W trakcie wyjazdu do Włoch, w pięknym, romantycznym klimacie Wenecji, niespodziewanie poprosiłem Alinę o rękę. Było cudownie – moja ukochana miała na sobie zwiewną sukienkę, rozpuściła swoje długie włosy i wyglądała oszałamiająco z lekką opalenizną. Pod wpływem chwili, uklęknąłem przed nią i rzuciłem pytanie, czy zechce zostać moją małżonką. Zrobiłem to bardziej dla podtrzymania atmosfery niż z premedytacją. Spodziewałem się, że Alina potraktuje to z przymrużeniem oka, rzuci jakimś dowcipnym tekstem lub zacytuje fragment jakiegoś utworu. Ewentualnie złapie mnie za rękę i pobiegniemy razem wzdłuż kanału, żeby obdarować się namiętnymi pocałunkami w jakiejś bocznej uliczce.
Sądziłem, że mam romantyczną duszę
– Tak bez pierścionka? – rzuciła niby od niechcenia, ale mimo to poczułem zimny pot na plecach, sam nie wiem, dlaczego.
– Daj spokój, ukochana, nie patrzaj na to – odparłem z przekąsem, zrywając po drodze jakiś kwiatek i wręczając go jej z galanterią; lecz było już za późno.
Niewinne z pozoru pytanko okazało się zaklęciem, które przemieniło moją wyluzowaną dziewczynę w kobiecinę o tradycyjnych poglądach. Ciężko było ogarnąć, że to, co się wydarzyło, nie było jakimś długoterminowym żartem.
Czasami łapałem się na myśleniu: „A może jestem częścią jakiegoś eksperymentu i niedługo wyląduję na filmiku w internecie?”. Próbowałem to jakoś ogarnąć w mojej głowie.
– Wiesz co? Mam pewien pomysł – rzuciłem, kiedy opuszczaliśmy spotkanie z rodzicami Aliny. – A gdybym po prostu cię uprowadził jak ten Bohun, co ty na to? Naprawdę aż tak ci zależy na całej tej ceremonii, krewnych, białej sukni i sypaniu ryżem?
– Stuknij się w łeb, Hieronim – odparła. – Już zapomniałeś, jaki los spotkał Bohuna? A my będziemy wiedli długie i radosne życie razem, zobaczysz.
Mówią, że gdy ktoś umiera, przed oczami przewija mu się całe życie, tyle że wspomnienia lecą od tyłu – zaczyna się od tego przełomowego zdarzenia, a kończy na wczesnym dzieciństwie. Ja też doświadczałem wizji, ale dotyczących tego, co dopiero ma nadejść. Kiedy Alina prezentowała mi różne fasony sukien do ślubu, nagle ujrzałem nas za parę lat: ja pogrążony w wirtualnym świecie, walczę z bestiami na kompie, ona na swoim laptopie szpera w drogeriach online, a w tle słychać szum piorącej się garderoby... A gdy moja ukochana przymierzała u złotnika ten feralny pierścionek, ja nagle przeniosłem się do przyszłości i zobaczyłem, jak kłócimy się o to, czyja kolej opróżnić zmywarkę.
Kurczę, nie tak planowałem swoją przyszłość
Jasne, zdarzały się momenty, kiedy było między nami jak kiedyś i wtedy sobie myślałem: „Luz, Hirek, ona jest świetna, po prostu boisz się zmian i próbujesz wymyślić sposób, żeby wszystko zostało po staremu. Dorośnij wreszcie, facet”. Najbardziej przytłaczała mnie myśl, że biorąc ślub z Aliną, pakuję się też w małżeństwo z jej familią. Wyglądało to tak: rodzice mieli wizję, którą moja luba z jakichś przyczyn uważała za doskonałą, a ode mnie wymagano tylko tyle, żebym nie rzucał kłód pod nogi.
– Szykuje się nam niezłe weselisko – Alina nie posiadała się z radości. – Zjawi się cała familia i balanga potrwa do świtu!
– Moja rodzinka to tylko mama i brat – odparłem. – No i babcia, ale kto wie, czy dożyje.
– Od teraz będziesz miał pokaźniejsze grono bliskich – machnęła ręką. – Taki jest cel, prawda? Nie cieszysz się z tego?
Z jakiej racji, do diaska, miałbym skakać z radości? Że teraz ciocia Adela z Krościenka i cioteczny dziadunio z Kudówki mnie zaadoptują? Ludzie kochani, wielkie dzięki!
– Więc jaka będzie ostateczna liczba gości? Setka, dwie stówy?
– O czym ty w ogóle mówisz?! – warknęła poirytowana Alina. – To rodzice wszystko finansują. Ślub jedynego dziecka to spełnienie ich największego marzenia!
Miałem wreszcie widok na własny dom
W zimie odeszła moja babcia, zapisując mi w testamencie domek na obrzeżach miasta. Urocza okolica, obok małego jeziorka, z dala od innych zabudowań. Poinformowałem Alinę, że wchodzę w związek małżeński wraz z nieruchomością, i zaprosiłem ją na oględziny naszej rezydencji.
– Chyba ci odbiło, jeśli myślisz, że zamierzam tkwić godzinami w kilometrowych korkach tylko po to, by dotrzeć do roboty – rzuciła zirytowana. – Pozbędziemy się tej chałupy, a forsę przeznaczymy na zaliczkę dla banku, żeby wziąć pożyczkę na własne cztery kąty.
No a potem rozpętało się istne piekło, gdy przyszło do układania spisu osób, które trzeba zaprosić na wesele.
– Bierzesz brata na świadka na ślubie, tak? – Alina stworzyła na planie stolików dziwne znaczki i kombinacje.
– Nie, mówiłem ci, że Roberta. Kumplujemy się od szczeniackich lat.
– A może jednak lepiej by było, gdyby to był ktoś z rodziny? – skrzywiła się lekko. – Kumple się porozjeżdżają w siną dal i tyle ich widziano.
– Aktualnie mój brat przebywa w Anglii i rozważa, czy nie wyemigrować do innego kraju – wyjaśniłem Alinie. – A o co ci teraz chodzi? Planujesz limitować ilość moich zaproszonych osób, aby obniżyć koszty wesela?
– Nie panikuj bez powodu, Hirek – obrzuciła mnie krytycznym wzrokiem. – Możesz zaprosić tego całego Roberta, ale dopilnuj, żeby chociaż raz założył na siebie jakieś porządne ciuchy. Miałam na myśli to, że bycie świadkiem to nie byle jaka funkcja i nie powinno się jej powierzać pierwszej lepszej osobie z ulicy.
– Robert to ważna osoba w moim życiu – zdenerwowałem się. – I choćby przylazł tu w jakimś łachu, i tak będzie serdecznie witany. A w ogóle, do licha, co się z tobą dzieje, Ala? – zagadnąłem.
– Że co? Że co się dzieje? – zerwała się z krzesła.
I prawi mi, że kiedyś byłem taki uczuciowy i serdeczny, a teraz odstawiam wielkiego szefa. Jakby nie patrzeć, coraz częściej po prostu chamsko się odnoszę. Nawet jej matka to zauważyła! A żeby wiedziała, ja bym najchętniej po prostu kiełbaski popiekł na ogródku! Ale się wkurzyłem.
Ja gbur jakiś jestem?
Bez zająknięcia toleruję docinki o moich bliskich i kumplach, słucham głupot i wymyślonych kłopotów… Rany, od kilku miesięcy gadamy tylko o fatałaszkach, bukietach, tortach i bigosie!
– Mógłbyś się trochę bardziej postarać, to nie musiałabym ciągle wszystkiego doglądać! – powiedziała, ledwo powstrzymując łzy.
– Daj spokój, po co mam się wtrącać – prychnąłem. – Przecież to kochasz! Spisy gości, rozsadzanie ich przy stole, sztućce, kieliszki do win, nalewek i diabli wiedzą, do czego jeszcze…
– No jasne, zróbmy sobie grilla i niech goście jedzą łapami z jednorazowych talerzyków! – wrzasnęła Alina. – Najlepiej w tym twoim rozpadającym się domu na wsi. A potem prześpimy się w stodole na sianie.
– Nie, lepiej balujmy w zamkach za forsę twoich rodziców!
– Hirek, to moja wina, że ty jesteś spłukany? No powiedz, moja? – stanęła w bojowej pozie, zadzierając nosa do góry.
Wtedy po prostu nie dałem rady i wypadłem stamtąd jak burza, aż futryna się zatrzęsła. Liczyłem na to, że później się odezwie, przeprosi, a tu niespodzianka – odesłała pierścionek przez kuriera. Nawet jakiejś karteczki jej się nie chciało dorzucić do środka. Czyli to by było na tyle? I pewnie jeszcze ja tu niby zawiniłem, no nie?
Hieronim, 30 lat
Czytaj także:
„Ukochany zrobił kochance dziecko, a ja wierzyłam, że jest niewinny. Przecież to nie jego wina, że wrobiła go w dziecko”
„Sypianie z mężem przestało mnie kręcić. Nie będę się zmuszać, a mamą zostanę w inny sposób”
„Koleżanka z treningu traktowała mnie jak króla. Jej komplementy sprawiały, że całkiem zapomniałem o marudnej żonie”