„Nakryłam męża na zdradzie, ale nie wykopałam go z domu. Mojej zemsty za to posmakowała kochanka”

zakochana kobieta fot. iStock, JLco - Julia Amaral
„Na myśl o tym łzy napłynę​ły mi do oczu. Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Że on faktycznie jest przepracowany, ale poświęca się tak dla nas, dla mnie”.
/ 28.06.2024 14:40
zakochana kobieta fot. iStock, JLco - Julia Amaral

Zbliżał się początek roku szkolnego. Nasi synowie w ciągu wakacji wyrośli ze wszystkiego, więc wybraliśmy się na rodzinne zakupy. Byliśmy już objuczeni torbami i zmęczeni, kiedy nagle mój mąż stanął jak wryty i spojrzał na młodą wysoką blondynkę, która również mu się przyglądała.

– Natasza? – powiedział zdziwiony.

– Cześć, Mariusz – odparła niepewnie.

– To moja koleżanka z pracy – zwrócił się do nas. – A to moi synowie Olek i Kacper oraz moja żona, Natalia.

– Bardzo mi miło – podałam jej rękę, a ona unikając mojego wzroku, wyciągnęła swoją.

Spojrzałam na torbę, którą trzymała w dłoni. Była przezroczysta. Znajdowały się w niej dwie butelki wina. Czerwonego, ulubionego wina mojego męża. Chciałam to skomentować w jakiś żartobliwy sposób i podniosłam wzrok, akurat w takim momencie, aby uchwycić ich spojrzenia. I przeszedł mnie dreszcz. To niemożliwe! – przemknęło mi przez głowę. W drodze powrotnej do domu zapytałam jak gdyby nigdy nic:

– Od kiedy ta Natasza pracuje u was? Jakoś nie kojarzę, żebyś coś o niej mówił.
– Zaczęła pracę kilka miesięcy temu. Ale marna jest, nie ma o czym mówić – uciął temat, za bardzo starając się, by jego ton brzmiał lekko.

Zaczęłam analizować fakty

W biurze nieruchomości, w którym pracował Mariusz, na wiosnę pojawiła się piękna i młoda Natasza. W okolicach maja mój mąż zaczął mieć bardzo dużo pracy i zostawał do późna. Tłumaczył to boomem na rynku mieszkaniowym. W czerwcu mieliśmy rocznicę ślubu. Dziewiątą i pierwszą, o której zapomniał. Stał się nieobecny, zamyślony. Nawet chciał odwołać nasz dawno planowany wyjazd na kajaki na Boże Ciało. Kiedy byłam z chłopcami nad morzem, a on został przez nawał pracy w domu, rzadko do mnie pisał, a dzwonił prawie zawsze do dzieci.

Trudno mi było w to uwierzyć, ale wszystko wskazywało na to, że mój Mariusz miał romans z uroczą koleżanką z pracy, która zamiast biegać po sklepach w poszukiwaniu tenisówek i skarpetek dla dzieci, nabywała dla niego ulubiony trunek i potem, napełniając dwa kieliszki, czekała aż on odwiedzi jej łóżko.

Na myśl o tym łzy napłynę​ły mi do oczu. Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Że on faktycznie jest przepracowany, ale poświęca się tak dla nas, dla mnie… Mój wzrok padł na śpiącego obok męża, a potem na jego telefon komórkowy leżący na szafce nocnej. Od jakiegoś czasu zabezpieczał go kodem. Kiedy zapytałam, dlaczego go założył, wzruszył ramionami:

– Nie można ufać ludziom. Często zostawiam go na biurku, a tam są poufne informacje. Lepiej nie kusić losu.

Musiałam jakoś dostać się do zawartości telefonu. Tam kryła się odpowiedź na pytanie, czy mam paranoję i oskarżam bogu ducha winnego zaharowanego żywiciela rodziny, czy faktycznie nowa koleżanka zawróciła mu w głowie. Nigdy dotąd mąż nie dawał mi powodów do zazdrości, musiałam to sprawdzić. Zaczęłam go bacznie obserwować.

Już pierwszego dnia dostrzegłam pierwszą cyfrę kodu, kiedy wstukiwał go, pijąc kawę rano przy śniadaniu. Parę dni później udało mi się ustalić dwie ostatnie. Pozostała mi jeszcze jedna. Nie mogłam tego stwierdzić z całą pewnością, czy to 2 czy 3, ale mogłam spróbować. Kiedy Mariusz usnął głębokim snem i zaczął chrapać, wzięłam drżącymi palcami jego komórkę i poszłam do łazienki. Czując się jak szpieg, zamknęłam drzwi na zasuwkę.

Za drugim razem udało mi się dostać do zawartości telefonu​. Pierwszy esemes był do mnie. Mariusz przypominał, że mam odebrać dywan z pralni. Drugi w kolejności od jakiegoś Marka. Nie kojarzyłam takiego znajomego, a ponieważ wszystkich innych nadawców wiadomości tak, otworzyłam właśnie tę konwersację. Ostatnia wiadomość brzmiała:

„Nie mogę spać. Nadal czuję twoje dłonie na moim ciele”.

W tym momencie moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Wczoraj wieczorem Mariusz miał prezentację mieszkania, która bardzo się opóźniła, bo oglądający jechali z innego miasta w korkach. Przynajmniej tak mi powiedział.

Miałam ochotę wpaść do sypialni i rozbić mu ten telefon na głowie. Zaczęłam czytać pozostałe wiadomości od Marka. Jedno było pewne – nie był mężczyzną. Wiadomości od Mariusza zawierały zbyt dużo opisów anatomii odbiorcy, żeby pozostawiać choć cień wątpliwości co do płci. Ani co do charakteru tej relacji. Kręciło mi się w głowie z nerwów. Nie mogłam uwierzyć w to, co miałam czarno na białym przed oczami. Mariusz mnie zdradzał! A jakby tego jeszcze było mało, pisał o mnie straszne i nieprawdziwe rzeczy!

W pierwszych esemesach z maja, kiedy widocznie jeszcze się nie spotykali, Mariusz wylewał żale nad swoim losem. Pisał, że nie dbam o dom ani o dzieci i myślę tylko o sobie. Że jestem leniwa i całymi dniami chodzę do kosmetyczek, fryzjerów i na zajęcia jogi, podczas gdy on się zaharowuje. Że nasze małżeństwo to fikcja od lat. Że ja nie kocham ani jego, ani synów, i nie interesuję się w ogóle domem.

Miałam ochotę wpaść do sypialni

Kiedy się poznaliśmy, byłam świetną rehabilitantką, kochałam swoją pracę. Ale potem zaszłam w ciążę. Uznaliśmy z Mariuszem, że nie będziemy zatrudniać niani, bo nie zajmie się z takim oddaniem naszym synkiem, jak ja. A kiedy już Olek miał iść do przedszkola, znowu zaszłam w ciążę, i znowu na kilka lat postanowiłam zostać w domu. Kochałam moją pracę i brakowało mi jej bardzo. Ale jeszcze bardziej kochałam moją rodzinę i to jej oddałam się w pełni. Nawet nie pamiętałam, kiedy ostatni raz byłam u kosmetyczki!

Z naszym siedmiolatkiem i trzylatkiem było tyle roboty, a kiedy jeszcze dołożyć do tego prowadzenie domu, ledwo mi wystarczało czasu, aby się uczesać i umyć zęby. Jak on może o mnie pisać takie rzeczy?! – nie mogłam uwierzyć. Odłożyłam komórkę na miejsce. Jednak do rana nie udało mi się zasnąć. Nie wiedziałam, co robić. Czułam jak grunt usuwa mi się spod nóg.

Rano weszłam na stronę biura

Znalazłam bez problemu profil Nataszy Karskiej oraz jej numer telefonu. Nie był to jednak numer podpisany „Marek” w liście kontaktów mojego męża. Serce zaczęło mi mocniej bić. „Czy mój mąż ma kochankę, a oprócz tego jeszcze flirtuje z koleżanką z pracy?” – rozmyślałam. „Ale przecież ona może mieć dwa telefony. Służbowy i prywatny. Mariusz też tak miał na początku, ale z biegiem lat zrezygnował z prywatnego”.

Tego dnia poszłam do swojego brata Tomka. Poprosiłam go, żeby ze swojego telefonu zadzwonił pod numer „Marka” i sprawdził, czy należy do Nataszy. Tomek jak zwykle bez zbędnych komentarzy złapał za komórkę.

– Dzień dobry, czy to Natasza? – zapytał swoim głębokim głosem. – Natasza Malinowska? Ach, nie? Najmocniej przepraszam. Mam telefon od znajomego, coś musiał poplątać. Miłego dnia – szybko się rozłączył.

Ubrałam się skromnie

– Powiedziała, że nazywa się Natasza K. – powiedział mój brat. – To dobrze czy źle? – spytał z troską.

– Sama nie wiem – westchnęłam.

Pewne było to, że Mariusz ma romans z kobietą, której dane znałam. Ale co miałam z tym teraz począć? Zrobić karczemną awanturę? A jeśli zakochany małżonek, w swoim zaćmieniu miłosnym wybierze ją? Jeśli postanowi zostawić mnie i chłopców, zniszczyć naszą rodzinę?! Zranił mnie strasznie, ale mimo wszystko nie mogłam stracić tego, co przez lata razem stworzyliśmy. Nasi chłopcy nie mogli zostać bez taty. Nie mogłam na to pozwolić! Kilka dni snułam się jak duch. Żal mi rozrywał serce.

Z czasem zaczął mu towarzyszyć strach. Wiedziałam, że nie mogę bezczynnie siedzieć, gdy ktoś mi kradnie męża, ale czułam się jak w potrzasku. W końcu zdecydowałam się opowiedzieć wszystko Tomkowi. Miałam kilka koleżanek, ale one by zrobiły z tego dramat. A ja potrzebowałam rzeczowej pomocy. I nie zawiodłam się.

– Słuchaj, sprawa jest prosta – odparł, kiedy opowiedziałam mu o wszystkim. – Ona jest przekonana, że tobie nie zależy na rodzinie. I że się już z Mariuszem nie kochacie. Musisz sprawić, żeby spojrzała na to z twojej strony. Pokazać jej, że nie jest tak, jak on to przedstawia.

– Ale jak ty sobie to wyobrażasz? Mam do niej podejść na ulicy i powiedzieć, że bardzo się kochamy?!

– No nie, wiadomo, że nie. Trzeba coś wykombinować.

Przez kolejną godzinę, wymyślaliśmy plan uświadomienia Nataszy, ale nie wymyśliliśmy nic sensownego. Nie mogłam po prostu do niej zadzwonić, bo pewnie by w pewnym momencie odłożyła słuchawkę, a na spotkanie też raczej nie było szans. Na szczęście los przyszedł mi z pomocą. W poniedziałek szef powitał mojego męża wiadomością o awansie. Został liderem grupy.

– Widzisz, te wszystkie nadgodziny przyniosły efekt! – powiedział z uśmiechem, a w mojej głowie zaczął kiełkować plan.

Spotkałam się od razu z Tomkiem 

Nazajutrz zadzwoniłam do Nataszy pod numer z internetu. Byłam trochę zdenerwowana, ale też zdeterminowana, by walczyć o swoje.

– Dzień dobry, jestem żoną Mariusza K. – przedstawiłam się serdecznym tonem, aby nie wzbudzać paniki w mojej rozmówczyni. – Poznałyśmy się w galerii handlowej.

– Tak, pamiętam…

– Jak zapewne pani wie, Mariusz dostał awans. Chciałabym to uczcić i zaprosić kilka osób z jego pracy. Znam wprawdzie jego paru kolegów, ale kobiety najlepiej potrafią stwierdzić, kto z kim dobrze się dogaduje. I pomyślałam, że może mi pani pomoże w ustaleniu listy gości.

– Ale ja pracuję bardzo krótko…

– Na pewno przez ten czas udało się pani połapać w relacjach służbowych. Nie wyskoczyłaby pani ze mną na kawę w ciągu dnia, dosłownie na pół godzinki. Ustaliłybyśmy szczegóły.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Kobieta walczyła z myślami. Byłam pewna, że z jednej strony nie ma mowy, żeby się ze mną spotkała, a z drugiej jest szansa, że zwycięży ciekawość. Na szczęście wygrało to drugie.

– Dobrze, to możemy się spotkać o czternastej w tej cukierni koło naszego biura.

Nie szykowałam się za bardzo. Nie chciałam potwierdzać wizji o moim przesiadywaniu u fryzjera. Zrobiłam dyskretny makijaż, ubrałam się skromnie, ale tak, by podkreślić moją wciąż niezłą figurę. Natasza pojawiła się punktualnie. Wyglądała na spłoszoną. Usiadła przy stoliku, rozglądając się nerwowo. Byłam pewna, że nie powiedziała Mariuszowi o tym spotkaniu. Zabroniłby jej iść, a ona chciała mi się przyjrzeć.

– Dziękuję, że się pani zgodziła – powiedziałam z uśmiechem.

Przywołałam kelnerkę i zamówiłyśmy dwie kawy.

– Nie marnujmy czasu. Zapiszę sobie nazwiska osób, które pani zdaniem powinnam zaprosić.

Wyjęłam komórkę. Na pulpicie ukazało się zdjęcie przedstawiające mnie i Mariusza w miłosnym uścisku.

– To nasz ostatni wyjazd, w czerwcu – skłamałam gładko, zdjęcie pochodziło sprzed dwóch lat. – Zrobiliśmy spływ kajakowy, było naprawdę fantastycznie. Chłopcy piali z zachwytu!

Natasza patrzyła w zdjęcie jak zahipnotyzowana. Nie mogła oderwać oczu od naszych sylwetek w ciasnym uścisku. Postanowiłam iść dalej tym tropem.

– Ja osobiście nie przepadam za kajakami. Ale moi chłopcy, zresztą wszyscy trzej, uwielbiają, więc cóż mi pozostaje. Wiosłowanie! – roześmiałam się w sposób godny Oskara. – No dobrze, do rzeczy! Jak pani sądzi, kogo mogłabym zaprosić?

Skołowana Natasza podała mi kilka nazwisk, wraz z numerami telefonów, które skrzętnie zanotowałam.

– Bardzo pani dziękuję. Ale może bez tych formalności. Natalia jestem – podałam jej dłoń.

– Natasza – uśmiechnęła się słabo. – A kiedy chcesz zrobić to przyjęcie?

– W sobotę. Tylko nie mów, że nie masz czasu. Musisz być. Widać, że Mariusz bardzo cię lubi.

– Sprawdzę, czy mogę w sobotę.

– Koniecznie! A powiedz, czy w biurze kupujecie czasem ciasto?

– Zdarzyło się, bo ostatnio było Jana. Mieliśmy sernik, wszystkim smakował.

– Idealnie! Po prostu idealnie! Wiem, gdzie dostać bardzo dobry! – zawołałam. – Na ostatnią rocznicę ślubu Mariusz przyniósł wielki sernik. Był pycha! Zresztą to był w ogóle taki cudowny dzień. Mariusz jest niepoprawnym romantykiem. Jesteśmy razem już ponad dziesięć lat, a on potrafi mi zrobić piknik w ogródku pod gwiazdami! – łgałam jak z nut. – W tym roku było naprawdę niesamowicie, jeśli wiesz co mam na myśli – puściłam do niej oczko.

– To miłe – Natasza nie potrafiła ukryć zdumienia.

– Chcę zrobić różne tarty, kilka wytrawnych i kilka słodkich. To moja specjalność – teraz akurat nie kłamałam. – Mariusz najbardziej lubi ze szpinakiem i suszonymi pomidorami. Musi być u nas na kolację przynajmniej raz w tygodniu. I nie ma zmiłuj. Myślisz, że to dobre menu?

Nie mogłam się nadziwić, jak wszystko gładko mi idzie. Odhaczałam kolejne punkty z listy. Pokazać Nataszy, że: ubóstwiam dzieci, kocham męża, mamy satysfakcjonujące życie erotyczne, gotuję i zajmuję się domem oraz że dobro rodziny jest u mnie zawsze na pierwszym miejscu. Zostało mi jeszcze podkreślenie faktu, że jako rodzice także stanowimy wspaniały zespół.

– Tak się miło rozmawia, ale niestety muszę lecieć. Olek zaraz kończy lekcję tenisa. To nasz ulubiony sport. Oboje z Mariuszem gramy, kiedy tylko się da. Teraz dołączył do nas starszy syn – sprawnie znalazłam zdjęcie w komórce i pokazałam mojego małego sportowca na korcie z rakietą w dłoni. – Na Kacperka jeszcze za wcześnie. Ale za parę lat będziemy mogli grać w debla.

To było świetne! Wizja przyszłości mojej rodziny, której fundamenty są tak trwałe, że żadna Natasza ich nie naruszy. Osiągnęłam zamierzony efekt. Mina dziewczyny była bezcenna. Nawet zrobiło mi się jej szkoda. Otrząsnęłam się jednak szybko.

– Bardzo dziękuję za listę gości. Nie chciałam zaprosić kogoś nieodpowiedniego, a wypytywanie Mariusza zepsułoby efekt. Domyśliłby się. Tyle niespodzianek mi zrobił w życiu, że czas się porządnie odwdzięczyć – dodałam, wstając od stolika. – Pójdę zapłacić za kawy, jesteśmy w kontakcie! – rzuciłam, pozostawiając zdruzgotaną Nataszę samą.

Schodziły ze mnie emocje

Nawet nie przypuszczałam, że mam takie zdolności aktorskie. Po południu dostałam wiadomość od męża, że jednak będzie na obiedzie w domu, bo klient odwołał prezentację mieszkania. Zjedliśmy całkiem miły rodzinny posiłek, a kiedy Mariusz usnął, sprawdziłam jego telefon. Wyglądało na to, że Natasza nic mu nie powiedziała o naszej kawie. Napisała tylko, że źle się czuje i musi odwołać spotkanie. Wszystko szło według mojego planu.

To była dobra dziewczyna. Dała się omotać Mariuszowi, będąc przekonana, że jesteśmy nieszczęśliwą parą. Wierzyła, że nie interesuję się dziećmi, zaniedbuję dom i myślę tylko o sobie. Kiedy zobaczyła inny obraz naszej rodziny, dopadły ją wyrzuty sumienia. Nie wiem, czy Natasza powiedziała Mariuszowi o naszym spotkaniu… Nazajutrz zadzwoniłam do niej z przykrą wiadomością, że Kacperek dostał gorączki i nie będę go mogła w weekend wywieźć do babci, więc z przyjęcia nici.

– Bardzo żałuję – mówiłam jej. – Ale może to i lepiej. Zamiast wielkiej pompy będziemy celebrować awans Mariusza we czwórkę, rodzinnie. Na kanapie przy jakimś filmie. Co prawda spędzamy tak wszystkie weekendowe wieczory, ale możemy zamówić pizzę. Pilnujemy na co dzień, żeby chłopcy jedli zdrowo, więc zrobimy sobie święto! – paplałam. – Ale oczywiście wizyta u nas cię nie ominie! Jak tylko Kacperek wyzdrowieje, zapraszam na tartę.
– Dobrze. Muszę kończyć…

Od tamtych wydarzeń minęło kilka miesięcy

Było w nim sporo wiadomości do Nataszy z prośbą o spotkanie, ale pozostawały bez odpowiedzi i w końcu przestały się pojawiać. Do dzisiaj nie wiem, czy Natasza opowiedziała Mariuszowi o naszym spotkaniu. Tak czy owak, mąż przestał zostawać później w pracy, tłumacząc to zdobyciem wyższego stanowiska. Niestety, jego zdrada tkwi jak wielki cierń w mojej duszy. Nie potrafię zapomnieć słów pełnych zachwytu, które pisał do innej kobiety, i kłamstw na mój temat. To boli. I z biegiem czasu nie przestaje. Nie potrafię mu przebaczyć. Na razie jestem z nim dla moich chłopców. Nie mogłabym zburzyć im szczęśliwego, bezpiecznego domu. Są za mali, by przechodzić przez piekło rozwodu.

Stoczyłam bitwę, aby mieli przy sobie mamę i tatę. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że jestem zdolna do wymyślenia takiej intrygi i wprowadzenia jej w życie. Los udowodnił mi, że dla dobra dzieci jestem w stanie zrobić wszystko.

Natalia, 35 lat

Czytaj także:
„Siostra migała się od opieki nad mamą, ale do spadku była pierwsza. Wykorzystała jej stan, by dostać działkę”
„Byłem biedakiem, dopóki nie poznałem żony. Dzięki niej czerstwy chleb zamieniłem na kawior, a kawalerkę na willę”
„Z przyjaciółką dzielę życie i faceta. Mamy po 50 lat i żyjemy w trójkącie. Nigdy nie byłam szczęśliwsza”

Redakcja poleca

REKLAMA