Cierpliwość ma swoje granice. Przez kilka lat harowałam jak wół, bo Adamowi nie chciało się ruszyć do pośredniaka, ale dosyć tego. Człowiek to nie maszyna. W końcu nawet najtwardszy organizm odmówi posłuszeństwa, a ja nie mam zamiaru rujnować sobie zdrowia. Łatwiej będzie mi utrzymać siebie i córkę bez tego lenia u boku.
Mąż stracił pracę
Zaczęło się trzy lata temu. Pewnego dnia mój mąż wrócił z pracy i przekazał mi złe wieści.
– A skąd ta smutna mina? – zapytałam z troską. – Stało się coś?
– Jakbyś zgadła – powiedział zdenerwowanym głosem, po czym rozsiadł się w fotelu i włączył telewizor.
– Powiesz mi, czy mam zgadywać dalej? – niecierpliwiłam się.
– A co mam ci powiedzieć? – złościł się, wyładowując na mnie swoją frustrację.
– Najlepiej to, co masz mi do przekazania. Szef zmusza cię do nadgodzin?
– Nie. Ten dureń wywalił mnie z roboty.
– Ale jak to? – przeraziłam się. – Tak po prostu?
– Tak, tak po prostu! – krzyknął. – Zrobił to tak, jak robi się to w takich sytuacjach. Dał mi wypowiedzenie i powiedział, że to mój ostatni miesiąc w tej firmie.
Byłam w szoku
Przez chwilę milczałam zszokowana. W końcu spytałam męża:
– Ale dlaczego?
– Stwierdził, że moje stanowisko jest nierentowne i idzie do likwidacji. Ale moim zdaniem to stek bzdur. Chcesz wiedzieć, co myślę? Ten baran na pewno upatrzył sobie kogoś z rodziny na moje miejsce. Innego wytłumaczenia nie ma – odpowiedział.
Żaden moment nie jest dobry na utratę pracy, ale Adama zwolnili w najgorszym z możliwych. Wciąż mieliśmy na głowie kredyt hipoteczny, a kilka miesięcy wcześniej wydaliśmy wszystkie oszczędności na zakup samochodu. Nasze konto było puste jak sklepowe półki w dniu wyprzedaży. Zapowiadały się dla nas trudne czasy.
Był bardzo pewny siebie
Następnego dnia Adam wrócił z pracy i jak zwykle rozsiadł się w fotelu przed telewizorem.
– Co ty robisz? – zapytałam zdziwiona.
– Odpoczywam. A na co ci to wygląda?
– Człowieku, ty lepiej zabierz się za rozsyłanie aplikacji! – zezłościłam się. – Za miesiąc zostaniesz bez pracy. Myślisz, że z zasiłku i mojej pensji uda się nam przeżyć?
– No właśnie, za miesiąc. Mam jeszcze dużo czasu.
– Nie, nie masz – upierałam się przy swoim. – Inni też szukają pracy, a wśród nich są młodzi i dobrze wykształceni ludzie. Myślisz, że firmy czekają właśnie na ciebie? O nie, mój drogi. W tej sytuacji nie masz nawet dnia do stracenia.
– Za bardzo panikujesz. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
Myślał, że szybko pójdzie
Pierwsze CV wysłał dopiero po dwóch tygodniach, a na rozmowę zaproszono go po kolejnych czternastu dniach. Wrócił wesoły jak skowronek na wiosnę.
– I jak poszło?
– Świetnie!
– Naprawdę? Dostałeś pracę? – ucieszyłam się.
– Nie, jeszcze nie. Mają odezwać się do mnie. Ale właściwie mam już tę robotę w kieszeni. A mówiłem ci, że nie masz się, czym przejmować?
– Nie dziel skóry na niedźwiedziu. Pamiętaj, że nie byłeś jedynym kandydatem.
– Może i nie jedynym, ale na pewno najlepszym. Rekruter był zachwycony moim doświadczeniem i mam wrażenie, że na każde pytanie odpowiedziałem tak, jak tego oczekiwał.
Tydzień później otrzymał wiadomość z podziękowaniem za udział w rekrutacji i z informacją, że jego kandydatura będzie uwzględniona w przyszłych naborach. Adam stwierdził, że to moja wina. Że zapeszyłam, mówiąc o innych kandydatach.
Nie chciał pracy za małą kasę
Mijały miesiące, a mój mąż wciąż nie mógł znaleźć pracy. Jakby tego było mało, z jednej rozmowy wrócił z mandatem za niewłaściwe parkowanie. Nasza sytuacja była coraz gorsza i nie zapowiadało się, że wkrótce ulegnie poprawie.
– Dobre wieści – powiedziałam pewnego dnia po powrocie z pracy. – Jola mówi, że potrzebują stróża na strzeżonym parkingu w centrum.
– A co ja mam do tego? – zapytał zdziwiony.
– Jak to co? Przecież możesz się zatrudnić. Nie mają specjalnych wymagań.
– Chyba oszalałaś, jeżeli myślisz, że będę cieciem.
– A co w tym złego? Mąż Joli dorabia w ten sposób i nie narzeka.
– Ela, ja mam wyższe kwalifikacje. Nie będę się poniżał stróżowaniem.
– Poniżeni powinni czuć się złodzieje i nieroby. A praca nie hańbi.
– Nie i koniec. Nawet nie chcę o tym słyszeć.
Nic mu się nie podobało
– Więc może zaczniesz jeździć taksówką? Mamy przecież wystarczająco przestronny samochód.
– Tobie naprawdę odbiło. Mam wozić podpitych smarkaczy, żeby brykę mi zniszczyli? O nie! Wybij to sobie z głowy.
– Więc musimy sprzedać tę twoją brykę, bo ja już ledwo koniec z końcem wiążę.
– Naprawdę, każdy twój pomysł jest lepszy od poprzedniego. Przecież niedawno kupiliśmy to auto. Wiesz, ile stracimy, jak je teraz sprzedamy?
– Trudno! – zdenerwowałam się. – Przecież za coś musimy żyć.
– Powtarzam ci kolejny raz, nie panikuj. Wkrótce coś znajdę. I przestań się nade mną pastwić. Może i chwilowo jestem bezrobotny, ale swoją godność mam i nie dam się tak traktować.
Musiałam poszukać drugiej pracy
Przez jakiś czas Adam aplikował na ogłoszenia, ale bez rezultatu. W końcu w ogóle dał sobie spokój. Najwyraźniej spodobało mu się jego nowe beztroskie życie. A mi było coraz trudniej. W sklepie każdą złotówkę musiałam oglądać z dwóch stron, nawet gdy kupowałam parówki i najtańszą pasztetową. Tak dłużej nie mogło być. W końcu nie byliśmy odpowiedzialni wyłącznie za siebie, ale także za naszą piętnastoletnią córkę. Musiałam znaleźć sobie drugą pracę.
Miałam szczęście. Znajoma, która prowadzi osiedlowy minimarket, potrzebowała kogoś na popołudnia. Znała mnie wystarczająco dobrze, by z marszu dać mi pracę.
„Właściwie to powiem ci, że spadłaś mi z nieba, Elu. Powyżej uszu mam już pracowników, którzy robią manko i bimbają sobie na wszystko”.
Było mi ciężko, nawet bardzo ciężko. Wstawałam skoro świt, by zdążyć na siódmą trzydzieści do pierwszej pracy. O piętnastej trzydzieści biegłam z językiem na brodzie do domu, a stamtąd niemal natychmiast leciałam do drugiej pracy. Wracałam po północy. Niemal przestałam widywać córkę. W tygodniu tylko rano i po południu mogłyśmy zamienić kilka słów. Wiedziałam, że długo nie dam rady utrzymać tego tempa.
Mąż w niczym mi nie pomagał
Tymczasem mój mąż niczym się nie przejmował. Przestał szukać pracy. Gdy rano wychodziłam z domu, on jeszcze spał, a gdy wracałam, siedział przed telewizorem jak jakiś hrabia. Czasami zdarzało się, że ugotował obiad, ale na palcach jednej ręki policzę, ile razy posprzątał mieszkanie czy zrobił zakupy. To wszystko zrzucił na naszą córkę.
Gdy zwracałam mu na to uwagę, stwierdzał, że go poniżam. I tak mijał nam dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem i rok za rokiem.
Swoim zachowaniem zabił wszystkie pozytywne uczucia, jakie kiedyś wobec niego miałam. Miałam dość patrzenia, jak całymi dniami obija się, nie próbując zrobić nic, by choć trochę mi ulżyć. Każdy normalny mężczyzna w takiej sytuacji chwyciłby się jakiejkolwiek pracy, ale nie Adam. Miałam tego dosyć i w końcu musiałam podjąć jakieś działania. Nie mogłam pozwolić, by ten nierób żerował na mnie.
Musiałam podjąć trudną decyzję
– Adam, musimy porozmawiać – powiedziałam pewnej niedzieli, gdy zostałam z nim sama w domu.
– Nie widzisz, że czytam gazetę? – odburknął.
– Widzę. I widzę też, jak wysypiasz się do późna, gnijesz przed telewizorem i otwierasz piwo za piwem. Widzę, jak beztrosko sobie żyjesz. Tylko wiesz co? Mam już dosyć patrzenia na to.
– Oho, zaczyna się.
– Tak, ale mogę ci obiecać, że to ostatnia trudna rozmowa, którą podejmuję, bo chcę, żebyś się wyprowadził z domu.
– A niby dlaczego?
– Bo skoro byt rodziny jest ci obojętny, uznaję, że nie czujesz się jej członkiem. A skoro nie chcesz być mężem i ojcem, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko rozwieść się z tobą.
– Ta... uważaj, bo akurat dam ci rozwód.
– To już nie zależy od ciebie. Ale zanim to sformalizujemy, chcę, żebyś się wyprowadził.
– A niby gdzie?
– Nie wiem. Może do matki, albo gdziekolwiek chcesz, bo ja dłużej nie zamierzam cię utrzymywać.
Elżbieta, 47 lat
Czytaj także: „Żona była oziębła i traktowała mnie jak służącego. Gdy odszedłem, błagała mnie o powrót i drugą szansę”
„Koledzy męża mają kochanki, więc nie chciał być gorszy. Gdy otworzył portfel, ustawiła się pielgrzymka kobiet” „Dorobiłem się fortuny i rodziny, ale dla mojego ojca to było za mało. Dla niego byłem nikim, bo nie miałem dyplomu”