Mam w głowie ten dzień jakby to było wczoraj. Mozolnie wspinałam się po schodach na ostatnie piętro w bloku. Drzwi otworzyła mi przystojna kobieta o długich, ciemnych lokach.
– Założę się, że przyszłaś dowiedzieć się, czy wyjdziesz za mąż – rzuciła, tasując talię kart na stole.
– To nie wszystko! Zależy mi, by dowiedzieć się, kiedy wreszcie odczepi się ode mnie pech. No i faceci, z nimi też nie mam szczęścia – wyznałam zgodnie z prawdą. – Rzucają mnie, zanim zdążę się obejrzeć. Nie grzeszę urodą ani figurą, wiecznie o coś zahaczam albo coś zbijam. Czy tak już będzie zawsze?
Wróżka przetasowała karty
Ze zdenerwowaniem obserwowałam jej poczynania. Kompletnie nie wiedziałam, czemu nic nie mówi przez tak długi czas. Wreszcie wlepiła we mnie przenikliwe spojrzenie, ale zupełnie jakby mnie nie widziała, jakbym nie siedziała tuż przed nią. Poczułam strach. A co jeśli ona ma nie po kolei w głowie?! Naszła mnie ochota, żeby stamtąd zwiać.
– Coś dziwnego mi się objawiło – zaczęła nagle mówić. – Nieczęsto miewam takie wizje… Zobaczyłam smutną dziewczynkę, która dawno temu żyła w Chinach. Kiedy skończyła pięć lat, jej mama owinęła jej stópki bandażem, żeby przestały rosnąć, bo drobne stopy mogły zaważyć na jej szczęśliwym zamążpójściu. Zabieg niestety się nie udał. Kości źle rosły i dziewczynka została na zawsze oszpecona, ledwo mogła chodzić. Wciąż się potykała. Tylko tyle pamiętam z tej wizji.
Czułam się strasznie zawiedziona. Jaki związek miała ta opowieść o Chince z moim życiem? Opuściłam wróżkę mocno poirytowana, choć nie chciała nawet zapłaty. Tego by jeszcze brakowało! Nie wspomniała ani słowem o mojej przyszłości, nie dodała mi otuchy.
To były jakieś bzdury
Po miesiącu przyjaciółka zaprosiła mnie na swoją imprezę urodzinową. Takie zaproszenia nie zdarzały się często, ponieważ moje grono znajomych było dość ograniczone, więc ogromnie się ucieszyłam. Zrobiłam się na bóstwo: precyzyjny makijaż, seksowna minispódniczka. W wyśmienitym nastroju wskoczyłam do swojego leciwego fiata.
Minęło może z piętnaście minut odkąd ruszyłam w drogę, kiedy mój samochód gwałtownie podskoczył, zupełnie jakbym na coś najechała. Wcisnęłam hamulec tak mocno, że opony zapiszczały przeraźliwie. Sekundę później usłyszałam głuchy odgłos uderzenia – pojazd jadący tuż za mną przywalił prosto w tylny zderzak mojego malucha.
„O Boże, chyba przejechałam człowieka!” – ta przerażająca myśl pojawiła się w mojej głowie gdy w panice wyskoczyłam z samochodu. Ale to nie był człowiek. Trzęsąc się, nachyliłam się nad psem. Leżał nieruchomo. Najwyraźniej oślepiłam go, przez co spanikował i wpadł prosto pod koła… W moją stronę biegł roztrzęsiony mężczyzna, który prowadził drugie auto.
Pech mnie nie opuszczał
– Z punktu widzenia prawa wina leży po mojej stronie, bo wjechałem w tył pani samochodu. Ale pani zahamowała tak nagle! – darł się na całe gardło, wymachując rękami na wszystkie strony.
Zignorowałam go. Byłam skupiona na potrąconym stworzeniu.
– Zatrzymam się na skraju drogi. Auta mają tylko niewielkie otarcia, tak naprawdę to nic poważnego – facet ewidentnie skapitulował. – Psiaka trzeba zawieźć do weterynarza. Jeśli się pani śpieszy, sam poszukam przychodni.
– Ja go zawiozę, wystarczająco już narobiłam panu problemów – zakomunikowałam, podnosząc się z kolan. – Oczywiście pokryję koszty naprawy auta.
– Jedźmy we dwójkę, ten pies sporo waży, sama sobie pani nie poradzi – mężczyzna przejął dowodzenie.
Ściągnął z siebie płaszcz, otulił nim czworonoga i ostrożnie zaniósł go do samochodu.
Facet był niskiego wzrostu, miał ciemne włosy i było widać, że jest sporo starszy ode mnie. Przeszło mi przez myśl: „To na pewno porządny gość. Mało kto przejąłby się losem jakiegoś pieska”.
– Ma pani wielkie serce – powiedział kiedy do mnie wrócił. – Inne osoby na pewno by odjechały. I jeszcze do tego pewnie się pani gdzieś spieszy, co?
– Jadę do koleżanki na imprezę, ale jak mnie nie będzie to się nie obrazi.
Wróżka miała rację
Parę chwil później dojechaliśmy do weterynarza. Podczas gdy lekarz zajmował się opatrywaniem psa, wyszliśmy na korytarz poczekać.
– Jestem Paweł – przedstawił się nieznajomy, uśmiechając się szeroko.
– Miło mi, Dorota.
Powiedziałam, że studiuję filologię germańską i pasjonuje mnie nauka języków.
– Cóż, w takim razie mamy wspólne zainteresowania, ponieważ prowadzę zajęcia z chińskiego na uczelni.
Chińskiego?! Natychmiast przypomniała mi się tajemnicza wizja wróżki. Przez moją nieuwagę doszło do kolizji, w której brał udział znawca Chin. Czyżby to był zwykły zbieg okoliczności? Drzwi do pokoju lekarskiego stanęły otworem.
– Jak dalej potoczy się los czworonoga, gdy wróci do zdrowia? – dociekał lekarz.
– Zaopiekuję się nim – w tym samym momencie zadeklarowaliśmy oboje z Pawłem i parsknęliśmy śmiechem.
Chciałam go znów zobaczyć
Kiedy w końcu doszliśmy do porozumienia, postanowiliśmy, że pieska wezmę do siebie, a on będzie mógł go odwiedzać, zwłaszcza że pokrył koszty usług weterynarza. Pies szybko zaaklimatyzował się w moim mieszkaniu. Napił się wody, ułożył na posłaniu, które dla niego przyszykowałam i od razu zasnął.
Poranek zaczął się uczuciem mokrego języka na dłoni. Ubrałam się i wyprowadziłam psa. Następnie poszłam do marketu, żeby kupić niezbędne psie akcesoria – smycz, obrożę, karmę i posłanie. W głowie zakiełkowała myśl, że nie mogę się już doczekać, aż zobaczę się z Pawłem. Ale czy będzie równie ekscytująco, gdy zobaczę go w świetle dnia? A może on wyrzuci naszą umowę z pamięci…
– Kiedy mogę wpaść? – usłyszałam w słuchawce głos Pawła po południu.
Pies przywitał go jak właściciela: przymilał się i energicznie machał ogonem. Podczas kolacji zaczęliśmy rozmawiać. Paweł parsknął śmiechem, gdy otwarcie wyznałam, że prześladuje mnie nieustanny pech.
– A może po prostu brak ci skupienia? Albo nie doceniasz siebie? – zagaił.
Pogrążyłam się w rozmyślaniach
Fakt, moi rodzice zawsze byli wobec mnie wymagający i postawili poprzeczkę bardzo wysoko: oczekiwali, że będę prymuską w szkole, będę osiągać sukcesy w sporcie i jeszcze angażować się w obowiązki domowe. Ale co z tego, skoro im bardziej się starałam, tym gorzej mi szło? Dlatego kiedy moja kuzynka wyjechała do pracy do Londynu i poprosiła mnie, żebym zajęła się jej mieszkaniem, nie zastanawiałam się nawet przez moment. Byłam zdecydowana wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć żyć na własny koszt.
Kiedy opowiadałam Pawłowi o swoich problemach, słuchał z uwagą. Miałam wrażenie, że znalazłam w nim prawdziwego przyjaciela. Potem spotykaliśmy się coraz częściej. Patrząc mu w oczy widziałam, że ma do mnie słabość. Codziennie rozmawialiśmy przez telefon i wymienialiśmy wiadomości.
Opowiadaliśmy sobie, co każde z nas robiło w ciągu dnia. Jednak z biegiem czasu zapragnęłam czegoś więcej. Jasne, całowaliśmy się z pasją, ale Paweł nigdy nie posunął się dalej, a ja tak marzyłam o bliskości… Podczas jednego ze spacerów postanowiłam w końcu poruszyć ten temat.
Chciałam czegoś więcej
– Wiesz, że bardzo mi na tobie zależy, Dorotko, ale starałem się, żeby nie było to zbyt nachalne – Paweł przerwał mi w połowie.
– Mam przeczucie, że nie ma co dłużej zwlekać – moje policzki przybrały kolor dojrzałych malin.
Okazało się, że mój ukochany to prawdziwy skarb – wrażliwy i kochający facet, jakiego zawsze pragnęłam spotkać. Podjęliśmy decyzję o wspólnym zamieszkaniu. Miało to być swego rodzaju sprawdzianem dla naszej relacji. Od znajomych słyszałam, że codzienne życie pod jednym dachem często prowadzi do kłopotów. Na szczęście u nas – odpukać – nic takiego nie miało miejsca. Być może dlatego, że dzielimy się obowiązkami, nawet porządki stają się wtedy przyjemnością!
Po roku postanowiłam znów pójść do wróżki, żeby sprawdzić, co mi przepowie. Wchodziłam po znajomych stopniach, ale teraz w zupełnie innej roli – jako babka pełna wiary w siebie i szczęśliwa przez to, jak się sprawy mają.
Wizja się sprawdziła
– Mam dla pani nowinę: jestem zaręczona i niedługo stanę na ślubnym kobiercu. Wygląda na to, że w końcu opuścił mnie pech – powiedziałam bez chwili przerwy na oddech. – A wie pani co? Mój przyszły mąż to sinolog z wykształcenia. Myśli pani, że to ma coś wspólnego z tą historią o nieszczęśliwej dziewczynce z Chin, którą mi pani kiedyś opowiadała?
– Trudno powiedzieć. Nie mam kontroli nad tym, co mi się objawia – odpowiedziała wróżka. – Jeżeli sobie pani życzy, po prostu zajrzę w karty. Tarot powie nam więcej.
Wróżka poukładała karty tarota i zaczęła snuć historię o tym, jak to w przyszłości będę wiodła szczęśliwe życie u boku ukochanego męża, w przytulnym domku z zielonym ogrodem i gromadką dzieci. Ta perspektywa naprawdę mi się spodobała. Z uśmiechem na twarzy wyraziłam swoją wdzięczność, uiściłam należność i opuściłam lokal.
– Wiesz, przyśnił mi się dość osobliwy sen – zwierzył mi się Paweł któregoś dnia. – Wyobraź sobie, że żyliśmy w dawnych Chinach i od najmłodszych lat cię kochałem, ale brakowało mi śmiałości, by ci o tym powiedzieć…
– A czy krępowali mi stopy? – zapytałam i opowiedziałam mu o tym, jak po raz pierwszy poszłam do wróżki.
Czy to możliwe, że ja i Paweł odnaleźliśmy się po setkach lat?! Kto to wie? Niewykluczone…
Dorota, 26 lat
Czytaj także:
„Na szlaku spotkałam swoją dawną miłość. Ale męskie uczucia zmieniają się szybciej niż pogoda w Tatrach”
„Mój wieczór panieński okazał się godziną szczerości. Przyjaciółka w jednej chwili pogrzebała moje marzenia o ślubie”
„Byłam pechowcem z kiepską pracą i posuchą w miłości. Myślałam, że gorzej być nie może”