„Gdy zachorowałam, synowa nie podała mi nawet szklanki wody. Nie miała czasu, bo w sieci robiła z mojego syna rogacza”

smutna teściowa fot. iStock, Andrii Zastrozhnov
„Kiedy Bartek przebywał w domu, to jeszcze udawała, że coś robi, ale gdy tylko wychodził do pracy, to już jej się kompletnie nic nie chciało”.
/ 22.07.2024 08:30
smutna teściowa fot. iStock, Andrii Zastrozhnov

– Nie mam pojęcia, co mi strzeliło do głowy, gdy przystałam na to, by u nas mieszkali – wyznałam kumpeli. – Doskonale zdajesz sobie sprawę, jakie to uczucie dzielić dom z synową!

Syn Krysi wraz z małżonką żyje na Wyspach, lecz zanim się tam przeprowadzili, mieszkali razem i bez przerwy wybuchały między nimi awantury. W tamtym czasie zupełnie tego nie rozumiałam, ale obecnie już tak.

Co za nieudacznica

– No tak, rozumiem – Krysia głęboko westchnęła. – Przecież uprzedzałam cię, że to kiepski plan.

Ale co innego mogłam zrobić? Bartek po prostu przyszedł i oznajmił, że muszą u nas zostać przez parę miesięcy, bo Marta straciła robotę, mają problemy finansowe i...

– I tak minęło już pięć lat – weszła mi w słowo. – Ona wciąż nie pracuje, ty ogarniasz cały dom, a jej się nawet po zakupy nie chce ruszyć. Powinnaś to obgadać z Bartkiem.

– Przecież gadałam już tyle razy. Próbowałam na wszelkie sposoby!

Nasz Bartek wraz ze swoją ukochaną planowali u nas pomieszkiwać przez jakieś pół roku, ale Marta jakoś nie potrafiła znaleźć niczego, co by jej zapewniło stały dochód. Więc z tych sześciu miesięcy zrobiło się ponad pięć lat. Tak się zastanawiam, czy da się w ogóle zdobyć jakąś pracę, kiedy ciągle przesiaduje się w czterech ścianach...

Nasza synowa zwykła wstawać około 12, nawet nie fatygowała się, by pościelić łóżko. Po zjedzeniu śniadania ponownie znikała za drzwiami swojego pokoju.

„Czym ona się tam zajmuje przez cały boży dzień?" – chodziło mi po głowie.

Jestem raczej opanowaną osobą i wielokrotnie próbowałam z nią porozmawiać spokojnie, bez oskarżeń, niczym z własną córką. Ale to było jak rzucanie grochem o ścianę. Kiedy Bartek przebywał w domu, to jeszcze udawała, że coś robi, ale gdy tylko wychodził do pracy, to już jej się kompletnie nic nie chciało. 

Skończyłam już 55 lat, ale z powodu mojej dolegliwości od dłuższego czasu nie jestem aktywna zawodowo. Prawdę mówiąc, zmagając się z tą przypadłością, nie powinnam robić wielu rzeczy, które są częścią mojej codzienności.

Medycy są zaskoczeni, że w ogóle jestem w stanie chodzić, lecz ja mimo odczuwanego bólu nie załamuję się i próbuję sobie jakoś poradzić. Sprzątam mieszkanie, przyrządzam posiłki, jeżdżę na rowerze – robię to wszystko, bo zależy mi na zachowaniu sprawności fizycznej.

Dlatego tym bardziej ciężko mi pojąć, jak młoda, 27-letnia dziewczyna, będąc w pełni sił, dobrowolnie może od lat przesiadywać w czterech ścianach i nic nie robić. Mnie osobiście takie życie szybko by się znudziło.

Mój Michał ukończył studia prawnicze i już jest aktywny zawodowo, choć dopiero raczkuje w tej branży, więc jego wynagrodzenie jest w granicach średniej krajowej. Kiedy jego żona, Marta, straciła posadę w biurze, zdecydowali się wyprowadzić z wynajmowanej kawalerki i zamieszkać z nami.

Razem z Markiem, moim mężem, żyjemy na peryferiach, w domu z potężnym ogrodem. Sam budynek też jest całkiem spory. Dlatego nie miałam obaw o deficyt przestrzeni. Niepokoiłam się natomiast, że Marcie dolega coś poważnego. Młoda, pełna wigoru osoba nie powinna całymi dniami kisić się w czterech ścianach. Nie zamierzałam się mieszać w nie swoje sprawy, ale nie potrafiłam bezczynnie obserwować tego osobliwego postępowania.

Wtedy przyszło mi coś do głowy

Kiedy chciałam przedyskutować z Bartkiem moje obawy, reagował zdenerwowaniem i irytacją. Słyszałam wtedy pod swoim adresem różne absurdalne zarzuty. Że zazdroszczę synowej. Że ograniczam Martę. Że niepotrzebnie ingeruję w ich sprawy. Najgorsze, że mąż przyznawał rację Bartkowi. Wtedy przyszło mi do głowy:

„Może rzeczywiście nie powinnam się tym tak przejmować? Marta to w końcu dorosła osoba, a jeśli mojemu dziecku pasuje takie życie, to może niech tak zostanie".

Pewnego dnia trafiłam do szpitala

Okazało się, że czeka mnie operacja kolana. Mój mąż przychodził do mnie codziennie, a także zorganizował dla mnie rehabilitację po zabiegu. W końcu mogłam wrócić do domu, ale przez kolejne tygodnie miałam problem z poruszaniem się. Potrzebowałam wsparcia.

Mój syn i mąż doszli do wniosku, że nie ma sensu zatrudniać nikogo z zewnątrz, skoro w domu jest synowa. Ona jednak nie zamierzała opiekować się "niepełnosprawną". Nawet nie raczyła podać mi szklanki wody. Stwierdziła, że jest młoda i nie ma ochoty patrzeć na chorobę ani słuchać mojego pojękiwania. W końcu pokazała swoją prawdziwą twarz.

– Wybacz mi, skarbie. Nie zdawałem sobie sprawy, jaka ona potrafi być – rzekł mój małżonek po całym zajściu.

W oczach miałam łzy

Czułam się okropnie. Mąż i syn wcześniej nie dawali wiary moim słowom. Sądzili, że przesadzam, że mam urazę do Marty z zazdrości. W końcu zabrała mi jedynaka, moje oczko w głowie. Ale to nie była prawda. Teraz syn również czuł się nieswojo z powodu zachowania swojej żony. Widziałam, że odczuwa zażenowanie.

– Nie przejmujcie się tym – odparłam wtedy. – To już nie ma znaczenia.

Zlekceważyłam to wszystko, mimo że nadal czułam ból. I czuję go do dzisiaj. Marta zraniła nie tylko mnie, ale też moich bliskich.

Często zastanawiało mnie, czemu nic nie wiemy o jej rodzinie. Bartek twierdził, że po prostu nie mają ze sobą relacji. Teraz to do mnie dociera, że chyba nie chciało jej się spotykać z osobami starszymi. Ja nie czuję się staro. Gdyby nie moje dolegliwości, ograniczenia nie stanowiłyby dla mnie problemu. Mimo wszystko próbuję żyć w miarę zwyczajnie. Jeździmy z moim mężem na urlopy, jasne, nie biegam po szlakach jak nastolatka i muszę unikać słońca, ale uwielbiam podróże.

Kiedy myślę o tamtych wydarzeniach, o okropnej scenie, którą zrobiła synowa, to aż mi się chce płakać. Spakowała manatki i stwierdziła, że już nie wytrzyma. Oświadczyła, że w sieci poznała ciekawego faceta, który da jej wszystko, czego zapragnie. Niedługo chce wnieść papiery rozwodowe. W końcu wyszło na jaw, czym cały dzień zajmowała się synowa. Przesiadywała przed komputerem i szukała nowych kontaktów.

Bartosz zamarł z zaskoczenia, a po moich policzkach spływały łzy, bo usłyszałam, że jestem bezmyślną babą. Dopiero mąż zainterweniował. Zdecydowanie nakazał jej, by od razu wyniosła się z naszego domu.

I co, jesteś szczęśliwa? – wrzasnęła w moją stronę, gdy wychodziła. – Knułaś przeciwko mnie i osiągnęłaś cel! Wychodzi na to, że ja jestem tą okropną, a ty wzorem cnót wszelakich. Nie bawi mnie gotowanie ani porządki. Cóż na to poradzę? Zbyt mądra jestem na takie rzeczy! Praca to też totalna strata czasu!

Najbardziej szkoda mi mojego synka

Sama jako tako poradzę sobie z wyzwiskami, które na mnie rzucała, ale jego serce jest w kawałkach. Kryśka obejmuje mnie ramionami i delikatnie gładzi dłoń. Podtrzymuje mnie na duchu. To wspaniała koleżanka. Wspomina, że jej młodsza pociecha też się rozstaje z mężem.

– To zmora dzisiejszych czasów. Małżeństwa pędzą za forsą, nie mają dla siebie czasu, nie gadają ze sobą, ciągle w pośpiechu. Współczuję Mateuszkowi, on dopiero skończył trzy latka.

Role się zmieniły – teraz ja jestem tą, która dodaje otuchy koleżance. Przekonuję ją, że jakoś to będzie. Wnuczek znajduje się pod jej pieczą. Przesiadujemy we troje w moim mieszkaniu, my popijając kawę, a dzieciak bawi się autkami.

– Marzy mi się doczekać własnego wnusia – wyznaję z wilgotnymi oczami.

– Zobaczysz, Bartuś na bank jeszcze znajdzie swoją drugą połówkę – Krystyna posyła mi pocieszający uśmiech.

– Oby nasze pociechy w końcu zaznały prawdziwego szczęścia... – rzucam w odpowiedzi.

Bartek zjawił się w domu przed czasem. Tłumaczy, że wziął urlop. Następnego dnia czeka go pierwsze przesłuchanie w sądzie. Chyba odczuwa zdenerwowanie. Wita Mateuszka, a następnie obaj siadają na podłodze i przyglądają się samochodom-zabawkom. Na jego obliczu dostrzegam uśmiech, którego od dawna nie widziałam. I zaczynam mieć nadzieję, że mu się uda. W końcu ma zaledwie 36 lat. Całą przyszłość przed sobą...

Agata, 56 lat

Czytaj także:
„Na wakacje zostawiłam mieszkanie pod opieką sąsiadki. Gdy po powrocie zobaczyłam mój salon, rozpłakałam się”
„Zbyt długo oszczędzałam na wakacje, by sponsorować jakiegoś chłystka. Miał mi do zaoferowania tylko łóżkowe igraszki”
„Ciągle prześladował mnie pech, więc poszłam po radę do wróżki. Nawet ona przejęła się tym, co zobaczyła w swojej wizji”

Redakcja poleca

REKLAMA