„Jestem bogata, więc pomagałam biednym sąsiadom. Zamiast to docenić, prosili, by ich nie upokarzać”

bogata kobieta fot. Getty Images, Victor Dyomin
„– Agato, my... – zaczęła, ale jej głos był słaby. – Nie możemy już tego przyjmować. To nie o to chodzi, że nie doceniamy... – Nie doceniacie? – przerwałam jej. – To wygląda na coś więcej niż tylko brak wdzięczności! Przecież was ratuję! Bez tego, co wam daję, nie dalibyście rady!”.
/ 01.10.2024 17:30
bogata kobieta fot. Getty Images, Victor Dyomin

Lubiłam myśleć o sobie jako o dobrym człowieku. Naprawdę starałam się pomagać, kiedy widziałam, że ktoś tego potrzebuje. Miałam więcej pieniędzy niż większość moich sąsiadów, ale nie byłam kimś, kto by je trzymał tylko dla siebie. Co to za radość z bogactwa, jeśli nie można się nim podzielić? Tak właśnie robiłam – dzieliłam się.

Było mi żal sąsiadów

Kasia i Marek, moi sąsiedzi, byli dobrym przykładem. Mieli mniej szczęścia w życiu, ciągle zmagali się z problemami finansowymi, a ja pomagałam im, jak mogłam. Zostawiałam ubrania, trochę jedzenia, drobiazgi. Dla mnie to było nic, a dla nich – prawdziwa pomoc.

Często patrzyłam przez okno na ich domek, taki mały, skromny. Kiedyś był pełen życia, teraz wyglądał, jakby wszystko tam zatrzymało się w miejscu. „Biedni ludzie”, myślałam sobie, popijając kawę z eleganckiej filiżanki. Gdyby nie ja, pewnie by im się jeszcze gorzej wiodło.

– Muszę im pomóc – mówiłam do siebie, zawsze przekonana, że robię to z dobrego serca. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Nie mogli przecież odmówić. Kto odrzucałby taką pomoc? Wiedziałam, że są mi wdzięczni, choć nie zawsze to okazywali. Kasia i Marek zawsze byli uprzejmi, ale przecież widziałam, że bez moich darów nie mieliby jak sobie poradzić. To było dla nich ratunkiem. Przynajmniej tak myślałam.

Czułam, że muszę im pomagać

Pewnego dnia znowu postanowiłam im pomóc. Przyniosłam torbę z ubraniami, trochę jedzenia – chleb, konserwy, jakieś drobiazgi. Zawsze im to zostawiałam, a potem odwiedzałam, żeby upewnić się, że dobrze z tego korzystają.

Zapukałam delikatnie do ich drzwi, a po chwili otworzyła mi Kasia. Uśmiechała się, ale ten uśmiech był jakiś wymuszony. Wydawało mi się, że zawsze wygląda na zmęczoną.

– Agato, nie musiałaś... – zaczęła, ale ja już weszłam do środka. Nigdy nie czekałam na zaproszenie, w końcu byłam tam z dobrymi intencjami.

Daj spokój, to naprawdę nic wielkiego – odpowiedziałam, uśmiechając się. – Ubrania, jedzenie... mi się nie przyda, a wam się przyda. Lepiej, żebyście mieli coś nowego, prawda?

Kasia wzdychała, ale nie protestowała. Marek siedział przy stole, cicho, jak zawsze. Wiedziałam, że było mu ciężko przyjmować pomoc, ale co miał zrobić? Bez mojej dobroci nie daliby sobie rady. Patrzyli na mnie z mieszanką wdzięczności i czegoś, czego wtedy nie potrafiłam nazwać. Może było im głupio, ale to normalne w takiej sytuacji. Ja bym też się pewnie czuła dziwnie, gdyby ktoś mi ciągle pomagał.

– Wiesz, zawsze możesz na mnie liczyć – dodałam, chcąc dodać im otuchy. Ale atmosfera była napięta, jakby każde moje słowo ważyło za dużo.

Córka sąsiadów była niewdzięczna

Kiedy wracałam do domu, myślałam o ich córce, Julii. Zawsze wydawała mi się trudna. Była nastolatką, więc to chyba normalne, ale mimo wszystko jej podejście do mnie zawsze było... chłodne. Kiedyś próbowałam dać jej kilka sukienek, całkiem ładnych zresztą, ale ona tylko rzuciła mi takie spojrzenie, jakbym próbowała wręczyć jej coś odrażającego. Nie doceniła gestu. Pomyślałam wtedy, że to smutne – w takiej sytuacji powinna być wdzięczna.

Zastanawiałam się, jak ona musi się czuć w szkole, wśród dzieci, które mają wszystko nowe. Pewnie dlatego była tak zamknięta, może nawet zła na świat. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam, jak to zrobić, skoro nawet na moje ubrania patrzyła z pogardą.

Wieczorem, siedząc z kieliszkiem wina przy kominku, myślałam o Julii jeszcze bardziej. Może to ja powinnam bardziej się postarać? Może powinnam pokazać jej, że świat nie jest taki zły? Mogłabym ją zabrać na zakupy, kupić coś ładnego. Może wtedy by zrozumiała, że chcę dla niej dobrze.

Westchnęłam, patrząc w ogień. Kasia i Marek na pewno byli wdzięczni, ale Julia... Czułam, że jej coś przeszkadzało. Może czuła się gorsza przez to, że jej rodzina musiała korzystać z mojej pomocy? Ale przecież robiłam to z dobrego serca. Jak mogła tego nie docenić?

Oddali mi wszystko

Następnego dnia postanowiłam znowu sprawdzić, jak radzą sobie z tym, co im przyniosłam. Cieszyłam się, kiedy widziałam, że korzystają z mojej pomocy – to przecież dowód, że to, co robię, ma sens.

Kiedy podeszłam do ich drzwi, coś przykuło moją uwagę. Na wycieraczce leżała torba, ta sama, którą wczoraj przyniosłam. Ubrania, jedzenie, wszystko było tam. Zamarłam. Przecież oddanie tych rzeczy było jak cios prosto w serce. Obok torby leżała kartka. Zgięta, jakby na szybko wciśnięta pod paczkę.

Podniosłam ją z drżącymi rękami i przeczytałam: „Dziękujemy, ale sami sobie poradzimy.”

Stałam przez chwilę, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Jak mogli mi to zrobić? Odrzucić moją pomoc? Przecież widziałam, jak żyją. Przecież wiedziałam, że bez tego nie mają za co kupić jedzenia. W głowie kotłowały mi się myśli. Złość, zawód, rozczarowanie. Jak mogli być tacy niewdzięczni? Przecież robiłam to dla ich dobra. Byłam wściekła. To musiała być jakaś pomyłka. Postanowiłam z nimi porozmawiać, bo nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam wiedzieć, o co chodzi.

Byłam zła

Ruszyłam do ich drzwi, walcząc ze wzburzeniem, które narastało we mnie z każdą sekundą. Kasia otworzyła drzwi niemal od razu. Patrzyła na mnie zmęczonymi oczami, jakby już wiedziała, co zaraz powiem. Ale nie chciałam dłużej czekać.

– Kasia, co to ma znaczyć? – zapytałam ostro, pokazując jej torbę. – Dlaczego oddaliście wszystko, co wam przyniosłam? Myślałam, że wam pomagam!

Kasia spuściła wzrok, jakby nie chciała mi spojrzeć w oczy. Widziałam, że jest jej niewygodnie.

– Agato, my... – zaczęła, ale jej głos był słaby. – Nie możemy już tego przyjmować. To nie o to chodzi, że nie doceniamy...

– Nie doceniacie? – przerwałam jej. – To wygląda na coś więcej niż tylko brak wdzięczności! Przecież was ratuję! Bez tego, co wam daję, nie dalibyście rady!

Nie rozumiałam tego

Kasia wzięła głęboki oddech, jakby zbierała siły na coś, co miało zmienić wszystko.

Czujemy się upokorzeni – powiedziała w końcu, cicho, ale wyraźnie. – Ta pomoc... nie daje nam wyboru. Nie możemy powiedzieć „nie”, bo to zawsze wygląda, jakbyśmy musieli przyjmować twoją łaskę. A wszyscy w okolicy wiedzą, że to od ciebie. To sprawia, że czujemy się jak totalna biedota.

Zamarłam. Czułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. To, co mówiła, nie mieściło mi się w głowie. Przecież ja chciałam dobrze. Ja chciałam im pomóc.

– Nie chciałam was upokarzać – powiedziałam, czując, że w moim głosie pojawia się nuta desperacji.

– Wiem – odparła Kasia, patrząc na mnie z bólem w oczach. – Ale to, co dla ciebie jest pomocą, dla nas jest ciężarem.

Chwaliłam się tym pomaganiem

Wróciłam do domu, ale coś we mnie pękło. Słowa Kasi odbijały się w mojej głowie jak echo. „To dla nas ciężar”. Jak to możliwe? Przecież robiłam to z dobrego serca. Jak mogło być inaczej?

Usiadłam przy stole i wpatrywałam się w torbę z ubraniami i jedzeniem, które z powrotem trafiły do mnie. Nie mogłam się pozbyć myśli, że może rzeczywiście robiłam to bardziej dla siebie niż dla nich. Że to nie była pomoc, ale sposób na poczucie się lepszą. Przecież kiedy rozmawiałam o tym z przyjaciółmi, zawsze czułam dumę. Chwaliłam się tym, że „uratowałam” sąsiadów. Ale teraz... zaczęłam się zastanawiać, czy tak naprawdę im to w ogóle było potrzebne.

Siedząc w ciszy, zaczęłam analizować swoje działania. Czy naprawdę pomagałam? Czy może po prostu chciałam czuć, że mam władzę, że jestem ważna? 

Agata, 42 lata

Czytaj także: „Poleciałam na bicepsy młodego chłopaka z baru. Rano chciałam spalić się ze wstydu, gdy odkryłam, kim jest”
„Syn ciągle szuka wymówek, żeby nie iść do pracy. Martwię się, że mam na utrzymaniu darmozjada”
„Codziennie chodziłam do lasu. Mąż myślał, że przytulam się do drzew, a ja miałam tam lepsze doznania”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA