„Mąż na starość zmienił się w malkontenta w sparciałych kapciach. Jak na niego patrzę, to odechciewa mi się żyć”

załamana kobieta fot. iStock, stockphotodirectors
„Jego codziennością był telewizor, ewentualnie partyjka szachów z sąsiadem z dołu. Cały dzień potrafił zmitrężyć na nicnierobieniu, kiedy mnie jakby na nowo, dobrze po sześćdziesiątce, aż rwało do życia”.
/ 25.06.2024 13:12
załamana kobieta fot. iStock, stockphotodirectors

Od dawna marzyłam o dniu, w którym oboje będziemy na emeryturze. Jednak gdy ten dzień nastał i gdy nie musiałam już zrywać się rano do pracy, poczułam rozczarowanie. – Mieliśmy podróżować, chodzić na spacery, robić to wszystko, o czym zawsze marzyliśmy, a na co brakowało nam czasu, gdy pracowaliśmy, a tymczasem nudzimy się jak mopsy – skarżyłam się mężowi.

On jednak moje wszelkie próby namówienia na aktywniejszy tryb życia puszczał mimo uszu. Jego codziennością był telewizor, ewentualnie partyjka szachów z sąsiadem z dołu. Cały dzień potrafił zmitrężyć na nicnierobieniu, kiedy mnie jakby na nowo, dobrze po sześćdziesiątce, aż rwało do życia.

Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że najbliższa mi osoba tak tetryczeje.
– Rysiu, już ten nasz fikus beniamin ma więcej energii niż ty! – wykrzyczałam mu któregoś dnia.

On tylko spojrzał na mnie z niedowierzaniem, bo na co dzień jestem spokojną osobą, a przez te wspólne ponad czterdzieści lat zrobiłam awanturę zaledwie kilka razy i to mając poważny powód. A ten, dla którego krzyczałam teraz, był dla mnie najpoważniejszym w naszym dotychczasowym życiu. Teraz kiedy mamy czas dla siebie, mój mąż zachowuje się jak największy leń.

– Każdego dnia odliczałam, ile mi jeszcze zostało do tej emerytury, a ty jak gdyby nigdy nic siedzisz i wertujesz program telewizyjny. I to ma być to, na co tak czekałam? – pytałam ze łzami w oczach.

A Rysiek na to, że lubi te nasze spokojnie mijające dni. No tym, to nieomal doprowadził mnie do furii. Na szczęście opanowałam się w porę, wypiłam melisę i niby z powodu bólu głowy, poszłam wcześniej do łóżka. Leżąc i patrząc w sufit, wpadłam na podstępny plan. Jeżeli on nie poskutkuje, nie ma przed nami innej drogi, będziemy wspólnie gnuśnieć, ku mojej rozpaczy.

Następnego dnia wstałam w dobrym humorze i po śniadaniu, kiedy Rysiek słuchał, jak każdego dnia, obrad Sejmu, wymknęłam się, po cichutku zamykając za sobą drzwi, i poszłam do naszego domu kultury. Już nieraz widziałam tam plakaty zachęcające emerytów do uczestnictwa w różnych imprezach. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś na temat działalności tamtejszego koła emerytów. Okazało się, że raz w tygodniu odbywają się spotkania przy kawie i ciastku, ale to nie wszystko – starsze osoby z naszego miasta spotykają się na wieczorkach tanecznych, razem chodzą do kina i teatru, a nawet wyjeżdżają na wycieczki!

– Teraz w planach jest objazdówka po Chorwacji, cena jest przyzwoita, bo emeryci dostali dofinansowanie – powiedziała mi portierka w domu kultury.

Aż podskoczyłam. Zawsze tak bardzo chciałam zobaczyć Split i Dubrownik, wypić kawę w porcie w Trogirze i popłynąć promem na Istrię. Nigdy jednak nie było na to czasu ani pieniędzy. A to dzieci były za małe, a to potem, kiedy zdały już na studia, potrzebowały gotówki na książki i akademiki. Potrzeby moje i Ryśka zawsze były spychane w bliżej nieokreśloną przyszłość.

– Ryśku! Ryśku! – wołałam podekscytowana już od drzwi – znalazłam świetną wycieczkę do Chorwacji i wyobraź sobie, za całkiem nieduże pieniądze!
Byłam pewna, że mój mąż, co prawda ostatnio niezbyt aktywny, na tę propozycję zareaguje przynajmniej uśmiechem i zacznie wypytywać mnie o szczegóły, tymczasem Rysiek powiedział tylko:

– Halina… na stare lata chce ci się jechać tyle kilometrów?

Oniemiałam

– A do samej śmierci siedź sobie przed tym telewizorem! Ale nie myśl, że ja będę kisić się tu razem z tobą! – krzyknęłam.

Kilka dni później załatwiłam wszystkie formalności, złożyłam wniosek o paszport i wpłaciłam zaliczkę na wyjazd. Rysiek odprowadził mnie do autokaru, czule wycałował i życzył udanej wycieczki.

Na pewno się cieszysz, że przez ten tydzień nikt ani na chwilę nie oderwie cię od twojego ukochanego telewizora – powiedziałam do siebie pod nosem, widząc, jak wolnym krokiem oddala się uliczką.

Te kilka dni nad morzem sprawiło, że naładowałam akumulatory. Wróciłam do domu wesoła i optymistycznie nastawiona do życia.

– Wreszcie! – powitał mnie zadowolony Rysiek, któremu te parę dni ciszy chyba dały się we znaki.

Kiedy stanęłam naprzeciwko niego, popatrzył na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz na oczy.

– Jesteś jakaś inna, wypoczęta i chyba zeszczuplałaś. Naprawdę dobrze zrobił ci ten wyjazd! – pochwalił.

– Chciałabym powiedzieć to samo o tobie, Rysiu, ale nie mogę, bo od tego siedzenia i słuchania głupot robisz się tylko coraz bledszy i grubszy – powiedziałam szczerze.
Miałam nadzieję, że moja uszczypliwa uwaga zadziała jak wiadro zimnej wody i w końcu zmobilizuje męża do większej aktywności. Rysiek się nie odezwał ani nie obraził, ale odwrócił na pięcie i usiadł w swoim fotelu.

Jednak już następnego dnia, mój zgnuśniały mąż zaczął wypytywać o to, kto jest w tym kole emerytów.

– I nie sami niedołężni tetrycy? – zapytał jakby z niedowierzaniem.

– Głupol z ciebie, Ryśku! Czy ja wyglądam na zrzędliwą i niedołężną hipochondryczkę? – zapytałam i popatrzyłam na niego znad filiżanki kawy.

– I gdybym tam poszedł na takie spotkanie z tobą… – zaczął.

A ja szybko weszłam mu w słowo:

– To czułbyś, że lat ci ubywa, a nie przybywa. Proszę, rusz się, Rysiu, wreszcie, dobrze ci to tylko zrobi – poprosiłam z uśmiechem.

Ryśka nie trzeba było już dłużej namawiać, bo kiedy obejrzał zdjęcia z mojego wyjazdu, piękne chorwackie krajobrazy, ogniska robione po zmroku, wspólne tańce i grę w brydża, postanowił:

– W następny wtorek idę z tobą!

Przekomarzając się z nim, odpowiedziałam kokieteryjnie:

Cóż, spalisz mi co prawda tam wszystkich adoratorów, ale jakoś to zniosę.
On nie pozostał mi dłużny.

– Poczekaj, jak zaprezentuję się paniom na parkiecie, będziesz zazdrosna o mnie jak za dawnych lat.

Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Ja – bo doskonale wiedziałam, że z Ryśka to żaden tancerz, a on, bo zobaczył w moich oczach tę iskierkę radości, że wreszcie po tylu staraniach dopięłam swego. Z miłości zmobilizowałam go i wyciągnęłam z tego starego fotela i sprawiłam, że nie utknął w nim na dobre.

Halina, 65 lat

Czytaj także:
„Była żona chciała, abyśmy po rozwodzie zostali przyjaciółmi. A ja marzyłem o tym, by zniknęła mi z oczu raz na zawsze”
„Rodzina zrobiła z mojego domu kwaterę all inclusive. Wpadała do nas piąta woda po kisielu, a ja skakałam wokół nich”
„Były mąż szybko znalazł sobie nową rodzinkę. Z naszego syna zrobił darmową opiekunkę dla przyszywanej siostruni”

Redakcja poleca

REKLAMA