić z dnia na dzień. Oznajmiłam, że to definitywny koniec i na dniach złożę pozew o rozwód. Póki co szukałam mieszkania, bo pozostanie z nim pod jednym dachem było nie do pomyślenia.

Zdrada to dla mnie nieprzekraczalna granica. Jak miałabym być z człowiekiem, który się jej dopuścił? Zrujnował zaufanie, jakim go darzyłam, a tego się nie odbuduje. Może i są tacy, którzy potrafią, ale ja do nich zdecydowanie nie należę. On się nie zastanawiał nad tym, gdy szedł z tą kobietą do łóżka – wtedy jakimś cudem o żonie nie pamiętał.

Agata, 40 lat

Czytaj także:
„Marzyła mi się kariera szefowej kuchni, a tu klops. Zamiast prowadzić restaurację przewracam mielone w barze mlecznym”
„Rodzice wybrali mi męża, bo miał własny kombajn i sad z jabłkami. W zasadzie była to jego jedyna zaleta”
„Całkowicie straciłam głowę dla młodego Greka. Z pożądaniem w oczach uśmiechał się do mnie w obcym języku miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA