„Harowałam na studiach inżynierskich, a i tak dałam się wpędzić w pieluchy i gary. Mąż mną pomiatał, bo to on zarabiał”

Kobieta z płaczącym dzieckiem fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio
„Męczyłam się na studiach na politechnice, określanych jako męskie, a teraz stałam się kurą domową. Mój mąż mnie nie szanuje, bo to on przynosi pieniądze, a ja zajmuję się domem, co według niego oznacza obijanie się. Po co mi było to wszystko?”.
/ 25.06.2024 13:15
Kobieta z płaczącym dzieckiem fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio

Gdy byłam dzieckiem, bardziej niż zabawa lalkami, pociągało mnie bawienie się klockami. Konstruowałam z nich różne rzeczy i składałam w całość. Kochałam wszelkiego rodzaju układanki – klocki, składanki i łamigłówki. Po zakończeniu podstawówki poszłam do technikum, a kiedy zdałam maturę, zdecydowałam się aplikować na politechnikę. Zainteresował mnie kierunek automatyka i robotyka. W pokoju w akademiku zamieszkałam razem ze studentką drugiego roku informatyki.

– Hej, mam na imię Baśka! – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Cieszę się, że ty również wybrałaś polibudę! Kolejna dzielna przedstawicielka płci pięknej w męskim świecie. Im będzie nas więcej, tym prościej nam będzie.

Trafiłam do innego świata

Wkrótce miałam się przekonać, co kryło się za jej słowami. Na politechnice dziewczyny były w zdecydowanej mniejszości – na moim roczniku można było mnie określić mianem białego kruka. Wykładowcy podchodzili do nas z dużą rezerwą, zupełnie jakby nasze pojawienie się na uczelni traktowali jako chwilową zachciankę. Jeden z matematyków okazał się wręcz pełen uprzedzeń.

– No, no, zobaczcie tylko – rzucił, wbijając we mnie świdrujące spojrzenie. – W naszym technicznym świecie, w tym przybytku nauki zarezerwowanym dla mężczyzn, pojawia się piękna dama. Zastanawiam się, czy będziesz tylko odwracać naszą uwagę, czy może jednak masz coś w głowie. Chyba to sprawdzimy. Śmiało, zapraszam.

Czerwona na twarzy z irytacji i zdenerwowania ruszyłam w stronę tablicy. Zaczął mnie pytać: przebieg funkcji, pierwsze i drugie pochodne. Początkowo stres mnie paraliżował, lecz później wkręciłam się w rytm i każde kolejne zadanie wychodziło mi coraz lepiej. Prowadzący, mimo swojej kąśliwości, okazał się sprawiedliwy. Zaimponowałam mu i przestał się do mnie przyczepiać. Ale dotarło do mnie, że nie mogę oczekiwać specjalnego traktowania. Nadal będę natrafiać na kolegów albo wykładowców, którzy będą próbowali mi udowodnić, że dziewczyny nie powinny studiować na typowo męskim kierunku. Poszłam ponarzekać Basi.

– Cóż, tak to wygląda – przyznała. – Równouprawnienie to tu fikcja. Kobiety są zmuszone wykazywać się większymi umiejętnościami niż mężczyźni, żeby zasłużyć na takie samo traktowanie. Ale zdradzę ci pewien sposób. Zawsze zakuwam z wyprzedzeniem, żeby być na wykładach o krok przed programem i uniknąć niespodzianek. Pierwszy rok był bardzo wymagający, prawie nie odrywałam nosa od książek. Aktualnie jest odrobinę lżej, ale generalnie niewiele się zmieniło.

Harowałam jak wół na tych studiach

Nie za bardzo mnie to podniosło na duchu, ale skoro trzeba wkuwać, to będę zakuwać jak szalona. Baśka była dla mnie ogromnym wsparciem, głównie mentalnym. Przyszła pierwsza sesja – udało mi się ją zaliczyć, choć musiałam podejść do trzech egzaminów drugi raz. Sesja letnia poszła mi o niebo lepiej – ze wszystkimi zaliczeniami i egzaminami uporałam się za pierwszym podejściem.

Drugi rok był jeszcze bardziej wymagający jeśli chodzi o naukę, ale dałam radę. Koledzy przekonali się do mnie, gdy na zajęciach błyskawicznie rozwiązywałam zadania z liczb zespolonych i macierzy oraz analizowałam obwody elektryczne metodą praw Kirchhoffa, prądów oczkowych lub potencjałów węzłowych, i to bez żadnego przygotowania. Nie było wątpliwości, że dobrze przemyślałam swój wybór.

Z Piotrkiem, który studiował ze mną na tym samym roku, zaczęło się robić poważnie gdzieś tak na piątym roku. To, co zaczęło się jako zwykła studencka przyjaźń, przerodziło się w głębsze uczucie i postanowiliśmy razem zamieszkać. Kiedy przyszłam bronić pracę magisterską, mój brzuszek był już całkiem spory. Trudno pogodzić opiekę nad małym dzieckiem z rozwojem zawodowym, więc to ja zostałam w domu z naszym maleństwem, a Piotrek próbował znaleźć jakąś posadę.

Nie martw się, kochanie – pocieszał mnie – za chwilę wszystko będzie dobrze. Jak tylko uda mi się gdzieś zahaczyć, to wyprowadzamy się z tego kąta i wynajmujemy albo kupujemy jakieś normalne mieszkanie.

Piotrek rzeczywiście ekspresowo znalazł zatrudnienie, a jego wypłata była całkiem przyzwoita. Trzecie urodziny Julci obchodziliśmy już w naszym nowiutkim lokum. Ale niedługo potem coś zaczęło się sypać. Piotrek całe dnie przesiadywał w pracy. Tyrał jak wół, żeby starczyło na życie, rachunki i ratę kredytu za mieszkanie. Do domu wracał zmęczony i zdenerwowany. Wyżywał się na mnie, wściekał o byle drobiazg, a ja próbowałam to znieść, wczuć się w jego sytuację, uspokoić go. W jego firmie szybko zauważyli, że jest utalentowany i pracowity, więc szef bezwstydnie go wykorzystywał. Piotrek często zjawiał się w domu o ósmej wieczorem, a czasem nawet o dziewiątej.

Znowu to samo, drugi raz z rzędu w ciągu tych paru dni – burknął pod nosem, gdy postawiłam na stole potrawkę z kurczaka. – Jak długo mam się jeszcze tym żywić? Nie możesz przygotować czegoś nowego?

Zignorowałam jego komentarz, doskonale zdając sobie sprawę, że jedynie próbuje mnie sprowokować. Dawniej wprost przepadał za drobiem w każdej postaci, a teraz zachowywał się, jakby był wybrednym niejadkiem. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Przecież nie po to wkuwałam na kierunku zdominowanym przez mężczyzn, żeby teraz być traktowaną jak jakaś kura domowa, poniżana przez własnego męża tylko dlatego, że on pracuje zarobkowo, a ja niby się obijam, gotując, dbając o czystość w domu i opiekując się naszym dzieckiem. To jest po prostu okropnie niesprawiedliwe. W jakim celu w ogóle kończyłam te studia? Dlaczego tak ciężko pracowałam, chcąc pokazać, że jestem równie dobra jak faceci?

Sugeruje, że decyzja o Julce była błędem?!

Zwierzyłam się Baśce, z którą nadal utrzymywałam bliską relację. Ona również zdążyła już założyć rodzinę.

Piotrek musi znaleźć inną posadę, w przeciwnym razie przewiduję problemy – usłyszałam od niej to, co sama zaczynałam podejrzewać. – Kiedy ostatnio brał wolne? Kiedy wybraliście się gdzieś we dwoje?

Prawdą jest, że od trzech lat nigdzie razem nie pojechaliśmy, a gdy odważyłam się zaproponować Piotrkowi wspólne wakacje, wpadł w furię.

– Zwariowałaś do reszty?! – wydarł się tak głośno, że Julcia od razu zaczęła płakać. – Haruję jak wół, byśmy nie klepali biedy, a ty chcesz jechać na wczasy na Wyspy Kanaryjskie!

– Nieprawda – zaprotestowałam, jednocześnie próbując uspokoić córeczkę. – Wystarczy mi nawet parę dni w chatce nad jeziorkiem. Popatrz tylko, Piotruś, co się z nami dzieje… Ta robota cię wykańcza, jesteś ciągle zmęczony i wkurzony. Coś musi się zmienić…

Spojrzał na mnie przeszywająco.

– No widzisz, popełniliśmy błąd. Wszystko potoczyło się za szybko. Ślub, dzieciak. To było zdecydowanie za wcześnie.

Zaniemówiłam z szoku. Poczułam się, jakby dał mi w twarz. O co mu chodziło? Że powinnam była usunąć ciążę? A może żałował, że w ogóle się ze mną związał? Tym razem przegiął. Posunął się za daleko. Nie odzywaliśmy się do siebie przez dobrych parę dni. Czekałam, aż mnie przeprosi, ale on nie wykazywał ku temu chęci. Było mi wiadome, że ta sytuacja przelała czarę goryczy i nic już nie będzie takie samo. Mijały tygodnie, a moje relacje z mężem nie uległy poprawie, wręcz przeciwnie – coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy.

Moje małżeństwo to już przeszłość

– Nie ma już sensu tego ciągnąć – oznajmiłam, gdy któregoś dnia minęliśmy się bez słowa na korytarzu.

Przystanął i popatrzył na mnie uważnie. To już nie był ten sam wesoły chłopak, którego poznałam na studiach, mój diabelnie przystojny Piotrek. Stał przede mną przedwcześnie postarzały i zmęczony życiem nieznajomy. W tym momencie uderzyła mnie przerażająca świadomość, że nic nas już nie łączy. On również nie silił się na udawanie, że nie rozumie, o co mi chodzi.

– Masz rację – zgodził się.

Sprawnie uporaliśmy się z dokumentami dotyczącymi rozwodu i rozeszliśmy się pokojowo. Piotr nie kłócił się o to, ile będzie płacił na dziecko, a ja nie miałam wygórowanych oczekiwań. Udało nam się pozbyć mieszkania i uregulować kredyt. Resztę kasy podzieliliśmy po równo. Siedząc u mamy w domu, łamałam sobie głowę nad tym, co teraz ze sobą zrobić.

– Nie ma pośpiechu, skarbie – powiedziała. – Zastanów się, co chcesz robić dalej, nikt nie będzie cię popędzał.

Nie dało się jednak w ten sposób trwać i bez końca się nad wszystkim zastanawiać. No to ruszyłam z poszukiwaniami pracy. Mimo że po skończeniu studiów nigdzie nie pracowałam, to w obecnych realiach moje techniczne wykształcenie okazało się całkiem przydatne i znalezienie zatrudnienia nie stanowiło aż takiego problemu. Udało mi się dostać pracę, a do tego całkiem przyzwoite wynagrodzenie.

Może to zabrzmieć dziwnie, ale po rozwodzie poczułam nowy przypływ energii. Musiałam godzić rolę matki z pracą zawodową i jakoś sobie z tym radziłam. Moja kariera zaczęła nabierać tempa. W ciągu paru lat udało mi się odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy na wkład własny i ruszyłam z budową niewielkiego domku na obrzeżach miasta. Zdałam również egzamin na prawo jazdy i stałam się posiadaczką samochodu. Obecnie moja sytuacja przedstawia się całkiem dobrze.

A co z miłością? To chyba najbardziej zaskakująca niespodzianka, jaką szykuje dla nas los. Gdy Piotrek nie musiał już sam utrzymywać całej rodziny i poczuł, że ciężar odpowiedzialności zelżał, odetchnął z ulgą. Pewnie za bardzo przejmował się byciem głową rodziny. Rzucił dotychczasową pracę w diabły i otworzył własny biznes. Jemu też układa się całkiem nieźle. No i zawsze był tatą dla Julci, więc widywaliśmy się i gadaliśmy od czasu do czasu. Ostatnio coraz częściej spotykamy się też sami, bez małej…

Sylwia, 29 lat

Czytaj także:
„Mąż na starość zmienił się w malkontenta w sparciałych kapciach. Jak na niego patrzę, to odechciewa mi się żyć”
„Przyjaciółka ma świetnego męża, a woli wskakiwać do łóżka obcym. Żal mi Maćka, ale muszę milczeć”
„Przy Wandzie mogłem poczuć się jak w prawdziwej bajce. Ona była bogatą królową, a ja nędznym żebrakiem”

Redakcja poleca

REKLAMA